Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
To zdecydowanie nie był jej dzień. Wydawało się prosto i chyba trochę nie doceniła swojej przeciwniczki. Czy raczej przeciwników. A może był to po prostu pechowy zbieg okoliczności, ale nie dało się nie zauważyć, że gdyby nie pojawienie się małego smoka, całość mogła potoczyć się zupełnie inaczej i dużo bardziej po jej myśli.
Mały gad puścił jej nogawkę i wylądował na ziemi, ale ten krótki moment, kiedy musiała poświęcić mu uwagę, w zupełności wystarczył, żeby Beatrycze pokonała dzielący je dystans praktycznie niezauważona. Być może skaleczyła ją nożem, nie była pewna, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo wylądowała na plecach na ziemi. Kassandra syknęła, czując uderzenie twardego gruntu, ale znacznie bardziej przez to, że szybko zdała sobie sprawę ze swojego błędu. Wolną ręką, którą miała wcześniej zamiar wyciągnąć długi sztylet, ale nie zdążyła, sięgnęła do włosów dziewczyny, chcąc ją odciągnąć na bok. Zacisnęła właśnie palce, lecz te rozluźniły się za chwilę, kiedy rękojeść noża uderzyła ją w skroń. W szamotaninie Beatrycze nie mogła dobrze wycelować, ale chyba wyszło jej to na dobre, bo skutecznie oszołomiło złodziejkę, która nawet nie próbowała chwilowo wstać.
Offline
Beat, jako że właściwie rzuciła się na Kassandrę, to owszem, zdążyła zaciąć się nożem w rękę łapiąc rękojeść - zapach krwi podrażnił jej nozdrza, nienawidziła go, powodował, że robiło jej się niedobrze...
...Tyle że w chwili obecnej była na tyle obładowana adrenaliną, że jej mózg nie miał nawet właściwie czasu na to porządnie zareagować. Była zbyt skupiona na tym, żeby przetrwać, w końcu to była niebezpieczna sytuacja, dziewczyna walczyła z nożowniczką.
Tamta chciała odciągnąć ją za włosy, ale na szczęście nie zdążyła, bo jak się okazało, trochę chaotyczny ale wycelowany w głowę cios rękojeścią trafił, skutecznie oszałamiając napastniczkę.
Beatrycze nie czekała na drugą taką okazję, zresztą to nie tak, że zależało jej na tym, żeby zrobić tamtej krzywdę, chciała tylko uratować siebie, Itha, no i swój telefon.
Kobieta sprawnie zgramoliła się z obcej, prawie że odskakując do tyłu jak oparzona, i dalej trzymając nóż zerknęła na Itha, który stał gdzieś z boku, w drzwiach. A potem jej wzrok spoczął na chatce.
Była na tyle wytrzymała, żeby ich tam w środku przetrzymać? Normalnie zasugerowałaby po prostu ucieczkę, ale cholera wie, czy po tym kopniaku Ith nie miał czegoś złamanego, dość marnie brzmiał jak upadał, no a jeśli by zasłabł gdzieś w czasie biegu to kiepsko.
Beat szybko popędziła w stronę drzwi. Zajrzała do wnętrza chaty - wydawała się być w miarę zabezpieczona przed intruzami, znaczy, no okna mogły pewnie by zostać rozbite...I wtedy będą w dupie, ale patrząc na to, że nie wiadomo było, czy Ithowi coś jest czy nie, to chyba nie mieli zbytnio innego wyjścia. Lepsze to, niż targanie jaszczurki wielkości średniego psa przez chaszcze z nożowniczką siedzącą ci na ogonie, na dodatek nożowniczką, która teraz pewnie byłaby bardziej wkurwiona. Chociaż w sumie to Beat już sama nie była pewna, nie była strategiem, działała pod wpływem emocji i adrenaliny.
Kobieta zatrzasnęła za sobą drzwi, tym samym zamykając samą siebie i Itha w środku chaty. Liczyła na to, że drzwi może mają jakiś zamek, ale najwyraźniej się myliła, bo gówno wisiało z boku, zardzewiałe... W ogóle strasznie mało rzeczy było w tym domku, pewnie rozkradli.
Nie podobało jej się zbytnio używanie własnych pleców jako barykady, ale nie miała zbytnio póki co wyjścia, chyba, że gdzieś w głębi budynku było coś do zastawienia wejścia...
Spojrzała na Itha.
-Żyjesz?-Powiedziała, nadal była strasznie nabuzowana, nadal nie ogarnęła, że się zacięła, i nadal trzymała ten cholerny nóż w ręce. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie władowali się w coś w stylu pułapki. Może jednak lepiej było uciec przez las? Kurwa, już sama nie wiedziała, trudno było jej to ocenić w jakikolwiek logiczny sposób.
Ostatnio edytowany przez Beat (2023-01-03 16:15:17)
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Długo nie postał, zaraz przysiadł ociężale na ziemi. Wciąż trochę kręciło mu się w głowie, najpewniej z samego szoku, bo chociaż jego upadek wyglądał dość marnie, nie uderzył w podłogę aż tak mocno. Obserwował tylko poczynania Beat, trochę nieobecnie, bo sylwetki dwóch szarpiących się kobiet powoli mu się zlewały.
Dotknął jedną z łap klatki piersiowej, starając się ocenić, jak mocno oberwał. Dalej bolało, ale chyba niczego nie złamał, aż tak delikatny w końcu nie był, cała ta sytuacja bardziej go zaskoczyła niż zraniła. Z tego też powodu powoli zaczął dochodzić do siebie, ale zawroty głowy wciąż pozostały, podobnie jak niespokojny oddech. Nie dziwne więc, że podskoczył ze strachu, gdy jedna z sylwetek w drzwiach nagle wstała i rzuciła się w jego kierunku. Zielony zerwał się z podłogi i pokuśtykał w głąb budynku, nie spuszczając wzroku z drzwi, które po chwili zamknęły się z trzaskiem.
Zmrużył powieki, starając się przyglądnąć uważniej sylwetce, która była z nim teraz zamknięta. Nie pomagało to, że w leśniczówce było dość ciemno, a obie kobiety jak na złość miały długie włosy, które w tym świetle wyglądały niemal tak samo. Kobieta po chwili odwzajemniła spojrzenie i odezwała się do niego, na co gad zareagował cichym westchnięciem przepełnionym ulgą. Dobra, czyli jeszcze chwilę pożyje.
-Ta, nic mi nie będzie. - rzucił niemrawo, a gdy jego wzrok trochę się ustabilizował, wbił go w czerwoną szramę na jej dłoni. Zapach krwi też nie umknął jego uwadze, był teraz wyjątkowo drażniący. -Ona ci to zrobiła? - mruknął, unosząc niezgrabnie łapę i wskazując na jej dłoń.
Widział, że Beat przytrzymywała drzwi i rozglądała się wokół. Chwilę zajęło mu, zanim zarejestrował, o co mogło jej chodzić, i dopiero wtedy dołączył się do poszukiwań. Na drugim końcu pokoju stały krzesła, może to by się przydało? Gorzej, jak są tak stare, że rozsypią się kiedy tylko się je dotknie. Zerknął na Beat, po czym bez słowa pokuśtykał w stronę mebli i zaczął targać jedno z krzeseł w stronę drzwi. Szło mu to dość niezdarnie, ale po jakimś czasie dociągnął przedmiot na miejsce, po czym znów rzucił Beat szybkie spojrzenie. Nie miał zbytnio siły na to, by gadać, zresztą nastroju też nie, więc liczył na to, że kobieta domyśli się, co z tym zrobić.
Offline
Przez dłuższą chwilę nie bardzo wiedziała, co się wokół niej dzieje. Kroki Beatrycze dobiegły jakby z oddali, dużo cichsze i bardziej dudniące, niż powinny, a stuk drzwi chyba jej umknął, kiedy próbowała skupić się na pierwszym dźwięku. Miała w głowie mętlik, który nie pozwalał nawet się podnieść, a kiedy otworzyła oczy, świat wirował jak w karuzeli. Wtedy też zaczęło wirować coś jeszcze, jakiś kształt, który zdawał się na nią spaść? Ale nie poczuła uderzenia.
— No no, kogo my tu mamy... — padł męski głos, a kiedy obraz zaczął zwalniać, dostrzegła twarz pochylającego się nad nią bandyty. I co gorsza, znała tę twarz.
— Cs... — Kassandra odepchnęła się od ziemi, by odpełznąć nieco i podnieść się, ale zdążyła jedynie unieść się na rękach, nim solidny kopniak nie posłał jej z powrotem na ziemię jakiś metr dalej.
