Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3
Smoczyce na pewno odczuwały nietypową atmosferę jaka się zrobiła. Może nie do końca rozumiały nawet dlaczego, szczególnie reakcja Starka była dla nich zagadką. Jedynym ich pomysłem był fakt że nie widział takiego gatunku smoka. One w sumie też nie, ale powoli wypadało już się przyzwyczajać do wszystkich nowości… No może z wyjątkami.
Amirze nie spodobała się reakcja Hisui’ego na jej słowa, a tym bardziej jego niezapowiedziany odlot. Odprowadziła go wzrokiem widząc jego śmieszny sposób latania. Na pewno to było zadziwiające że umie latać bez skrzydeł. On nie był wodnym smokiem przypadkiem? Może jakaś mieszanka z wiatrem. Nie miała pojęcia. Najprawdopodobniej jego gatunek działał zupełnie inaczej, ale doświadczenia z własnego świata to było jedyne do czego mogła się odnosić. Tak czy siak, poczuła straszny zawód i złość. Nawet jeżeli go nie zobaczy w przyszłości. Próbowała pomóc i tak sobie po prostu odleciał. Nie chciała się w tym momencie czuć jak kretyn. Dlatego nie cierpiała jakichkolwiek interakcji z innymi, to zawsze kończyło się porażką. Wiadomo, z tyłu głowy miała że atmosfera się nie robiła przyjazna i pewnie Hisui przestał się czuć komfortowo w ich towarzystwie. Wydała z siebie pomruk, prawie warknięcie i powstrzymała się od gwałtownych ruchów ze złości.
Blaze po cichu obserwowała jak śmieszny smok odlatuje. Śmiesznie się wił w powietrzu, ciekawe czy bez skrzydeł latanie było trudniejsze. Specyficzny ten gatunek, ale ciekawie było na pewno zobaczyć. Szkoda że sam osobnik wydał jej się trochę zadufany. „Demony” powiedziała bezgłośnie wywracając oczami.
No a potem obydwie usłyszały jęk, spojrzały w kierunku źródła odgłosu. No i można było się spodziewać że był to Stark. Chyba odlot Hisui’ego to było dla niego za dużo. Nieźle musiał go przerazić ten nieznany gatunek.
- Czemu się go boisz? – Blaze tak czy siak się zdecydowała zapytać. Po prostu nie rozumiała reakcji. – Jest tylko trochę większy od ciebie.
Obydwie zdecydowały się nie zbliżać żeby dać mu przestrzeń którą najwyraźniej potrzebował.
- Raczej by Ci nic nie zrobił. Nie wydawał się groźny. – Dodała Amira.
- Prędzej irytujący. – Szepnęła Blaze z uśmieszkiem.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Wciąż niepewnie zerkał w stronę, w którą odleciał Hisui, ale widać było, że powoli się uspokajał. Może i miewał dość... gwałtowne reakcje na potencjalne zagrożenie, ale nie był tchórzem. Na pytanie Blaze tylko spojrzał na nią głupawo. To nie tak, że się go bał... Znaczy, trochę tak, w końcu zachowywał się dziwnie, ale... No właśnie, zachowywał się dziwnie. To nie był strach, to była podejrzliwość. Zresztą miał ku temu dobry powód.
-Jest dziwny. Jak tamto... coś. - zaczął, wpatrując się w Blaze, a po chwili dodał, powoli dobierając słowa. -To coś na plaży. Druga Wathara. Ona jest dziwna, pluje czymś dziwnym. Chyba chora. - widać było, że z każdym słowem wydawał się coraz bardziej nieobecny, tak jakby sama myśl o tamtym czymś napawała go strachem. Zaraz jednak spojrzał na smoczyce nieco bardziej ogarniętym wzrokiem.
Wpatrywał się to w Blaze, to w Amirę, tak jakby liczył na to, że będą wiedziały, o co mu chodzi. Zaraz jednak wstał, i rozejrzał się wokół. Potencjalne zagrożenie minęło, zresztą siedział tu już dość długo. Chciał wrócić do osady. Miał nadzieję, że Wathara... ta prawdziwa Wathara... dalej tam była. Nie chciał zostać sam, bo gdzie miałby jej wtedy szukać? Puszcza była ogromna.
Wstał, po czym skierował się w stronę rzeki. Wszedł powoli do wody, znikając na jakiś czas pod jej taflą, by wynurzyć się po drugiej stronie. Wyszedł na ląd i otrzepał się z wody niczym mokry pies, a następnie odwrócił się w stronę dwóch smoczyc. Nie zapomniał o tym, że chciały pójść za nim, dlatego przez chwilę się w nie wpatrywał wyczekująco. Dał im chwilę czasu na to, by go dogoniły, po czym skierował się w stronę puszczy i zniknął między drzewami.
// z.t. --> Smocza osada //
Offline
Smoczyce wysłuchały dziwnego monologu Starka. Po pierwsze, tak długiej wypowiedzi dotąd nie usłyszały z jego strony więc pewnie musiał się przejąć. Po drugie, jego powód zaniepokojenia był strasznie dla nich dziwny i pomimo że tego nie chciały, śmiesznie znajomy. Pomimo tego kontekst wydawał się bez sensu i nie do końca rozumiały jak Hisui jest podobny do tej „drugiej Wathary”. Może fakt że nie widział takiego stworzenia wcześniej na oczy było jakimś powodem. Blaze i Amira spojrzały po sobie próbując coś z tego zrozumieć.
Jednak nie miały zbyt długo czasu do namysłu bo Stark gdzieś zaczął iść. Mogłyby go zapytać o co chodzi ale może później i o ile będzie się czuł komfortowo o tym mówić. Z drugiej strony nie ich sprawa. Prędko wywnioskowały że Czerwony chce je zapewne zaprowadzić do tej smoczej wioski, ale Hisui był chwilowym problemem żeby tam w ogóle ruszyć. Obydwie bez słowa dogoniły Starka i ruszyły za nim.
[ Z.T. -> Smocza osada ]
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Po jakimś czasie dotarli nad rzekę. Droga prowadząca z leśniczówka doprowadziła ich do miejsca, z którego w oddali widać było mury miasta, więc zdecydowanie byli niedaleko celu. Właściwie to mógłby zostawić tu Beat samą, raczej dotarłaby tam sama. No ale przeszli razem już tyle, że głupio byłoby tak po prostu sobie pójść. Zresztą wolał upewnić się, że ta nagle nie zemdleje. Jeszcze wpadłaby do wody i co wtedy? Nie był najlepszym pływakiem, więc na pewno by jej wtedy nie pomógł.
