Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
Wathara przysiada na ziemi i ziewnęła, owijając ogon dookoła łap. Część towarzystwa była zajęta jedzeniem, Stark chyba był trochę skonsternowany tym, że płetwiasta przyniosła mu posiłek i za chwilę gdzieś zniknął - Wath najpierw to trochę zaniepokoiło, ale doszła do wniosku że w najgorszym wypadku po prostu go wytropią; Smoczyca siedziała sobie i odpoczywała, bo ten dzień mimo wszystko był stosunkowo męczący. W tym momencie jedna z obecnych gadzin zadała jej pytanie.
Niebieskooka spojrzała na nią, i przechyliła lekko łeb.
-...Może i się nie wyróżniam ale... Miejsce z którego pochodzę, jest naprawdę inne.- Zaczęła mówić, zamyślając się jakby trochę. -Mówimy na nie..-I tutaj z jej pyska wydobył się dźwięk wybitnie nie będący słowem w żadnym ze znanych im języków, brzmiało to dość specyficznie - niby jak słowo, ale jednak odgłos przypominał trochę charczenie, i dla niewprawionego słuchacza zapewne wybrzmiało to bardzo zwierzęco. -Chociaż wam to pewnie nic nie mówi... Krajobraz wygląda zupełnie inaczej.-Wathara zerknęła na smoczycę. -Nie wiem za bardzo, co chcesz wiedzieć, pytaj o co chcesz.
Offline
Pomijając uwagę ze strony Wathary, Liściak w ogóle się nie udzielał. Na widok zdobyczy żółtej smoczycy nagle poczuł się głodny, więc po upewnieniu się, że nigdzie ta śmieszna grupka się nie wybiera, wyprostował się lekko. Otrzepał się, mimo jego suchych łusek, po czym bez słowa zniknął w roślinności na górze.
Nie zajęło mu dużo czasu aby natrafić na ślad ptaków gniazdujących w koronach okolicznych drzew. Tak samo jak nie zabrało mu dużo czasu w koću znalezienie gniazda jednej parki, razem z garścią niewyklutych jeszcze jaj. Liściak oblizał się na ten widok, i zaraz zabrał się do ucztowania. Nie, żeby to było dużo, ale mimo wszystko była to dobra przekąska. Niestety rodzice wkrótce się zorientowali co się działo z ich gniazdem, i para ptaków zaczęła piszczeć na alarm. I nie tylko. Ponieważ zaraz Liściak poczuł kłucia na jego łuskowatej skórze, kiedy dzioby atakujących go ptaków trafiały celu.
Kładąc uszy po szyi, mały smok zawarczał i szybko się wycował. Nie chciało mu się polować na dwa świadome jego obecności ptaki, więc lepiej było się ulotnić. Ataki nadal trwały póki nie znalazł się na drzewie oddalonym z kilka metrów. Jedyne co zostało to małe bolesne punkciki na jego głowie oraz dalej wrzeszczące w oddali ptaki. Ale to go już nie interesowało, więc mały smok spowrotem skierował się tam, gdzie pamiętał, że grupa została.
Offline
Blaze spojrzała w kierunku Wathary z dziwnym wyrazem pyska, gdy usłyszała jej wypowiedź. Z jej perspektywy wyglądało to, jakby smoczyca co najwyżej się krztusiła. Już miała coś powiedzieć, ale otrzymała smoczy łokieć od Amiry.
— Masz rację, raczej niewiele nam to mówi — powiedziała, zastępując Blaze. — Spodziewam się, że nawet nie mamy gardeł, by wypowiedzieć tę nazwę.
Brzmiało to nawet jak żart, ale biała smoczyca nie za bardzo się śmiała — spokojna jak zawsze, ale uprzejma. Jej wzrok padł na inne smoki... Śmieszne, jak teraz wyróżniają się jeszcze bardziej niż zwykle. Życie. Zawsze były cudakami.
— Tak czy siak, nadal będzie ci się tutaj łatwiej wpasować — kontynuowała, po czym zamilkła, nie wiedząc, jak dalej poprowadzić rozmowę. Dawno nie rozmawiała z kimś, kto nie był Blaze.