— Milcz, suko, bo o nic cię nie pytam!
Zakaszlała, łapiąc łapczywie powietrze. Cios był na tyle dobrze wymierzony, że bandyta zdążył dobiec do niej i chwycić za rękę, którą już złapała ostrze. To ożywiło Kassandrę, która zaczęła się z nim szarpać, próbując dosięgnąć do szyi lub najlepiej twarzy przeciwnika. Przeturlali się na bok, aż znowu wylądowała na dole. Miała plan, ten jednak przewyższał ją wagą, a cios z pięści dał mu wystarczająco długi moment, by jej własne ostrze przytknąć do gardła Valley.
— Mam cię dość, pchlarzu, za wszystko zapłacisz z nawiązką — warknął, a po skórze dziewczyny spłynęła stróżka krwi.
— Odpierdol się ode mnie — mruknęła i splunęła mu w twarz, na co ten wykrzywił się, ale nie puszczał jej drugiej ręki.
— Żałosne. — Bandyta szybkim ruchem zabrał sztylet z jej gardła i wbił go w prawe ramię Kassandry, której krzyk wyrwał się mimowolnie. — Zaraz pójdziesz ze mną i sobie pogadamy, co ty na to? — Wyciągnął sztylet z rany i ponownie przyłożył jej do szyi, oczekując odpowiedzi.
Kassandra fuknęła na niego, szczerząc zęby.
Ostatnio edytowany przez Kassandra (2023-01-05 17:36:29)
Offline
Beat na słowa Itha trochę się uspokoiła, ale tylko minimalnie. Dobra, przynajmniej wiedziała, że chociaż nie będzie musiała go targać przez pół lasu, nie wiedząc, gdzie idzie, na zupełnie nieznanych dla siebie terenach. To był plus. Oznaczało to, że jeśli tamta wariatka dość szybko się odwali, to będą mogli kontynuować podróż.
...Na następne pytanie Itha tylko zacisnęła mocniej usta.
Kurwa.
Nie chciała o tym myśleć, naprawdę nie CHCIAŁA, bo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak widok czy zapach krwi na nią działał. Nienawidziła krwi, na samą myśl robiło jej się niedobrze, a teraz nie dość, że zraniła się w rękę (miała nadzieję, że tylko w rękę, i że nie wykrwawia się na śmierć, tylko tego nie czuje przez adrenalinę, czy coś), to jeszcze była w sytuacji zagrożenia życia. Adrenalina mieszała się w niej z lękiem, powodując, że czuła się słabo, właściwie nie wiedziała do końca, kiedy trafi ją szlag i zaczną latać jej mroczki przed oczami, nie ufała do końca samej sobie.
-...Ta. Może.-Powiedziała, zaciskając na chwilę powieki i starając się ignorować metaliczny smród wypełniający jej nos. Zaraz jednak otworzyła oczy, czując jakieś hałasy, i gdy zobaczyła, że Ith targa w jej stronę krzesło, ta szybko ruszyła do przodu, chwytając za mebel i zastawiając nim drzwi, tak, żeby te blokowały klamkę. Tak, musiała działać zadaniowo, nie mogła teraz mdleć, nie mogła sobie na to pozwolić. Szybko poszła po kolejne krzesło, jednocześnie czując, jak kręci jej się w głowie. Niedobrze, pomyślała, po czym chwyciła za starość i przytargała do drzwi, zastawiając je. Tak dodatkowo, na wypadek. Nie do końca ufała temu wszystkiemu.
Wpatrzyła się w tak stworzoną konstrukcję, miała nadzieję, że wytrzyma... Inaczej będą w niezłej dupie.
Kobieta dopiero teraz właściwie zaczęła powoli czuć szczypanie ręki, bardzo ale to bardzo nie chciała na nią patrzeć, bo wiedziała, że wtedy na pewno zaliczy zgon, a nie do końca chciała się w to bawić, no nie w takiej sytacji i nie w takiej chwili. Już i tak było jej słabo. I pewnie wyglądała trochę blado. Beatrycze wypuściła dość ciężko powietrze z ust, rzuciła nóż na ziemię, a potem podeszła do ściany, trochę chwiejnie, chociaż bardzo się starała, żeby to tak nie wyglądało. Przystanęła przy niej, i oparła się o nią ramieniem, opuszczając lekko głowę, czuła, że świat zaczynał jej trochę wirować przed oczami, to nie był dobry znak. Zniżyła się, siadając pod ścianą, usiłując jakoś się ogarnąć.
-...Daj mi chwilkę.-Mruknęła, przyciągając kolana do siebie i siadając z głową między nimi, starając się zmusić jakoś mózg do współpracy. Nie, Beat, nie możesz teraz mdleć. Nie wolno ci.
Dopiero po dłuższej chwili poczuła się trochę lepiej, i uniosła wtedy głowę, zerkając na Itha.
-...Możesz... Możesz popatrzeć na moją rękę?-Powiedziała, chociaż jej głos brzmiał jakoś tak nieswojo, trochę sennie. Jeśli ten się zgodził zerknąć na ranę, to mógł zobaczyć, że właściwie nie wyglądała ona za głęboko, i było to raczej podłużne, powierzchowne nacięcie niż coś poważnego, no ale trochę krwi się z tego lało, tak, jak na takie głupie zranienia przystało. Beat wzdrygnęła się trochę, gdy zapach krwi znów uderzył ją w nozdrza. W sumie Ith mógł zobaczyć, że Beatrycze wyglądała trochę niemrawo, jakby zrobiła się trochę bledsza, i zdawała się ogólnie być jakoś tak bardziej... Poddenerwowana.
Znaczy, było jej TROCHĘ lepiej niż chwilę temu, ale ogólnie nadal czuła się tak, jakby zaraz miała albo zemdleć, albo zwymiotować, albo jedno i drugie, i właściwie walczyła trochę sama z sobą, żeby nie odwalić jakiejś sceny, w końcu fakt, że miała taki problem przez krew był dla niej samej trochę ubliżający. Zdarzyło jej się już mdleć od tego, że się zacięła na przykład w kuchni, i za każdym razem czuła się przez to paskudnie, więc teraz, gdzie była przy obcym gadzie, tym bardziej nie do końca chciała pokazywać się z tej strony.
...
...I to właśnie wtedy, gdy tak siedzieli już dłuższy czas, z zewnątrz zaczęły dobiegać jakieś głosy, i odgłosy... Szarpaniny? Beat trochę dzwoniło w uszach, ale mogła przysiąc, że słyszała męski głos. A potem coś jak kaszel. A potem nagle dalsze gadanie, i ...
Jakiś krzyk.
-...Co jest...-Wymruczała, po czym trochę niemrawo uniosła się z ziemi, licząc na to, że dostrzeże coś przez okno.
No i dostrzegła.
Jakiś mężczyzna przygniatał teraz tamtą do ziemi, i przykładał jej nóż do gardła, cała scena nie wyglądała zbyt kolorowo, i prawdę mówiąc Beat trochę przeszły ciarki. Szczególnie, gdy uświadomiła sobie, że sztylet tamtego był czymś upaprany, nie widziała za dobrze, ale no, raczej nie był on czysty.
To... To nie wyglądało dobrze.
Przez głowę Beat przetoczyło się nagle kilka myśli, praktycznie jednocześnie. Najpierw była to ulga - o, tamta wreszcie się od nich odczepiła, dobrze jej tak. Potem coś w rodzaju strachu, bo co jeśli tamten jak już skończy z nią, to spróbuje dostać się tutaj? deszczu pod rynnę tak naprawdę. A na samym, samiutkim końcu dziewczyna uświadomiła sobie, że w sumie ... W sumie...
...W sumie to czuje się winna.
Kurwa, pomyślała sobie. Czy ta cała sytuacja była z jej powodu? No w końcu ogłuszyła tamtą, może uderzyła ją trochę za mocno... I może teraz to przez to ta nie potrafiła się wybronić? A co, jak zginie? Kurwa, no nie, znaczy... Dobra, zaatakowała ich, Beat się jej w sumie bała, ale z drugiej strony kobieta znała samą siebie, i wiedziała, że nie wybaczy sobie, jeśli stanie się przez nią komuś coś złego. Już i tak była na siebie zła, że w ogóle zaproponowała postój w tej cholernej chałupie, jak by szli dalej to całej tej sytuacji by pewnie nie było, ale no oczywiście, jak zwykle miała pecha. Jakby... Tak, tamta zrobiła im obydwojgu krzywdę, i Beatrycze miała w pełni świadomość, jak bardzo irracjonalne było z jej strony współczucie tamtej, czy jakiekolwiek odczuwanie empatii wobec niej, ale... Ale...
