Nie jesteś zalogowany na forum.
Sporej wielkości rzeka ciągnąca się przez większość Baenuru. Wzdłuż jej brzegów co jakiś czas można znaleźć małe plaże, większość jednak porośnięta jest przez sitowie czy mniejsze szuwary. Idealne schronienie dla wodnych stworzeń i wymarzone miejsce do zapolowania na takowe. Rzeka obfituje w ryby, co powoduje, że kręci się tu całkiem sporo rybożernych zwierząt, ale także rybaków. Zarówno jedni, jak i drudzy powinni uważać, by nie wejść nieproszonym na cudzy teren, zwłaszcza, jeśli mowa tu o południowym brzegu, gdzie łatwo natrafić na dzikie smoki.
Offline
Niech szlag trafi ich wszystkich, niech ich szlag. Tak chamsko i bez żadnej wcześniejszej zapowiedzi zrezygnować z umowy, kto tak robi? Nie dość, że współpraca miała trwać jeszcze ponad dwa miesiące, to do tego mieli niedługo dostarczyć naprawdę cenne i niezwykle potrzebne składniki. A tu, bez żadnego poważnego powodu, nagle nici z kontraktu. Jak on będzie mógł kontynuować swój aktualny poboczny projekt? Jeden z wyższych alchemików kazał przyszykować lecznicze wywary, Reginald należał do tych, którzy dostali to zadanie. I miał plan, oj miał plan. Nie dość, że wywar mógłby być leczniczy, wraz z dodatkiem naprawdę rzadkich ziół by też działał przeciwbólowo i przeciwzapalnie. Nie mówiąc o uczuciu chłodu, co tylko koi dalej poszkodowanego. Ale nie, ten genialny pomysł mógł pójść się walić ponieważ te gbury, którzy zgodzili się mu dostarczać składniki nagle uznali, że coś im nie pasuje. I właśnie z tego powodu musiał on aktualnie iść zebrać zioła. Sam! Na własnych nogach!
Czarodziej mruknął coś pod nosem kiedy poczuł kolejne zawadzenie o jego płaszcz. Jedno mocniejsze pociągnięcie wraz z krokiem uwolniło jednak materiał od złośliwej gałęzi, i mag szedł dalej. Dobrze, że miał w zanadrzu ubrania przystosowane do takich wędrówek, nawet jeśli chodzenie w błocie nadal wywoływało u niego lekki niesmak. Ale cóż, musi dostać się do tej piekielnej rzeki, bo tylko tam rośnie to czego szuka. Całe szczęście nie musiał iść tak daleko od głównej drogi, bo wkrótce po przedzieraniu się przez krzaki pomimo podążania za ścieżką zwierząt, w końcu udało się Reginaldowi wyjść na otwartą przestrzeń gdzie był w stanie dosłyszeć szum płynącej wody. Pomimo rozgoryczenia, mała fala ekscytacji przeszła przez jego ciało.
"Nareszcie..!" Mruknął znowu i poszedł dalej, uważając na grząski grunt. Nawet jeśli brzeg był jeszcze z dobre kilka metrów od niego, ostatnio sama rzeka często wylewała, więc błocko mogłoby mu spokojnie zjeść buta. A nie było mowy o chodzeniu boso.
Na szczęście do tego nie doszło, i wkrótce Reginald doszedł do wysokiej trawy oraz trzciny, które odgradzały go od samej rzeki. Oczywiście nie miał on zamiaru się przez to przedzierać, plus to jeszcze nie było to miejsce.
Z pomrukiem Reginald się rozejrzał, po czym skręcił w lewo i zaczął iść w dół rzeki. Musi znaleźć mieliznę, oraz teren bardziej zacieniony. Ta roślina której potrzebował nie za bardzo toleruje bezpośrednie słońce, więc musi poszukać innego fragmentu rzeki. Z tego co pamiętał z map to powinno mu zabrać nie aż tak dużo czasu spacerem, jeśli utrzyma stałe tempo. Ale to nadal było coś, czego by najchętniej Reginald uniknął. A jednak musiał sam się przejść w jakieś chaszcze po srebrną miętę. Niech to szlag trafi.
"Co oni sobie wymyślili, oszuści paskudni..."
Nadal ciężko było mu się pogodzić z urażoną dumą, lecz po krótkim czasie czarodziej w pełni się skupił na unikaniu gorszego błocka podczas marszu. Przy okazji starał się być jak najciszej. Nieczęsto miał okazję do wyjścia w teren ostatnimi czasy, więc byłoby kłamstwem stwierdzenie, że nie był chociażby trochę podekscytowany. Ale nie miał on również ochoty na zaburzenie spokoju i poprzez to zainteresowanie czegoś większego od żbika i znacznie bardziej potencjalnie niebezpiecznego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Znowu to się stało. Znowu przez jakiś wybryk Blaze wpakowały się w jakieś tarapaty. Gdyby tylko smoczyca bardziej uważała nie trafiłyby... Gdzieś... No właśnie gdzie? To chyba było najgorsze w tej całej sytuacji. Wylądowały w nieznanym miejscu, nie wiadomo nawet czy na tym samym kontynencie, czasie...? Nie, Amira nie chciała myśleć czy to dalej są aktualne czasy. Od paru godzin się pałętają po nieznanym im terenie i dopiero teraz przystanęły na jednej z małych plaż nieznanej im rzeki.
- Ty GŁUPIA kretynko - Amira warknęła i powiedziała to głośniej niż chciała. Zawsze kiedy się denerwowała (ona czy Blaze) jej głos mieszał się z warknięciami. Skierowała swój palec w stronę czerwonej gdy to mówiła, a drugą zacisnęła w pięść strasznie mocno. Wyglądała jakby miała zaraz swojej towarzyszce przywalić. Jej włosy same się nastroszyły i lekko podniosły. - Czy chociaż RAZ możesz się zachowywać ODPOWIEDZIALNIE? Teraz nawet nie wiemy gdzie jesteśmy bo jak zwykle musisz coś odwalić. A miałyśmy iść do tego miasta, boże jasny! - Wywaliła ręce do góry i odwróciła się kopiąc agresywnie w piasek.
Blaze stała jedynie zmieszana zachowaniem Amiry i głupio się na nią patrzyła. Sama nie chciała się znaleźć w tej sytuacji, w ich poprzedniej lokacji wiedziały przynajmniej gdzie się kierują, teraz nie wiedzą nic. Podrapała się po głowie.
- No weź, to nie musi być koniecznie moja wina... - Mruknęła pod nosem nie wiedząc co powiedzieć. - Zawsze to mógł być przypadek albo... - Nie dokończyła, bo w sumie sama nie wiedziała. Na pewno to znowu ona wyskoczyła ze swoją porywczością. Ostatecznie już się stało i chyba lepiej się już nie denerwować, tylko szukać jakichkolwiek oznak cywilizacji. To chyba byłoby najgorsze gdyby to była jakaś bezludna wyspa czy kraina. Czerwona się rozejrzała.
- Słuchaj, wykrzycz się bo musimy zaraz znowu się ruszyć i znaleźć kogokolwiek rozumnego, a może jakąś wiochę najlepiej. - Odezwała się w końcu. Amira tylko warknęła w odpowiedzi i usiadła agresywnie na brzegu chowając pysk w łapach.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Wraz ze słońcem, które pięło się wyżej i wyżej na niebie, wzrastała również temperatura. Obecność rzeki tuż obok za trzcinami nie pomagało, wilgoć obleśnie przylegała do skóry czarodzieja, który coraz to ciężej dyszał. Już od jakiegoś czasu zaczął on żałować ubrania tak długiej szaty, która w ogóle nie pozwalała na odpowiednią wentylację, a za swoją głupotę płacił teraz coraz to większym zmęczeniem i przegrzaniem. Co chwila poprawiał rękawy, podwijając je jak najwyżej. Do diabła z prezentacją, nikogo tu raczej nie ma więc może sobie pozwolić na taki prosty sposób na ochłodzenie się. Nie pomagało to zbytnio, ale nadal było to lepsze niż nic.
"Czemu ja, czemu dzisiaj, czemu akurat ta... ta durna roślina." Warknął głośno, prawie wywracając się przez głębokie błoto. Nawet jeśli przewidział akurat ten problem, nie oznaczało to, że było chodzenie w nim znacznie łatwiejsze. Przynajmniej jednak nie zgubi tych butów w przeciwieństwie to jego ulubionej pary.
