Nie jesteś zalogowany na forum.
Sporej wielkości port, drugie co do wielkości miasto na Baenuru. Można tu znaleźć pełno sklepów, w których kupcy sprzedają swoje nierzadko egzotyczne towary. Ponadto jest tu kilka karczm serwujących głównie dania rybne, alkohol wszelkiej maści i niestworzone opowieści odwiedzających je żeglarzy. No i oczywiście samo sedno i niejako serce portu, czyli przystań, przy której wiecznie cumuje pełno statków. Wieczorem w oddali można podziwiać złocisty blask rozchodzący się do latarni morskiej, stojącej daleko w zatoce.
INFORMACJE O AGLOMERACJI:
Miasto bronione właściwie porównywalnie mocno, jak Medevar, otoczone porządnymi murami miejskimi, z prężnie funkcjonującą strażą miejską i kilkoma oddziałami żołnierzy na wypadek ewentualnych problemów ze strony co większych dzikich smoków, czy -w obecnej sytuacji - ataku terrorystycznego. W mieście można spotkać zarówno smoki, jak i ludzi, z czego naprawdę sporo z nich para się handlem. Ze względu na ilość marynarzy przybywających codziennie do portu, w niektórych dzielnicach miasta funkcjonuje czarny rynek, jednakże nielegalni handlarze są ciągle ścigani listami gończymi przez oddziały straży.
Stosunek do smoków: Pozytywny dla Medevarczyków, neutralny dla Kirtańczyków i smoków dzikich.
Stosunek do ludzi: Pozytywny.
NPC:
-
Offline
Ksej podniósł łeb ponad gankiem budynku i powiódł uważnym wzrokiem po ulicy pełnej ludzi. W zielonych ślepiach kłębiła się irytacja, tym bardziej rosnąca, że nie mógł dostrzec swojej samobieżnej zguby. Rozejrzał się pospiesznie i prychnął cicho, zdmuchując z dachówek piękny kłąb pyłu, który osiadł na głowach pechowych mieszkańców. Nie mając jednak lepszego wyjścia, ruszył dalej szeroką promenadą, która miała go zaprowadzić na wybrzeże. Szykanie było tym trudniejsze, że starał się nie potrącić czy tym bardziej nie zdeptać żadnego z ludzi, którzy jak głupie mrówki plątali mu się pod łapami.
— Z drogi... — wymruczał, tłumiąc usilnie chęć ryknięcia na nich, żeby z powrotem nabrali właściwego respektu. Niestety niewygodne pytania straży to było ostatnie, czego teraz potrzebował.
Ksej znowu spojrzał przed siebie i chyba zwątpił, a jego krok zrobił się nieco spokojniejszy, kiedy już nie próbował na siłę wyprzedzać ślamazarnie przemieszczający się tłum. To jednak niewiele pomagało na samo jego utknięcie na ulicy handlowej. W pewnej chwili nie mogąc z powrotem postawić łapy, zwyczajnie popchnął stojącego w niewygodnym miejscu człowieka, nie na tyle mocno, by mu coś zrobić, raczej, co najwyżej by się potknął i rozwalił nos. Nie za bardzo go to interesowało, teraz chciał tylko wydostać się na nabrzeże.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Starając się jak najbardziej unikać większych grup ludzi w takim tłoku było niezwykle trudne, i mimo swoich starań Reginald ciągle albo to kogoś szturchał, albo był szturchany. Za każdym razem gdy to się zdarzało, mag warczał coś pod nosem i tylko czasami rzucał ciche przeprosiny jeśli to była jego wina. Niestety, jego celem odwiedzin portu był targ w pobliżu przystani, gdzie handlarze nie tylko z głębi lądu ale i zza morza sprzedawali swoje najlepsze towary. Miał w planie znaleźć jakiś handlarzy co się zajmowali artefaktami, zwłaszcza związanymi z magią czy alchemią. Na drugim miejscu były zioła czy jakieś rośliny, których normalnie nie byłby w stanie znaleźć sam lub kupić w stolicy.
"Uwaga, do diabła." Warknął, kiedy kolejny mężczyzna go szturchnął, nawet nie przepraszając. Co to za maniery?
Oby to, co będzie dzisiaj sprzedawane w pobliżu przystani było warte całego zachodu, kilka dni się tutaj targał i nie miał zamiaru wrócić z niczym. Nawet specjalnie wynajął większy wóz na wszelki wypadek gdyby znalazł coś ciekawego. Tak naprawdę, to Reggie czuł podekscytowanie, nawet jeśli musiał teraz sobie radzić z natłokiem ludzi. Dawno nie był w porcie, a właśnie tutaj można znaleźć najciekawsze rzeczy na straganach. Oby dzisiaj coś znalazł, bo rozczarowanie byłoby nieznośne.
A mówiąc o nieznośnym, tłum powoli wyczerpywał resztki jego cierpliwości. Mag przez chwilę nawet się zaczął poważnie zastanawiać czy nie zacząć rozpychać ludzi przed sobą wiatrem, lecz nagłe dygotanie ziemi momentalnie odwróciło jego uwagę to najprawdopodobniej nielegalnego czynu. Wkrótce źródło drobnego trzęsienia ziemi pojawiło się w polu widzenia, ogromny biały smok również się przedzierał przez tłum, zostawiając za sobą dużo wolnej przestrzeni. Oraz, co najważniejsze, zmierzał on w tym samym kierunku co Reggie.
Pomysł od razu pojawił się w głowie czarodzieja, który poprawił swoje okulary z zadowoleniem i zaczął zmierzać ku wielkiej bestii. Im bliżej jej był, tym bardziej ziemia dygotała i wkrótce czarodziej zaczął podążać za białym smokiem. Działał on jak taran, rozpychając ludzi na boki, więc Reggie mógł odetchnąć od ściskającego go tłumu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Jeszcze chyba nigdy nie był tak daleko od domu. Zwykle trzymał się w okolicach smoczej osady, czasami tylko wędrował w strony miasta Medevar. No dobra, nie czasami, robił to wręcz codziennie. Bardzo lubił w wolnej chwili przyglądać się temu, co porabiają jego mieszkańcy, a tak się składało, że wolnych chwil miał aż zanadto. Swego czasu zmykał za każdym razem, gdy ktoś go zauważył, ba, na samym początku przyglądał im się tylko zakamuflowany. Jednak z czasem przestał się ich obawiać, przynajmniej na tyle, że nie bał się wchodzić na tereny ich wiosek czy nawet samego miasta.
Tak było i teraz, chociaż tym razem było to kompletnie nowe miejsce. Słyszał nieraz o jakimś porcie, sama nazwa Siengar też obiła mu się czasem o uszy, ale nigdy wcześniej nie zapuszczał się w te tereny. Tak się jednak złożyło, że przebywał właśnie w okolicach drogi, która prowadziła w tamtym kierunku, gdy przejeżdżał nią wóz Reginalda. Jego rudą czuprynę widać było z daleka. Ith widywał go czasami w mieście, choć tylko przelotnie. Normalnie pewnie by go nie pamiętał, ale mag miał wyjątkowo charakterystyczny wygląd. No i do tego ta akcja z rynku. Zielony nie był do końca pewien o co tam chodziło, ale wiedział, że rudy był w to zamieszany. Krótko mówiąc, wydawał się on być dość interesującą postacią.
Dlatego też Ith bez dłuższego zastanowienia dogonił wóz i wskoczył na niego, po czym schował się pod jakąś płachtą. Może i nie było to rozsądne, ale zielony był niesamowicie ciekawy tego, w co tym razem wpakuje się rudzielec. A droga powrotna? No cóż, może jakoś się odnajdzie.
Po jakimś czasie dojechali na miejsce - port Siengar. Gdy tylko wóz się zatrzymał, Ith wygramolił się ze swojej kryjówki i zeskoczył prędko z wozu, nie chcąc, by rudy go zauważył. Mimo to podążył za nim kiedy ten skierował się w stronę portu. Starał się trzymać dystans, jednak prędko okazało się to być złym pomysłem. Im bliżej do rynku, tym większy był tłum, przez który przeciskał się rudzielec. Nie chcąc go zgubić, Ith zwiększył tempo, zbliżając się do Reginalda w podskokach, wymijając ludzi po drodze. Parę razy ktoś się o niego potknął, jednak Ithaar nie przejmował się przekleństwami rzucanymi w jego stronę i szybko znikał w tłumie.