Spojrzał za siebie, upewniając się, że Beat za nim nadąża, po czym skierował się wolnym krokiem w stronę rzeki. Zbliżył się do brzegu, po czym schylił się by napić się parę łyków. Cała ta sytuacja z leśniczówki jednak trochę go zmęczyła, więc chłodna woda była jak najbardziej mile widziana. Zamoczył też przednie łapy, po czym przetarł oczy. Potrząsnął łbem na boki, a następnie usiadł. Z braku innego zajęcia pochylił się nad wodą i zaczął przebierać w niej przednimi łapkami. Było to w pewien sposób relaksujące.
Offline
Beat, dość mocno skołowana i właściwie nadal nie do końca "obecna" po całej tej sytuacji w leśniczówce, szła za Ithem, starając nie potykać się o własne nogi. Czuła się... W sumie nadal nie za dobrze, definitywnie nie była gotowa na taką sytuację i to wszystko strasznie źle na nią podziałało. Jakby, no nie była mimo wszystko przyzwyczajona do bycia napadniętym, zobaczenia morderstwa i potem robienia za pseudopielęgniarkę tego samego dnia w przeciągu może jakiejś godziny czy coś. To było stanowczo za dużo.
Gdy Ith zatrzymał się, ta przesunęła wolno wzrokiem wzdłuż rzeki, po czym podeszła do wody. Zapach schnącej krwi od dłuższego czasu uderzał ją w nos, i prawdę mówiąc cieszyła się tylko, że nic nie jadła, bo pewnie by już wymiotowała, gdyby była po posiłku. Tak przynajmniej mogła zachować odrobinę godności... W każdym razie tak czy siak chciała się umyć. Zmyć z siebie całe to paskudztwo. Tyle, ile się dało.
Plus był chociaż taki, że w sumie nie miała za bardzo ubabranych od krwi ubrań, więc może... Jakoś to będzie? Tak sobie przynajmniej pomyślała, zanurzając ręce w lodowatej wodzie.
Chłód i kłucie w dopiero co zasklepionej ranie na ręce przywrócił ją trochę do rzeczywistości, niebieskooka, przykucając teraz przy brzegu strumienia, zaczęła czyścić dłonie, starając się w miarę dokładnie pozbyć się zaschniętego już częściowo brudu, jednocześnie krzywiąc się przy tym.
-Ja pierdolę.-Wymruczała pod nosem, raczej do siebie, niż do zielonego. Właściwie dopiero teraz zaczynało do niej docierać, jak chora była cała ta sytuacja w leśniczówce. W sumie była pod wrażeniem, że nie zemdlała w trakcie całego tego zajścia. Łał, brawo Beat, chociaż coś poszło w miarę okej tego dnia.
Oczyszczenie się z krwi zajęło jej trochę, bo robiła to dość skrupulatnie, chcąc pozbyć się całości brudu i smrodu ...I tego wszystkiego. Najpierw ręce, potem jakieś ewentualne resztki, które znalazły się na jej ubraniach, chociaż nie było tego jakoś specjalnie dużo, mimo wszystko gdy tu szli starała się zbytnio nie ubabrać.
...
...Bolała ją ręka. Ta, gdzie została zacięta. W sumie to nie chciała na nią patrzeć. Nawet nie dlatego, że była to jakaś poważna rana, tylko dlatego, że nie wiedziała, ile jeszcze zniesie. Gdy skończyła się w miarę ogarniać, bezceremonialnie rzuciła się na piach przy brzegu, wpatrując się w niebo.
Kurwa.
No miała dość, no.
Miała świadomość, że nie powinna, ale przez myśl przemknęło jej, że chętnie by się po prostu napiła. Tak, żeby zapomnieć o tym wszystkim.
Przymknęła oczy i dopiero po chwili się odezwała.
-...To ja nas w to wpakowałam.-Mruknęła.-Przepraszam.- Miała świadomość, że gdyby się wtedy nie zatrzymała, to wszystko poszłoby gładko. No i w sumie czuła się winna.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Rzeka to był sprawny sposób przemieszczania się pomiędzy najważniejszymi punktami Baenuru. Ruth właśnie się kierował do kolejnego, a mianowicie do swojej kryjówki w górach. Zdołał już bezpiecznie ukryć dokumenty w jednych ze skrytek. Wkrótce zostaną przejęte przez jakichś przydupasów. Tamtej wariatce powinny się spodobać. Może jakby udało im się przejąć Port lub chociaż zaatakować podjudziliby odpowiednio nastroje dla najlepszej dramy. Ruth chciał się roześmiać ale jedynie zakrztusił się wodą.
Pędził pod wodą utrzymując swoją wężową formę. Jego kończyny odpowiednio przekształciły się pod pływanie. Wywern co jakiś czas wychylał odrobinę łepetynę żeby się rozejrzeć po otoczeniu. W duchu cały czas miał nadzieję znaleźć przyjaciół lub rodzinę. Szczególnie jego dwie najbliższe siostry. Nie miał nawet czasu ich szukać specjalnie a miasto było spore. Możliwe też że klasycznie uciekły do lasu co tylko komplikowało sprawę.
Wychylając łeb któryś raz jego węch uderzył zapach krwi, po czym czyjeś narzekanie. Zatrzymał się na sekundę i ujrzał jednego z dwunogów. Niedaleko niego znajomy mu smok, nie był pewien skąd. Ruth szybko zanurzył się przylegając cielskiem do dna rzeki. Jego kolorystyka odrobinę przeszkadzała w ujrzeniu go. Wypuścił parę bąbli powietrza z ekscytacji. Zawsze tak szybko się ekscytował. Wiedział że czekają na niego w górach ale z drugiej strony… Sami się proszą, sami się proszą. Ciało potwora odrobinę zabulgotało znowu z emocji. Wywern zmroził się w miejscu dając sobie chwilę co zrobić dalej. W sumie nigdy nie zaznajamiał się specjalnie z dwunogami.