Reginald zatrzymał się w końcu, i poprawił okulary spadające z jego nosa. Nie mógł raczej pozwolić aby coś im się stało, nic by inaczej wtedy nie widział.
"A ja marudziłem na zimno wcześniej..." Stęknął i spojrzał na bezchmurne niebo. "Przynajmniej oznacza to, że woda będzie odpowiednio nagrzana."
Odgarniając włosy spadające mu na twarz, Reginald kontynuował swój nie najprzyjemniejszy spacer przez grząski grunt, czasami się zatrzymując aby sprawdzić czy idzie w odpowiednim kierunku. Powoli trzciny po jego prawej zaczęły się przerzedzać, co dało mu coraz lepszy widok na ciemną taflę wody, leniwo sunącą na przód. Sam ten widok obudził jakąś głęboko ukrytą potrzebę aby się zanurzyć, nawet chociażby po kolana. Ale sama myśl o zbierającym się na dnie mule i istotach niewiadomego pochodzenia unoszących się w wodzie były wystarczająco odstręczające i czarodziej po prostu szedł dalej. Mimo to zerkał czasami na rzekę z zainteresowaniem.
Nie był pewien ile czasu minęło odkąd zszedł z głównej ścieżki, lecz w pewnym momencie czarodzieja doszły jakieś odległe dźwięki, podobne do cudzych głosów. Zaniepokojony, Reggie się zatrzymał, a jego uścisk na jego lasce się zacisnął nieznacznie. Czyżby był tu ktoś jeszcze? Jest to strona rzeki należąca do ludzi, dzikie smoki nie powinny tu przebywać. A co jeśli..? Przecież ostatnimi czasy ich ataki się znacznie nasiliły, nie mówiąc już o pogłoskach, że formuje się jakaś bardziej zorganizowana grupa.
Niepewnie, czarodziej zrobił kilka kroków do przodu, nasłuchując uważnie. Znowu dało się słychać ten sam dźwięk, trochę głośniejszy, lecz następnie zapadła cisza. Reggie zmarszczył brwi, lecz po chwili namysłu znowu poszedł na przód kilka metrów. Przecież nie on jedyny ma prawo chodzić nad rzekę, jest to jedno z największych źródeł wody w okolicy. Pewnie jacyś rybacy postanowili wyjść na ryby, albo coś tym podobnego.
Mimo tej myśli, czarodziej znacznie bardziej starał się być ciszej kiedy ruszył ponownie na przód. Tym razem w ogóle nie stękając, po prostu szedł i unikał coraz to gorszego błocka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Amira siedziała zastygnięta dobrych parę chwil załamana tą całą sytuacją. Wcześniej miały chociaż jakiś plan... Prosty, ale przynajmniej jakiś. Teraz muszą kombinować od nowa. Była też trochę zmęczona łażeniem. W końcu się uspokoiła na tyle, żeby Blaze nie musiała się martwić czy ją ukatrupi czy nie. Opuściła łapy i ze złością zaczęła się wpatrywać w wodę i ryby które czasem dało się zauważyć.
Blaze zamiast obrażać się zrobiła parę kroków w stronę gęstwin. Zamyśliła się co by tu zrobić dalej szczególnie że jej się już nie chciało tutaj siedzieć. Pogoda się robiła paskudna, a jak już szukać żarcia to może nie obrzydliwe ryby. Nie miała na nie ochoty. Zatrzymując się przy gęstwinach znieruchomiała nagle. Wydawało się że słyszy... Co? Warkotanie, stękanie może? Nie brzmiało to ciekawie chyba, albo jej się po prostu zdawało. Włosy jej się nastroszyły, jej postawa lekko stężała. Wbiła wzrok w krzaczory i zaczęła nasłuchiwać. Ktoś się przedziera? Może. Podniosła jedną łapę gotowa ruszyć, ale zatrzymała się w połowie.
[ - Też coś słyszałaś?
- Co niby? ]
Amira przekręciła trochę głowę w stronę Blaze. Co ona znowu kombinuje? Blaze się uśmiechnęła z jakiegoś powodu.
[ - Chyba ktoś się tu kręci.
- Myślisz że to ktoś kto mógłby nam wskazać drogę?
- Jak nie przyjazny to żarcie chociaż, ja nie będę jeść tych zgniłych ryb! ]
Amira zerknęła w jej stronę i przewróciła oczami. A ta znowu swoje, co dopiero sprawiły sobie kłopot a ona już kombinuje jak tu pogorszyć sytuację. Byleby się nie zrobiła jakaś niepotrzebna drama. Chociaż może rzeczywiście trafią na jakiegoś wsiura czy innego rybaka, który im poradzi co zrobić dalej. Podniosła się gotowa wyciągać towarzyszkę z opresji lub wyciągać ją z kolejnej gafy. Czasami się czuła jakby musiała nią niańczyć. Obserwowała Blaze, która niczym drapieżnik przygotowuje się do skoku. Czerwona bez zastanowienia wskoczyła prosto w gęstwiny zagradzając Reginaldowi przy okazji niechcący drogę.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Dźwięki, które aktualnie na pewno były czyjąś konwersacją, ucichły. Lecz wraz z marszem na przód, Reginald ani odrobinę nie stracił czujności, ostrożnie krocząc na przód i unikając wszelakich przeszkód na swojej drodze. Ponieważ starał się jak najbardziej unikać błota, udało mu się iść znacznie ciszej co podniosło go trochę na duchu. Może nikt go nie zaczepi jak uda mu się przejść obok niedostrzeżonym? Tak byłoby idealnie, nawet w przypadku jakichkolwiek tutejszych mieszkańców. Mogli by oni tylko przeszkodzić mu w pracy.
Czarodziej mruknął coś do siebie po cichu i szedł dalej, czasami odgarniając ze swojej drogi jakiekolwiek gałęzie czy inne małe przeszkody swoją laską. Nadal jednak starał się to robić jak najciszej, nie że by to najwyraźniej mu pomogło. Ponieważ podobne dźwięki do tych co usłyszał wcześniej nagle dało się słychać ponownie, i do tego znacznie bliżej. Wytężając słuch, Reginald powoli szedł dalej, tym razem jeszcze bardziej uważając gdzie stawia stopy. Jednak kiedy dosłyszał coś o wskazywaniu drogi aż go zmrowiło. O nie, tylko nie to! Nie będzie on tu robił komuś za przewodnika, nie ma czasu na tłumaczenie drogi jakiejkolwiek do gdziekolwiek. Jak najchętniej to by on w ogóle nie przedłużał tu swojej wizyty.
Starając się kontynuować swój marsz jak najciszej, czarodziej trochę przyspieszył, mając w planach czmychnąć gdzieś i po prostu iść dalej. Jednak najwyraźniej los nie zamierzał mu być przychylny, ponieważ bez żadnego ostrzeżenia pobliskie krzaki zaszeleściły i jakby znikąd pojawiło się coś czerwonego dokładnie przed nim. Z okrzykiem czarodziej wpadł w nagłego intruza i prawie stracił równowagę przez nagłe zderzenie. Całe szczęście się wybronił przed upadkiem i kompletnym zrujnowaniem obecnego stroju, lecz to nadal nie sprawiło, że jego gniew na coś takiego zmalał.
"Czy ty w ogóle patrzysz gdzie idziesz?! W lesie jesteśmy do diaska, jakim cudem-" Następne słowa nie opuściły jego ust na widok czerwonej istoty.
Smoka.
Przed nim stał smok.
Strach szybko zastąpił zaskoczenie i sprawnym ruchem czarodziej wyciągnął swoją laskę do przodu. Bez jakiegokolwiek zaklęcia jej bulwiasty czubek z dekoracyjnymi wzorami jakby zapalił się od środka niebieską poświatą. Zbierająca się elektryczność w środku sprawiła, że czarodziej poczuł się trochę pewniej, lecz i tak postawił on krok do tyłu, wpatrując się w smoka przed nim z czujnością.
"Kim jesteś?" zapytał, starając się brzmieć spokojnie. Smoki zrzeszone z królestwem nie były specjalną rzadkością, więc czarodziej miał nadzieję, że miał do czynienia z jednym z takich gadów. Jednak jeśli jest to dziki smok to może mieć dosyć spory problem. Błocko i chodzenie w wodzie w celu znalezienia jakiejś tam rośliny będzie wtedy jego najmniejszym zmartwieniem
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Blaze wylądowała bez większego problemu na cztery łapy. Przy lądowaniu poczuła jak coś w nią uderza, szybko odskoczyła odrobinę obracając się w kierunku tego czegoś. Już była gotowa do oddania ataku, czy czegokolwiek co miałoby jej grozić. W sumie nawet fajnie jakby się z kimś pobiła, brakowało jej tego. Już miała się ustawiać, przygotować jakiś toporek, ale to co zobaczyła kompletnie ją zbiło z tropu. Przystanęła dobrą chwilę robiąc dziwną minę kompletnie ignorując fakt że to coś jej grozi badylem.