Drganie ziemi wyczuł dużo wcześniej niż rudy. Ith instynktownie zwolnił kroku, przez co jakaś kobieta za nim nadepnęła mu na koniec ogona. Zielony odskoczył z sykiem, po czym odwrócił się i dogonił w podskokach Reginalda. Dalej jednak miał się na baczności. Nie podobało mu się to, że ten zbliżał się w stronę niepokojących odgłosów. Ith zgadywał, że był to jakiś smok, ale skąd mógł mieć pewność? Nigdy wcześniej tu nie był. Pocieszał go jedynie fakt, że skoro ludzie wokół nie panikowali, to pewnie to coś nie stwarzało dla nich zagrożenia. Dopiero po jakimś czasie zauważył, co wydawało te odgłosy. Ogromny, biały smok pokryty grubym futrem przemierzał ulice rynku, przepychając na boki wszystko na swojej drodze.
Ith wytężył wszystkie zmysły, nieco zwiększając dystans od rudego. Dalej miał go w zasięgu wzroku, ale wolał nie zbliżać się aż tak do wielkiego gada. Tak na wszelki wypadek.
Offline
Nawet nie przyszło mu do głowy, że jego kroki mogą powodować drgania, pewnie dlatego, że plątający się wokół ludzie nijak na to nie wskazywali. Ksej przystanął na moment i spojrzał uważniej po tłumie. Jego podejrzanej zdobyczy ani widu ani słychu. Nie dziwiło go to, być może lepszy efekt by uzyskał w mniejszej postaci, ale z drugiej strony jeszcze łatwiej straciłby go z oczu. Zasadniczy problem stanowiła tu architektura, zbyt drobna i krucha, by mógł wejść na budynek i przejść po dachach. To by było tak szalenie wygodne, dlaczego nikt o tym nie pomyślał? Medevar jeszcze tak wiele mógł w sobie poprawić.
Ruszył z wolna dalej.
Swoją drogą kiedyś faktycznie spróbował. Nie skończyło się to dobrze ani dla budynku, ani tym bardziej dla jego mieszkańców. Dla samego Ksejgaaka również, dobrze pamiętał tę złość Virgila i wszystkich wokół. To był chyba jeden z ostatnich wypadków tego typu, przynajmniej tych poważniejszych, za które trzeba było odpowiedzieć. To był też jeden z tych momentów, kiedy dziwił się, jak niektórzy mogą wspominać swoje życie w różowych barwach. Może po prostu okłamują samych siebie.
Z tego zamyślenia wytrąciło go nowe uczucie pacnięcia, lecz tym razem nie w łapy, a w ogon. Właściwie to była jego wina, bo za bardzo i za szybko opuścił wywiniętą w górę dla wygody końcówkę. Ksej zatrzymał się i obejrzał na potrąconego człowieczka o śmiesznej twarzy wśród rudych włosów.
— Patrz, jak chodzisz — prychnął, kładąc uszy po sobie i mierząc go uważnym wzrokiem. W rzeczywistości chciał się upewnić, że to kruche stworzenie nie zdążyło sobie czegoś zrobić, kto ich tam wie. — Czy ja cię skądś znam? — zapytał zaraz, zwróciwszy uwagę na dość charakterystyczny strój mężczyzny. Jeśli nie był wyłącznie dziwnym ekscentrykiem, to z pewnością był związany z magią. Ksej miał kiedyś okazję poznać czy zobaczyć przelotnie paru czarodziejów, ale tego tu nijak nie umiał odszukać w głowie, a niepewność była irytująca. Tak czy inaczej, ruszył w końcu dalej. Część handlowa ulicy zaraz miała się skończyć, tym samym wypuszczając ich na trochę bardziej przestronne nabrzeże. Na głos by tego nie powiedział, ale musiał przyznać temu rudzielcowi, że zrobienie z niego żywego taranu było całkiem dobrym posunięciem.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Plan wydawał się idealny, nie mogący stwarzać żadnych problemów. Ot wielki smok rozpychał tłum, to Reggie po prostu korzystał z wolnego miejsca pozostawionego przez białego futrzaka. Czarodziej nawet skorzystał z tego chwilowego wytchnienia od tłumu i po chwili grzebania w swojej torbie wyciągnął dosyć cienką książkę, która bardziej wyglądała na notatnik i zaczął ją wertować. W końcu znalazł stronę, której szukał i zaczął czytać co tam było napisane. Niestety, przez to przestał tak bardzo uważać na swoje otoczenie i w pewnym momencie poczuł uderzenie w bok. Nie było ono mocne ani nawet zbyt twarde, ale nadal zaskoczyło rudzielca na tyle, aby z zaskoczonym odgłosem prawie upuścił swój notatnik. Całe szczęście jednak go złapał i dopiero po upewnieniu się, że wszystko z nim w porządku Reggie oderwał od niego wzrok.
Akurat aby dostrzec wielki biały łeb skierowany w jego stronę.
Ponowne wielkie zaskoczenie, lecz tym razem czarodziej zachował pewną siebie posturę i zamiast tego włożył notatnik pod pachę, mierząc wielkiego smoka wzrokiem. Uwaga z jego strony sprawiła, że Reggie zmarszczył lekko brwi.
"Nie sądzę, chyba że jesteś blisko związany z gildią magów w stolicy." Odparł, lekko unosząc nos. "W każdym razie, wybacz, ale stwarzasz idealne warunki aby przedostać się przez tłum."
Nawet teraz, kiedy się nie przemieszczali to ludzie nadal starali się obejść smoka szerokim łukiem. Nie było to z powodu niepokoju, choć można było dostrzec niechętne twarze wśród tłumu, lecz chociażby przez sam fakt, że wielki smok zajmował równie wiele miejsca. A to oznaczało brak chęci aby się z nim ściskać, nawet jeśli i tak często Ksej miał miało miejsca.
Reggie odchrząknął i schował swój notes spowrotem do torby.
"Jeśli zmierzasz w kierunku wybrzeża, to mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe jeśli jeszcze chwilę ci będę towarzyszyć. Dostanie się do tamtego targu w takim tłumie jest niezwykle problematyczne."
Miał fundusze aby zapewnić sobie eskortę albo chociażby inny środek przemieszczania się po mieście, ale Reggie wolał jednak dojść tam sam. Nie było to w jego stylu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Podążał w podskokach za Reginaldem, co chwilę zerkając do góry na białego smoka. Do góry, bo chociaż Ith trzymał od niego dystans, futrzasty wciąż nad nim górował. W pewnym momencie rudzielec przed nim zatrzymał się w towarzystwie prychnięcia ze strony smoka. Ith odskoczył w bok, po czym schował się między przemieszczającymi się mieszkańcami, starając się uniknąć przydeptania. Nie do końca mu się to udało, bo zaraz ktoś stanął mu na łapę. Zielony warknął w odpowiedzi, ledwo powstrzymując się od dziabnięcia nieostrożnego przechodnia w nogę.
Na szczęście biały smok nie stanowił zagrożenia, przynajmniej nie na tę chwilę, dlatego Ith zaraz przecisnął się pomiędzy nogami przechodniów, znów zmniejszając dystans do Reginalda. W międzyczasie udało mu się dosłyszeć, gdzie dokładnie zmierza rudy. Targ? Czy naprawdę nie brakowało mu tłumów, jeszcze tam chciał się pchać? Ciekawe czego tam szukał?
Swoją drogą, Ith nigdy jeszcze nie widział morza, więc informacja o wybrzeżu bardzo go podekscytowała. Już prawie nie pamiętał o tym, że kompletnie nie wiedział gdzie jest i jak wrócić do domu. Ale co tam, przynajmniej zobaczy coś nowego. I kto wie, może rudy znów wpakuje się w jakąś zabawną sytuację. Ith nie mógł przecież przegapić takiej okazji.