— Jak ty w ogóle wydajesz te dźwięki? — wystrzeliła Blaze, nie będąc już powstrzymywaną przez Amirę. Biała smoczyca tylko przewróciła oczami, ale już tego nie skomentowała.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Wathara kiwnęla lekko głową w zamyśleniu, gdy Amira zwróciła uwagę na fakt, że różnice anatomiczne mogłyby potencjalnie przeszkodzić jej oraz tej drugiej na wymówienie nazwy jej domu. -...Możliwe.-Powiedziała, w sumie nie zastanawiała się nad tym wcześniej, ale faktycznie bardzo różniła się od smoczyc. Sam fakt, że tamte dwie były dwunogie...
-Pewnie tak. Chociaż nie wiem, jak to będzie, ten świat jest chyba jednak trochę inny...- Wath zawahała się, a potem spojrzała na Blaze, gdy ta zadała jej pytanie. Opuściła płetwy niepewnie, w sumie nie wiedziała, jak jej odpowiedzieć.
-No normalnie, tak jak się mówi.- Powiedziała, głupiejąc totalnie.
Offline
Minęło może pół godziny zanim wrócił, ale to, w jakim celu przepadł nie było od razu jasne. W pysku miał dużą garść... jakiejś roślinności. Trawy, liście, patyki, cokolwiek nie znalazł między drzewami, teraz dosłownie wysypywało się spomiędzy jego szczęk. Oprócz tego, trzymał grubą gałąź, której większość ciągnął za sobą. Ostrożnie przeszedł przez kłody i korzenie drzew, po czym ostrożnie położył swoje zdobycze na ziemi, parę kroków od reszty grupy. Chwilę im się przypatrzył, po czym podszedł do gałęzi i zaczął łapami odrywać od niej liście. Były one duże, około pół metra średnicy, kształtem przypominały serce i nie do końca pasowały do otoczenia. Jak widać zawędrował po nie dość daleko. Po chwili wziął do pyska parę liści, część roślinności z kupki obok, i podszedł w stronę Blaze i Amiry. Nic nie powiedział (pełny pysk mu na to nie pozwalał, zresztą wiadomo, że i tak był małomówny), zamiast tego trącił Amirę głową położył liście i trawy koło niej. To samo zrobił z Watharą, chociaż jej kupka trawsk była trochę mniejsza, a najmniejszą garstkę położył gdzieś pod drzewem, tym samym, na którym siedział Liściak. Na koniec wrócił do pozostałej roślinności, i bez słowa zaczął rozgarniać ją po ziemi. Ciężko było stwierdzić co dokładnie robi, dopóki jego nowa kupka nie zaczęła przypominać czegoś w rodzaju... gniazda? Na tyle dużego, by mógł się na nim położyć, co po chwili zrobił. Ziemia była mokra i lepka po deszczu, i jak się okazuje, gad miał swoje własne sposoby na taki problem.
Stark posłał pozostałym wymowne spojrzenie, po czym mruknął i ułożył łeb na "poduszce" z tropikalnych liści. Nie zasnął jednak od razu, chwilę jeszcze przypatrywał się towarzystwie, jakby był ciekawy, czy zrozumieją o co mu chodzi. Czy u nich też był taki zwyczaj? On sam nie wiedział, skąd mu się to dokładnie wzięło. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby spał na wilgotnej ziemi, w żaden sposób by mu to nie zaszkodziło. Z jakiegoś powodu miło kojarzył sobie tego typu gniazda, czasem miał wrażenie, że przywodzą mu na myśl coś, czego nie mógł sobie do końca przypomnieć. Nie spał w ten sposób za każdym razem, właściwie sam nie był pewien, czemu go teraz na to wzięło. Może to ten gest od Wathary? Możliwe, że w ten sposób chciał się odwdzięczyć.
Offline
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a las układał do snu. Konkretniej bagna. Wielka plątanina gałęzi i korzeni rozciągająca się nad nasiąkniętym wodą błotem ani trochę nie zachęcała do podróży. Życie jednak bardzo często miało zupełnie inne plany i tym razem nie pozostawiało mu żadnego wyboru. Chociaż w swojej upartości i tak postanowił spróbować.
Spokój bagien zakłócił nagły trzask gdzieś w oddali, może kilkaset metrów od zebranych gadów. Kilka gałęzi, może jakiś większy konar przegrały z kretesem pod niespodziewanym ciężarem.
Ksejgaak sapnął cicho i podniósł się na łapach. Otrzepał łeb i szyję, gdzie zaplątały się liście, połamane patyczki i inne leśne śmieci. Obejrzał się ponad siebie, gdzie kilka drzew wyraźnie ucierpiało, kiedy na nie spadł. Zrobił krok i momentalnie przykucnął pod ukłuciem bólu, aż warknął mimochodem. Sięgnął zaraz do tylnej łapy, robiąc niemal kocią wywrotkę w bajorze, do którego wpadł. Na szczęście niewielki badyl w stopie był jedyną rzeczą, jaką sobie wbił przy tym lądowaniu, nie licząc masy zadrapań, które skryły się pod futrem.