Kurwa no, nie chciała, żeby przez nią ktoś zginął. Gdzieś z tyłu jej głowy zaskrzeczały wesoło od dawna nietknięte demony, przez myśl przemknęło jej, że jeśli pozwoli tamtej umrzeć, to będzie to tak samo, jak z jej rodziną i ...
...
...Nie chciała tego. Naprawdę tego nie chciała. Sumienie nie dałoby jej spokoju pewnie już do końca życia, i zadręczałaby się tym. Dobrze wiedziała, do czego to doprowadzi. Znów będzie czuć się chujowo, znów zacznie pić, wyląduje w punkcie zerowym.
A wszystko przez jakieś kurewskie portale.
Beatrycze zmarszczyła brwi, czując się cała spięta.
-...Ej, Ith.-Zaczęła powoli, przypatrując się całemu temu teatrzykowi za oknem.-...Tę laskę ktoś zaraz chyba zabije...-Powiedziała, nie spuszczając wzroku ze sceny za szybą. Umilkła, tylko po to, żeby po chwili nagle dodać:
-Nie możemy jej tak po prostu zostawić.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Przekrzywił głowę, widząc reakcję na jego pytanie. Beat zachowywała się dość dziwnie, co było trochę martwiące. Nie widział, co dokładnie działo się podczas ich szarpaniny, może tamta uderzyła ją w głowę, czy coś? Albo co gorsza dźgnęła ją nożem? Nie widział na ubraniach Beat krwi, co było trochę uspokajające. Kobieta po chwili zajęła się przysuwaniem mebli do drzwi, i na tamten moment wyglądało na to, że było z nią trochę lepiej.
Ith przysiadł znów na ziemi, po czym wbił wzrok w podłogę, tak jakby trochę odpłynął. Zawroty głowy powoli mijały, ale zamiast tego zaczynał doskwierać mu ból w miejscu kopnięcia. Nie na tyle ostry, by podejrzewać jakieś obrażenia wewnętrzne, ale na tyle, by być irytującym. Przymknął oczy, po czym nabrał głęboko powietrza, a po chwili kichnął. No tak, wciąganie powietrza nosem w tak zakurzonym pomieszczeniu nie było dobrym pomysłem. Potrząsnął głową z niezadowoleniem, i wtedy właśnie w oczy rzuciła mu się Beat stojąca przy ścianie. Wyglądała... dość marnie, jej kolejne słowa tylko to potwierdziły. Ith wbił w nią pytający wzrok, ale ta chyba nawet tego nie zauważyła, bo zaraz usiadła pod ścianą z głową między kolanami. Chyba nie warto było pytać o jej stan, to raczej było oczywiste, tylko co jej się działo? Chyba się nie wykrwawiała, prawda? Rana na jej dłoni nie wyglądała tak poważnie, zresztą wyczułby duże ilości krwi. Może faktycznie dostała czymś w głowę? To by znacznie utrudniało sprawę, bo nie miał pojęcia, co zrobić w takiej sytuacji. No dobra, tak czy inaczej nie miał pojęcia, co robić, nie znał się na pierwszej pomocy, zwłaszcza u ludzi.
Ponowny dźwięk jej głosu wybił go z rozmyślań. Chwilę zajęło mu zarejestrowanie jej słów, ale gdy tylko ogarnął, o co go prosi, wstał i nieco niezgrabnych podskokach zbliżył się do niej. Rzucił okiem na jej ranę, która, tak jak wcześniej zauważył, nie wyglądała zbyt groźnie. Czy to naprawdę było wszystko? Wyglądała, jakby straciła połowę krwi, a tymczasem była to właściwie szrama. Ith spojrzał na nią pytająco.
-Będziesz żyć. - dodał, wysilając się na nieco żartobliwy ton.
Zaraz jednak umilkł, widząc niemrawy wyraz twarzy Beat. Wyglądała, jakby miała zemdleć. Albo zwymiotować. Tylko dlaczego? Rana była lekka, więc skąd taka reakcja? Dopiero po chwili dotarło do niego, że kobieta może... brzydzić się krwi. No tak, to było oczywiste, czemu wcześniej o tym nie pomyślał? Może to dlatego, że na nim jej widok nie robił wrażenia, a już na pewno nie w tak wielkich ilościach. Może w jej świecie to nie było normalne?
Nie miał czasu na zastanawianie się, bo zza drzwi dobiegły hałasy, wraz z kolejnym, tym razem męskim głosem. Zielony spojrzał niepewnie na Beat, która wyglądała na zamyśloną. On sam niczego nie powiedział, tak jakby bał się, że ten ktoś zza drzwi go usłyszy, co mogło się właściwie wydarzyć. Niby krzyki zza drzwi skierowane były chyba do tamtej drugiej kobiety, ale kto wie, wolał nie ryzykować. Podążył wzrokiem za Beat, kiedy ta podeszła do okna, ale sam pozostał na miejscu. I dobrze, bo jej kolejne słowa zbiły go z tropu na tyle, że przysiadł na ziemi.
-Oszalałaś? Ona chciała nas wcześniej zabić! - krzyknąłby, gdyby nie fakt, że w dalszym ciągu starał się zachować ciszę, dlatego brzmiało to bardziej jak zirytowany szept. -Niech sobie sama radzi. - burknął.
Offline
Serce biło jej jak oszalałe, wcale przy tym nie pomagając zachować siły czy rozsądek. Tego drugiego potrzebowała wcale nie mniej. Sekundy płynęły nieznośnie długo i prędko zarazem, instynkt krzyczał, krzyczał głośno, kiedy czuła ból gniecionego nadgarstka, kiedy chłodne ostrze zjechało jej z szyi prosto na dekolt, szarpiąc cienką tkaninę, rysując skórę na czerwono, kiedy plama na jej ramieniu rosła. Instynkt nadal krzyczał. Drap. Gryź. Uciekaj. Nie mogła zrealizować żadnego z tych planów, ale namacała na ziemi kamień.
Gwałtownym zamachem przywaliła facetowi w prawe ramię, czym mocno zachwiała go, aż musiał łapać równowagę, w okrasie jakichś przekleństw, na które nie zwróciła wielkiej uwagi. To była jej szansa do wykorzystania, toteż Sandra zebrała się w sobie i zignorowała ból ramienia, by unieść się nieco i sięgnąć do ostrza. Słowa pełne groźby latały gdzieś w powietrzu, ale ona chyba nawet tego nie słyszała, skupiona absolutnie tylko na przeżyciu, nie mogła sobie teraz pozwolić na ani chwilę zawahania, zastanowienia, żaden błąd, bo ten kosztowałby ją życie.
— Tak się bawisz... kurwo, to skończymy... szybciej... — sapnął, starając się opanować jej machające wokół kończyny, bo Kotka wiła się jak węgorz. Mimo to znalazł chwilę, by rzucić okiem wokół, w tym w stronę chaty. — Twoja koleżanka do nas nie dołączyy? — rzucił za chwilę, a Valley skrzywiła się.
— Nie pierdol, nikogo tam nie ma! — prychnęła, nie będąc pewną, na ile w ogóle mógł w to uwierzyć, ale zdecydowanie nie zamierzała dawać mu dodatkowej zabawy z jakimiś przybłędami. Chociażby dla zasady.
Wciąż nie mogła go z siebie zrzucić, nie znalazła też z powrotem swojego kamienia, który wypadł jej z ręki i potoczył gdzieś. Zamiast tego jej palce natrafiły na znajomy, metalowy kształt. Bandyta był nie gorzej od niej uzbrojony, ale z jakiegoś powodu nie chciał tak od razu wszystkiego kończyć, nie wcześniej, kiedy miał na to okazję. Cóż, powody były różne i łatwe do odgadnięcia, ale to i lepiej dla niej.
Drugą dłonią chwyciła za nóż, zaciskając z całej siły, choć i tak zdołał się przesunąć i upuścić trochę krwi. Nie było jednak tragedii, zdołała unieruchomić mu broń, przynajmniej jedną, bo był też inny problem. On sam.
Poczuła ogłuszające uderzenie w skroń, potem kolejne, następnego już nie zauważyła, jakby zderzyło się z niewidzialną ścianą, jaka wyrosła między nią, a pięścią.
Facet wstał i splunął na ziemię, przyglądając się przez chwilę dziewczynie. A potem zerknął znowu na chatkę, a dokładnie to okno, gdzie wcześniej widniała twarz dziewczyny. Prychnął coś pod nosem i ruszył w ich stronę dość nonszalanckim krokiem.