Offline
Zabawę w wodzie przerwał mu odgłos kroków w pobliżu. Niby wiedział, że to Beat, ale i tak odwrócił się by spojrzeć w kierunku źródła dźwięku. Po tamtej akcji wolał być bardziej ostrożny, nawet jeśli nie było tu takiej potrzeby. Chciał coś powiedzieć, ale zaraz się rozmyślił, zamiast tego zaczął przyglądać się kątem oka poczynaniom towarzyszki. Właściwie to dopiero teraz zorientował się, że zaczęło się ściemniać. Wczesną wiosną działo się to bardzo szybko, wydawało się, że jeszcze chwilę temu było południe. Hm... Dobrze byłoby znaleźć jakieś schronienie, nie widziało mu się łażenie po ciemku, nie po tamtej sytuacji.
Beat po chwili położyła się na brzegu, gdzie po chwili namysłu dołączył do niej Ith. Gad przysiadł na piasku i owinął wokół siebie ogon, zachowując w miarę dystans od kobiety. Nie, że jej nie ufał, po sytuacji w leśniczówce nie miał ku temu powodów, ale uznał, że ta potrzebuje trochę wolnej przestrzeni. Nie była w najlepszym stanie, to było widać gołym okiem, zresztą nawet jeśli to łatwo było się domyślić, że to wszystko nią wstrząsnęło. Problem w tym, że Ith nie miał pojęcia, jak do tego podejść, jak do niej zagadać, cokolwiek. Pozostawało mu tylko potowarzyszyć Beat, przynajmniej do czasu, aż dojdą do miasta.
Na przeprosiny z jej strony tylko przekrzywił głowę. Że niby jej wina?
-Skąd mogłaś wiedzieć, że napadnie nas jakaś wariatka? - rzucił w odpowiedzi, wpatrując się w kobietę. -Nie twoja wina. Nie ma co lamentować. - dodał, po czym odwrócił wzrok w stronę rzeki. Nie był dobry w tego typu konwersacje.
I właśnie w tej samej chwili zauważył coś w wodzie, coś, co moment później zniknęło pod jej powierzchnią. Ith zmrużył oczy, po czym zerknął na Beat. Czy ona też to widziała...? Nie, nie mogła. Dalej gapiła się w niebo. Wrócił wzrokiem do rzeki. Może mu się wydawało? Był zmęczony, może miał jakieś halucynacje. Wyraźnie się jednak spiął. A co jeśli naprawdę coś widział? Wolał mieć się na baczności, ale nie chciał jeszcze straszyć Beat, w razie gdyby jednak się mylił.
Offline
Kobieta wpatrzyła się w wieczorne niebo, delikatne odcienie różu i błękitu mieszały się z bielą drobnych obłoków - gdyby nie sytuacja w jakiej się znaleźli, Beat powiedziałaby, że pogoda jest piękna. Taka idealna na jakiś wypad nad jezioro, albo nad rzekę. Albo na spacer po lesie, chociaż po ten dzisiejszej przygodzie tych dziewczyna miała na jakiś czas już dość.
Przymknęła znów na chwilę oczy, tylko po to, żeby zaraz je otworzyć i przechylić głowę, wpatrując się w Itha.
Może ten miał rację, ale jednak i tak odniosła wrażenie, że jakoś ponosiła odpowiedzialność za całą sytuację. Mruknęła pod nosem, po czym uniosła się, podpierając się ramieniem.
-Może... Nie wiem. W każdym razie to wszystko nie powinno się wydarzyć.-Stwierdziła ponuro, a potem dodała, już bardziej żywym głosem-Nic ci nie jest? W sensie, tamta baba cię kopnęła co nie, nie zrobiła ci nic?-Beat nie znała gada za długo, ale i tak chciała, żeby z tamtym wszystko było okej. W końcu był dla niej miły. No i wybrał się z nią na tą całą wyprawę.
Mniej więcej w tym samym momencie Beatrycze dostrzegła, że Ith był jakiś... Spięty. I zerkał w stronę rzeki. Kobieta odruchowo powodziła wzrokiem w miejsce, gdzie jaszczur spoglądał.
Zbyt późno, żeby cokolwiek zauważyć. Zmarszczyła brwi, i zerknęła na smoka pytająco.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Ruth leżał na dnie rzeki czekając aż jego ciało przejdzie transformację w... nie wiadomo dokładnie co. Wraki smoka. Wrócił myślami do jego spotkania z jego nowymi przyjaciółmi z Mglistej Laguny. W sumie... stworzenie miejscowej legendy o straszydle z jeziora było całkiem zabawne. Jego cielsko przybrało brudny, martwy kolor, a część skóry jakby wylazła. Nie lubił się robić na brzydotę, ale czasem cel uświęcał środki... Widok min jego nowych przyjaciół jest bezcenny. Z podekscytowania na pewno zaśmiałby się w tym momencie, ale może potem. Idąc wzdłuż dna rzeki zakradł się niczym krokodyl pod sam brzeg.
Obserwując ślepiami brzeg celował w małego smoka. Wydawał się być bliżej. Dając fałszywe parę minut ciszy i spokoju dla obydwóch siedział i czuwał zlewając się z podłożem rzeki. Raz... dwa... trzy... I agresywnie naskoczył z ogromną paszczą wydając z siebie gardłowy ryk na miejsce tuż obok małego smoka. Nie chciał go w końcu zjeść, ani skrzywdzić, raczej nastraszyć więc tym bardziej nie celował wprost w niego. Ruth walnął głową o ziemię. Wszędzie wydawała się lać woda i piach. Zachichotał wycofując się z powrotem do wody pozostawiając jedynie łeb na powierzchni.
Offline
Wciąż zerkał w stronę wody, starając się dostrzec jakikolwiek ruch, który potwierdziłby, że faktycznie wtedy coś zauważył. Ale nic takiego się nie wydarzyło, rzeka była na tyle spokojna, na ile mogła być. Hm... Może serio mu się wydawało.
Z zamysłu wyrwało go pytanie dziewczyny. Przez chwilę wpatrywał się w nią niewyraźnie, tak jakby próbował ogarnąć, o co jej chodziło. Myślami wciąż błądził gdzieś w rzece, chociaż z każdym momentem trochę się uspokajał. Czy nic mu nie było... Chyba nie, chociaż czuł, że kopniak zostawi na jego ciele siniaka. Ale chyba nic nie złamał, co było plusem.
-Przeżyję, ale dzięki za troskę. - mruknął w odpowiedzi, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu. Po chwili namysłu dodał. -A jak tam twoja ręka?