Trochę zbyt się zamyślił, bo nawet nie zauważył, że przyspieszył kroku. Nie zdążył jednak zareagować, bo zaraz przypadkowo uderzył nosem w tył nogi Reginalda. Zatrzymał się gwałtownie, potrząsając głową, po czym spojrzał do góry. No i super, teraz rudy wiedział, że podążała za nim przerośnięta jaszczurka.
-Prz...epraszam? - rzucił, nerwowo zerkając to w prawo, to w lewo, tak jakby zaraz chciał stamtąd zwiać. Wszystko zależało od tego, z jaką reakcją się spotka.
Offline
Zerknął na jego książkę, którą jednak rudzielec szybko schował. Z tej odległości nie sposób było mu powiedzieć, co to mogło być, ale to też mało ważne, bo mężczyzna szybko przestał poświęcać jej uwagę. Skupił się na jego twarzy, co już było znacznie prostsze, choć proporcja i tak wyglądała jak człowieka do kota, jeśli nie gorzej. Małe łyse darmozjady.
— Na swój sposób jestem — odparł, by za chwilę prychnąć cicho, jakby z rozbawieniem. — Pragmatyczny jesteś, magu — skomentował i ruszył dalej. Co prawda tę odpowiedź już znał, ale nie pogardzi i taką rozmową. Istniała szansa, że jest to ktoś ciekawszy i bardziej rozgarnięty niż większość. — Wykazujesz kreatywność, nie mogę ci tego zabronić — wymruczał w odpowiedzi na jego kolejne słowa. — Czym się zajmujesz, magu? — spytał po chwili i szybko też obejrzał się na niego, słysząc kolejny głos.
Na widok skrzydlatej jaszczurki, biały położył uszy po sobie z niesmakiem. Niech tylko nie okaże się, że to jakiś zgubiony pisklak, bo to już całkowicie zniszczyłoby ten dzień. Choć czy musiałby się tym przejmować? Właściwie to nie, mógłby nawet wygodnie to zwalić na rudzielca, o ile to coś z jakiegoś powodu nie zechce się przyczepić właśnie do niego.
— Nie będę na ciebie czekać — upomniał czarodzieja w nadziei, że zostawi pisklę w spokoju i nie zabierze ze sobą. Nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie, z cichym pomrukiem skłaniając okolicznych ludzi do żywszego ustępowania z drogi.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Ku jego uldze, wielki smok nie maj najwyraźniej jakiegoś problemu z tym, że Reggie postanowił nie dosłownie uczepić się jego ogona podczas marszu przez port. Nadal jednak nie pozwolił sobie na zbytnie rozluźnienie, lecz odpowiedź smoka wzbudziło jego zainteresowanie.
"Doprawdy? Nie jestem pewnien abym słyszał o tobie w gildii." Powiedział, lekko ciągnąc się za swoją bródkę. "Ale z drugiej strony zawsze jest coś, o czym nie wiesz."
Szczerze mówiąc, dosyć go to ucieszyło. Nawet jeśli najwyraźniej nie było to takie proste, sam fakt, że ten tutaj smok miał jednak coś w związku z gildią od razu sprowadziło Reggiego na znajome wody. A ten fakt dodał mu jeszcze pewności, nawet jeśli uwaga ze strony białego smoka sprawiła, że lekko smarszczył nos.
"Cóż, trzeba sobie jakoś radzić w tych czasach." Przyznał neutralnie. "Nie tylko tam w dziczy zdarzają się problemy z dostaniem się do celu." Co jego niedawna wyprawa po brakujące składniki pokazała. Czarodziej jednak nie rozmyślał nad tym długo, tylko wypiął dumnie pierś kiedy został zapytany o swoją specjalizację.
"Widzisz, wielki przyjacielu, w gildii studiuję tajemnice alchemii od wielu lat. Aktualnie pracuję nad dużym projektem, który umożliwi mi dobieganie się o wyższą pozycję oraz kontynuację nauki." Zaczął tłumaczyć, jedną ręką trzymając pasek od swojej torby. Widać było wyraźnie, że ta działka była czymś, co bardzo lubił. Nos zadarty do góry jeszcze bardziej to podkreślał.
"Miałem nadzieję, że uda mi się tu dzisiaj znaleźć coś, co by było w stanie mi pom-" Nie zdołał dokończyć zdania kiedy nagle poczuł coś uderzającego go w nogi. Z zaskoczenia wydał z siebie dziwnie wysoki pisk, który całe szczęście był jednak raczej cichy, i szybko się odwrócił. Twarz Reggiego już robiła się czerwona, lecz zamarł na widok... nikogo. Głos dobiegający z dołu jednak od razu przykuł jego uwagę i ku swojemu zaskoczeniu Reggie zobaczył małego smoka. Niewiele większego od kota tak naprawdę, ale przeprosiny oraz dosyć uroczy widok jednak nie udobruchał maga.
"Co ty sobie wyobrażasz?" Fuknął, lecz starał się nie unosić głosu, przynajmniej nie znacznie. Nie sprawiło to jednak, że wydawał się mniej zły. "Uważaj gdzie idziesz. Czy pisklaki zawsze się tak plączą pod nogami?"
Reggie westchnął, nadal cały czerwony. Zaraz jednak spowrotem się odwrócił, kiedy jego przepustka do wygodnego przedostania się do targu zaczęła odchodzić. Nadal marszcząc brwi, spojrzał spowrotem na małego smoka, to spowrotem na tego większego.
"Już idę, już idę."
Szybko poprawił okulary na nosie i przeczesał swoje włosy dłonią, po czym pospieszył za białym smokiem, odwracając się może raz czy dwa za siebie, aby spojrzeć na tego mniejszego.
Bo to był pisklak, co nie? Czy powinni oni go tak zostawiać?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
No tak, czego on się spodziewał? Że rudy przyjmie go z otwartymi ramionami? Ith skrzywił się na ostre słowa Reginalda, wbijając w niego niezadowolony wzrok. Co z tego, że sam się tu wpakował? Czy rudy naprawdę musiał być tak niemiły? Zielony nie skomentowałby tego, gdyby nie kolejne słowa Reggiego. Przez moment łuski Itha nabrały czerwonawej barwy, podobnej zresztą do twarzy rudzielca.
-Pisklak?! Nie jestem pisklakiem, rudzielcu. - fuknął do Reginalda, po czym machnął ogonem niczym zdenerwowany kot. -Ty też mógłbyś patrzeć pod nogi. - dodał, powoli powracając do swojej normalnej barwy.
Chętnie rzuciłby w niego czymś jeszcze, ale Reggie zaraz odwrócił się i pospiesznie pobiegł za białym. Ith z niezadowoleniem prychnął, jednak wcale nie zamierzał teraz się poddać. Nie po to przyjechał z nim aż tutaj by zmienić zdanie przy pierwszej konfrontacji. Chciał zobaczyć, co planuje rudy, nawet jeśli miało to być teraz kierowane złośliwością. Rudy zerknął na niego jeszcze parę razy, za każdym razem mierząc się z wzrokiem Itha, który stał dalej w miejscu. Pobiegnie za nim jeszcze, tylko niech ten przestanie się odwracać.
Reggie powoli zniknął mu z pola widzenia, kiedy Ith zauważył coś leżącego na ziemi obok. Wyglądało jak... zeszyt? Notes? Z ciekawości zbliżył się do niego w podskokach, chwytając go w łapki i uważnie mu się przyglądając. Otworzył go na losowej stronie, co i tak nie miało sensu, bo i tak nic nie rozumiał z tego, co było w nim napisane. Jednak po zapachu domyślił się, do kogo należał ten notes. Musiał wypaść rudemu z torby przy ich wcześniejszej interakcji.
Ith zamknął notes i przycisnął go do klatki piersiowej tak, by czasem go nie upuścić, po czym prędko pobiegł za śladami rudego i jego smoczego towarzysza. Miał nadzieję, że uda mu się ich dogonić. Rudy może i był dla niego niemiły, ale notes wydawał się być ważny, a Ith nie był aż tak złośliwy.