— No to kogo my tu mamy? — rzucił, zbliżając się do okna, by zajrzeć do wnętrza leśniczówki. W ręki wciąż trzymał zakrwawiony nóż, a z jego wykrzywionych lekko ust wydobył się cichy śmiech. — Wiesz, że tu nie ma zamka? — rzucił dość głośno i ruszył do drzwi, lecz te nie ustąpiły w pierwszej chwili. Krzesło wytrzymało zwykłe szarpnięcie, ale ile mogło naprawdę? Mężczyzna w pierwszej chwili się zdziwił, a potem wydał się nawet rozbawiony. — No chooodź, cip cip, cii... — I nie dokończył, bo spomiędzy jego żeber wysunęła się szybko końcówka długiego sztyletu, a on wkrótce runął na ziemię bezwładnie.
— Pierdol się... — szepnęła Kassandra i zrobiła kilka chwiejnych kroków w tył, nim nie zatoczyła się całkiem i ciężko przysiadła na ziemi, właściwie to przewróciła się do tyłu, niemrawo podpierając ręką. Wywołana tym kolejna fala bólu trochę przyćmiła jej umysł i dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy położyła się całkiem na leśnej ściółce. Jej rękaw i bok koszuli były mocno zakrwawione i prawdopodobnie to dlatego co chwilę kręciło jej się w głowie.
Offline
Beat na słowa Itha o swojej ręce odetchnęła cicho, dobra, czyli nie mogło być źle, skoro tamten miał ochotę na żarciki. Zaraz jednak zadział się ten cały szajs, i Ith odpowiedział jej na jej... No, właściwie stwierdzenie.
Kurwa. No w sumie miał rację. Baba chciała ich jak najbardziej zatłuc, na dodatek zraniła ją w rękę, a Itha kopnęła ... Ale z drugiej strony nosz kurwa, zostawianie jej na śmierć ... Cholera.
Czemu ona w ogóle wpakowała się w taką sytuację??? To było zupełnie nie na jej głowę, przecież dobrze wiedziała, że ma nasrane we łbie na tyle, żeby potem mieć jakieś większe rozkminy moralne, i dodatkowo robienie sobie wyrzutów. Naprawdę, nie miała pojęcia, jak zareagować. No bo co, zielony mówił prawdę, że ich zaatakowała, ale z drugiej strony... Ale w sumie... No ale ...
Beat sapnęła ciężko. A potem spojrzała na Itha.
-No masz rację... Ale słuchaj, myślisz, że...--I tu urwała, bo nagle typ, który najwyraźniej atakował wcześniej Kassi, wyrósł przed oknem, trzymając zakrwawiony nóż. Z gardła Beat wyrwał się zdławiony okrzyk gdy ta odskoczyła instynktownie do tyłu, nie spodziewała się tego, gdy facet zaczął kopać w drzwi panicznie rozejrzała po pomieszczeniu, szukając ostrza, które ukradła kobiecie, a które kilka chwil temu rzuciła na podłogę.
Tyle, że nie musiała zbyt długo szukać.
Głos mężczyzny nagle gwałtownie się urwał, zamiast tego zza drzwi dobiegł ją dźwięk tąpnięcia czegoś ciężkiego na podłogę, jednocześnie do chatki nagle napłynął zapach świeżej posoki.
O kurwa.
Beat pobladła, zaciskając mocniej usta.
Czy...
...
Czy oni byli właśnie świadkami jebanego morderstwa?
Kobieta wpatrywała się przez chwilę w drzwi, jakby oczekując kolejnego kopniaka, krzyków, czegokolwiek, ale na zewnątrz nagle zrobiło się bardzo, bardzo cicho. Beatrycze cała się spięła, kurwa, co robić? Wyjść na dwór? Ten facet dalej tam jest? A ta babka? A co, jeśli doszedł ktoś trzeci, i zarżnął ich oboje, a teraz czekał na to, aż ona i Ith wyjdą? No i ten zapach krwi...
Poczuła, jak znów robi jej się niedobrze. A dopiero co poczuła się lepiej. Postąpiła nogami nerwowo w miejscu, jakby nie wiedząc do końca, co ze sobą zrobić, i właściwie jak zareagować.
Spojrzała na Itha nerwowo, w jej oczach tliło się przerażenie.
-Uh...-Zaczęła niepewnie, nie chciała tam wychodzić. Na pewno nie sama, na pewno nie pierwsza. Zemdlałaby na bank. To nawet nie chodziło o tchórzliwość, ale znała samą siebie, i wiedziała, że jak zobaczy trupa, to na bank zezgonuje. -...Weź...Weź idź pierwszy, co?-Powiedziała. Po czym dodała szybko, tak, żeby może go bardziej przekonać: -Jesteś mniejszy niż ja, to cię nie zauważą od razu... Jeśli żyją...-
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
W przeciwieństwie do Beat, nie przejmował się aż tak tym, co stanie się z tamtą kobietą. Znaczy, nie życzył jej śmierci czy coś, tego nie życzył nikomu, ale no jednak nie uważał, że zasłużyła na jego pomoc. Może było to trochę samolubne, ale nie miał ochoty na kolejnego kopniaka albo gorzej. Mimo to, zachowanie Beat nie umknęło jego uwadze, wyraźnie widać było walkę, jaka toczyła się w jej głowie. Musiał przyznać, że jakiś cichy głosik w jego głowie zaczął siać wątpliwości. A może powinni jej pomóc...? Nie, trzymał przy swoim, nie ulegnie tak łatwo. Mogła nie szarżować na nich z nożem.
Beat przyznała mu rację, na co kiwnął głową z cieniem satysfakcji. Dobra, czyli się zgadzali. Teraz tylko siedzieć cicho i przeczekać całą sytu-... Ith wbił w kobietę pytające spojrzenie, po czym powędrował wzrokiem w kierunku, gdzie ta się patrzyła. Niemal podskoczył na widok typa z nożem, w ostatniej chwili odsuwając się na bok. Inaczej Beat pewnie by się na nim przewróciła, bo również zareagowała panicznie. Ith wbił przerażone spojrzenie w okno, przez chwilę mierząc nożownika wzrokiem. Wtedy też zauważył ostrze, jakie po chwili znalazło się między jego żebrami. Zielony cofnął się o krok, gdy typ runął na ziemię, po czym przeniósł spłoszony wzrok na kobietę, która pojawiła się na jego miejscu. Nie napatrzył się na nią długo, bo ta zaraz zniknęła z jego pola widzenia.
Spojrzał niepewnie na Beat, która chyba nie widziała całej tej akcji. Szybko jednak domyśliła się, co się stało. Zapach krwi prędko rozniósł się po leśniczówce, a po jej minie było widać, że ona też go wyczuła. Ith był trochę mniej przerażony, wciąż był w szoku, ale kwestia śmierci nie była mu obca. Fakt, preferował dietę roślinożerną, ale zdarzało mu się polować na inne istoty, więc nie było to dla niego nic nadzwyczajnego. Bardziej obawiał się tego, co zrobi tamta kobieta za drzwiami.
Zielony rzucił Beat przelotne spojrzenie, po czym pokicał w stronę okna i wgramolił się na parapet. Wyciągnął szyję na tyle, by sprawdzić, czy tamten typ żyje. Chwilę przyjrzał się jego trupowi z przekrzywioną głową, tak jakby chciał się upewnić, że ten zaraz nie wstanie, ale kałuża krwi dookoła tylko się powiększała, a po samym nożowniku nie widać było oznak życia. No i dobrze.
Na słowa Beat odwrócił się od okna, starając się ukryć nieco usatysfakcjonowany wyraz pyska, zwłaszcza kiedy zobaczył, jak blada jest tamta.
-Ale że... - zaczął, patrząc to na Beat, to za okno. Westchnął, po czym dodał. -No dobra.
Zeskoczył z parapetu ze stęknięciem. No tak, ból o sobie przypomniał. Niepewnym krokiem skierował się do drzwi, po czym dość niezdarnie odsunął krzesła blokujące wyjście. Pchnął drzwi i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Cisza. I pustka. Nikogo nie było. Otworzył drzwi nieco szerzej, po czym wyszedł na zewnątrz. Okej, tamten typ na pewno nie żyje, ale co z tą drugą...? Podskoczył w miejscu na nagły dźwięk gdzieś niedaleko. To chyba było... stęknięcie? W każdym razie musiało należeć do tamtej kobiety. Cholera.