Nie zdążył dopowiedzieć niczego więcej, bo w tym samym momencie z wody wyskoczył na niego potwór. Chyba smok? Nie zdążył się przyjrzeć, bo w panice odskoczył dobre parę metrów, wydając z siebie przerażony skrzek. Serce mało nie wyskoczyło mu z piersi, nawet nie myślał w tym momencie o Beat. Instynkt podpowiadał mu, żeby uciec stąd jak najdalej, żeby nawet się nie oglądać, żeby wrócić do swojej nory i już z niej nie wychodzić. Ale potwór... A raczej smok, jak po chwili zauważył, powoli wycofał się z powrotem do rzeki i tylko się w niego wpatrywał. Ith mógł przysiąc, że słyszał z jego strony chichot, ale mogło mu się tylko wydawać. W dalszym ciągu czuł panikę, i na najmniejszy ruch ze strony stwora oddalał się o krok. Dopiero po chwili przypomniał sobie o Beat. Rzucił jej tylko spanikowane spojrzenie. Miał nadzieję, że ta nie padnie zaraz na zawał, chociaż w tym momencie obawiał się również o siebie. Cholera, nikt nigdy nie wspominał, że w tej rzece żyją takie paskudztwa. Gdyby wiedział, nawet by się do niej nie zbliżał.
Offline
Beat, jako że nie widziała nic w wodzie, skupiła się znów na Ithu. Mieli za sobą dość traumatyczną sytuację, a on na dodatek był ... Jkby to powiedzieć no, zwierzęciokształtny, więc równie dobrze mógł zareagować na jakiś drobny ruch, którego Beat po prostu nie była w stanie dostrzec. Dziewczyna podparła się rękami i usiadła, słysząc jego odpowiedź jakby odetchnęła z ulgą.
-No to najważniejsze...-Mruknęła, a na pytanie o rękę wykrzywiła się lekko. -Chyba jest okej.-Właściwie... Sama nie była tego pewna, bo jednak pewnie powinna zdezynfekować ranę, ale po pierwsze nie miała do tego warunków, po drugie nie chciała jej za bardzo dotykać, bo jakoś otwieranie jej na nowo i radzenie sobie znów z krwotokiem nie było czymś, co chciała robić.
Przez chwilę po prostu siedziała, i już była gotowa spytać Itha, gdzie właściwie powinni się teraz udać... Gdy z wody wyskoczyła na nich bestia.
Kobieta odruchowo krzyknęła, i gwałtownie zerwała się na nogi, odskakując do tyłu. W sumie reakcja dziewczyny była prawie identyczna jak ta Itha, no bo jak właściwie inaczej zareagować na... Coś takiego? Gad, smok, wąż morski... Cokolwiek to było, cholerstwo momentalnie wycofało się znów w głąb wody, Beatrycze nie miała nawet czasu się właściwie przyjrzeć, jedyną chyba dostrzegalną cechą był wypłowiały, trupi kolor istoty.
-O kurwa!-wyrwało jej się z ust, po czym spojrzała na Itha, a potem z powrotem na bacznie obserwującego ich gada, który jak się zdawało... Zachichotał?
-Ith, spierdalamy.-Rzuciła, wyraźnie przerażona całą sytuacją, chciała od razu zacząć uciekać ale właściwie nie wiedziała, czy stwór za nimi momentalnie nie pobiegnie, i jakoś odruchowo nie chciała spuszczać go z oczu, więc zrobiła po prostu kilka kroków w tył.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Łeb potwora dryfowała powoli w tę i wewtę jakby przygotowywała się do kolejnego ataku. Mały smok i człowiek mogliby mieć trudność z ustaleniem na kogo konkretnie patrzy, ale wyraźnie ich obserwował z wody. Wydał z siebie pomruk który spowodował wypuszczenie paru bąbli na powierzchnię.
Reakcja nieznajomych stworzeń była perfekcyjna dla Rutha, ich przerażenie na pyskach było cudowne! Zamierzał dalej kontynuować tę farsę dla lepszego efektu. Niech rozpowiadają jak w tej rzece straszy.
Po paru chwilach dryfowania i czasu namyślenia dla dwójki głowa stworzenia wynurzyła i uniosła się parę metrów nad wodą. Demon podparł się zanurzonymi pod wodą kończynami by utrzymać równowagę. W tym momencie wydawał się znacznie większy co oczywiście miało bardziej nastraszyć jego ofiary. Wydał z siebie kolejny charkot jakby coś gniło od środka. W kontraście do nagłego ataku jego ruchy stały się powolne, jakby miał problemy z poruszaniem się.
Jednak człowiek namyślał się do ucieczki, więc szkoda byłoby ich jeszcze puszczać. Dziwne ma słownictwo, mało taktowne… Jakby Ruth nie był teraz w roli przewróciłby oczami. Decydując się znowu na agresywne ruchy, demon rzucił się swoim łbem na ziemię obok człowieka zagradzając jej drogę z jednej strony, z kolei kończyną z drugiej. Z warkotem zbliżył łeb w kierunku stworzeń.
- Nie wypada wchodzić na czyiś teren bez zaproszenia. – Wycharkotał obnażając zęby ze złości, które po chwili przerodziły się w uśmiech.
- Takie zbłąkane kurczaki nadają się jedynie na obiad. – Potwór zachichotał niczym stara wiedźma i zakłapał zębiskami tuż przed człowiekiem.
Offline
Podobnie do Beat, pierwszą reakcją Itha była ucieczka. Rzucił kobiecie przelotne spojrzenie, odwrócił się, po czym zaczął zwyczajnie zwiewać nie oglądając się za siebie. Zdążył się znacznie oddalić, wystarczająco, by zniknąć między drzewami otaczającymi rzekę. Zatrzymał się dopiero, gdy usłyszał charkotliwy głos i kłapnięcie szczękami, w tej samej chwili uświadomił sobie, co właśnie zrobił. Tak po prostu zostawił Beat na pastwę losu? Nie było wątpliwości, był po prostu tchórzem, zwyczajnym tchórzem. Mentalnie pacnął się łapą w czoło i westchnął. Musiał jej jakoś pomóc, bo jak to o nim świadczyło?