Offline
Zerknął na mężczyznę, kiedy ten wyraził swoje wątpliwości. Może faktycznie tak nie rozpowiadano, chociażby z faktu, że biały już trochę lat tutaj spędził i jego obecność nie była aż taka dziwna. Może raczej dla nowych. Z drugiej strony, Medevar nie był taki mały, pewnie wielu jeszcze podobnych nie poznał, a oni jego.
— Ksejgaak. Albo Aen Midyl, bo tak też mnie nazywają — rzucił tylko, bo może któreś z tych imion będzie mu się kojarzyć, ale jak nie, to trudno.
Przez nozdrza i zęby smoka wymknął się cichy śmiech w odpowiedzi na jego kolejne słowa. No tak, radził sobie, tego nie można mu było odmówić. Ale było w tym coś zabawnego, chyba w samym tym, że jego pewność siebie tak ładnie kontrastowała z rozmiarem, przynajmniej dla smoka. Słuchał jednak dalej, bardziej tylko patrząc pod własne łapy niż na swego rozmówcę, by przypadkiem nikogo nie zdeptać. Ani niczego. Nie lubił targów, bo często się zdarzało, że jakieś bezdomne zwierzęta biegały między ludźmi... albo co gorsza takie, które uciekły ze straganu.
— Alchemia... praktyczna sztuka i przez wielu niedoceniana... — Zerknął na niego. — Albo wręcz przeciwnie. Więc jednak mamy ze sobą coś wspólnego...
Ich rozmowę przerwało pojawienie się małego wypłosza, którego Ksej starał się zignorować w nadziei, że się ich nie uczepi. Na moment mały przykuł uwagę jego ucha krzykami, że wcale nie jest pisklakiem, ale... Na litość, skąd takie karły się biorą?
Jako że ludzi zrobiło się nieco mniej, to biały przyspieszył kroku. Nie na tyle, by zgubić rudego alchemika, ale dostatecznie, by zmusić go do żwawego marszu, jeśli nie chciał stracić bezpiecznej strefy przy ogonie. Zaraz też znaleźli się na przestronnym nabrzeżu, a Ksej omiótł wzrokiem ludzi krzątających się przy rozładunku jakiegoś żaglowca.
— Pewnie nie zdradzisz mi swojego projektu? Badacze bywają tacy zazdrośni w swoich pomysłach... — wymruczał, zerkając po rudzielcu. Nie czekał jednak na odpowiedź, gdyż dalej szedł aż do samego brukowanego brzegu, gdzie bezpardonowo wlazł do pustego doku dla mniejszych łodzi. Nie wskakiwał, nie chcąc rozchlapywać wszędzie wody, ale zanurzył się gładko i położył, a wynurzywszy tylko łeb, otrzepał go lekko. Białe kudły Kseja stanęły w zabawny sposób na wszystkie strony, ale bynajmniej się tym nie przejmował.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Reggie podążał za jego lodołamaczem tłumów, korzystając z tej nieoczekiwanej korzyści. Wielki smok okazał się jednak zaskakująco interestującym partnerem do rozmowy. Imię Ksejgaak było jednak mu kompletnie obce, na pewno by je zapamiętał jeśli by je usłyszał w gildii. Natomiast Aen Midyl brzmiało znajomo.
"Przyznam, że to drugie obiło mi się o uszy, ale nie spodziewałem się, że należy do smoka." Mag przyznał, ciągnąc lekko swoją brodę w zamyśleniu. Że też smok miał jakieś kontakty z czarownikami, kto to by pomyślał.
Szli tak dalej przez jakiś czas, tłum naokoło roztępował się aby uniknąć zdeptania przez Ksejgaaka. Niektórzy rzucali mu to strachliwe, to wręcz oburzone spojrzenia. Nikt oczywiście nic nie powiedział, ale widać było, że niektórym bardzo nie pasowała obecność tak wielkiego stworzenia w środku dosyć ruchliwego miasta. Reggie sam słyszał jakieś tam szepty kiedy podążał w ślad za smokiem, lecz sam również nic nie mówił, chociażby z samej uprzejmości.
Jego twarz jednak się rozpromieniła, kiedy Ksejgaak wyjawił swoją znajomość z alchemią. Poprawiając swoją torbę, mag przyspieszył lekko aby bardziej iść obok niż za białym smokiem. Nie żeby miał jednak możliwość odpowiedzieć od razu, ponieważ nagłe pojawienie się małego smoka kompletnie przejęło uwagę rudzielca. Dopiero kiedy pozostawili to pisklę samo, Reggie spowrotem doszedł do Ksejgaaka, kompletnie nieświadom, że jego notes aktualnie był w cudzych łapkach.
"Alchemia jest niezwykle fascynująca, i w przeciwieństwie to typowej magii wymaga znacznie bardziej szerokiego zakresu wiedzy. Sam się o tym przekonałem kiedy przygotowywałem się do egzaminów wstępnych do akademii. Znani mi kandydaci na magów mieli znacznie mniej podręczników do przyswojenia, bardziej zajmowali się praktycznymi rzeczami." Podczas gdy on musiał zapamiętywać najważniejsze mięśnie w ludzkim ciele, dwóch synów znajomej rodziny musieli ćwiczyć zaklęcia oraz podstawy chwytania magii. Może było w tym trochę zazdrości, lecz Reggie i tak uważał czytanie i zapamiętywanie za swoją mocną stronę.
"Zależnie od rodzaju alchemii czy transmutacji wymagany jest inny zakres, co tylko bardziej poszerza jej możliwości. Wielu uważa, że jako alchemik to po prostu przesiaduję w labolatorium i dolewam substancje do takiej czy innej butelki." Niezwykle denerwująca rzecz. "Przez to nie doceniają faktu, że dzięki alchemii większość lekarstw w aptekach nie byłaby w ogóle dostępna. Albo niektóre budowle wyglądały by kompletnie inaczej."
Wkrótce doszli do brzegu, gdzie tłum lekko się przerzedził. Dzięki temu Reginald nie musiał się przejmować ściskiem kiedy Ksejgaak wszedł z jakiegoś powodu do wody. Ze względu na rozmiar, wygląda on jak biała futrzasta łódź, pomyślał mag i poprawił okulary na nosie. Jednak na zapytanie o swój projekt zmarszczył lekko brwi. Czy powinien to zdradzać?
"Cóż..." Zaczął w końcu. "Nie nazwałbym tego projektem nadzwyczaj tajnym, lecz przyznam, że niewielu wie nad czym pracuję. Jest to raczej podjęcie się celu z wczesnych lat." Zaśmiał się cicho. "Staram się wytworzyć coś z legend. Nawet jeśli to brzmi bardzo nieprawdopodobnie, to myślę, że niedawno pojawiła się jednak szansa, że nastąpi przełom w projekcie."
Te dwie smoczyce z innego wymiaru. Musi się znowu z nimi spotkać. Jeśli umieją wytwarzać złote przedmioty, ich wiedza może okazać się niezbędna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Blaze szła przez port, przez te wszystkie tłumy ludzi trochę pośpiesznym, trochę radosnym krokiem. Dzisiaj był kolejny dzień jej pracy. Przez jej szyję była przewieszona niewielka torba w której miała… Oj, miała cudowne rzeczy! Same cudowne rzeczy! I potrzebne na wielką akcję niedługo. Smoczyca mimowolnie roześmiała się pod nosem bardzo podekscytowana. Podskoczyła nawet trochę wyżej. Jak cudowny, wspaniały to był ten dzień! Nie mogła wytrzymać ze szczęścia. Spojrzała wesoło przed siebie przechodząc niedaleko brzegu.
Spojrzała w kierunku wody gdzie najwyraźniej jakiś wielkolud urządził sobie kąpiel. No w sumie, było całkiem ciepło na plażowanie. Szkoda że nie miała aż tyle czasu wolnego…
- Jak tam woda stary? – Zawołała w kierunku dużego, białego smoka. Nie zatrzymała się jednak, szła dalej mijając jakiegoś rudego człowieka, pewnie maga.