Bardzo wolnym krokiem skierował się w jej stronę, trzymając się dość blisko ziemi. Kto wie, czy ta nie czai się na niego z nożem, wolał nie rzucać się raczej w oczy. Łuski na jego ciele powoli przybrały odcienie otoczenia, maskując go na tle leśniczówki. Smród krwi nasilał się z każdym krokiem, a już po chwili jego oczom ukazał się widok trupa mężczyzny. Fu, jaki obleśny typ. Kobieta leżała nieco dalej i na pierwszy rzut oka też wyglądała na martwą, jednak do jego uszu dotarł jej niespokojny oddech. W każdym razie nie wyglądało na to, by stanowiła dla niego zagrożenie, zwłaszcza jeśli zachowa dystans, na czym w tej chwili poprzestał. Nie chciał się odzywać, chciał w pierwszej kolejności zorientować się, jak kobieta zareaguje na jego obecność. Jeśli w ogóle go zauważy.
Offline
Chyba nawet nie zauważyła w tym wszystkim, że odsunęła się bardziej, niż musiała. Planowała? Właściwie odsunęła się odruchowo, nie miało to teraz większego znaczenia, a tylko oddalało sąsiedztwo świeżego trupa. Teraz jednak odgradzał ją od niego również jakiś krzew i wysokie trawy, przez co Ith faktycznie mógł jej od razu nie zauważyć.
Ona również nie zwróciła uwagi na małego smoka, nie była świadoma obecności jego skradającej się osoby. Mało czego była świadoma, starając się chwilowo uspokoić, co nie było proste przez utratę krwi. Robiło się z tego błędne koło. Kassandra przytknęła rękę do rany na ramieniu, syknęła przy tym cicho, ale miała nadzieję, że choć trochę to pomoże, zanim ona sama zbierze się i spróbuje zorganizować jakiś opatrunek. Tak, to był teraz priorytet, musiała myśleć jasno i praktycznie...
Offline
Ith wyszedł na zewnątrz, otwierając drzwi, i przy okazji wpuszczając więcej zapachu posoki do środka chatki, na co Beat wyraźnie się skrzywiła. Gdy smok wyszedł już z pomieszczenia, ta przykucnęła, podpierając się rękoma o ziemię, usiłując jakoś się uspokoić, tak chociaż trochę.
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Miała świadomość, że czy tego chce, czy nie, będzie musiała tam wyjść i skonfrontować się ze świeżym truchłem. Chociażby po to, żeby zobaczyć, czy Ithowi nic nie jest. Problem był taki, że totalnie nie była na to gotowa, i właściwie nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzi. Szczególnie, jeśli tamta baba też jest martwa, to już w ogóle. Jakby, nie była przyzwyczajona do takich widoków ani zapachów, i teraz kobieta usiłowała gorączkowo wymyślić, jak przeprowadzić całą akcję, żeby nie paść na pysk gdy tylko wyjdzie z chaty. Morderstwa i cały ten syf z nimi związany jednak bardzo nie były w jej guście, i prawdę mówiąc czuła się strasznie osaczona całą tą sytuacją.
Dobra, raz kozie śmierć, pomyślała sobie, wstając po chwili, po czym lekko trzęsącymi się rękoma chwytając za nóż leżący na podłodze. Tak dla dodania sobie odwagi. Powoli i niechętnie podeszła do drzwi, jednocześnie zasłaniając nos jedną ręką, a tą ręką z nożem odpychając krzesła i robiąc sobie więcej przejścia.
Wdech, wydech.
Ostrożnie otworzyła szerzej drzwi, po czym nabrała głęboko powietrza w płuca... I wyszła na zewnątrz, wstrzymując oddech.
Widziała mniej więcej, gdzie widział truposz, jednakże nawet na niego nie spojrzała - poświęciła mu tylko tyle uwagi, ile było trzeba, to znaczy, przez przymrużone powieki upewniła się, że nie wdepnie w krew. Szybko zrobiła kilka kroków gdzieś na bok, starając się jak najbardziej oddalić od potwornego widoku, i dopiero wtedy, gdy była już trochę dalej, znów nabrała powietrza do płuc.
Zapach krwi uderzył ją w nozdrza, i to na tyle mocno że Beat poczuła się tak, jakby miała zaraz wymiotować. Skupiła się, starając się powstrzymać odruch wymiotny, i zamiast tego rozejrzała się trochę chaotycznie, usiłując zobaczyć, jak się ma sytuacja.
Nie dostrzegła zakamuflowanego Itha, natomiast udało jej się dostrzec ruch gdzieś dalej, w pewnej odległości od leśniczówki. To była ta babka?... Chyba tak, Beat trochę trudno było się skupić, piszczało jej w uszach i wszystko wydawało się jakieś takie niewyraźne, jakby śniła. Ale tak, to chyba była ta kobieta. Czyli jeszcze żyła. Niby dobrze, ale z drugiej strony co, jeśli zaraz się na nią rzuci... Beatrycze zacisnęła mocniej rękę na uchwycie noża, nie była pewna, czy chce się zbliżać. Ale gdzie do cholery był Ith? Chyba go nie złapała ta wariatka, co nie...?
Kurwa, kurwa, kurwa mać. No szło się tylko zesrać. Mentalnie.
Co powinna zrobić w tej sytuacji? Jednak podejść bliżej? Na razie odczekała, głównie dlatego, że prawdę mówiąc trochę ją sparaliżowało ze stresu, chociaż jednocześnie była gotowa do ewentualnych dalszych ruchów.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Nagły ruch kobiety trochę go spłoszył, ale Ith pozostał na miejscu i obserwował jej poczynania. Szczególną uwagę poświęcił jej dłoni, doszukując się w niej rękojeści ostrza, jednak nic takiego nie nastąpiło. Chyba... przyciskała dłoń do ramienia? Trochę ciężko było stwierdzić z jego perspektywy, ale to miało sens. Dobra, czyli go nie widziała, a nawet jeśli widziała, to chyba nie miała złych zamiarów...? Przynajmniej na tę chwilę...
Odwrócił się słysząc z tyłu kroki, jednak zaraz uspokoił się na widok Beat. Ta jednak nawet na niego nie popatrzyła, do tego zaraz zaczęła się rozglądać, tak jakby go nie widzia-... No tak. Nie widziała. Dalej się kamuflował. To wiele wyjaśniało. Ith powoli przesunął się tak, by znaleźć się w jej polu widzenia, tak żeby nie przestraszyła się, gdy nagle do niej zagada. Następnie się skupił, a jego łuski powoli przybrały swój naturalny odcień, który dalej do pewnego stopnia kamuflował go na tle trawy. Rzucił Beat przelotne spojrzenie, upewniając się, że ta już go widzi, po czym przeniósł wzrok na leżącą w trawie kobietę.
-To... Co teraz? - rzucił cicho do Beat, przysuwając się parę kroków w jej kierunku. -Już tu nikogo więcej nie ma, możemy chyba już iść? - spojrzał na towarzyszkę, licząc po cichu na to, że nie przyjdzie jej do głowy granie bohatera.
Offline
Beat stała tak przez chwilę, usiłując jakoś powstrzymać mdłości i zawroty głowy, jednocześnie starając się ogarnąć sytuację. To wszystko ją po prostu trochę przerastało. Nawet trochę bardzo. Jakby, nigdy wcześniej nie widziała morderstwa, najbliżej do widzenia trupa - a właściwie ZOSTANIA trupem - było wtedy, jak jej siostra upierdoliła ją w ramię z taką siłą, że wylądowała na OIOMie. Potem był jeszcze cały ten cholerny wypadek samochodowy, ale nie pamiętała z niego za wiele... Plątanina myśli przewijała się w jej głowie, właściwie powodując, że kobieta po prostu stała przez jakiś czas, ogarniając wzrokiem otoczenie, z jakby odrobinę zdezorientowanym wyrazem twarzy, trochę tak, jakby ktoś ją dopiero co wybudził z drzemki. Z marazmu właściwie wyrwało ją nagłe pojawienie się Itha, który... Nagle zmienił kolory? Jak jakaś ośmiornica. To na tym Beat postanowiła się skupić, kierując swoją uwagę na małego smoka, tak, żeby nie spanikować.
Wsłuchała się w jego słowa, chociaż ich sens dotarł do niej jakby trochę z opóźnieniem. "Możemy chyba już iść"... No tak, tak. Mogli. Powinni nawet. Ale...
Beatrycze zawahała się.