Odwrócił się, by ogarnąć sytuację. Beat jeszcze żyła, to dobrze, gad z rzeki chyba chciał ją po prostu nastraszyć. Ale co dalej? Mógł spróbować odwrócić jego uwagę, był w końcu w miarę daleko od zagrożenia. Tylko co potem? Co jeśli wyczołga się z rzeki i za nim podąży? Nie wyglądał na zbyt szybkiego, ale kto go tam wie? A co jeśli prowokację potraktuje jako pretekst do ataku? Beat była zbyt blisko jego szczęk, dalej była w niebezpieczeństwie.
Ith zaczął nerwowo przestępować z łapy na łapę, rozglądając się wokół. Myśl, głupku, myśl. Jego łuski nabrały wyraźnie ciemniejszej, niemal czarnej barwy pod wpływem stresu. Co robić, co robić, myśl...
Powoli zbliżył się w kierunku rzeki, starając się nie zwracać na siebie większej uwagi. Obecny odcień łusek zadziałał mu na korzyść, dookoła było już ciemno, więc Ith był zdecydowanie mniej widoczny. Gad z rzeki chyba skupiony był teraz na Beat, co z jednej strony dawało mu przewagę, ale z drugiej jeszcze bardziej go stresowało. Co jeśli faktycznie ją zaatakuje? Ith zacisnął łapki w coś na kształt pięści (na tyle, na ile pozwalała mu anatomia), a następnie podniósł jakiś patyk z ziemi i rzucił nim w kierunku bestii. Niewystarczająco, by ją uderzyć, ale na tyle, by zwrócić uwagę.
-Hej, paskudo! - rzucił, choć jego głos nie był tak pewny, jak by chciał. -Zabieraj od niej łapy. - zaraz po tym wydał z siebie warkot, niezbyt groźnie brzmiący, ale lepsze niż nic.
Offline
Beat zbladła, gdy bestia zagrodziła jej drogę to z jednej, to z drugiej strony. Czyli co, ucieczka nie była możliwa, to co pozostało... Pertraktacje?
Wzdrygnęła się, gdy gigantyczny paskud kłapnął zębami tuż przed nią, prawdę mówiąc spodziewała się w zupełności, że już za chwilę te szczęki zacisną się na niej i rozszarpią ją na strzępy.
Uniosła ręce trochę do góry, w obronnym geście.
-Nie chcemy problemów.-Powiedziała, jej głos był mniej pewny, niż dziewczyna by sobie tego życzyła.-Proszę pozwolić nam odejść.-Nie miała pojęcia, czy gadanie do bestii cokolwiek da, ale to było jedyne, co jej pozostało w tej sytuacji...
...Dosłownie chwilę potem uslyszała za sobą Itha, który o dziwo jej nie zostawił. Było to przedziwne, poznali się właściwie tego samego dnia, ale smok chciał jej pomóc - pewnie gdyby nie to, że była w sytuacji zagrożenia życia, to zrobiłoby jej się miło. W chwili obecnej jednak właściwie częściowo zignorowała towarzysza, zbyt skupiona na rzędzie ostrych jak brzytwa zębów znajdujących się stanowczo za blisko, żeby czuć się bezpiecznym.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Czując śmieszne uderzenie patykiem, jedno z oczu skierował w stronę małego smoka. Niekomfortowo popchnął Beat kończyną wobec siebie w geście fałszywej troski.
- Spokojnie kurczaku, najpierw obiad, potem deser… - Powiedział przybierając lekko teatralny ton. Jego długie łapsko pogłaskało Beat, co będąc o wiele za duże wyszło niezdarnie. Po tym geście chwycił kobietę nie dając jej większych szans na ucieczkę.
Potwór skoczył nagle w stronę Itha chwytając go w swoją paszczę. Mały smok utknął, jednak nic mu się nie stało. Mając wreszcie swoje ofiary złapane, demon z powrotem zanurzył się do rzeki i zaczął płynąć. W rozgardiaszu puścił najpierw Beat, potem Itha. Wykorzystując ich nieuwagę jego ciało zaczęło się ponownie zmieniać. W coś co sprawniej pływa.
Ruth odpłynął pozostawiając Beat i Itha w rzece porozwalanych w te i wewtę. To było zabawne, ale już wystarczająco się nabawił z losowymi przyjaciółmi. Z perspektywy tych dwóch poczwara jakby się po prostu rozpłynęła.
// Z.T.
Offline
Prawdę mówiąc, trochę zdziwiło go to, że Beat próbowała dogadać się z bestią. Czy serio uważała, że proszenie potwora o puszczenie ich wolno faktycznie zadziała? Hm, a może? Kto wie, może akurat?
Prędko przekonał się, że tak dobrze nie było. Wszystko wydarzyło się w przeciągu sekund, stwór najpierw pochwycił kobietę, a potem jego. Ith nie miał możliwości zareagować, zaraz znalazł się między szczękami stworzenia, i jedyne, o czym w tamtej chwili myślał, to to, że mógł jednak stąd uciec zamiast zgrywać bohatera. No cóż, taki los do niego pasował. Oczywiście, że ktoś tak niespecjalny jak on umrze w taki beznadziejny sposób.
Albo i nie, bo stwór go... puścił? Po czym zniknął? Ithaar nie miał jednak jak się z tego powodu cieszyć, bo teraz miał inny problem. Znajdował się na środku rzeki, a do tego miał problem z pływaniem. Z przerażeniem zaczął machać łapami i skrzydłami, z trudem utrzymując się na powierzchni, a prąd rzeki tylko ciągnął go dalej. Gdy po jakimś czasie wpadł na coś, co chyba było Beat, bez namysłu kurczowo się jej złapał, co z pewnością tylko pogorszyło sytuację dla ich obu. Nie był jednak w stanie myśleć rozsądnie, panicznie bał się utonięcia.
Offline
Stworzenie najpierw pogłaskało ją po głowie, ale Beat nie miała nawet za bardzo czasu na reakcję, po słowach potwora jedyne co przebiegło jej przez myśl to fakt, że najprawdopodobniej dla niej i Itha nie ma już ratunku - i myślała, że ma rację, bo bestia za chwilę rzuciła się na nich obojga, i chwytając najpierw kobiete a potem małego smoka, stwór rzucił się w głębiny rzeki. Beatrycze ledwo co zdążyła nabrać powietrza, zaczęła się trochę szamotać, usiłując się uwolnić - i faktycznie, nagle ucisk zniknął, dziewczyna jednak nie miał czasu by ocenić, czy poczwara, która ich złapała, jest gdzieś dalej dookoła nich i zaraz wciągnie ich w nieskończoną toń niczym jakiś przerośnięty krokodyl z piekła rodem, czy może istota znudziła się i się oddaliła.