Offline
Chyba nie dziwiło go zaskoczenie alchemika. W końcu to imię stworzone było do tego, by brzmieć możliwie ludzko. Tak bywało prościej się wpasować, zyskać zaufanie zanim zostanie ono zastąpione bardziej konkretnym uznaniem. Z początku sam Aen był sceptyczny, ale szybko przekonał się o dobrodziejstwach płynących z oszukiwania ludzkiej podświadomości.
Słuchał go uważnie wraz z całym tym nowym zapałem, jaki zjawił się w mężczyźnie. Najwyraźniej cieszyło go to, że może pomówić z kimś o podobnej wiedzy. Nic dziwnego, sam Ksej również po cichu doceniał to nieoczekiwane towarzystwo.
— To prawda. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wielu pospolitych magów nie podołałoby studiowaniu jej. Pomijając już sam fakt, że magia wymaga posiadania nieco innych talentów. Rzadko się zdarza, by ktoś z podziwu godnym efektem potrafił samodzielnie łączyć te dziedziny — odparł i słuchał dalej. Na opis powszechnej opinii o zawodzie smok zaśmiał się cicho, co brzmiało bardziej jak pomruk. — Mój mistrz zwykł mawiać, że alchemia to klucz, którym można otworzyć każdy zamek. Trzeba tylko wiedzieć, jak go weń wsadzić. — Zerknął na rudzielca. — Ludzie są głupi i tego nie zmienisz. Nie warto tłumaczyć rzeczy komuś, kto i tak nie chce ich pojąć.
Dotarli nad wybrzeże, a w głowie smoka wciąż plątały się słowa jego towarzysza. Teraz jednak miał ciekawszy temat, więc ułożywszy się w swojej ekskluzywnej wannie, ponownie nastawił uszu. Woda przyjemnie chłodziła całe ciało, więc mógł spokojnie zapomnieć o słońcu ponad nimi. Choć nie usłyszał, o co dokładnie chodzi, to jednak odpowiedź była satysfakcjonująca. Biały smok zamruczał z aprobatą, nim nie pokusił się o słowa.
— Wiele rzeczy wydaje się nieprawdopodobne, nim nie zostaną zrobione — odparł. — Pozostaje tylko mieć nadzieję, że te głupie zamieszki nie zepsują planów nam obu. Z drugiej strony to właśnie wojny napędzają rozwój. Ironia, czyż nie?
Wtedy też jego uwagę przykuła istotka, którą planował w naturalny sposób całkowicie zignorować. No i co takiego? Czy wszystkie pokurcza w tym mieście musiały być irytująco bezczelne? Ksejgaak prychnął z niezadowoleniem, wbijając seledynowe ślepia w smoczycę.
— Nie wydaje mi się, żebyśmy się znali, smarkulo — odparł chłodno, po chwili wracając uwagą do rudzielca. Po cichu liczył, że to krótki incydent, choć z drugiej strony jakaś jego typowo gadzia część bardzo chciała się pokłócić. Mógłby ją łatwo zjeść, gdyby się naprzykrzała. Niestety ta głupiutka myśl musiała się schować, morderstwo było karalne, nawet na smokach.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Znalezienie towarzysza do rozmowy o alchemii było nader ekscytujące i wyraźnie ucieszyło maga. Nie był on przecież osobą specjalnie kontaktową, a w akademii gdzie byli już ludzie podzielający jego wiedzę i zainteresowania nie był specjalnie popularny. Oczywiście z własnej winy, lecz to tylko jeszcze bardziej sprawiło, że obecna rozmowa bardzo Reggiego cieszyła.
Jednak obraza ludzi przez smoka sprawiła, że uśmiech zniknął z twarzy maga. Albo przynajmniej nie w pełni, bo po części jednak Reginald z tym stwierdzeniem się zgadzał. W każdym razie ludzie bez wiedzy tacy byli, zwłaszcza z niższych sfer. Gdyby im się chciało czytać czy nawet nauczyć się tej umiejętności to pewnie byliby w stanie pojąc wiele więcej rzeczy.
"Nie powiedziałbym, że wszyscy ludzie są głupi. Lecz na pewno są grupy, które czasami wydają się być wręcz specjalnie pozostawać w ignorancji. Raz próbowałem wytłumaczyć pewnej osobie najprostrze podstawy alchemii, a nawet tego nie był w stanie pojąć." Mag opowiedział, ściskając nasadę nosa. To była jedna z najbardziej irytujących rozmów, jakie kiedykolwiek miał przyjemność odbyć.
"Na pewno jednak już nie będę marnować czasu i tchu na tłumaczenie rzeczy osobom, dla których to nie będzie wiele znaczyć."
Pomimo przybycia na wybrzerze, rozmowa się nie zakończyła. Mag się szczerze spodziewał, że tutaj ich drogi się rozwiodą, każdy z nich przecież pewnie miał inne sprawy do załatwienia. Ale nie zamierzał marudzić kiedy Ksejgaak tylko wszedł do wody i kontymuował rozmowę. Rozmowę, która nagle lekko zmieniła temat. Nie żeby to specjalnie zniechęciło maga. Cicho mruknął do siebie, myśląc nad słowami, które właśnie usłyszał.
"Niestety, wojna wywiera presję, która chyba najbardziej napędza postęp. To wyścig broni, to potrzeba szukania rozwiązań na problemy wywołane pośredniu lub bezpośrednio. Szczęście w nieszczęsciu, krótko mówiąc." W końcu powiedział, skupiając się na horyzoncie. Z zamyślenia jednak wyrwał go znajomy głos. Czarodziej odwrócił głowę, unosząc brwi z zaskoczenia na widok Blaze.
Jakim cudem znalazła się ona w porcie? Nie zamierzała zostać jednak w mieście skoro tam były portale? Ostatni raz przecież się widzieli, kiedy właśnie je chciała znaleźć. Fakt, że nie skontaktowała się z Reggim wkrótce po niefortunnym rozstaniu lekko go ukuł w dumę. Była to bowiem sprawa wielkiej wagi, musiał ją dopytać na temat wytwarzania złota.
"Co ty tu robisz? Miałaś się skontaktować ze mną w mieście." Zapytał, lekki uraz na jego twarzy. Lecz zaraz coś zarejestrował, a konkretnie brak czegoś. Mag się rozejrzał, lecz nigdzie nie dostrzegł białej smoczycy. "I gdzie jest..." Zawahał się na chwilę, próbując sobie przypomnieć imie tej drugiej. "A gdzie jest twoja towarzyszka? Amira?"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Ith w podskokach podążał za dwójką, starając się utrzymywać ich w polu widzenia, jednak z każdą chwilą było to coraz trudniejsze. W porcie było pełno ludzi i raz po raz musiał unikać nóg nieumyślnych przechodniów. Może i był rozmiarów psa, ale nikt nie miał na tyle kultury, by patrzeć pod nogi, dlatego co chwilę odskakiwał na bok, by uniknąć kopnięcia.
Do czasu, aż odskoczył prosto pod nogi innego przechodnia, który potknął się o niego upadając z krzykiem. Ith podobnie wrzasnął, co brzmiało bardziej jak skrzek, i upuścił notes Reggiego. Zielony odwrócił się i syknął na mężczyznę, który leżał teraz na bruku wymachując pięścią i rzucając przekleństwami. Ith miał już zamiar coś krzyknąć w odpowiedzi, ale zaraz w panice rozejrzał się dookoła i podbiegł do leżącego na ziemi notesu. Cholera, przez cały ten chaos zgubił ich z pola widzenia. I co teraz?
Podniósł prędko notes, zaciskając łapki, po czym zaczął nerwowo rozglądać się wokół. Na pewno ich tak nie znajdzie, a zapachów było tu zbyt wiele, by mógł ich w ten sposób wytropić. Przysiadł na ziemi, nie wiedząc, co robić. Po jakiejś minucie jednak zerwał się, po czym zaczął szukać wzrokiem jakiegoś konkretnego punktu. Przypomniał sobie, że Reggie mówił coś o wybrzeżu, więc miał jakiś punkt zaczepu. Musiał tylko znaleźć jakiś punkt widokowy. Tylko gdzie czegoś takiego szukać...