- Co to za zwierzak? - Powiedziała kompletnie zbita z tropu. Zaczęła się przyglądać Reginaldowi.
Amira czekała przy zaroślach na Blaze trochę już zniecierpliwiona. Wtedy usłyszała coś o zwierzaku. Zaczęła się do niej przedzierać niezadowolona wyłaniając się blisko Reginalda. Zauważając go przystanęła i też ją zaskoczył ten widok. Spojrzała szybko na Blaze, potem znowu na maga.
- Co to za zwierzak? - Dziabnęła go pazurem zmieszana kierując to pytanie do czerwonej. - Ty weź może nie krzywdź go, bo jeszcze się okażę że komuś Fafika ubiłyśmy.
- ...Też mnie to zastanawia, ale to chyba nie zwierzak, bo umie gadać. - Zrobiła krok do przodu ku Reginaldowi zaciekawiona, mało się przejęła jego laską. - Zapytał się kim jestem?
- No to kim TY jesteś? - Amira się zwróciła już podejrzliwie do Reginalda. - Albo CZYM jesteś?
Teraz przerażona zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, takich istot w ich świecie nie ma. Na bank nie ma. To gdzie one wylądowały...? Są tu w ogóle jakiekolwiek istoty z ich rasy? Ma nadzieję że tak. Nie chciałaby spędzić reszty życia wśród jakichś łysoli, a co gorsza wylądować jako atrakcja w zoo. Na jej wyraz twarzy wymsknęło się zmartwienie.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Czarodziej nie był pewien czego się spodziewał w tej sytuacji. Odpowiedzi? Ataku? Może obydwu w tej albo innej kolejności? Ataku oczywiście by najchętniej uniknął, nie był bowiem bojowym magiem, i nawet z jego znajomością podstawowych ofensywnych zaklęć był świadomy, że jednak może mieć trudność w przypadku potyczek zwłaszcza z silnymi przeciwnikami. Jednak na całe szczęście żadnego ataku nie było, jednak co zamiast niego zaszło w sumie było znacznie gorsze. Z zaskoczenia czarodziej zaniemówił kiedy z pyska gadziny padło słowo "zwierzak" w jego kierunku. Zwierzak!
Bez słowa wpatrywał się w czerwoną smoczycę, mrugnął kilka razy kompletnie zszokowany i zbity z tropu. Nawet niebieska poświata w jego lasce zciemniała przez nagłą utratę koncentracji nad utrzymaniem w niej magii.
"Co-" W końcu z siebie wydukał, lecz nie było czasu dla niego na nawet wyrażenie swojego zaskoczenia i rosnącego oburzenia, ponieważ nagle bez żadnego ostrzeżenia kolejny łeb wynurzył się z pomiędzy krzaków, tym razem biały. Z zaskoczonym odgłosem czarodziej odskoczył od smoczycy, która również nazwała go zwierzakiem. Nie zdołał również uniknąć nagłego dziabnięcia w bok. Sam szok powoli został zastąpiony przez oburzenie i wstyd, a gorąco na policzkach wyraźnie rudemu mówiły, że jego twarz powoli czerwieniała.
"Przepra-" Spróbował znowu, unosząc dłoń, gotów do bronienia swojej godności oraz kłótni, lecz nie było na to miejsca, ponieważ obydwie gadziny zaczęły rozmawiać ze sobą. I to o nim. Zwierzak? Fafik?! Jego policzki niemal płonęły, a światło w jego lasce znowu zaświeciło mocno, lecz dłoń w której swoją broń trzymał lekko opadła. Teraz czarodziej opierał się na niej lekko, i zamiast rozsądnie jednak zachowywać ostrożność Reginald zadarł lekko nosa do góry kiedy w końcu dano mu dojść do głosu.
"Na pewno nie jestem zwierzakiem, jak to niezwykle nieuprzejmie mnie nazwano." Powiedział, rzucając im obrażone spojrzenie. "Takie szturchanie kogoś również jest niezwykle nie na miejscu, zwłaszcza w przypadku osoby kompletnie obcej." No bo bądźmy szczerzy, kto tak robi? Nawet smoki, które mieszkają w mieście tak nie robią. Może to jest coś typowego dla dzikusów, chociaż zaskakujące jest, że takie umieją w ogóle mówić.
"W każdym razie, moje imię to Reginald z rodu Galiott." Nie zamierzał się grzecznie kłaniać przed kimś kto tak bezczelnie wobec niego się zachował, więc pozwolił sobie jedynie lekkie skinięcie głową. Niby od niechcenia poprawił swoją szatę, nadal mierząc dwie gadziny nieufnym i obrażonym spojrzeniem. "A z kim mam taką... przyjemność?" Zapytał, ostatnie słowo nieprzyjemnie leżące mu na języku. Ruch głową sprawił, że okulary mu lekko zjechały z nosa i szybko je poprawił, przyglądając się dwóm smoczycom.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Smoczyce spojrzały po sobie widząc śmieszną reakcję tej istoty. Blaze pewnie by się roześmiała, gdyby nie absurdalność sytuacji w jakiej się znalazły. Obydwie były zbyt zdziwione, więc trochę też nie wiedziały jak na to wszystko odpowiedzieć. Widząc pierwszy raz taką kreaturę kompletnie zapomniały o jakimś podstawowym szacunku. No ale jak mają zareagować jak widzą coś podobnego do kota sfinksa? Jakby... co to w ogóle jest? Może jednak trafiły na jakąś wielką stopę, tylko że ona jest mało wielka. Z drugiej strony nie chciały atakować tego czegoś, były zbyt ciekawe co to jest.
Po usłyszeniu imienia Reginalda Amira pierwsza skojarzyła swój błąd. Zakłopotana podrapała się po głowie, mutant mutantem ale nie powinna być niemiła dla kogoś kto raczej ich nie chce skrzywdzić. Zresztą wygląda jak słabiak. Nie wiedziała po co wywija tą laską. Ona sama z Blaze była poniekąd wyrzutkami, więc nie ma po co być niemiłym dla kogoś (poniekąd) podobnego.
- ...Wybacz. Nigdy nie widziałyśmy... - Zaczęła zakłopotanym glosem.
- Czegoś takiego. - Blaze za nią dokończyła.
- Nie wiedziałyśmy jak zareagować, rzeczywiście to nie było na miejscu. - Mówiąc to odsunęła się na tyle żeby dać przestrzeń Reginaldowi i możliwie nie sprawiać mu więcej tyle dyskomfortu.
Amirze przez to wszystko wypadło z głowy żeby się przedstawić. Pokazała łapą na siebie,
- Ja nazywam się Amira, a to jest... - Zatrzymała łapę w połowie drogi kiedy zobaczyła co jej towarzyszka wyrabia. Blaze w przeciwieństwie do niej za to zaczęła oglądać czarodzieja z każdej strony i dość bliska. Jak zaciekawiony pies okrążyła go parę razy. - ...Blaze.
- Tak, cześć. Fajnie, to właściwie czym jesteś? - Powtórzyła pytanie Amiry unikając już robienia uwag w stronę mutanta. Na tym etapie już chyba nie wypadało go obrażać, śmiać się z inwalidów nie wypada. Może to jakaś wiewiórka po przejściach kto wie. Nawet ubrania nosi, może się wstydzi swojej choroby skóry? Nie dziwi się, to wygląda okropnie. Zaczęła trochę współczuć osobnikowi z jego przypadłością. Na pewno by nie chciała się znaleźć na jego miejscu, to raczej nie jest łatwe życie.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Najwyraźniej udało mu się przemówić do rozsądku tym dwóm gadom, ponieważ biały smok co go wcześniej dziabał szponem najwyraźniej lekko się zakłopotał. Gorąc na twarzy czarodzieja zelżał, lecz on nadal łypał między smoczycami, jednak uważnie słuchając ich słów. Przynajmniej zorientowały się, że popełniły błąd. I o to chodziło, nie pozwoli się nazywać zwierzakiem i tym podobne. Lecz jego mała satysfakcja zaraz zniknęła kiedy słowa, które te dwie powiedziały do niego dotarły. Zaciekawienie błysnęło w jego oczach, lecz nie przerwał smoczycom. Co one miały na myśli, że "czegoś takiego" nie widziały?