W chwili obecnej liczyło się tylko przetrwanie.
Beat nie była do końca pewna, gdzie jest dół a gdzie góra, i dopiero po chwili bezsilnego rzucania się w wodzie udało jej się wychylić nad powierzchnię - parsknęła wodą, starając się walczyć z nurtem rzeki, i gorączkowo rozejrzała się wokoło, szukając czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc wrócić na brzeg. Miała szczęście, bo cielsko stwora naruszyło piach i roślinność dookoła nich, wrzucając trochę wszelkiego rodzaju rzeczy do wody, i teraz niedaleko niej płynął średniej wielkości konar. Beatrycze przesunęła się do niego, i z pewnym trudem złapała się martwego pnia, czując, jak drzazgi i stara kora nieprzyjemnie drapały jej skórę. Kawał drewna zawirował lekko wśród fal, kręcąc się dookoła własnej osi i prawie wepchnął kobietę pod wodę, ta jednak nie dała za wygraną i przesunęła swój ciężar tak, żeby rozłożyć go względnie równomiernie. Dopiero wtedy właściwie zorientowała się, że Ith przyczepił się do niej, i że teraz płynęli razem.
Beat kasznęła kilka razy, odkrztuszając resztki wody, która wpadła do jej nosa i ust, gdy ta usiłowała jakoś wybrnąć z paskudnej sytuacji. Niby było już lepiej, ale nie do końca - bo dobra, mieli asekurację w postaci pniaka, ale dalej znajdowali się na środku rzeki, a Beatrycze jakimś świetnym pływakiem nie była, zresztą Ith też raczej nie. Gdyby to było jezioro, to nie byłoby problemu, ale w obecnej sytuacji...
Kobieta rozejrzała się, miała nadzieję, że zahaczą może o jakieś skały czy cokolwiek, co pomogłoby im wydostać się z potrzasku.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Długi czas zajęło mu ogarnięcie, że Beat udało się złapać jakiegoś konara, Ith jedyne, o czym myślał, to to żeby jej nie puścić. Nie chciał, żeby pochłonęła go rzeka, po prostu się bał. Konar jednak trochę pomógł, przynajmniej już się tak nie szamotali, a to po jakimś czasie dało Ithowi możliwość ocenienia sytuacji. W tej chwili przez myśl przeszło mu to, co Beat - potrzebowali się czegoś złapać, czegoś, co gdzieś miało nurt rzeki. Musieli się zatrzymać, to był teraz priorytet, dopiero wtedy mogli się wydostać z wody.
Ithowi udało się utrzymać łeb nad powierzchnią wody na tyle, by rozejrzeć się wokół. Było ciemno, ale w przeciwieństwie do kobiety, on widział całkiem dobrze. Dalej panikował, nie żeby co, wcale nie czuł się spokojniejszy, ale instynkt przetrwania w końcu się obudził. Na szczęście nurt rzeki nie wydawał się aż tak silny, jak do tej pory, w końcu znajdowali się daleko od źródła - teren był tu dużo bardziej płaski, więc rzeka płynęła porównywalnie wolno. Co za tym idzie, kiedy tylko przestał się szarpać, fale wcale nie zasłaniały mu pola widzenia.
To pozwoliło mu na zauważenie tego, czego szukał. Skały wyrastające z wody niedaleko brzegu. Dość ostre, ale to nawet dobrze, łatwiej będzie się ich złapać. Tylko jak do nich dotrzeć? Nie mieli dużo czasu na zastanowienie się, inaczej nurt pociągnie ich poza ich zasięg. Myśl Ith, myśl. Nie było szans na to, żeby sam pociągnął ich obu w stronę skał, był w porównaniu do Beat po prostu zbyt mały. Musiał jej dać jakoś znać, żeby połączyli siły.
-Tam! - rzucił tylko szybko, licząc na to, że wzrok Beat podąży w kierunku, gdzie teraz patrzył.
Nie czekając na reakcję, "wspiął" się po ubraniach Beat w kierunku pniaka, którego się trzymała, i którego on sam kurczowo się złapał. Następnie zaczął przebierać mocniej tylnymi łapami i ogonem, przyciskając skrzydła do ciała tak, by dały mu bardziej opływowy kształt. Jednak szybko okazało się, że będzie potrzebował pomocy Beat, nie miał wystarczająco siły w łapach, by pociągnąć za sobą kobietę. Wszystko zależało od tego, czy ta w porę ogarnie, o co chodzi.
Offline
Czarny truchtał spokojnie przez łąki i zagajniki rozciągające się wzdłuż rzeki. Omijali gęstsze łęgi, nie było potrzeby się tam pchać i zbierać na siebie wszelkie robactwo. W końcu jednak trafił się prześwit w miarę łagodnie schodzący do wody, prosto na szeroki brzeg usłany okrągłymi kamyczkami. Mirova brała tu szeroki zakręt i wyrzucała wszystko, co nie wyrobiło się razem z prądem.
Kopyta karego ogiera zachrzęściły na żwirze.
Już miał zsiadać i dać zwierzęciu się napić, kiedy jakieś wyraźniejsze pluski kawałek dalej przykuły jego uwagę, a Egon lekko ściągnął wodze. Koń prychnął z niezadowolenia i cofnął się pół kroku.
W wodzie ewidentnie ktoś był i właśnie szamotał się z kłodą, która niespecjalnie chciała współpracować. Jakaś malizna wyszła tuż obok, ale z tej odległości ciężko było mu ocenić, co to za zwierzę. To jednak nie miało większego znaczenia. Zdjął płaszcz i rzucił go na ziemię, by zaraz popchnąć konia do przodu, prosto do wody i nieco na ukos, na spotkanie dryfującego człowieka.
Kobiety? To zauważył dopiero po chwili, kiedy nurt rzeki zaczął wyczuwalnie napierać na Czarnego. Na szczęście dla nich obu koń to w gruncie rzeczy pusta w środku beczka robiąca za świetny pławik. Jego skrzydło również było pomocne, kontrując spychanie przez nurt miarowym wiosłowaniem.