Futrem i tak już brudnym i obszarpanym, a miejscowo wręcz zwęglonym, więc nie przejmował się aż tak bardzo jego ogólnym wyglądem. Może nawet bajoro było dobrym pomysłem, maskowało nieco jego zapach.
Wstał ostrożnie i rozejrzał się po lesie. Gęstwina była kłopotliwa, wiele ścieżek pozostawało dla niego mało osiągalnych. Mógłby teoretycznie zmienić formę, ale gdyby miał się przyznać, to tego chyba najbardziej się obawiał i to nie tylko ze względu na grząski grunt. Zerknął jeszcze raz na górę, ale nie było opcji, by dał radę wspiąć się na którekolwiek z tych drzewek, pozostawało ruszyć przed siebie.
Tak też zrobił, powoli i mozolnie przeciskając się przez zarośla, wymijając pnie rosnące irytująco blisko siebie i schylając się przed opuszczonymi nisko konarami lub plątaninami pnączy. Chwilami bardziej opłacało mu się brodzić w wodzie, niż szukać ścieżek lądowych, miał tylko nadzieję, że jego rozmiar odstraszy większość potencjalnych głodnych istot.
Wylazł z bajora na nieco luźniejsze ziemiste przejście i wtedy też dostrzegł między drzewami kolory niepasujące do otoczenia. On sam był teraz wręcz bury, biel futra pozostała głównie na głowie i wzdłuż kręgosłupa, ledwie do końca grzbietu. Ubrudzone były również skrzydła, na których tak samo widać było sporo zwęglonych fragmentów. To one najpewniej ucierpiały najmocniej, spalone w znacznej mierze pióra nie zdołały unieść smoka dalej niż kilkadziesiąt metrów spadania do celu.
Ksej zamarł w miejscu, nie będąc pewien, czego ma się spodziewać po nieznajomych gadach. Rzucił okiem w jedną i drugą stronę, sprawdzając potencjalne drogi odwrotu. Może i był większy od każdego z nich, ale ci nadal posiadali znaczną przewagę liczebną, z którą nie chciał się mierzyć.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
W drodze powrotnej Liściak zdołał zdobyć jeszcze trochę pożywienia w formie małych ptaków, które pomimo dużej ilości małych kostek były trudnym posiłkiem, dostatecznie mu wypełniły żołądek. Do tego stopnia wręcz, że mały smok czuł już lekkie znużenie. Dlatego czym prędzej zmierzał w stronę miejsca, gdzie inne smoki przebywały. I ku jego szczęściu, nigdzie nie odeszły.
Liściak zszedł z wyższych gałęzi i wkrótce pojawił się w zasięgu wzroku innych, łypiąc na wszystkich po kolei żółtymi oczami. W końcu jednak skupił się na dziwnych stertach liści, ziemii i gałęzi. Przekrzywił ciekawsko łeb, zerkając na (chyba) już śpiącego Starka. Czyli to były... gniazda? Na to wygląda.
Jako mały smok, Liściak nigdy nie czuł się pewnie na otwartej przestrzeni. Jeśli była dostępna taka możliwość, trzymał się drzew czy innych zarośli, a w skrajnych przypadkach kamieni i głazów. Więc wizja spania na ziemii wydawała się absurdalna. Aż mu kolce na szyi zadrżały na samą tą myśl.
... Ale na około byli inni. I do tego to jego gniazdo było tuż pod drzewem. Liściak zgiął szyję ciasno w literę S, mentalnie ważąc wszyskie "za" i "przeciw". A co mu tam.
Zerkając na około, tak dla pewności, Liściak powoli zszedł z drzewa jak przerośnięta jaszczurka. Musnął powietrze językiem kilka razy, tak samo jak to gniazdo, po czym wszedł w kupkę liści. Pogrzebał w niej trochę, układając je do swojego uznania aż była ona odpowiednia. Znużenie tylko rosło, więc mały smok z ulgą położył się w kupce, prawie niknąc pośród zielonych liści. Przed zaśnięciem Liściak sapnął lekko kilka razy i wkrótce wszedł w płytki sen.