Tym razem czarodziej postanowił zignorować, że to również nie było specjalnie stosowne według jego standardów. Zamiast tego pokiwał lekko głową kiedy dowiedział się, że przynajmniej biała smoczyca miała imię. Lecz jego bardziej neutralny wyraz twarzy zmienił się, kiedy ta druga nagle zaczęła go okrążać. Najpierw zmarszczył brwi, nie zbyt zadowolony, lecz to szybko przemieniło się w lekkie zaniepokojenie. Przecież to były smoki, nie mógł sobie pozwolić na zapomnienie o ostrożności, a jeden z nich właśnie w okół niego krążył niemalże jak jeden z wielu kotów z akademii polujących na szkodniki. Chwycił mocniej swoją laskę na wszelki wypadek, lecz starał się nie wykonywać jakiś szybkich ruchów. Tak na wszelki wypadek.
"Niezwykle mi..." Zawahał się, nadal obserwując czerwoną smoczycę, Blaze, z mieszaniną niepokoju i zdziwienia. "Miło."
Czerwona gadzina nagle się odezwała, co bardziej zaskoczyło Reggiego, lecz również przypomniało mu o początkowym zaskoczeniu. Ponieważ najwyraźniej nie widziały nigdy "czegoś takiego" jak on, jak to one określiły. Czarodziej mruknął cicho nad pytaniem, po czym pociągnął lekko za swoją brodę instynktownie.
"Czyżbyście nigdy człowieka nie widziały?" Odpowiedział pytaniem na pytanie. "Jest to dosyć zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy aktualnie na terenach królestwa. Musicie mieć chyba talent na niedostrzeganie takich faktów lub samo jak unikanie niedawnych wydarzeń."
Może i ton, tak samo jak ostatnia uwaga, brzmiał trochę drwiąco, czarodziej jednak zmierzył spojrzeniem obydwie smoczyce już bez konkretnej wrogości. Nie był nawet ciekawy, a wręcz zafascynowany. Nadal bawiąc się swoją brodą przestąpił z jednej nogi na drugą.
"Chyba że nie jesteście stąd?" Zapytał nagle, wyraźnie ciekawy. Nie wyglądały na lotników, jego znajomość anatomii tyle mu mogła powiedzieć, lecz biorąc pod uwagę również i ich zdziwienie, może przybyły tu zza morza? Albo jednak przebył całą tą drogę z gór, nie natykając się na nikogo?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Królestwa. Czyli nie jest tak źle, gdzieś tu jest królestwo. To ucieszyło Amirę i w sumie nawet Blaze, chociaż ona była zajęta badaniem czarodzieja. Amira zamyśliła się zanim odpowiedziała na jego pytania. Dobrze, jest tu królestwo, ale czy tutaj są TYLKO tacy jak on? Jeżeli tak to nie zapowiada się ciekawie, a nawet tragicznie. Życie bez żadnej innej istoty z własnego gatunku brzmiało potwornie. Nawet jeżeli by musiały spędzić resztę swojego życia tutaj miałyby na to warunki czy by ich zamknęli jako obiekty naukowe...? Bała się zadać pytanie które ją nurtowało. Strasznie się bała.
Blaze w końcu przysiadła odwrócona w kierunku Reginalda. Oparła przednie łapy o "kolana" i podobnie jak czarodziej zaczęła się tykać po brodzie dalej mu się przyglądając. Wyglądała na bardzo skoncentrowaną. Tak naprawdę ten człowieczek bardzo ją bawił. Po pierwszej fali zdziwienia zaczął wracać jej typowy humor. Mimowolnie się uśmiechnęła typowo dla siebie. Reakcje maga wydawały jej się śmieszne, jego nerwowość szczególnie.
- Taa... Jakie znowu królestwo? Więcej jest takich jak ty? - W końcu się zapytała już bardziej pewnym siebie tonem. - Czy tylko ty szczególny jakiś jesteś?
- Są tu w ogóle jakieś... smoki? - Amira w końcu się zebrała na odwagę. Gdyby się tak nie martwiła to by chyba znowu wybuchła gniewem, na Blaze oczywiście. Ale by jej przywaliła, szczególnie że teraz znowu zachowuje się jak cymbał. Spoglądała co jakiś czas w jej stronę pilnując żeby tym bardziej teraz czegoś nie zrobiła. Przeszło jej przez głowę że może by tak sama się walnęła... No ale nie warto teraz robić scen. Blaze się roześmiała z jakiegoś powodu, chyba zauważyła humor Amiry.
- Raczej nie jesteśmy stąd. W sumie nawet nie wiemy jak się tu znaleźliśmy. - Smoczyca oparła łeb o łapę. - U nas takich... Stwooorzeń? Stworzeń, człowiek? Nie ma na pewno.
Ostatnie zdanie powiedziała ostrożnie jeszcze nie czując się z tym pewnie. Jak się to odmienia? Człowieki? To brzmi durnie, co za idiota to wymyślił. BoOoOoże, już siedzenie w tych krzakach zaczęło ją trochę męczyć.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Ciekawość go praktycznie zżerała mimo wszystko, nawet zaniepokojenie okrążającą go smoczycą praktycznie zniknęło. Lecz Reggie się zjerzył na słowa czerwonej smoczycy, która w końcu stanęła w miejscu. I dobrze, przestanie go rozpraszać. Nic nie powiedział na widok jej robiącej to samo ze swoim zarostem co on, lecz łypnął na nią, niezadowolony.
"Królestwo potężne i dobrze rozwinięte tak samo w magii jak i w technologii, chociaż to drugie jest znacznie nowszym osiągnięciem." Odparł na pytanie Blaze, lekko zadzierając nosa. "I tak, jest takich ja wiele w nim, tak naprawdę jest to główna populacja."
Znowu pociągnął własną brodę, lekko marszcząc brwi. Dziwnie było tak to tłumaczyć, zawsze zakładał, że każdy przebywający na tych terenach wie przynajmniej na terenie jakiego kraju czy królestwa się znajduje. Lecz ta nietypowa sytuacja była również okazją, aby się powymądrzać, więc w sumie może nie było to takie złe. Chociaż wolałby bardziej wdzięczną publikę.
"To królestwom na którego terenach się znajdujemy nazywa się Medevar, rządzony przez nikogo innego a Durovasta." Spojrzał na nie dwie i wzruszył ramionami. "Również człowiek." Dodał po chwili namysłu.
Na kolejne pytanie cicho mruknął, w końcu puszczając swoją brodę. Smoków to było czasami wręcz za dużo.
"Są smoki, tak samo dzikie jak i sprzymierzone z królem. Widuje się je wszędzie, lecz ostatnio coraz ich więcej jest."
W głosie była mała nuta dezaprobaty. Gdyby nie było smoków to byłoby o jeden problem mniej, a tereny stały by się znacznie bezpieczniejsze. Nie mówiąc już o tych wszystkich możliwych artefaktach, które musiały aktualnie leżeć gdzieś, kompletnie zapomniane. Jaka szkoda.
Nagły śmiech zaskoczył maga, któremu nie udało się ukryć nagłego wzdrygu na niespodziewany odgłos. Ostatecznie jednak postanowił nie rzucić jakiejś uwagi na to i zamiast tego skupił się na słowach czerwonej smoczycy. Nadal trudno było mu pojąć, że przybywają one z terenów bez ludzi. Prychnął lekko i trącił ziemię laską.
"Tyle to dało się wywnioskować, ale muszę przyznać, że jest to trudne do uwierzenia. Skąd obydwie przybyłyście, że nie widziałyście nigdy ludzi, jeśli można wiedzieć?" Niemalże komicznie uniósł jedną brew. Zawsze tak robił kiedy był czymś zafascynowany albo mocno myślał. "Z zachodu? A może zza morza? Wiem, że istnieją tereny, gdzie nie ma żadnych dużych miast ze względu na nieodpowiednie warunki, lecz te również zazwyczaj uniemożliwiają smokom na osiedlanie się. Albo przynajmniej większości z nich."