Chwilę później w oczy rzucił mu się stragan z owocami, obok którego stał wóz wypełniony beczkami. Nie było to nic specjalnego, ale powinno wystarczyć. Ith podbiegł w podskokach do straganu, przeciskając się między ludźmi stojącymi w kolejce, po czym wskoczył na stragan. Zanim został z niego zrzucony, przeskoczył zaraz na wóz, po czym wdrapał się na jedną z beczek i rozejrzał się dookoła. Bingo. Nietrudno było wyłapać w tłumie ogromnego białego smoka, a gdzie biały smok, tam Reginald. Ith zeskoczył z wozu, po czym skierował się w stronę wybrzeża.
Chwilę zajęło mu, zanim dotarł na miejsce, tym razem bez potknięć. Im bliżej wybrzeża, tym tłum stawał się mniej gęsty, dlatego prędko zauważył białego siedzącego teraz w wodzie przy brzegu. Jednak to nie jego szukał, więc nie poświęcił mu szczególnej uwagi. Gdzie był ten rudy... O, jest. Ale nie był sam, rozmawiał w tej chwili z jakąś smoczycą, wyglądało na to, że się znają. Ith nie był pewien, czy mu w tej chwili przeszkadzać, rudy wyglądał na zaskoczonego? Zdenerwowanego? Coś w tym stylu. Może powinien chwilę poczekać? Zeszyt nie zając, nie ucieknie.
Ith zerknął na białego smoka, po czym przysiadł na ziemi parę metrów od niego, przyciskając do piersi notes. Nic się nie stanie, jak chwilę poczeka, prawda? Może futrzasty go nie zje.
Offline
Ojojojojojojo… Coś chyba ten wielkolud ma niedobry humorek. To po co się w ogóle kąpie? Na plażę się idzie wesołym a nie smutnym! Chyba coś gadali o naukowych rzeczach, to co on mierzy ciśnienie? Ryby testuje futrem? Zresztą co to za chamstwo wobec nieznajomych! Smoczyca jedynie się zapytała jak tam woda. Chyba wypada odpowiedzieć. Blaze nie zatrzymała się, szła dalej wesołym krokiem.
- Do własne-… - Już miała odpyskować gigantowi kiedy wyrwało ją z zaskoczenia dziwne pytanie. Aż się zatrzymała zostawiając pysk otwarty i jedną nogę w górze jakby miała iść dalej. Jej oczy zrobiły się ogromne.
Blaze po chwili szybko skierowała się do właściciela pytania, tego rudego. Znała go? Miała się z nim gdzieś spotkać? Może jest tutaj jakaś smoczyca podobna do niej? Pewnie się po prostu pomylił. Patrzyła na człowieka z uśmiechem. Hm, może pogra w tę grę… Byłoby zabawnie. Ale za chwilę jakby czas się zatrzymał… Okularnik się rozejrzał i się zapytał. Gdzie jest Amira? GDZIE JEST… AMIRA. O boże, o matko, o ojcze, o LIDIUSIE, O JA. O MATKO. A-M-I-R-A. NIE. TO NIE MÓGŁ BYĆ ZBIEG OKOLICZNOŚCI. Wbiła swoje ślepia w tego nieznajomego uśmiechając się coraz szerzej przy okazji ukazując swoje zęby. Jej łapy zaczęły drżeć które trzymały kurczowo torbę. Amira Amira Amira Amira Amira. Blaze Blaze Blaze Blaze. Amira, Blaze. No tak, notaknotaknotaknotak. Tylko ONE mogłyby się tutaj znaleźć. Tylko ich mógłby zapewne złapać portal. Nie ma tutaj Kedwenu, na bank to sprawka tych portali od ludziów. Smoczyca była zachwycona. Czyli naprawdę te dwie i ona były sobie przeznaczone! To jest takie cudowne! Ten dzień nie mógł być lepszy! Jej ulubienice TUTAJ. Oj, to dopiero będzie zabawa. To dopiero będzie zabawa! Tylko musi je znaleźć… W sumie łatwizna. Wystarczy śledzić tego rudego. Na pewno są w mieście, to już jakiś trop. Tylko JAK DŁUGO tutaj są? Od kiedy? Tyle pytań bez odpowiedzi. Smoczyca przez pewną chwilę nie odpowiadała na pytania maga. Z zewnątrz to może wyglądało że wygląda na zaskoczoną że tu go widzi.
Po fali rozmyślań wreszcie jednak wróciła do żywych. Napad chęci śmiechawy dopadła ja znienacka, głównie ze strasznej ekscytacji. Rozkaszlała się żeby ją zatłumić.
- O kurde, hej rudy. Przepraszam, nie zauważyłam Cię. – Smoczyca wyprostowała się. Udawanie Blaze przychodziło jej ze straszną łatwością. – Wiesz co, strasznie dużo się dzisiaj dzieje. Obiecuję, że jak wrócimy z Amirą z portu to skoczymy do Ciebie. Właśnie jej szukam bo musiałyśmy się na chwilę rozdzielić. Chciałyśmy się rozejrzeć po okolicy poza miastem, teraz powoli wracamy. Przy okazji Amira kupuje zapasy, żarcie… Takie tam.
Nie znała imienia tego jegomościa, może być ciężko. Ale Blaze to zawsze była mało kulturalna więc co tam. Smoczyca tak naprawdę nie była pewna od kiedy tutaj jej ulubienice przebywają, ale zdecydowała się zaryzykować i pójść z bajką że zwiedzają okolice. Z jednej strony wątpiła że by się szybko nie dowiedziała o ich pojawieniu się. Te dwie za bardzo przyciągały kłopoty. Zresztą… Nic nie umknie królowej. Spojrzała po rudym raz jeszcze. W jej głowie zakwitła pewna paskudna myśl.
Offline
Ksejgaak spojrzał na rudzielca, jakby zafascynowany jego przytoczoną historią. Przez moment zdawał się coś rozważać, ale ostatecznie tylko kiwnął głową na te słowa.
— Brak podstaw — ocenił owego nieznajomego. Samemu raczej nie zaprzątałby sobie głowy edukowaniem takich. Na jego następne słowa lekko wyszczerzył kły w gadzim uśmiechu.
Wysłuchał jego opinii na temat wojny i chyba nie miał nic wielkiego do dodania. Pozostawało mu tylko zgodzić się z mniej więcej jednakowym zdaniem. Trochę liczył na empatyczne stwierdzenia, z którymi mógłby się pokłócić, ale taki stan rzeczy też był dobry. Trafił na kogoś, kto mocno stąpa po ziemi. Zaraz też pojawiła się wesolutka smoczyca, którą człowiek najwyraźniej znał.
W dodatku były dwie. Biały również rozejrzał się nieznacznie, ale czekał w milczeniu na rozwój wydarzeń. Jedyne, co znalazł, to mały zielony, który najwyraźniej podążał za nimi od targu, a teraz podszedł całkiem blisko. Lekko zmrużył oczy na widok notesu w pazurzastych łapach. Nie wyglądały na takie, które nadają się do pisania, ale to jedyne, co mógł stwierdzić, więc zostawił tę jaszczurkę w spokoju, wracając uwagą do tamtej dwójki. Smoczyca wyglądała, jakby próbowała się przemknąć niezauważona... albo się zagapiła...
Amira. Czerwona i Amira. Raczej ich nie kojarzył, a z tego, co zrozumiał, to były tutaj nowe.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Z wyraźnym zdziwieniem mag nadal patrzył na czerwoną smoczycę, jedna z jego brwi poszła do góry. Nie przepadał za tym jak się Blaze do niego odzywała, ale patrząc na poprzednie ich spotkania to chyba było jej normalne zachowanie. Nadal, fakt że jedna z nich stała tu właśnie przed nim bez drugiej w pobliżu był dosyć dziwny.
"A nie miałyście przypadkiem szukać kogoś, aby móc zyskać dostęp do portali?" Zapytał, tym razem bardziej z ciekawości niż z podejrzenia.