Na tyle płytki, że niedługo po zaśnięciu, jego uszy drgnęły jakby dotarł do nich podejżany dźwięk. Liściak jednak nie zerwał się z miejsca, dalej w półśnie. Przynajmniej do momentu, kiedy głośny trzask obudził część bagien. Zielone oczy otworzyły się szeroko, a klinowata głowa lekko się uniosła. Liściak słuchał chwilę w napięciu, leżał jednak nieruchomo, świadom swojego ukrycia i towarzystwa. Brązowy język wysunął się spomiędzy hakowatych narośli na pysku, smakując powietrze. Na jego nieszczęście jednak, Liściak był pod wiatr więc jedyne co wyczuł to zapach Starka.
Offline
Amira spojrzała po swoich skrzydłach, którymi pojedyńczo poruszyła. Nigdy nie była w szkole, ani nie otrzymała stereotypowej edukacji żeby wiedzieć na czym dokładnie działa grawitacja, ale nawet ona była w stanie stwierdzić że z jej skrzydłami mogła już tylko szybować. Nigdy nie była perfekcyjnym lotnikiem, jednak nagły brak umiejętności latanie wyjątkowo doskwierał. Podobnie zresztą odczuwała Blaze... No ale trudno. Nie była naukowcem żeby w ogóle się na tym znać. Lata samotnych podróży w dziczy nauczyło obydwie smoczyce podróżować na inne sposoby.
Zauważając dziwny gest Starka, biała smoczyca odsunęła się na rzecz sterty liści i gałęzi, które zostały przyniesione przez większego gada. Widząc jego własne poczynania dość szybko załapała o co mu konkretnie chodziło, chociaż jak Liściak - Blaze i Amira preferowały spać na drzewach lub ukryte. Obydwie nigdy nie lubiły zwracać na siebie uwagi, solidne ukrycie zawsze im pomagało temu zapobiec... Już wystarczająco przyciągały uwagę swoim zachowaniem.
— Dziękujemy. — Odezwała się Amira w stronę Starka. Pewnie musiał się nieźle nachodzić żeby to wszystko zebrać.
Biała smoczyca powoli wstała żeby przygotować posłanie dla siebie i Blaze. Zaczęła rozkładać liście tak żeby i dla niej i dla Czerwonej było wystarczająco miejsca.
W tym samym czasie Blaze się przysiadła do Wathary, zainteresowana jej osobą. Nie pomagał dodatkowo fakt, że była w swoim typowym nastroju - bycia głupkowatą. W przeciwieństwie do Amiry całkiem dobrze się bawiła w tym nowym świecie, a im dłużej tu były to było tylko lepiej. Szkoda życia na przejmowanie się.
— Brzmi jak Amira kiedy się na mnie wkurwia. — Zaśmiała się. — Raz tak na mnie zacharczała kiedy przez przypadek zafarbowałam jej włosy na czerwono... W naszym świecie znaczy. Wyglądała przekomicznie!
Już miała kontynuować dalej, zagadywać i mówić o głupotach, ale przyciągnął ją dźwięk... Kto tam wiedział, chodzenia, człapania? Na pewno było to dość głośneee...? Jej wzrok powędrował w kierunku źródła odgłosów. Smoczyca przesunęła się by szturchnąć Amirę, jednak ta się odwróciła szybciej. Łóźko było już tak naprawdę przygotowane.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Rozmowa Wath ze smoczycami została na chwilę zakłócona, gdy Stark wrócił ze swojego spaceru, niosąc dla nich liście w pysku. Najpiew smoczyca była odrobinę skonsternowana, bo jej pierwszą myślą było, że samiec będzie chciał zjeść liście - a nie wyglądał na roślinożercę - zaraz jednak gigant zaczął układać dla nich swego rodzaju gniazda, co w sumie miało sens, cytrynowej również zdarzyło się tak spać kilka razy. No tak.
Zrobiło jej się bardzo miło, mimo, że nie znała smoka zbyt długo to ten najwyraźniej był do niej całkiem pozytywnie nastawiony, no i prawdę mówiąc dodało jej to trochę otuchy w tej nowej sytuacji. Zresztą sama smoczyca trochę się do niego przywiązała, wydawał się być po prostu dobrym gościem.
-Dzięki, Stark.-Wath wstała, i ułożyła się na posłaniu, poprawiając je odrobinę tak, żeby było jej jak najwygodniej. A potem znów zerknęła na swoje rozmówczynie, przechylając głowę na słowa czerwonej. Tamta była najwyraźniej w nastroju do żartów, ale Watharze kompletnie to nie przeszkadzało. Atmosfera była po prostu miła.