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Co za mądrala. Dobrze przynajmniej że to nie są jakieś totalne wsiury. Tak to chociaż technologię mają. Z drugiej strony ciekawe jak bardzo podobny jest do osób które Blaze spotykała w... swoim świecie. Bo to już raczej nie jest jej świat. Przynajmniej nie musi się tutaj czuć zupełnie jak kosmita. No i fakt że są inne smoki, pytanie tylko czy też mądre? Nie wiedziała jak bardzo ufać Reginaldowi. Nie wyglądał na... człowieka lubiącego jej rasę. Chyba poczeka i zobaczy na własne oczy jak się prezentują gadziny tutaj.
- Rozumiem że nie lubisz lub... wy nie lubicie smoków? - Amira zadała pytanie które chciała zadać również Blaze. Sama poczuła ulgę że nie będą tu same. Pytanie tylko czy te smoki są w ogóle znośne dla nich samych. Jeżeli rzeczywiście nie są do dogadania się to one już wolały się trzymać z łysymi szczurami. Myśląc o tym chciałaby zobaczyć więcej podobnych osobników do niego. Jak inni wyglądają w porównaniu do tego maga? Tyle miała pytań.
- No nie wiem co mamy ci powiedzieć. Idziemy sobie do miasta, ładny lasek, wszystko pięknie, a tu nagle bum i nagle jesteśmy przy jakiejś rzece, miasto wyparowało, a w krzakach jakieś... coś biega i gada że jest inna populacja i w ogóle smoki są dzikie. - Nagle Blaze się odezwała brzmiąc trochę chaotycznie. Pomimo że tego nie okazywała strasznie się przejmowała tą całą sytuacją. Podniosła dramatycznie łapy ku górze podczas swojej wypowiedzi. Amira na nią zerknęła niezadowolona że pominęła jeden istotny fakt. - To już w ogóle nas świat chyba nie jest.
- Zresztą zanim tu... dotarłyśmy przebywałyśmy na dwóch kontynentach. To byłoby wiadome, że istnieje wasz gatunek. Szczególnie że jak twierdzisz - jesteście rozwinięci magicznie i technologicznie. A u nas smoki bynajmniej "dzikie" nie są. - Dodała do jej wypowiedzi Amira. - Musielibyście się nieźle ukrywać co byłoby absolutnie bez sensu.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Brwi czarodzieja uniosły się na dosyć nietypowe pytanie, potem zaśmiał się cicho, lekko skołowany. Ciekawe co mogło sprawić, że smoczyca tak pomyślała?
"Ach, lubić czy nie lubić. Ja powiem tak, osobiście jakiejś konkretnej urazy nie mam do tych gadów, ale muszę przyznać, że znacznie lepiej by było gdyby nie sprawiały tyle problemów jak ostatnio." Przyznał. Pomimo czucia się znacznie mniej zaniepokojonym, Reggie starał się uważać na słowa. Przecież właśnie rozmawiał ze smokiem, więc najlepiej by było unikać chociaż tym razem mocnych słów.
"W królestwie też żyją smoki, więc to nie jest tak, że jesteśmy w aktywnej wojnie czy coś podobnego. Nie jest ich specjalnie wiele, ale można takie osobniki spotkać, a zwłaszcza w pobliżu miasta."
Czując się niezręcznie z tematem, mag poprawił swoją szatę. Nie miał osobistej urazy, lecz nie mógł też za bardzo przyznać przed obcymi smokami, że byłoby mu na rękę, gdyby te gadziny się wyniosły gdzie indziej. Sprawiają zbyt wiele problemów ostatnio, nawet jeśli część z nich żyje w Medevarze. Jednak całe szczęście nie było okazji zbytnio ciągnąć dalej tematu, ku jego uldze, ponieważ Blaze znowu zabrała głos. Czarodziej przekrzywił lekko głowę, słuchając jej raczej... ogólnej relacji zdarzeń. Zdarzeń brzmiących dosyć nadzwyczajnie. Czyli jednak nie przybyły tu z własnej woli, oraz nie w jakikolwiek znany mu sposób. Albo tak mu się wydawało, bo na słowa "nasz świat" oczy mu się rozszerzyły w zrozumieniu.
A więc to tego typu sytuacja. Znowu.
"Czyli portale dalej wypluwają coraz to kolejnych gości." Czarodziej mruknął, znowu ciągnąc się za brodę.
Biała smoczyca kontynuowała, a Reginald słuchał z wyraźnym zaciekawieniem, lecz nadal marszczył brwi przez świadomość jakim cudem w ogóle taka sytuacja zaszła. Na stwierdzenie jak bez sensu tak dobre ukrywanie się może być prychnął jednak.
"Bez sensu, może i tak, ale świat jest wielki i szeroki, zawsze można coś nowego znaleźć. I są społeczeństwa dobrze się ukrywające, to na pewno, ale rozumiem co masz na myśli." Przytaknął, po czym przybrał znowu dumny wyraz twarzy, przekładając laskę z jednej ręki do drugiej. "Tak samo jak myślę, że również rozumiem sytuację. Zostałyście tu przyprowadzone przez jeden z tych portali, co już od jakiegoś czasu pojawiają się w całej krainie. Macie szczęście, że wyrzuciło was tutaj, a nie po drugiej stronie rzeki. Tamte tereny należą do dzikich smoków, i duża część z nich nie jest tak przyjazna."
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Blaze podniosła się na dwie łapy mając dość siedzenia w krzakach. Wyciągnęła się do góry wyprostowując skrzydła jak i przednie łapy. Ta sytuacja była interesująca, ale miejsce co najwyżej atrakcyjne już nie było. Wraz z Amirą słuchały z milczeniem co czarodziej miał do powiedzenia dopóki nie usłyszały słowa "portal". W tym samym czasie zrzedła im mina. Podświadomie spodziewały się tego, to było do bólu wiadome. Bo jak mogłyby się tu znaleźć? JEDYNĄ alternatywą byłoby gdyby to ich wspólny znajomy demon wywinął im aż tak gruby kawał. Ale mu nie było to na rękę robić AŻ TAKIE żarty. Dobrze że trafiły tu obie, a nie jedna... Nawet by nie chciały znać konsekwencji aż takiego rozdzielenia. Im dalej Reginald mówił powoli do nich docierała jasno sytuacja. Znowu obie jednocześnie się roześmiały, ale to był raczej śmiech z beznadziei. Amira się zaśmiała troszkę dłużej.
- Portal... Doprawdy? Świetnie, bardzo świetnie. - Mruknęła pod nosem nie wiedząc czy się wściekać, czy płakać, czy wszystko naraz. Uśmiechnęła się z poczuciem beznadziei. Zapytała głośniej po chwili. - Czyli mam rozumieć że to częsty problem?
A Blaze mogła nie gwiazdorzyć, mogła odpuścić chociaż ten jeden raz. Zacisnęła pięść na chwilę po czym ją puściła. Na zewnątrz nie dała po sobie poznać jak bardzo nią targają emocje teraz, z zewnątrz można było stwierdzić jedynie że się martwi, może boi. Wróciła do niej pewna myśl i już się nie mogła powstrzymać.
Blaze poruszyła się niespokojnie trawiąc tę informację. Odwróciła się bokiem od swoich rozmówców zerkając w stronę rzeki. Co za beznadzieja i pewnie na dodatek nie wrócą do siebie przynajmniej na długi czas. Z jednej strony to bardzo dobrze, nie będą się musiały martwić Nimi i dosłownie mają czystą kartę. Mogą zupełnie zacząć od nowa. Z drugiej co jeżeli wyjdzie sytuacja w której nie otrzymają pomocy? Nie ma tu nikogo z ich rasy pomijając nie same. Miała nadzieję że nie wyjdzie z tego żadnych złych konsekwencji... Nagle zadała sobie solidnego plaskacza w czoło bez większego powodu. Zmroziło ją na sekundę zanim się zorientowała kto to tak naprawdę zrobił. Natychmiast się odwróciła w kierunku Amiry i warknęła ostrzegawczo pokazując zęby.
- JESZCZE RAZ to zrób, przysięgam. - Wskazała na nią palcem. Nienawidziła jak wywijała jej takie kawały wbrew jej woli. Tylko ona ma prawo do kontrolowania swojej łapy. Wyszła szturmem z powrotem nad brzeg rzeki mrucząc coś pod nosem. Amira tylko spojrzała za nią. W sumie nawet poczuła się lepiej. Później ją przeprosi, wiedziała że to nieodpowiednie.