-A co z...Tamtą, ona żyje jeszcze?-Powiedziała cicho, nerwowo. Nie miała zielonego pojęcia, jak się zachować, jeśli tamta faktycznie żyła to chyba ... Musieliby jej pomóc, co nie? Nie wiedziała, jak to wygląda tutaj z prawem, nie chciała władować się w kłopoty, poza tym nadal czuła się trochę winna, ale z drugiej strony wizja ucieczki wydawała się tak kusząca...
...Ogólnie, Beat odnosiła wrażenie, że przegrzewa jej się mózg. Adrenalina i stres robiły swoje. Chyba jedna z gorszych sytuacji, w jakich była. Totalnie nie wiedziała, jak się zachować, więc po prostu wpatrzyła się wyczekująco w Itha, z napięciem wymalowanym na twarzy.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Przekrzywił głowę, przyglądając się Beat. Dalej nie wyglądała zbyt dobrze, w sumie nie dziwne, smród krwi otaczał ich ze wszystkich stron. Właściwie to lepiej byłoby, gdyby wróciła do środka, tylko co wtedy? Mieli tak po prostu tam siedzieć? Zapach krwi miał to do siebie, że przyciągał stworzenia wszelkiego rodzaju, zwłaszcza te groźne. Raczej nie chciał tu dłużej zostać.
Powędrował spojrzeniem w stronę rannej kobiety, gdy Beat zadała mu pytanie. No... chyba jeszcze żyła, co nie? Jeszcze chwilę temu się ruszała, ale dopiero teraz doszło do niego, że właściwie to już jakiś czas była cicho. Bardzo cicho. Może już się wykrwawiła?
Westchnął cicho, po czym ostrożnym krokiem skierował się w jej stronę. Nic, zero reakcji, tak jakby go nie widziała. Ith rzucił Beat przelotne spojrzenie, po czym zwrócił się znów do kobiety. Zbliżył się do jednej z jej stóp, krzywiąc się lekko na wspomnienie o kopniaku. Po chwili namysłu dotknął ją łapą, po czym szybko odsunął się na krok w oczekiwaniu na reakcję z jej strony. Będąc tak blisko, udało mu się usłyszeć jej oddech, więc jeszcze żyła, nawet jeśli nie zareagowała na jego dotyk.
Odsunął się parę kroków, po czym odwrócił się znów do Beat.
-No... Chyba tak. - rzucił do niej, wolnym krokiem kierując się w jej stronę. -Ale to nie nasz problem. Ja bym się stąd zabierał. - dodał cicho, gdy już znalazł się koło towarzyszki.
Offline
Beat obserwowała poczyniania Itha, gdy ten podszedł do kobiety i dotknął ją. Ta nie zareagowała...
...To raczej nie świadczyło o niczym dobrym. Obca się wykrwawiała, może była już na skraju śmierci, cholera wie, w każdym razie... No, Beatrycze nie do końca wiedziała, jak zareagować.
Jej ręka odruchowo powędrowała do jej ust, miała w zwyczaju obgryzać paznokcie, gdy się stresowała, a teraz była bardzo zdenerwowana. Kurwa, co robić? Pomóc, nie pomóc? Wysłuchała Itha, który w tym czasie zdążył już do niej wrócić. Nie ich problem... No niby nie ich, ale z drugiej strony no zostawiać tak kogoś na śmierć? Nie pasowało jej to. Po prostu jakoś tak kłóciło się z jej przekonaniami. Wiedziała, że ona sama nie chciałaby być tak zostawiona, znaczy, okej, kobieta ich faktycznie zaatakowała, ale kurde, teraz była chyba bezbronna...? Przez myśl przebiegło jej, że nawet, jak wtedy siostra rozjebała ją na łopatki, to ta suka koniec końców wezwała pomoc. I co, i Beat miałaby być gorsza? Zostawić jakąś typiarę na śmierć? Kurde, babka wybitnie nie miała teraz jak ich zaatakować...
A nawet, jeśli nie była do końca bezbronna, to sądząc po woni krwi roznoszącej się dookoła obcej, Beatrycze wątpiła, żeby ta się jakkolwiek opierała.
Beat zerknęła na Itha, potem na obcą. A potem znów na Itha.
-...Ona umrze.-Mruknęła Beat.-Weź poczekaj chwilę.-Dziewczyna była wyraźnie niepocieszona, i gdy zaczęła iść w stronę tamtej, trzymając śmieszny nóż, który jej ukradła w gotowości, wyglądało to trochę tak, jakby sama się do tego zmuszała. Bo w sumie tak było. Chryste, może dlatego miała takiego pecha w życiu. Trzeba było zachowywać się jak zielony i mieć ludzi w dupie.
Beatrycze skrzywiła się, podchodząc bliżej, zapach krwi zrobił się jeszcze bardziej wyraźny. Cieszyła się tylko, że nic nie jadła od dłuższego czasu, przynajmniej nie miała za bardzo czym wymiotować; Było jej niedobrze, bardzo niedobrze, i w sumie gdy stanęła nad kobietą to zaczęła kwestionować swoje decyzje, ale jednocześnie miała świadomość, że to chyba lepsze niż późniejsze robienie sobie wyrzutów do końca życia.
Zerknęła na stan tamtej, na jej poważnie krwawiące ramię, i momentalnie uciekła wzrokiem w bok. Boże, to było paskudne... Znów zakręciło jej się w głowie, przez chwilę po prostu stała, dusząc w sobie odruch wymiotny, dopiero po chwili odważyła się wziąć głębszy oddech (co wcale nie pomogło, smród posoki uderzył ją z pełną siłą w nozdrza i kobieta poczuła, że powoli nie wyrabia) i pochylić się nad wykrwawiającą się.
No.. Dobra. To pytanie co teraz.
Pierwsze co zrobiła, to szybko rozejrzała się w poszukiwaniu broni - nie chciała zostać dźgnięta przez tamtą, jeszcze tylko tego brakowało - i gdy zobaczyła, że jest w miarę bezpieczna, zerknęła znów na dość mocno krwawiące ramię, jednocześnie krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Jak miała to zatamować? Dało się to w ogóle ogarnąć??? Nie za bardzo chciała babrać się w krwi tamtej, jeszcze dostanie jakiegoś... AIDS albo coś... Znaczy, nie wiedziała czy w tym świecie jest AIDS? Ciężkie pytanie, w ogóle cała ta sytuacja była ciężka. Ciężka jak chuj.
-Ughhh... Um.- Beatrycze zerknęła na tamtą, dość mocno skołowana. Właściwie jak się robiło opatrunki? Pamiętała, że kiedyś cośtam czytała, chyba jeszcze do szkoły, ale ... To było tyle lat temu...
... Powinna zrobić jakąś ... Opaskę uciskową czy coś???
Chyba...
Najpierw pewnie powinna w ogóle zdjąć z niej te ciuchy, żeby widzieć, co dokładnie się tam podziało w tej ranie. No teraz będzie w ogóle ciężko.
-Spró...Spróbuję ci pomóc.-Wymamrotała trochę niewyraźnie, czując, że jej układ nerwowy zaraz zaliczy jakiegoś fikołka. Trochę niemrawo spróbowała odsunąć jej rękę, którą trzymała na zranieniu, i chwyciła za ubrania tamtej, nie wiedziała do końca jak się za to zabrać. -Nie rzucaj się, dobra.-To było raczej stwierdzenie niż... Prośba. Beatrycze czuła się jak w jakimś paskudnym śnie, wszystko zdawało się takie odległe, więc właściwie próba jakoś odsłonięcia rany odbyła się w jej wykonaniu dość mechanicznie. W ogóle zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna odciąć rękawa. Jak inni ludzie zachowują się w takich sytuacjach???????????? Dziewczyna, starając się ignorować smród krwi, oddychała teraz trochę przez usta, chociaż to w sumie też nie dawało zbyt dużo.
Ogólnie, masakra. Klęczała teraz przy tamtej, nóż miała dość niezdarnie włożony do kieszeni, i szarpała się z ubraniami. No pięknie.
Jak już w końcu udało jej się dostać do rany, to wcale nie było lepiej. Co teraz? Pewnie powinna w nią coś wepchnąć, nie? Właśnie w stylu... Rękawa, czy coś? Kurwa, jak się robi opatrunki, kurwa, kurwa...
Wewnętrznie panikowała.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Słyszała kroki i słowa wokół, lecz zdawały się dobiegać z dalsza, niż powinny. Jakby miała zatkane uszy. Może faktycznie tak było? Albo tylko nie mogła się skupić, to na pewno. Już sam fakt, że nie umiała dokładnie powiedzieć, ile osób kręci się wokół i z której właściwie strony. Powinna się stąd zabrać, instynkt krzyczał w jej głowie i wołał o szybką ewakuację, ale niestety nie posiadła jeszcze zdolności teleportacji. A szkoda, pewnie uratowałoby jej to teraz skórę.