— Tutaj, złapię cię! — rzucił tak dla pewności, że jego zamiary będą jasne.
Kierował się w pobliże skał, wydawało się, że oni również, a nawet jeśli nie, to nieco za głazami też znalazłby się dla nich wszystkich punkt zbieżny.
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Ith miał szczęście, bo Beat sama dysponowała zdolnością widzenia w ciemności - jej wilkołacze geny do czegoś się wreszcie przydały, właściwie tylko brudna, rzeczna woda która obmyła jej twarz przeszkadzała jej nieco - to też gdy ten krzyknął do niej ta właściwie od razu załapała, o co chodzi. Kobieta zmarszczyła brwi, i spróbowała z całej siły odepchnąć pniaka w stronę skał, wiosłując nogami. Szło jej to nawet nieźle, choć mozolnie, bo pniak dalej był w miarę niestabilny, jednakże nie miała zamiaru się poddawać, szczególnie że...
Chyba uśmiechnął się do nich los.
Dosłownie chwilę po tym, jak Ithaar wypatrzył skaly, jakiś facet na koniu pojawił się w pobliżu skał, i zaczął do nich wołać. Sądząc po jego słowach, przynajmniej chwilowo miał dobre intencje, a Beatrycze pomimo ostatnich doświadczeń z obcymi nie miała zamiaru nie skorzystać z okazji.
Dziewczyna stęknęła i z pewnym wysiłkiem popłynęla w stronę nieznajomego, licząc na to, że uda im się bezpiecznie zatrzymać.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Ith w myślach odetchnął z ulgą, gdy Beat zrozumiała, o co mu chodzi. Z jej pomocą zdecydowanie płynęło mu się lżej, a co za tym idzie, skały, w których kierunku podążali, powoli znajdowały się coraz bliżej. Zielony tak mocno skupił się na wiosłowaniu łapami, że nawet nie zwrócił uwagi na przybysza. Dopiero krzyk wyrwał go z namysłu, i jednocześnie trochę go nastraszył. Szczególnie, kiedy Ithaar zauważył w jego towarzystwie... konia? Chyba tak to zwierzę się nazywało. Ith widział czasami te dziwne stworzenia, najczęściej w towarzystwie ludzi. Ale jeszcze bardziej zdziwił go widok skrzydła u obcego. Pierwsza myśl Itha - kłusownik, który upodobał sobie polowanie na smoki, i który zrobił sobie ze skrzydła jednego z nich dodatek do stroju. Ale nie, im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej wyglądało to tak, jakby skrzydło wyrastało z jego pleców.
Ithaar nie miał dużo czasu na rozmyślanie, miał teraz coś ważniejszego na głowie, a sądząc po słowach typa, chyba chciał im pomóc. Dalej czuł pewien brak zaufania, poprzednie doświadczenia zdecydowanie nie pomogły, plus nie miał jeszcze pewności, czy to skrzydło na pewno było jego, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Ith skupił się na skałach, które zdawały się być już w zasięgu rąk. Niestety on miał tylko krótkie łapki, dlatego nie miał szans na to, by złapać się jednej z nich.
W pewnym momencie prąd rzeki pociągnął ich trochę na bok. To źle, to bardzo źle, nie mogli teraz tak po prostu przegapić celu, był już na to zbyt zmęczony. To była jedyna szansa, byli już tak blisko... Gdyby tylko Ith miał dłuższe łapy...
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że miał. Nie do końca łapy, ale były do pewnego stopnia chwytne. Ith bez większego namysłu rozłożył skrzydła, po czym wyciągnął je w stronę skał tak daleko, jak tylko mógł. Udało się! Pazury na skrzydłach zahaczyły o jedną ze skał, co momentalnie przytrzymały ich w miejscu. Prąd rzeki jednak nie chciał się poddać, a zielony po chwili poczuł ostry ból w jednym ze skrzydeł, które było wyciągnięte zdecydowanie dalej niż powinno. Gad wydał z siebie dźwięk przypominający cichy skowyt psa, ale dalej trzymał się skały. Oby to wystarczyło, by i Beat mogła dosięgnąć skał. Ten obcy też miał teraz okazję, by im pomóc, a przynajmniej na to liczył Ith.
Offline
Nurt rzeki był silniejszy, niż z brzegu na to wyglądało, a to zaczęło denerwować nie tylko drakona, ale przede wszystkim Czarnego. Wierzchowiec w pewnym momencie chciał zawrócić i niewiele sobie przy tym robił z odmiennych planów swojego właściciela.
Woda pryskała po twarzy i końskich chrapach.
Gdzieś dalej mignął mu pniak i trzymająca się go kobieta, ciemne kształty na tle nieco tylko jaśniejszej rzeki. Był o wiele za daleko, żeby mógł coś z tym teraz zrobić, o wiele za długo kręcił się w kółko, choć były to tylko ułamki sekund. Wystarczały w zupełności, żeby poważnie zagrozić planom.
Pchnął konia dalej w wodę, ale ten szybko zakręcił prosto na skały, kiedy natrafił na ścianę silniejszego nurtu. Woda tam groźnie wywijała się nad nierównym dnem, tworząc zdradliwe piany i wiry, w których człowiekowi łatwo byłoby utonąć. Przez moment Egon miał wrażenie, że popełnił okropny błąd.
I szybko przekonał się, że tak właśnie było.
Koń obił się o skały i prychnął przestraszony. Szarpnięty za wodze, odwrócił się pod prąd i zatrzymał się na te kilka sekund, jakich Egon potrzebował na dostanie się na skały. Pozbywszy się ciężaru, koń ruszył prosto do brzegu, łapczywie sięgając kopytami do płycizny. Kiedy tułów wreszcie wyłonił się z wody, zwierzę zwiesiło łeb, oddychając ciężko.
Egon nie tracił jednak czasu, pisk małego zwierzaka nie wróżył nic dobrego. Prawie poślizgnął się przy pierwszym kroku, więc trzymając się podłoża każdą możliwą kończyną, przypełznął na drugi koniec skał.
— Uwaga... — Sięgnął do najbliższej wypustki konara najpierw skrzydłem, bo było dłuższe, a dopiero potem ręką, w zasadzie korzystając ze sprawdzonego patentu gada. Szczęśliwie dla niego miał nieco solidniejszą budowę od zielonego. Egon zgarnął go ręką, chcąc pomóc wejść na skaĺy. — Daj mi rękę! — rzucił do dziewczyny, wyciągając prawą dłoń w niepełnej rękawiczce; lekko zakrzywione pazury były całkiem dobrze widoczne, trochę gorzej z drobnymi łuskami na wierzchu palców.