- Cóż, dobrze wtedy że na Ciebie trafiliśmy. Chętnie się dowiemy więcej o tym świecie i ewentualnie poprosimy o wskazówki jak dotrzeć do miasta. - Powiedziała po chwili. - Zresztą już nam dużo pomogłeś, więc dziękujemy i za tę garstkę informacji... Pomimo niekomfortowej pierwszego wrażenia.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
To, że smoczycom współczuł obecnej sytuacji byłoby zbyt wiele powiedziane. Nie była to jego sprawa, a większość zagadki zniknęła kiedy tylko to się wyjaśniło. Przypomniało to też czarodziejowi, że przybył w ten nieprzyjemny gąszcz ponieważ te dwa półgłówki postanowiły odmówić dalszej współpracy. Nie miał wręcz raczej czasu na dalsze zabawianie smoczyc, lecz pomimo coraz to bardziej skwaszonego wyrazu twarzy Reggie dalej słuchał, aczkolwiek z mniejszym zainteresowaniem.
"Tak, portal. Czasami pojawiają się w losowych miejscach i wypluwają raz to ludzi, raz to coś kompletnie innego. Nie ważne co próbowano, nie udało się temu zaprzestać."
I szkoda, nawet jeśli przez to pojawiały się czasami interesujące rzeczy to jednak częściej przysparzało to wszystko więcej problemów. Ale cóż, przynajmniej tym razem najgorsze co było to jak ostro ucierpiała jego duma.
Nagły ruch obok przykuł uwagę rudzielca, który zaczął się gapić jak bez żadnego ostrzeżenia Blaze nagle uderzyła się w głowę. Jakby tego nie było mało to również bez żadnego powodu również oskarżyła swoją towarzyszkę o... sam nie wiedział nawet co. A potem po prostu sobie poszła. Nadal kompletnie zaskoczony, Reggie odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał na Amirę z niemym zapytaniem. Co to w ogóle było?
Jednak zamiast tego, ta druga nagle okazała trochę wdzięczności. To wystarczyło aby nagle jego ego skoczyło do góry. Pomimo, że nie uśmiechnął się jeszcze ani razu, widać było zadowolenie na jego twarzy, prawie równie rzadki widok.
"Cała przyjemność po mojej stronie, nawet jeśli miałem na celu zbieranie składników alchemicznych. A co do drogi do miasta, to niedaleko stąd jest droga, którą można tam dotrzeć. Jeśli oczywiście posłucha się znaków. Nie jest to daleko." Inaczej sam by się tu nie przywlekł. Ale nadal powinien znaleźć kogoś, kto zna się na roślinach i mógłby mu przynieść to, co potrzebuje.
Korciło, aby zatrudnić smoczyce, lecz nie miałoby to największego sensu. Nie są stąd, więc na pewno by przyniosły coś kompletnie bezwartościowego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Czyli na dodatek znalazły się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Co za pech. Amira zamyśliła się na chwilę. Że też tak często musiał ich spotykać takiego rodzaju niefart. Ale to chyba wychodziło z ich stylu życia po prostu. Smoczyca sama chciała już odstąpić szukając wygodniejszego życia, ale z drugiej strony po tylu latach jest już ciężko zmienić nawyki nie mówiąc o ich odstąpieniu społecznym. Westchnęła. Niespodziewany uśmiech ze strony czarodzieja jednak trochę podniósł ją na duchu i sama odwzajemniła uśmiech. Nie spodziewała się że to dziwne stworzenie będzie wobec nich tak w porządku. Znając jednak życie jednak lepiej jest się nie nastawiać tak do każdego napotkanego osobnika z tego gatunku.
- To wtedy nie będziemy Ciebie już zatrzymywać. Mam nadzieję że nie zabraliśmy Ci zbyt dużo cennego czasu zresztą. - Powiedziała Amira. W tym czasie wróciła do nich Blaze wyczuwając że prawdopodobnie niedługo trzeba się zbierać. Stanęła niedaleko swojej towarzyszki.
- Wiem że już to mówiła, ale dzięki za pomoc. Szczególnie że to trudna sytuacja. - Powiedziała krótko nie wiedząc co pożytecznego dodać. Amira wszystko już powiedziała tak naprawdę. - Jeszcze raz sory za zwierzaka.
Po tych słowach skierowała się w swoją stronę szukając prawdopodobnie ścieżki do miasta. Druga smoczyca odprowadziła ją wzrokiem przystając na chwilę.
- Do zobaczenia! Miło było cię poznać. - Pomachała Reginaldowi sama zbierając się do drogi. Szybko dogoniła czerwoną nie chcąc zostać szczególnie w tyle.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Odpowiedź na jego uśmiech tym samym dosyć zaskoczyła czarodzieja, lecz nie powiedział na to nic. Zamiast tego po prostu przytaknął lekko kiedy szybko zniknął z jego twarzy. Nie miał zamiaru jakoś poganiać tych dwóch aby sobie już gdzieś poszły, do miasta czy kto ktokolwiek wie gdzie, ale jednak już powoli chciał wrócić do swojego wcześniejszego zajęcia. Nie żeby należało ono do przyjemnych, ale im wcześniej zacznie, tym wcześniej skończy.
"Cóż, nie było to zbyt długo, choć prawdopodobnie będę musiał się zaraz pospieszyć, aby cała ta wyprawa nie była na marne." Powiedział, wcześniejsze zadowolenie znikające z jego twarzy. Zamiast tego Reggie westchnął dosyć dramatycznie. "A jeszcze brodzenie w wodzie mnie czeka, lodowatej też do tego." Dodał, trochę bardziej po cichu.
Całe szczęście nie musiał długo czekać na wyjście z aktualnej sytuacji, ponieważ wkrótce Blaze wróciła z samowolnego krótkotrwałego wygnania. Jeszcze bardziej zaskoczony podziękowaniami od czerwonej smoczycy, szybko zaraz swoje lekkie zdziwienie ukrył i zamiast tego wywrócił oczami na wspomnienie o przykrym przezwisku z wcześniej. Nadal nie był w stanie zaakceptować, że tak został nazwany.
"Cała przyjemność po mojej stronie, lecz wolałbym uniknąć bycia nazwanym ponownie w przyszłości."
Tak samo jak Amira, odprowadził czerwoną smoczycę spojrzeniem kiedy zaczęła się oddalać. Nie zależało mu na tym jakoś specjalnie, dlatego bo dopiero co się spotkali, ale czarodziej był ciekawy czy uda im się dotrzeć do miasta. Wątpił, aby magowie byli w stanie odesłać je spowrotem, ale kto to wie? Nawet jeśli był już oficjalnie członkiem kręgu magów, nie miał jeszcze wglądy w takie sprawy. Jednak niedługo powinno to się zmienić, przynajmniej jeśli wszystko pójdzie dobrze.
Kiwnął głową lekko na pożegnanie, przekładając swoją laskę do drugiej dłoni.
"Do zobaczenia, bezpiecznej drogi."
Kiedy obydwie smoczyce zniknęły mu z pola widzenia, usta spowrotem zmieniły mu się w podkówkę. Jedno spojrzenie na niebo tylko przypomniało mu ile czasu stracił, słońce przemieściło się z jednej strony szpary w listowiu do drugiej. Musi nadrobić stracony czas.
Z pomrukiem odwrócił się i zaczął iść dalej, znacznie szybciej niż wcześniej. Ale trzeba było przyznać, że krótka rozmowa dała mu lekko odpocząć i jakoś tym razem marsz nie był taki ciężki. Jednak niedługo znowu był zmuszony ciężej oddychać, ponieważ grunt był nadal tak samo grząski. Tym razem nie spotkał nikogo innego na swojej drodze, jeśli pominąć jakiegoś zdziczałego kota przemykającego mu przez zwierzęcą ścieżkę. I również nie zatrzymał się pomimo gorąca. Dopiero kiedy udało mu się znaleźć bardzo małą plażę w pobliżu mniejszej polany, czarodziej w końcu położył na ziemi torbę, którą targał ze sobą cały czas. Ze stękiem przeciągnął się, a następnie wyjął z torby bukłak wody oraz małe pudełko, które zawierało przekąski.