Lekko przechyliła głowę, skierowując półprzytomne spojrzenie na nogi. To nie były nogi faceta, zdecydowanie nie tamtego faceta, a to już pewien dobry znak. Czyje w takim razie? Ostrożnie powiodła wzrokiem wyżej, po szczupłej sylwetce, aż na twarz niebieskookiej dziewczyny. Ona? Naprawdę ona? Tylko po co tu stała... Nie do końca stała, kucnęła za chwilę. Kasandra nieco lepiej zacisnęła palce na koszuli na ramieniu, choć i tak nie było to jakieś szczególne, właściwie niewiele zmieniało. W dodatku jej ręka ślizgała się na mokrym materiale. Ale było w tym swego rodzaju dobrodziejstwo. Ból poruszonej rany trochę przywrócił ją do rzeczywistości, a wzrokiem znów znalazła twarz dziewczyny. Skupiła się mocniej na słowach. Pomóc? Chciała jej... pomóc? Chociaż to teraz nie takie ważne, nie dlaczego, ważne, że w ogóle tak.
— Mam w ssss... — Syknęła cicho, kiedy niebieskooka zaczęła ściągać kolejne warstwy ubrania, a było ich w sumie dwie, bo swego rodzaju opaska, która robiła tu za stanik, nie miała ramiączek. — W ssakwie bandaż — dokończyła, jedną ręką starając się odpiąć sprzączkę sakiewki u pasa. Generalnie rozpięcie kamizelki z kapturem i koszuli pod niej nie stanowiło problemu, co najwyżej Beat miała parę guzików po drodze. — Weź to, przyciśnij — wymruczała po chwili, niemrawo podając jej zwitek gazy, a samej wydobyła drugi, tym razem bandażowy.
Offline
Beat udało się jakoś odsłonić ranę, jednocześnie nie mdlejąc patrząc na całą tą krew i wszystko. Działała naprawdę mechanicznie, głównie dlatego, że w tym momencie sytuacja była dla niej stresująca na tyle, że nie potrafiła myśleć tak do końca logicznie; Wzdrygnęła się trochę, gdy leżąca przed nią kobieta nagle się odezwała.
No tak. Bandaż, sakiewka.
Lekko trzęsącą się dłonią, częściowo ubabraną od krwi chwyciła za gazę, którą tamta jej podała, i postąpiła zgodnie z instrukcją. Miała przycisnąć do rany, to przycisnęła. Zobaczyła, jak materiał pod jej palcami powoli zaczął wchłaniać świeżą krew, nabierając tego intensywnie czerwonego koloru - zacisnęła mocniej usta, usiłując skupić się na tym, że ma przyciskać to gówno do ręki tamtej, usiłując jednocześnie ignorować nagłe zawroty głowy.
-Dobra, co teraz.-Powiedziała trochę niemrawo, w jej głosie dało się usłyszeć napięcie. Chciała, żeby to wszystko się już skończyło, no Boże no. Nie wiedziała, ile jeszcze wytrwa zanim jej mózg powie pa pa i po prostu zezgonuje, także wolałaby, żeby to wszystko przebiegało jak najszybciej, już i tak miała wystarczająco stresu na co najmniej cały następny rok.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Jego wzrok wędrował pomiędzy tamtą kobietą a Beat, zatrzymując się dłużej przy tej drugiej. Obserwował jej reakcję, bo odpowiedzi od razu nie otrzymał. Nie trudno było się jednak domyśleć po jej wyrazie twarzy, że ta ma wątpliwości. O nie, ona chce jej pomóc, prawda? Oczywiście, że tak.
To nie tak, że Itha kompletnie nie obchodził los tamtej kobiety. Też byłoby mu głupio ją tak zostawić, ale jednak instynkt nakazywał mu, by w pierwszej kolejności myśleć o sobie. Już raz ich zaatakowała, niewykluczone, że zrobiłaby to ponownie, a wątpił, by znowu ktoś jej to przerwał. Z drugiej jednak strony faktycznie leżała teraz i wykrwawiała się, więc raczej nie miała w sobie na tyle siły. No tak, ale musiał pamiętać, że nie byli w tej puszczy sami. Kto wie, co jeszcze przylazłoby tu za zapachem krwi. No ale dobra, niech jej będzie.
Kiwnął tylko głową na jej słowa, po czym z braku zajęcia zaczął obserwować jej poczynania. Sam nie wiedział, jak pomóc, więc wolał się w to nie pchać. Gdy Beat podeszła do kobiety, Ith podążył za nią parę kroków, tak żeby mieć lepszy widok na sytuację. Beat chyba też niezbyt się na tym znała, co zresztą było widać, no, o ile nie było to spowodowane stresem. To też była opcja.
Wzdrygnął się nieco na dźwięk głosu tamtej kobiety. Nie było w nim nic nieprzyjemnego, wręcz przeciwnie, no ale jednak miał z nią złe skojarzenia. Przekrzywił głowę, obserwując, jak Beat przyciska opatrunek do rany kobiety. Zerkał też na jej reakcję, bo przeczuwał, że ta ma teraz mętlik w głowie, wręcz spodziewał się tego, że jego towarzyszka zaraz przed nim padnie. Nie miał pojęcia, co by wtedy zrobił, pewnie zwyczajnie by stąd zwiał, nieważne, jak okropnie by się potem przez to czuł.
Przysiadł na ziemi i zaczął rozglądać się dookoła. Skoro nie pomoże przy zakładaniu opatrunku, to może przynajmniej posłuży za czujkę. Chociaż na to mógł się przydać.
Offline
Całe to zaangażowanie coraz bardziej ją rozbudzało z niemrawego letargu. To dobrze, to bardzo dobrze, bo nie miała zamiaru tutaj umierać. Jeszcze nie teraz, miała kilka rzeczy do zrobienia i parę lat w planach. Ale najpierw to, co jest tu i teraz, a nie było to wcale proste pod wieloma względami.
Spomiędzy zaciśniętych zębów dziewczyny ponownie wydobył się zduszony jęk czy też syk, kiedy nieznajoma zrobiła to, o co została poproszona. Nie było ważne, że Kassandra przygotowała się na to, może krótko, ale czas też nie miał tu wielkiego znaczenia. Grzebanie w ranach po prostu bolało, a w jej kącikach mimowolnie zjawiło się trochę wilgoci, którą zwyczajnie zignorowała. Dobra, to co teraz, świetne pytanie. Co ona właśnie wzięła do ręki? Bandaż, no tak, dobrze. Chwyciła go w dwie ręce, by rozwinąć, ale nawet tak okazyjne poruszanie barkiem nie było dobrym pomysłem, a kolejna fala ostrego bólu na moment sparaliżowała jej ramię. Może powinna to zszyć? Ale do tego potrzebuje lekarza albo chwili odpoczynku, no i musi to najpierw oczyścić. Później.
— Pomóż mi to owinąć — wymruczała zaraz, wysilając się na to, by mniej sprawną ręką docisnąć gazę do rany, tym samym uwalniając dłonie dziewczyny. Nawet nie specjalnie zauważyła jej stan, ale co się dziwić, niewiele teraz zauważała. Nawet obecność małego smoka zeszła gdzieś dalej, prawie zapomniana na rzecz wykonania opatrunku.
Offline
Beatrycze trochę się spięła, gdy tamta syknęła,, zaraz jednak skupiła się na bandażu, który tamta jej podawała. Puszczając gazę, którą teraz obca sama przyciskała sobie do ramienia, Beat trochę niezgrabnie zaczęła owijać zranione ramię, starając się jakoś to... No, ogarnąć. Chociaż prawdę mówiąc to nie było łatwe, dalej trzęsły jej się ręce. Starała się działać jak najbardziej zadaniowo, nie myśląc o tym, jak chujowa jest cała ta sytuacja. Prawdę mówiąc nie spostrzegła Itha siedzącego niedaleko, ale to głównie dlatego, że była zbyt zajęta obecnym zadaniem.
Boże, taki kawałek materiału i trochę gazy miało zatamować to krwawienie? Nie podobało jej się to. Znaczy, nie że znała się na medycynie, bo się nie znała praktycznie w ogóle, ale ... No obca wyglądała kiepsko, i kobieta miała złe przeczucia. Co do tego wszystkiego.