Przy okazji poprawił lekko torbę wiszącą na jego ramieniu. Nie spodziewał się takiego obrotu wydażeń, przyjechał do portu w konkretnym celu, a wcześniejsza rozmowa z białym smokiem lekko go rozkojarzyła. A teraz miał jednak Blaze na głowie, ale w sumie dobrze, że się na nią natknęli. Pomimo niezbyt uprzejmego podejścia czerwonej smoczycy, mag odwrócił się do Ksejgaaka i wskazał dłonią na smoczycę.
"Wspominałem wcześniej o swoim projekcie oraz możliwym przełomie. To dzięki niej jest prawdopodobne, że w końcu znajdę się bliżej swojego celu." Oznajmił neutralnie, lecz było widać w jego oczas trochę z tej ekscytacji, którą okazywał wcześniej.
"Na własne oczy widziałem jak stworzyły złotą broń z niczego! Muszę tylko zrozumieć jakim cudem, czy to jest związane z magią, a jeśli tak to czy z tego świata biorąc pod uwagę jak się obydwie tutał pojawiły." Powoli wydawało się, że zaczął bardziej mówić do siebie niż do dwóch smoków. Nerwowym gestem poprawił okulary i sięgnął do torby na boku.
"Najważniejsze rzeczy mam zapisane w notatniku, miałem nadzieję, że znajdę chociaż część z nich w porcie, ale skoro już tu jesteś to..." Nagle słowa uwięzły mu w gardle kiedy nie wyczuł znajomego kształtu małego notatnika w torbie. Zupełnie jak wtedy w mieście, Reginald skupił się na jej zawartościach, coraz bardziej niedbale przeglądając wszystkie obecne tam przedmioty.
"Gdzie jest mój notatnik? Przecież był tutaj..!" Mruknął spanikowany. Okradli go? Czemu jego, nie miał wystarczajaco dużo zmartwień?! Ale unikał tłumu, dzięki wielkiemu smokowi działającym prawie jak taran na obecny tłok nie zbliżał się zbytnio do nikogo!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Kiwał na boki ogonem, wpatrując się z zainteresowaniem na sytuację między rudzielcem a czerwoną smoczycą. Czyli na pewno się znali, ciekawe skąd? Rudy wyglądał na dość zdziwionego, i chyba ten fakt najbardziej interesował Itha. Skoro się znali, to skąd zdziwienie? Nie powinien ucieszyć się na jej widok? Coś tu chyba było nie tak. No ale nic, nie jego sprawa, nawet jeśli była bardzo ciekawa. Lekko skulił się, gdy biały smok na niego spojrzał. Niby nie było w jego wzroku niczego groźnego, ale jednak był gigantyczny, dlatego Ith instynktownie chciał się wycofać. Ten zaraz jednak stracił nim zainteresowanie, na co zielony w duchu odetchnął z ulgą i poprawił notes w łapkach.
Reginald zaraz zwrócił się do futrzastego, chyba nie zauważając Itha. Gdyby zielony miał uszy, pewnie nastawiłby je z zaciekawieniem na jego słowa. Złota broń z niczego brzmiała intrygująco, czyli ta czerwona potrafiła tak robić? Po cichu liczył, że uda mu się to zobaczyć, nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Sam nie miał żadnych fajnych zdolności, dlatego zawsze zazdrościł tym, którzy mieli czym się pochwalić. Nie dość, że był kurduplem, to jeszcze nie potrafił niczego ciekawego. Ot jedynie chować się przed zagrożeniem. Jaki ten świat był niesprawiedliwy. Gdyby on mógł wytwarzać złote bro-
Z myśli wyrwało go słowo "notes". Ith zaraz podniósł głowę, wpatrując się w rudego. Oho, chyba zauważył, że czegoś mu brakowało. Zielony zmrużył oczy z satysfakcją, przyglądając się, jak Reginald nerwowo przeszukuje torbę. Chwilę odczekał zanim wstał, to tak w odwecie za to, że nazwał go pisklakiem, po czym pokicał w stronę rudego. Ten chyba dalej go nie widział, pewnie po części przez to, że niemal wyrywał sobie włosy z głowy w panice. Ith pociągnął zębami za tył płaszcza Reginalda, po czym uniósł łapki z notesem do góry tak wysoko, jak tylko mógł (a więc nieco powyżej kolan rudego, niestety Matka Natura nie obdarzyła go długimi łapami).
-Mówiłem, żebyś patrzył pod nogi. - rzucił rozbawionym głosem. Kątem oka zerkał na czerwoną smoczycę, która dalej krzątała się w pobliżu, jednak nie poświęcał jej wielkiej uwagi.
Offline
Dobra, czyli szukają sposobu żeby wrócić do siebie. Blaze nie widziała innego powodu czemu miałyby się interesować portalami. Z drugiej strony po co ich to w ogóle interesuje? Nie planowały nigdy wracać do Kedwenu tak czy siak.
- No tak, ale raczej to nie potrwa tak od razu że nas przeteleportują. – Smoczyca zaczęła gadać przy okazji grzebiąc w swojej torbie. – Dlatego pomyślałyśmy że warto jest się rozejrzeć. Co my mamy nie znać gdzie jesteśmy. To byłoby głupie.
Wyciągnęła w końcu lekko pogniecioną mapę. Oprócz niej prawie wysypał się zlepek papierów zwiniętych w jedną kulę. Blaze szybko je złapała zanim mogły gdzieś odfrunąć. Smoczyca otworzyła mapę żeby zobaczyć gdzie jest. Mapa była na tyle duża że sporo ją zasłaniała.
Już miała strzelić kolejną gadką, ale ten rudy zaczął coś gadać. Ohohoho, czyli się zainteresował ich złotem. Typowe. Blaze… Znaczy jej i Amirze to by się raczej nie spodobało. W Kedwenie i innych okolicach mogły się zakryć jako zwykłe smoki złota, ale tutaj to dopiero zrobią furorę. Trochę idzie im to na niekorzyść, a szczególnie jak miały styczność z kujonami to ona życzy im powodzenia. Czerwona wyjrzała zza mapy na niego. Śmieszny typ na pewno. Teraz skacze i płacze o jakimś notatniku.
- Oj. – Wyrwało jej się widząc jego panikę. Wzrokiem przeniosła się w kierunku kupy papierów które trzymała w łapie. Rozdziawiła lekko pysk patrząc to na kartki, to na torbę czarodzieja. Idealna okazja żeby wkopać typa, jeszcze ten mały szczyl go zajmuje. Siadła na tyłku i niezdarnie wyciągnęła jeden z nich przez co prawie wypadła jej mapa. W porę ją złapała. Zwinęła ja razem z resztą papierów. Upewniła się chyba z pięć razy czy reszta towarzystwa nie patrzy i podsunęła śmiecia do torby rudego, kiedy ten był kompletnie zajęty swoim notatnikiem. Resztę skupiska papierów schowała wreszcie do własnego plecaka. Wszystkiego rozdać nie mogła, jej grupa raczej nie byłaby zadowolona jakby zgubiła wszystko.
- Dobrze że ten… mały Ci znalazł ten notatnik stary. Szkoda twoich rzeczy. – Mruknęła pod nosem smoczyca machając tą nieszczęsną mapą w jego stronę. Spojrzała na małego smoka, po czym na giganta.
- Nadal nie mogę się przyzwyczaić że tutaj są takie giganty. Chyba raz w życiu takiego widziałam. To w ogóle wygodne jest? – Skierowała swoje pytanie bardziej do białego dziada, który był dla niej niemiły. No bo rzeczywiście one same widziały może… tego przystojnego, niebieskiego, z piękną fryzurą, pięknego… PIĘKNEGO gada, Ruthusa Lekatai Monakę i może tego starego dziada z Kedwenu. Ah… Ruth, on jest taki piękny. Blaze mogła tylko zazdrościć jego uroku osobistego. No nic, to nie pora na zachwyty nad przystojniakami.