Po krótkim odpoczynku, czarodziej rozejrzał się jeszcze wzdłuż brzegu. Widząc, że rzeka dalej znikała znowu w lesie, westchnął cicho. To tam pewnie by znalazł to, czego szuka. Lecz nie byłby w stanie tam dojść lądem, co oznaczało tylko jedno rozwiązanie. Po chwili mentalnego nastawiania się na wyzwanie, czarodziej w końcu zdjął buty i podwinął nogawki, po czym wziął je w ręce wraz ze swoją torbą i powoli wszedł do wody. Była piekielnie lodowata i natychmiast nogi zaczęły mu drętwieć. Rzucając przekleństwami, czarodziej parł na przód, uważając aby nie zejść z płytszego fragmentu rzeki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Idąc tu, Reggie miał nadzieję, że samo szukanie rośliny będzie znacznie łatwiejsze. Po takim spacerku ostatnie co chciał to dodatkowo się męczyć nad znalezieniem jakiegoś tam zielska, które było jednak nadal bardzo mu potrzebne. Niestety, nie potrwało zbyt długo póki ta nadzieja umarła. Prawie upuścił swoje rzeczy do wody, co by oznaczało utratę całkiem sporej ilości notatek, dodatkowo kilka razy jednak niedokładnie określił głębokość i zamoczył trochę swoje ubrania oraz musiał się ciągle opędzać od różnych owadów latających nad wodą. Dodatkowo woda była lodowata i jego nogi albo bolały tak jakby zamiast w zimnej wodzie stał on w ogniu, albo czarodziej nie czuł ich w ogóle. I ciężko powiedzieć było, które odczucie jednak mógłby uznać za gorsze.
Cały czas przeklinając, w końcu dotarł do fragmentu rzeki, który był już zacieniony przez pobliskie drzewa. Krzywiąc minę, spojrzał na wodę oraz rosnące w niej rośliny i po chwili zbierania się, zaczął buszować w roślinności, szukając znajomych liści, które skrzyły kiedy wystawione na promienie słońca. Po jakimś czasie zmienił trochę swoje położenie kiedy owej mięty nie znalazł, szukając dalej.
Nie było wiadomo ile czasu minęło póki z okrzykiem tryumfu czarodziej nagle uniósł rękę z małą roślinką w dłoni. Na widok charakterystycznego skrzenia się w słońcu trudno było mu powtrzymać drżenie. Pomijając fakt, że było najprawdopodobniej wywołane przez zimno wody, Reggie jak najszybciej zaczął zmierzać spowrotem do brzegu. Jednak kiedy był z kilka metrów od suchego piasku, prąd wody okazał się zaskakująco silny. Spowodowało to nie zbyt majestatyczny upadek, kolejny wrzask i następnie niezwykle wściekłego i przemoczonego czarodzieja wychodzącego na brzeg.
Oczywiście, że coś takiego się zdarzyło tuż pod koniec, nie można mieć dobrych rzeczy.
Ale przynajmniej roślina nadal była w jego dłoni, niezwykle cenna nawet w złocie, którego czarodziej nie potrzebował tak bardzo. Składnik jednej z ważniejszych mikstur tylko odrobinę pocieszał rudzielca, który klnąc i marudząc do siebie po cichu, spróbował wycisnąć jak najwięcej wody ze swoich szat, a następnie przywołał małą kulę ognia magią. Nie wysuszyła go w całości, ale nadal pomogła się ogrzać i wysuszyć na tyle, że kiedy wyruszył spowrotem w kierunku miasta, Reggie był pewien, że nie przeziębi się po tej całej akcji.
Raczej.
z.t.~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Lecąc przed siebie, Stark nie miał poczucia czasu. Zwyczajnie pchał naprzód dopóki jego myśli się nie uspokoiły, co zajęło mu dość długą chwilę. Trzymał się dość blisko linii drzew, przez co od razu zauważył rzekę rozciągającą się na kilometry. Nie mógł ukryć, że ucieszył go ten widok. Dokładnie tego teraz potrzebował, kąpieli w chłodnej wodzie, która na dobre uspokoi jego zestresowany umysł. Zniżył lot, po czym wylądował na brzegu.
Uniósł łeb do góry, wciągając głęboko powietrze. Była to dla niego dość nieznajoma okolica, dlatego starał się zachować czujność. Na całe szczęście, towarzyszył mu tylko śpiew ptaków, szum wiatru, i monotonny plusk wody. Przymknął oczy, po czym położył się na ziemi. Brzeg rzeki pokryty był trawą i wilgotną ziemią o zapachu, który Starkowi był bliski, i który działał na niego w tej chwili kojąco. Przycisnął do siebie skrzydła, po czym przeturlał się na grzbiet, by następnie zacząć się tarzać. Jego oddech, poprzednio niespokojny, stopniowo wrócił do normalnego rytmu, a gad wydał z siebie zadowolony pomruk.
Po paru minutach przewrócił się z powrotem na brzuch, a następnie przeczołgał się w stronę rzeki. Przymknął oczy z zadowoleniem, zanurzając się w wodzie, po czym odbił się od dna i przepłynął parę metrów, oddalając się od brzegu. Gdy tylko koryto rzeki stało się wystarczająco głębokie, czerwony wciągnął powietrze, po czym zanurkował, znikając pod wodą.
W końcu czuł się bezpiecznie. Był w swoim żywiole, gdzie nie mógł przeszkodzić mu nikt, a on sam mógł w końcu całkowicie się zrelaksować. Gdzieś w tyle głowy pojawiła się myśl o tym, że zostawił Watharę samą, ale starał się ją odgonić. Przynajmniej na chwilę.
Offline
Dwie smoczyce powoli szybowały nad ziemią póki wiatr im na to pozwalał. Już trochę dłuższy czas tak bez celu leciały. Chyba im się kończyły miejsca które mogłyby zwiedzać a dalej raczej nie zawędrują na ten moment. A szkoda, byleby spotkać tego Rudego, zapytać co chce i spadać w dziksze tereny. Najlepiej tam gdzie już nawet ścieżek nie ma. Może kiedyś zawędrują na pustynię... Nigdy nie były w takim miejscu.
Blaze rozejrzała się po miejscu przez które leciały. Wyglądało jej całkiem znajomo. Opadła lądując na czterech łapach. Szła powoli niby idąc za Amirą która wylądowała odrobinę dalej. Biała smoczyca spojrzała w jej stronę.
- To tutaj się najpierw pojawiliśmy nie? - Zapytała Blaze zerkając w krzaki po drugiej stronie rzeki. Taa, na pewno. Przecież tutaj spotkały tego człowieka. Jak mogłaby nie zapomnieć takiego odkrycia. Z drugiej strony już się tyle dzisiaj nachodziły że trochę łatwo zapomnieć co i jak. Może spotkają tutaj kolejnego cudaka.
- Ta. - Mruknęła Amira w odpowiedzi podchodząc do wody. Zanurzyła lekko przednie łapy. Miała ochotę wejść do rzeki, odetchnąć na chwilę, ale coś ją powstrzymywało. Zerknęła w lewo wzdłuż rzeki. O ile były w ogóle same?
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Woda była bardzo przyjemna, choć odczuwalnie chłodniejsza niż jego ulubione bagno. No właśnie, bagno. Dlaczego właściwie tam nie poleciał? W końcu był to jego dom, najbezpieczniejsze miejsce, jakie znał. Nie był tak naprawdę pewien. Może obawiał się, że gdy tylko się tam znajdzie, to już więcej go nie opuści? Ostatnie dwa dni były ciekawe, ale jednocześnie bardzo stresujące, a właśnie przekonał się, jak źle reaguje na stres. Powrót na znajome tereny wydawał się być w jego sytuacji najrozsądniejszy, a jednak. Wyglądało na to, że jednak zamierzał prędzej czy później wrócić do Wathary. Tylko czy uda mu się ją znaleźć?
Nie miał okazji dalej się nad tym zastanowić, gdyż w tym samym momencie poczuł niedalekie wibracje. Coś było w wodzie, i nie był to żółw albo ryba, choć było niewielkie. Wyglądało na to, że nie był tu sam. Stark otworzył oczy, które osłaniała w tym momencie przezroczysta trzecia powieka, i spojrzał w kierunku źródła wibracji. Cokolwiek zanurzyło się wcześniej w wodzie, było tuż przy brzegu, jednak nie robiło mu to różnicy. Musiał zobaczyć, kto to był, a w chwili obecnej miał przewagę.
Odbił się łapami od dna, po czym wynurzył łeb na powierzchnię. Dwie smoczyce stojące na brzegu od razu rzuciły mu się w oczy, głównie ta o białym kolorze łusek. Właściwie to obie wyglądały prawie tak samo, z tym, że ta druga była czerwona. Rodzeństwo? W każdym razie, nie wyglądały na groźne, mimo to Stark miał się na baczności. Wydał z siebie cichy, acz głęboki pomruk, po czym zaczął obserwować smoczyce uważnym wzrokiem.