-Na czerwono??-Gdyby gadzina miała brwi, teraz pewnie by je marszczyła, ale zamiast tego opuściła lekko płetwy. - Jak do tego w ogóle doszło, rzuciłaś w nią jakimś barwnikiem czy jak?- Cytrynową nigdy nie fascynowało malowanie futer i włosów, bo sama ich nie posiadała, ale postanowiła pociągnąć trochę rozmowę. No i w tym momencie ...
Najpierw poczuła charakterystyczny zapach, zanim jeszcze cokolwiek usłyszała. Już od jakiegoś czasu docierał on do jej nozdrzy, ale prawdę mówiąc ignorowała go, bo była w grupie - no i założyła, że ktoś może po prostu koczować w pobliżu, ale nagłego ataku się nie spodziewała -jednakże teraz nasilił się on znacznie - jakby zwęglona sierść i pióra, dość specyficzna, ciepła woń. Potem usłyszała dźwięki tąpania i łamanych gałęzi, jakby coś całkiem masywnego przesuwało się przez bagna otaczające grupkę. Wathara zerwała się i spojrzała w stronę, z której dochodził do niej niepokojący zapach.
Między drzewami rysowała się sylwetka potężnego stwora, o wiele, wiele większego od cytrynowej, a nawet i od Starka. Smoczyca zmierzyła go uważnie wzrokiem - obcy wyglądał ... No, dość... Paskudnie, widać było, że spotkało go coś całkiem nieciekawego. Jakby ktoś przeciągnął go przez chaszcze.
Stwór wydawał się być równie zaskoczony, co ona - smoczyca założyła więc, że zapewne nie ma złych zamiarów, w sumie wyglądał tak, jakby przed kimś uciekał, albo dopiero co był częścią jakiejś potyczki. Gadzina pomyślała, że gdyby chciał ich zabić, zapewne już by to zrobił - zaatakowanie znienacka byłoby banalne w tej gęstwinie, więc gigant musiał znaleźć się tu przypadkiem. I patrząc na konsternację widoczną na jego pysku, najwyraźniej smok właśnie oceniał, czy obcy są dla niego zagrożeniem, czy może są niegroźni.
A to oznaczało, że sytuację dało się rozładować. I zapobiec ewentualnej bójce, czy innemu nieprzyjemnemu zdarzeniu tego typu.
Wathara postanowiła wykonać pierwszy ruch.
-Dzień dobry.-Powiedziała, założyła, że nieznajomy jest kumaty i mówiący, póki co każda gadzina, którą tu spotkała, taka była. Jeśli umie mówić, to można się z nim dogadać, jeśli nie ... Wath będzie myśleć o tym później. -Czy wszystko w porządku?-Spytała, zerkając na jego wyraźnie uszkodzone skrzydła.-Wygląda pan nieciekawie.-Smoczyca opuściła płetwy, na znak neutralności.
Płetwiasta nie była nawet zbytnio przejęta obecnością obcego, bardziej martwiło ją to, co potencjalnie niedawno go spotkało - jeśli coś zaatakowało tak dużego smoka, to jakie szanse mieliby oni wszyscy? Miała nadzieję, że cokolwiek przytrafiło się samcowi, nie przysporzy kłopotów ich grupie. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.
Offline
Stark, ułożony wygodnie na swoim liściastym "łóżku", starał się zachować czujność. Jednak nie zajęło długo, zanim wymiany zdań między pozostałymi zaczęły się ze sobą zlewać, do tego legowisko było tak wygodne... Poprzedni dzień był pełen wrażeń, po których Stark był niestety zwyczajnie zmęczony, więc niedługo później przegrał walkę z sennością i zwyczajnie odpłynął. Tak jakby w otoczeniu smoków, które znał, instynkt terytorialny nagle go opuścił. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio go to spotkało, zazwyczaj zażarcie bronił swojego terenu... Do czasu, aż poznał Watharę. Gdyby Stark wiedział o czymś takim, jak magia, pewne oskarżyłby ją o rzucenie na niego jakiegoś czaru.