Offline
Ksejgaak obserwował ich rozmowę, ale coraz mniej uważnie, gdyż osobiste perypetie znajomych na ulicy mało go interesowały. Może do momentu, kiedy rudy z jakiegoś powodu postanowił przedstawić czerwoną. Spojrzenie smoka uwięzło na czarodzieju, a zaraz przeniosło się na nieznajomą. Tworzenie złota, tak?
— Chcesz się wzbogacić? — prychnął z lekkim rozbawieniem. Nie zniknęło ono, kiedy ten zaczął szukać notesu, przydając smokowi odrobinę rozrywki tym niegroźnym w rzeczywistości roztargnieniem.
Zaraz też do akcji wszedł mały zielony, kończąc tym panikę mężczyzny. Trzeba było przyznać, że pomocny był z niego karzeł, bo gdyby nie on, ten notatnik już dawno znajdowałby się w kieszeni złodzieja albo znudzonego dzieciaka. Jako że sama osoba czarodzieja trochę mu zasłaniała, to i on nie zwrócił uwagi na podejrzane ruchy Blaze.
Po chwili, kiedy sytuacja się uspokoiła, podniósł na nią wzrok.
— To zależy. Ludzkie miasta nie są projektowane dla smoków, więc już te wielkości konia mogą mieć problem — odparł na jej pytanie, które tym razem nie było aż takie niemądre w mniemaniu białego.
Ksej zaraz podniósł się z dna doku, po czym trochę zaburzonym przez wychodzenie z wody susem znalazł się znowu na nabrzeżu. Wokół rozlewała się wchłonięta przez futro słona woda, a on sam otrzepał tylko łeb, strosząc futro na głowie i szyi.
— Znacznie mniej wygodne jest futro — dodał, zerkając na Blaze, a potem drugiego smoka. — A ty kim jesteś, mały? — zapytał, nie przypominając sobie, żeby kusy milczek się przedstawiał.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Zarzut ze strony Ksejgaaka o pragnienie wzbogacenia się wywołało falę oburzenia w czarodzieju. Zmarszczył brwi słysząc te słowa, nie spodziewając się, że ten smok dojdzie do takiego wniosku.
"W życiu! Jestem naukowcem, nie potrzebuję magicznego sposobu na wzbogacenie się. Nie, nie, tutaj chodzi o... o kamień filozoficzny." Powiedział, krzyżując ręce na piersi. Zniżył również lekko ton głosu. "Od lat pracuję nad tym, a że wytwarza on złoto to tylko poboczna rzecz. Nie, tu chodzi o potencjał i czystą moc w nim zawartą"
Nie żeby miał jednak czas rozwinąć temat, ponieważ wkrótce wyszło na jaw, że nie miał swojego dziennika przy sobie. W panice zaczął przeglądać swoją torbę, miejąc nadzieję, że może jednak się tam jakimś cudem znajdzie. Może nie zauważył jej albo weszła między większe tomy. Ale nie, charakterystycznej małej książki nigdzie nie było. I jak teraz będzie wiedział o co dokładnie się pytać?!
Odpowiedź wyjawiła się dosyć szybko w formie małego smoka. Tego samego, co wpadł na nich wcześniej w tłumie. I po spojrzeniu na małego gada Reginald rozpoznał swój notes. Jednak czarodziej dopiero rzucił się na mały tomik kiedy smok się odezwał. Z grymasem wściekłości na twarzy, Reggie odzyskał swój notatnik i szybko przewertował kartki. Aby mieć pewność że wszystko jest w pożądku.
I całe szczęście było.
"Oh niech któremukolwiek bogowi będą dzięki..." Wymamrotał, ale zaraz spojrzał spowrotem na małego smoka, kompletnie nie orientując się, że wrzucono mu jakieś papierki do torby.
"Bardzo śmieszne." Warknął do małego smoka, patrząc na niego podejrzliwie. Czy ten mały knypek mu ukradł notes? Tak dla bycia złośliwym? Bo Reggie miał takie przeczucia, ale też nie miał żadnych dowodów na te podejrzenia. Dlatego więc z niechęcią włożył notes spowrotem do torby, nadal patrząc na małego gada.
"Bardzo ci dziękuję. Za oddanie mojego notesu." Trudno było Reggiemu to wydusić, ale jednak się udało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|Karta postaci|
Offline
Reginald wyrwał mu notes z łapek, przez co Ith nieco się zachwiał, na szczęście jednak udało mu się utrzymać równowagę. Spojrzał na rudego, mrużąc oczy, ale nie odezwał się. Nie chciał psuć nastroju, w końcu nie po to taszczył ten notes przez pół portu po to, by zacząć awanturę. Zresztą nie mógł się długo gniewać, bo nerwowe mamrotanie rudego było dość zabawne.
Przysiadł na tylnych łapach, a na kolejny komentarz Reginalda tylko wystawił kpiąco język, chichocząc cicho pod nosem. Im bardziej rudy się złościł, tym bardziej komicznie wyglądał, chociaż chyba tego nie wiedział. Ith nie mógł się jednak długo nacieszyć tym widokiem, bo o dziwo mężczyzna zaraz nieco się opanował, i... podziękował mu? No, tego to się nie spodziewał. Głupawy wyraz zniknął z pyska zielonego, a ten spojrzał na rudego już trochę mniej kpiąco. Skoro tamten postanowił zachować się kulturalnie, to i jemu pasowało pójść tym śladem.
-Nie ma sprawy. - rzucił w odpowiedzi, mrużąc powieki w uśmiechu. Wyglądało to trochę, jakby udawał niewiniątko, ale o dziwo wcale tak nie było.
Ukradkiem dotarła do niego rozmowa pomiędzy białym gigantem i tamtą dziwną smoczycą, z czego ostatnie słowa chyba były skierowane do niego. Ith otworzył oczy i spojrzał niepewnie na futrzastego. Chciał spojrzeć mu w oczy, ale niestety było to dość trudne z jego perspektywy. Skąd w ogóle biorą się takie olbrzymy?
-Ith. Ithaar. - rzucił cicho w odpowiedzi. Nie mógł ukryć, że fakt, że biały poświęcił mu w tym momencie uwagę nie był zbyt komfortowy. Być może był to instynkt, ale Ith czuł się w tej sytuacji dość nerwowo. -Mam na imię Ithaar. - dodał po chwili, tym razem trochę pewniej. Bo chyba o to pytał futrzasty, prawda?
Offline
Mało co powiedziała na temat jakiegoś kamienia filozoficznego, czy dziwnym jej zainteresowaniem Rudego. Cokolwiek tam kujonom może chodzić. Spojrzała się jedynie z niepewną miną jakby nie wiedziała czego się spodziewać.
- Tylko rudy, nie rób ze mnie świnki do testowania przypadkiem. – Spojrzała niby-groźnie w stronę maga. – Chcę dożyć do swojej dwusetki.
Blaze odsunęła się od białego giganta paroma susami żeby się nie zmoczyć przypadkiem. Nie chciało jej się psuć tej cudownej fry… No tak, Blaze nigdy nie miała pięknej fryzury. Co za syf, czy ona… Ona nigdy się nie czesała?! Poklepała się po rozczochranych włosach. Prychnęła sama do siebie, reszta to mogła interpretować jak chciała. Jakby to ONA SAMA miała zdecydować to by odrobinę zadbała o swój wygląd. No co to ma być? No wiadomo, czerwona z Amirą są tylko głupimi bez kultury dzikuskami ale trzeba mieć po pierwsze KLASĘ. Raz na jakiś czas musiał się łapać na załamaniach nerwowych co do zachowań jego ukochanych sióstr.
- Dobrze wtedy że się ledwo mieszczę w ich standardy. Ale wnerwia mnie że wszystko jest takie maciupkie jak dla jakichś krasnali. Ciągle muszę się schylać jak gdzieś wchodzę. – Skrzywiła się w odpowiedzi do Ksejgaaka. – Ale plus że wszystko jest całkiem podobne do mojego świata… Może jest więcej dziwackich ustrojstw.
Offline
[ Wygenerowano w 0.226 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 8.41 MB (Maksimum: 8.88 MB) ]