Offline
Amira rozejrzała się uważnie słysząc poruszenie w wodzie dopóki nie zauważyła kłody... a raczej łba. Wpatrywała się przez chwilę w intruza, po czym wydawała z siebie krótki pomruk. Cofnęła się o krok lub dwa od potencjalnego napastnika. To stworzenie było tutaj wcześniej? Mieszka tutaj? Na pewno by zauważyły że to teren jakiegoś drapieżnika. Trudno było stwierdzić czy był duży skoro większość cielska była pod wodą. Analizując po samej głowie raczej jest większy, o wiele większy od nich.
Blaze przeniosła wzrok z krzaków na rzekę. Zanim Amira mogła ją w ogóle ostrzec że ktoś tu w ogóle jest sama zauważyła jakąś kłodę-... Dobra, to jakiś stwór. Może smok, albo jakiś śmieszny krokodyl? Wyglądał na sporego. Zrobiła parę kroków w stronę rzeki.
- Ty, on był tutaj wcześniej? - Mruknęła do Amiry.
- Nie, na pewno nie. Wątpię żebyśmy ominęli coś takiego. - Biała odpowiedziała. W końcu przechodzili przez tę rzekę żeby wskoczyć w krzaki. - Zresztą gdyby tu coś grasowało to ten... Człowiek-... Reginald raczej by się nie zbliżał do wody wtedy.
- O ile w ogóle jest dobry. Musimy kiedyś takiego człowieka złapać i spróbować. - Czerwona uśmiechnęła się na swój żart i szturchnęła Amirę. Chociaż z drugiej strony ją kusiło takiego człowieka skosztować. Egzotyczne mięso jak na ich standardy. Szkoda że pewnie miałyby kłopoty za taki występek. Może złapią jakiegoś w dziczy i wtedy go zjedzą? Nikt się nie dowie. O ile Amira się zgodzi, ale raczej nie będzie problemów.
Amira nie była pewna czy ten stwór jest w ogóle rozumny. Przypominał tutejsze smoki... Bazowała się na tym co widziała w mieście. Znacznie się różniły od ich gatunku, a raczej było to rzadkie że w ogóle jakies wielkoludy bywały w ich świecie. Tutaj sprawa była strasznie skomplikowana. Już widziała dzisiaj łyse małpy, smoka która przypomina tę łysą małpę, makaron jako smoka, wielkoludy i co sobie tam jeszcze nie wymyślą.
- Dzień dobry. - Rzuciła w końcu bez namysłu w stronę stwora. Nic jej nie zaszkodzi się przywitać. Odpowie to odpowie, nie odpowie to nie odpowie. Lepiej by było gdyby to był inteligentny smok niż jakiś zwierzak który chce ich zjeść. Nie chciało jej się walczyć szczególnie.
Blaze położyła się na brzuchu obok białej smoczycy. Spojrzała na nią śmiesznie. Zauważyła że jej towarzyszka jest nietypowo kulturalna od kiedy tutaj trafiły. Amira bywa ostrożniejsza ale nie aż tak od wielu lat. Trochę jej się nie dziwiła, ale już nie są w mieście. Nie muszą odgrywać tej szopki, więc po co w ogóle się bawić w szukanie przyjaciół? Zazwyczaj unikały niepotrzebnego kontaktu z innymi smokami. Czerwona chciałaby już gdzieś pójść w las i nikim się nie przejmować. Mruknęła coś pod nosem.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Zmrużył lekko oczy, obserwując wymianę zdań pomiędzy dwiema smoczycami. Coś tam do niego dochodziło, niektórych słów nie za bardzo rozumiał, ale chyba domyślił się o co im chodzi. Wywnioskował przynajmniej tyle, że nie były tu pierwszy raz. Czy to było ich terytorium? Chyba nie, gdyby tak było, pewnie chciałyby go stąd przegonić, prawda? Chociaż trudno było sobie to wyobrazić, patrząc na różnicę wielkości pomiędzy nimi.
Powędrował wzrokiem za białą smoczycą, odwzajemniając zainteresowane spojrzenie. Nigdy wcześniej nie widział tego gatunku smoka (chociaż trzeba było przyznać, że ogólnie mało widział, więc być może zwyczajnie nigdy go nie napotkał), dlatego przyglądał jej się z ciekawością. Na tym by się pewnie skończyło, jednak smoczyca po chwili się odezwała. Dzień dobry. Znowu te słowa, najpierw Wathara, teraz ona. O co z tym chodziło?
Stark mruknął coś i zanurzył się znów w wodzie. Po chwili jednak wyszedł na brzeg parę metrów dalej, otrzepując grzywę z wody, po czym znów wbił wzrok w smoczyce. Tak, zdecydowanie były od niego dużo mniejsze, co dodało mu trochę pewności siebie. Wolnym krokiem zbliżył się w ich kierunku, wciągając ich zapachy nosem. Gdyby był mniejszy, przypominałby w tej chwili zaciekawionego psa, ale z perspektywy tamtych wyglądał zapewne mniej uroczo.
-Kim jesteś? - rzucił niewyraźnie chrapliwym głosem, przekrzywiając z zaciekawieniem głowę. Zaraz jednak spojrzał na drugą smoczycę, po czym dodał: -Jesteś...cie?
Offline
Amira już miała zrezygnować z kontaktu ze stworem kiedy ten się zanurzył, ale zauważyła że jednak wychodzi z wody. Odwróciła się w jego kierunku jakby chciała dobrze widzieć co ten zamierza. Zrobiła kolejny krok do tyłu kiedy ten się zbliżył, zmarszczyła lekko "brwi". Patrząc po budowie to na pewno smok, chociaż bardziej by się sugerowała że to tylko zwierzę. Cóż, skoro człowieki tutaj prowadzą cywilizację to smoki tutaj są po prostu inne niż one same. Gadzina coś na nich nacharczała, nie była pewna czy cos powiedział.
Blaze oglądała leniwie to co się dzieje. Przełożyła się na bok podpierając się trochę skrzydłem. Miała strzelić jakiś żart do Amiry kiedy krokodyl się schował pod wodę, ale jednak się zdecydował wyjść. Obejrzała go sobie dokładnie widząc że kroczy w ich stronę. Niespecjalnie się przejmowała faktem że może być potencjalnym zagrożeniem. Zawsze sobie dawały radę to i teraz w razie czego. Kurde, jak te smoki dają se radę będąc takie wielkie? To w ogóle wygodne? Znały może takie dwa przypadki, ale jeden z nich umiał się zmniejszać. Głupi dziad. Czerwony gad się odezwał w ich stronę. O, czyli gada.
- Ja jestem Blaze, ta biała to Amira. A ty kim jesteś? - Odezwała się po chwili milczenia. Czekała na odpowiedź Amiry bo zazwyczaj to ona się odzywa, ale najwyraźniej dostała spięcia mózgu. Uśmiechnęła się na swój własny żart.
Amira miała ochotę zerknąć w stronę Blaze. Nie zrobiła tego bo chciała mieć stwora na oku. Trochę ją zdziwiło że go Czerwona zrozumiała. Może po prostu musi nabrać wprawy w rozumieniu gada.
- Mieszkasz tutaj? - Zapytała krótko. Bo w sumie była ciekawa. Wcześniej go nie było, nagle się zjawił. Może po prostu przechodzi?
Blaze po dłuższej chwili leżenia zdecydowała się podnieść. Bez chwili namysłu podeszła do większego rozmówcy żeby go dokładnie obejrzeć. Zignorowała ostrzegawczy syk Amiry. Jakby coś kombinował szybko zwieje, prosta sprawa. Zatrzymała się przy jego dużym ogonie.
- Super. - Mruknęła do siebie. Takim ogonem to musi nieźle rozwalać gęby. Zawróciła do przodu. - Ale jesteś duży. To wygodne? Pewnie nikt ci nie podskakuje.
Jeden ze smoków takiej wielkości które znały był co prawda wielki, ale był strasznie stary. Ten to dopiero niezłą rozwałkę robił. Szkoda że już nie żyje, dobry ziom z niego był. Zdecydowała się klapnąć obok Amiry tak jak poprzednio. Widziała że ta ją obserwuje cały czas z kwaśną miną więc nie ma co jej dalej denerwować... Na ten moment.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
[ Wygenerowano w 0.243 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 8.37 MB (Maksimum: 8.84 MB) ]