Jej upaprane trochę krwią Kassandry ręce w końcu uporały się z zadaniem, co prawda opatrunek nie wyglądał jakoś świetnie, no ale to musiało starczyć. Zerknęła ponownie na obcą, trochę niepewnie, najwyraźniej oczekując jakiegoś kolejnego polecenia.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Bolało, to z pewnością, ale dało się wytrzymać, a to był ważny postęp. Czy coś, nieważne, chciała tylko, żeby ten beznadziejny moment dobiegł wreszcie końca, jakikolwiek ten koniec miał być. Wiedziała, że nie powinna tak myśleć, że powinna walczyć, ale to była tylko pusta wiedza, rzeczywistość zawsze się rozjeżdżała z wyobrażeniem. Zazwyczaj na niekorzyść.
Manewrowała palcami tam, by umożliwić jej zawinięcie bandaża. Nie było to jakoś bardzo sensowne opatrywanie, ale nie spodziewała się niczego po dwóch kawałkach materiału. Miał pomóc tylko na chwilę, zanim nie weźmie się za to porządniej.
— Muszę się stąd zabierać... — wymruczała pod nosem, starając się podnieść przynajmniej do siadu z pomocą lewej ręki. Jej zielone ślepia za chwilę znowu wylądowały na dziewczynie, a ta mogła zobaczyć wewnątrz sporo niepewności. Cała ta sytuacja wychodziła na bardzo... dziwną. Nie tak to miało wyglądać. — Dziękuję — rzuciła cicho, na moment uciekając wzrokiem gdzieś na ziemię, by po chwili skupić się na młodym drzewku tuż obok, które miało pomóc jej wstać. Musiała się dostać do chatki, możliwe, że tam znajdzie coś przydatnego, a jeśli nie, to chociaż palenisko, bo było jej zimno.
Offline
Kobieta, którą Beatrycze dopiero co skończyła prowizorycznie opatrywać, chyba zdawała się trochę wrócić do żywych, bo nawet się trochę podniosła. Znaczy, obca dalej wyglądała kiepsko, ale chyba już nie była tak totalnie w dupie. Chociaż jeden plus, jakby nie patrzeć...
Beat odsunęła się trochę, a potem wstała ostrożnie, uważając na zawroty głowy - w sumie miała podobne odczucia co do Kassandry, może tylko z większą ilością strachu wmieszaną w cały ten paskudny nastrój. Dziewczynie nie podobało się to wszystko, i prawdę mówiąc dalej czuła się, jakby miała zaraz sama umrzeć, ale no, chociaż zrobiła coś... Chyba dobrego.
Niebieskooka zmierzyła obcą ostrożnie wzrokiem, jedynym pocieszeniem było to, że w kieszeni spodni Beatrycze dalej miała jej nóż, także w razie ataku może mogłaby się bronić...? Ale prawdę mówiąc, gdyby miała kogoś zabić, to chyba by tego nie wytrzymała.
Nieznajoma zdawała się jednakże nie być chętna do bójki, to też Beat tylko kiwnęła lekko głową na jej słowa, starając się ukryć drżenie rąk i fakt, że sama była dość blada na twarzy.
-Nie...Nie ma za co.-Powiedziała dość niepewnie, cofając się o kilka kroków, tak, żeby zrobić tamtej miejsce, jednocześnie jej spojrzenie uciekło gdzieś w bok, no i wtedy dostrzegła Itha.
-Może też już stąd chodźmy, co.-Mruknęła do smoka nerwowo, chciała się stąd jak najszybciej zabierać, musiała... Musiała umyć ręce. I się jakoś ogarnąć. Cokolwiek. -Jest tu gdzieś niedaleko jakieś jeziorko czy coś?-Powiedziała do zielonego, licząc na to, że ten będzie wiedział, i że wreszcie sobie stąd pójdą.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Na całe szczęście wyglądało na to, że w dalszym ciągu byli tu sami. Słychać było tylko odgłosy natury, no może poza odgłosami, jakie wydawała z siebie tamta ranna kobieta. Co jakiś czas zerkał w ich kierunku, chociaż bardziej z nudów niż z ciekawości. Dalej uważał, że powinni byli po prostu stąd pójść, ale co poradzić? W sumie... To mógłby pójść, nic go tu nie trzymało... No oprócz Beat. Obiecał sobie, że jej pomoże, głupio byłoby zostawić ją w takiej sytuacji.
Westchnął, po czym wbił niechętnie wzrok w jakieś tam losowe drzewo przed sobą. Nie pozostało mu chyba nic, jak czekać, aż coś się wydarzy. Na całe szczęście nie zajęło to dużo czasu, bo zaraz usłyszał pytanie, które zdecydowanie było skierowane w jego stronę. Spojrzał na Beat, bo to ona się do niego odezwała, ukradkiem zerknął jednak też na tą drugą. Podejrzliwie, bo tamta wyglądała na trochę bardziej przytomną, a to znaczyło, że mogła być zagrożeniem. Zaraz wrócił wzrokiem do Beat.
-Jest rzeka, właściwie to rzut kamieniem stąd. Możemy tam pójść. - odparł. Jemu było wszystko jedno, chciał się po prostu już stąd zabrać. Spojrzał znów na drugą kobietę. -A co z tamtą? - mruknął, nieco ciszej, tak jakby nie chciał, by tamta go usłyszała.
Offline
To raczej nie była poprawa stanu, nie taka faktyczna, a jedynie zebranie odrobiny sił na podniesienie się z miejsca. Kolejny zastrzyk adrenaliny? Być może. Faktem jednak było to, że znalazła się w korzystnej i bardzo groźnej sytuacji jednocześnie. Jeśli przeliczy własne siły, cała ich wspólna walka pójdzie na marne.
Wspierając się na młodym drzewku, stanęła w końcu w miarę pionowo, choć od tej zmiany zakręciło jej się w głowie, a przed oczami na dłuższą chwilę zagościła zupełna ciemność. Szum zakręcił się w uszach. Nawet gdyby chciała, nie miałaby możliwości nikomu nic zrobić i to akurat wiedziała aż za dobrze. Ostrzegawcze ziarenko paniki zaczęło kiełkować. Wiedziała też dobrze, że dużo jest osób, które chętnie skorzystałyby na tej sytuacji, zgarniając jej głowę jako trofeum. W tym i policja. Nie bardzo skupiała się na tym, co mówili między sobą, wolała znaleźć kolejne drzewo, które pomogło przejść dalsze trzy kroki.
Tak też, od jednej podpory do drugiej i po ścianie, dotarła do drzwi chatki. Przynajmniej nogi miała sprawne, jej problem polegał głównie na skupieniu i koordynacji, więc po chwili walki z klamką i własną ręką, weszła do środka. Opatulił ją przyjemny półmrok, a Kassandra starała się przywołać w myślach rozkład domu. Skręciła do kuchni, tak, to była faktycznie kuchnia, a to drobne spostrzeżenie wyjątkowo pocieszające. Za chwilę jednak przyszła myśl, że to przecież opuszczona chata, więc nic szczególnie przydatnego się w niej nie znajdzie. Wciąż musiała polegać na sobie.
Offline
Beatrycze, słysząc słowa smoka, poczuła pewną ulgę. Dobra, jest woda, czyli będzie mogła jakoś się ogarnąć, zmyje z siebie smród krwi i...Może jakoś to dalej będzie. -To chodźmy.-Powiedziała, i napięcie w jej głosie sugerowało, że kobieta chce się stąd zmywać raczej wcześniej, niż później.
Na następne zdanie, które padło z ust Itha, zawahała się przez chwilę.
Zerknęła ukradkiem w stronę obcej, tamta wstała, no i zaczęła gdzieś iść.
Beat nie za bardzo chciała bawić się w dalsze udzielanie jej pomocy. Już i tak zrobiła coś, co było cholernie mocno poza jej strefą komfortu.
-Chyba poradzi sobie sama... Idźmy już.-Ponagliła gada Beat, starając się zignorować zapach posoki dalej unoszący się w powietrzu, i teraz też częściowo bijący od jej rąk.
Zastanawiała się, czy jak już zejdzie z niej adrenalina, to czy zemdleje, czy coś. Zwykle mdlała na widok krwi. Teraz też prawie się to stało. Dlatego w jej interesie było, żeby znaleźli się jak najdalej stąd, gdy już opadną z niej emocje... Bo kobieta nie chciała zgonować przy tamtej nieznajomej. Nie wiadomo, na co tamta wpadnie.
Gdy Ith się już ruszył z miejsca, podążyła za nim dość szybkim krokiem.
//zt?//
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
[ Wygenerowano w 0.225 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 8.34 MB (Maksimum: 8.83 MB) ]