Długo jednak nie pospał, bo niedługo później ze snu wyrwał go głośny trzask, dochodzący gdzieś spomiędzy drzew. Stark gwałtownie zerwał się z legowiska, rozrzucając liście na boki, i zaczął w popłochu rozglądać się dookoła, wyraźnie dysząc. Cokolwiek wydało taki dźwięk, musiało być duże. Od razu wykluczył upadające drzewo, te rosnące tutaj nie miały tego w zwyczaju, a przynajmniej sam nigdy nie był tego świadkiem. Do tego chwilę później do jego nozdrzy dotarł zapach, obcy zapach. Momentalnie spiął mięśnie, a z jego gardzieli wydobył się cichy pomruk, narastający z każdą chwilą.
Stark był na tyle zaspany, że nie ujrzał od razu sylwetki przybysza między drzewami. Ale na szczęście nie był sam, Wathara na pewno coś zauważyła, więc czerwony podążył wzrokiem w miejsce, gdzie się wpatrywała. I wtedy go zauważył. Ogromny gad, pokryty sierścią, która obecnie przybrała barwę bagna. Warkot Starka stał się jeszcze głośniejszy, a on sam wstał i powoli rozłożył skrzydła. Przybysz był na tyle daleko, by Stark nie zareagował od razu atakiem, dlatego tylko mierzył go groźnie wzrokiem, warcząc coraz głośniej i próbując go odpędzić. W jego oczach widać było przerażenie, a z pyska po chwili zaczęła kapać mu jakaś maź, co było u niego nowością. Widać było, że jego reakcja była znacznie bardziej nasilona, a więc jednak instynkt terytorialny gdzieś tam siedział jeszcze w jego głowie.
Offline
Powinien był być ostrożniejszy, wiedział to jeszcze zanim napotkał nieznajome gady, a jednak wtedy miało to w jego głowie zupełnie inne brzmienie. Wtedy niebezpieczeństwo zdawało się być z nim na równym poziomie, teraz zaś, mając przed sobą tyle nieznajomych, niespodziewanie poczuł się osaczony, choć wszyscy siedzieli w zwartej grupie.
Drzewa wokół utrudniały szybką ucieczkę, nawet nie miał pewności, by nie zapędzi się w nich w kozi róg.
Jego oddech był nieco szybszy niż powinien, śmigający przed uchylony pysk. Ksejgaak wysunął i szybko schował wężowy język, ale bagno niezmiennie śmierdziało bagnem. Czuł natomiast na sobie spojrzenia tych kilku par oczu, które sam starał się zlokalizować i kontrolować ich ruchy.
Delikatnie ugiął łapy i opuścił nisko to, co obecnie zostało z jego skrzydeł. Przetrzebione pióra nastroszyły się lekko, a w ich ubytkach widać było wąską błonę lotną, którą pokrywały zadrapania i zapewne poparzenia. Szybko rzucił okiem na czerwonego smoka, największego z całej grupy. Jego budzący się powoli warkot był bardzo wyraźną groźbą. Ksej przesunął jedną z łap do tyłu i szybko przeniósł wzrok na piaskową smoczycę, która ruszyła w jego stronę. Nie biegła i nie wydawała żadnych groźnych dźwięków, i pewnie tylko dlatego został na miejscu.
W jego oczach było widać dezorientację z otrzymanego pytania.
— Trudno zaprzeczyć... — przyznał jej, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Jedna rzucała eleganckie "dzień dobry", większość milczała, a ten drugi...
Ksej zniżył się jeszcze bardziej i pochylił głowę, kiedy czerwony gad się poderwał i rozłożył skrzydła. Biały wykonał kolejny krok w tył, obserwując czujnie agresora. Serce ponownie zabiło mu szybciej, ale nowy napływ adrenaliny wydawał się męczący.
— Nieważne... Nie szukałem tu nikogo. Obejdę was... dookoła — dodał po chwili z namysłem, starając się mieć na oku zarówno piaskową, jak i czerwonego.
Zrobił kilka kolejnych kroków w tył, tylnymi łapami wchodząc już do bagna. Nie było to przyjemne uczucie, ale nie chciał ryzykować niczym gorszym. Ze swojego miejsca Wathara mogła natomiast dostrzec, że drżą mu łapy. Być może z powodu niewygodnej pozycji, ale tak czy inaczej nie powinny tego robić ot tak.
Ksej był wykończony dniem, a kolejne kłopoty tylko podbijały to wrażenie w jego głowie. Chciałby być już daleko stąd, jednak dobrze wiedział, że to niemożliwe.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Strony: Poprzednia 1 2
[ Wygenerowano w 0.096 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 3.96 MB (Maksimum: 4.3 MB) ]