Kontrolnie rzucił okiem na gadzinę, sprawdzając, jak się trzyma.
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Byli już tak blisko, i Beat była pewna, że wszystko pójdzie gładko... Gdy nurt rzeki znów wezbrał, i psując im plany popchnął ich z powrotem w bok, z dala od skał.
Nosz kurwa.
Beatrycze zacisnęła mocniej zęby, starała się jak mogła, ale nie wiedziała, na ile starczy jej jeszcze sił. Woda nie była ciepła, drzazgi wbijały jej się w ręce - czuła, że powoli ma już dość. Nie wróżyło to dobrze.
Kobieta spróbowała płynąć w bok, co wcale nie było łatwe - nurt był silny, a ona nie była zawodową pływaczką, więc nie wyszło to tak, jak by chciała. I gdy już myślała, że cała nadzieja przepadła, Ith zaczął się kręcić, i chwilę potem wyciągnął skrzydła na całkiem sporą odległość, chwytając się i zaczepiając pazurami o jakieś wystające skały. Smok jednocześnie po chwili zaskomlał, musiał sobie coś pewnie naciągnąć - Beatrycze nie miała zamiaru zmarnować jego poświęcenia i szybko sama spróbowała się zbliżyć do głazów, odpychając się mocno nogami. Blisko, bliżej, już prawie, brudna woda wpadła jej do oczu przysłaniając na chwilę obraz, zamrugała gwałtownie.
Gdy wzrok do niej wrócił, uświadomiła sobie, że ktoś wyciąga do niej rękę. Pokrytą łuskami rękę? Było to przedziwne, ale nie miała zamiaru za bardzo się nad tym zastanawiać.
Kobieta chwyciła się Egona, przesuwając swój ciężar tak, żeby przyciągnąć się w jego stronę, i żeby jednocześnie skierować ku brzegowi kłodę, na której dalej był przecież Ithaar. Beat miała tylko nadzieję, że nieznajomy sam nie wpadnie przez to do wody, i że rzeka ich wszystkich nie porwie, bo wtedy byłoby już po nich.
The devil said, "Sit and have yourself a glass"
He said "I know you're angry right now, but the feelin' will pass
So keep your cup tipped up when you're feelin' down low
And when you finally forget your purpose, you'll be stumblin' on down my side of the road"
Oh you know it ain't good for you
To keep going on like you do
Time's running away and it's running fast
Offline
Nowy wymiar, nowe możliwości. Shadou niespecjalnie był zadziwiony że przeniósł się do nowej rzeczywistości. Nie, zaskoczył go fakt że: A. To nie on sobie wybrał gdzie i jak ląduje. I B. Od kiedy był w tym nowym świecie jego moce kompletnie zaniknęły... Prawie. Po prostu wrócił do punktu startowego. Co ciekawsze, jego sztylet też już w ogóle nie działał... Zupełnie jakby królik znormalniał, co było raczej mało prawdopodobne. No ale mężczyzna nie narzekał, nowy świat, nowe możliwości, nowe rzeczy do odkrycia. Nawet trochę się zawiódł że wszystko wygląda tak podobnie do jego wymiaru macierzystego. Ludzie tacy sami, rośliny podobne, zwierzęta podobne. Będzie musiał na bank się na nowo uczyć flory i fauny, jakie składniki i co najlepiej działa z czym... Dużo do odkrycia, tak jak lubił.
Shadou szedł tak dalej i dalej, zajęty w swoich rozmyślaniach. Całe szczęście że wylądował w tym świecie ze swoją torbą... Przynajmniej miał jakieś zapasy na parę dni. Rzeka cicho płynęła swoim tokiem, trawa była miła w dotyku, pogoda przyjemna, jakieś wrzaski i chlupotanie... Wrzaski i chlupotanie. Uszy królika poszły do góry szukając źródła dźwięku. Szybko skierowały się w stronę, a oczy szybko dołączyły. Mężczyzna przystanął zauważając jakichś nieszczęśników topiących się w rzece. Ciężka sprawa... Chyba powinien się wycofać zanim jego będą błagać o pomoc. Tego by mu brakowało żeby zwracać na siebie uwagę. Wolnym truchtem, Shadou skierował się w stronę krzaków, żeby przejść niepostrzeżenie. Nie jego problem, nie jego sprawa.
Idąc teraz przez krzaki, Shadou co jakiś czas obserwował sytuację. Na szczęście inny osobnik niż on był w trakcie pomocy... Może przeżyje. Szkoda tylko tego zwierzęcia... Ten sobie chyba mniej radzi. Shadou przystanął obserwując... Co to bylo? Pies? Nie, smok. Królik przymrużył oczy, w jego wymiarze macierzystym takie stworzenia to była rzadkość... Szkoda żeby zmarł. Możliwe że tutaj też są rzadkie. Może ewentualnie mółby mu się przyjrzeć z bliska. Z książek czytał że są to bardzo mądre stworzenia, często wiekowe... Ten wyglądał na młodego. Chłopak zawahał się, nadal w końcu nie chciał żadnej konfrontacji. Niespecjalnie się przejmował czy ta kobieta utonie, ale smok...? Szkoda smoka. Shadou westchnął zażenowany własną ciekawością... Parę czarnych iskier uciekło z jego włosów.
I wtedy królik zniknął.
Smuga czarnej elektryczności przebiła powietrze kierując się bardzo szybko w stronę grupki tonących. Ciało Shadou zmaterializowało się zaraz obok smoka i chwytając go za kark poleciał z nim dalej, kompletnie wywracając się na piasku. Z powodu impetu gad poleciał trochę dalej... Ale był bezpieczny. Może będzie umiał gadać. Królik przeklnął pod nosem czując wszędzie piasek: w uszach, ubraniu, nosie. Z jego włosow uciekło znowu parę iskier... Coś było solidnie nie tak z jego mocami i co gorsza, były strasznie wyczerpujące. Mężczyzna powoli wstał otrzepując się z piasku.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3
[ Wygenerowano w 0.237 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 7.98 MB (Maksimum: 8.44 MB) ]