Nie jesteś zalogowany na forum.
Jak sama nazwa głosi, laguna ta ma tendencję do pokrywania się cienką warstewką mgły, unoszącą się nad powierzchnią wody. Miejsce uznawane przez niektórych za niezwykłe z powodu pokaźnej figury morskiego smoka znajdującej się pośrodku zbiornika. W archiwach nie zachowało się, kto stworzył posąg, ani kiedy do tego doszło, co skłoniło niektórych do wysnucia teorii, że być może jakieś plemię dzikich smoków stworzyło kiedyś tę figurę. W wodach laguny można spotkać dużo małych, wielobarwnych ryb. Oprócz tego krajobraz ozdabia wiele piaszczystych łach i skalistych występów, których wierzch porasta karłowata roślinność. Wraz z mgłą tworzą idealne miejsce na kryjówkę. Kiedyś lagunę odwiedzało całkiem sporo Medevarczyków, jednakże jeden z tutejszych bandytów zajął te terytoria, pomagając sobie z ustabilizowaniem swojej pozycji bandą sporej wielkości smoków, jak i pokaźnej wielkości grupą piratów. Tajemniczy i przystojny Peroksus VI nadal utrzymuje swoje rządy nad tą częścią krainy i tereny te nie są uważane za najbezpieczniejsze. Jego ludzie i smoki dalej kręcą się w okolicy, patrolując granice.
Offline
Pomimo starań, co jakiś czas w lesie odzywały się skrzekliwymi i donośnymi głosami ptaki siedzące na gałęziach drzew. Ostrzegając całą okolicę przed możliwym zagrożeniem, również zdradzały jego położenie, lecz całe szczęście nawet z tą komplikacją nadal trudno było dostrzec co w ogóle zaburzyło ten relatywny spokój. Trzymając się nisko nad konarami, mały zielony smok parł na przód w określonym kierunku. Przyciskając swoje skrzydła do tułowia, Liściak truchtał dalej z cichymi odgłosami jego pazurów wbijających się w korę drzew.
W pewnym momencie się zatrzymał i przylgnął bliżej do konara na którym się znajdował. Bez unoszenia jego uszu zbyt wysoko zaczął nasłuchiwać. Jednak na szczęście poza ptakami, którym udało się go dostrzec niczego innego nie było raczej słychać. Całe szczęście. Bez słowa, mały smok ruszył dalej, skacząc z gałęzi na gałąź, czasami chwytając się swoim długim ogonem tych gałęzi, które niepewnie się chwiały pod jego ciężarem. Smok przemieszczał się w ten sposób przez jeszcze kilka minut kiedy znowu stanął jak wryty, tym razem jego długie uszy podniosły się całkowicie do góry. Był na tyle wysoko na drzewach, że nikt by go nie dostrzegł z dołu, a liście nad nim osłaniały go również z góry. Tym razem nasłuchiwał w celu zlokalizowania czegoś.
Jednak szumienie liści nie pomagało, więc z cichym prychnięciem bardziej podobnym do kichnięcia, Liściak wyciągnął szyję w górę i wysunął brązowy język aby posmakować powietrza. Zapach był silny, lecz wymieszany z wieloma innymi. Co oznaczało, że powinien jednak się lepiej rozejrzeć aby wiedzieć, czy jednak idzie w dobrym kierunku.
Niemal w mgnieniu oka mały smok rozłożył skrzydła i machnął nimi, robiąc wysoki skok na wyższe gałęzie, a potem na następne i jeszcze kolejne. Starając się robić jak najmniej hałasu, Liściak był coraz wyżej, póki jego mała głowa nie pokazała się nad koronami drzew. Przyjemny wiatr wiał w konkretnym kierunku, lecz smok nie zaczął się delektować uczuciem i zamiast tego zaczął kręcić głową, szukając znajomej niebieskiej plamy. I znalazł ją, znacznie bliżej niż się nawet spodziewał. Las był dobry w maskowaniu zapachu morza, lecz przynajmniej to oznaczało, że nie musiałby biec już zbyt długo aby dotrzeć do laguny.
Nagła myśl przyszła małemu smokowi do głowy, i po chwili zastanawiania się, wszedł on jeszcze wyżej, niemal całkowicie unosząc się nad górną warstwą liści. Ponownie rozłożył skrzydła i machnął kilka razy tyłkiem, szykując się do skoku. Kiedy poczuł znacznie mocniejszy podmuch wiatru, machnął mocno skrzydłami i skoczył jak najwyżej. Wiatr od razu go poniósł w kierunku wody, utrzymując go jednak nadal nisko nad koronami drzew. Nie chciał rzucać się w oczy, zwłaszcza że ptaki ponownie się odezwały kiedy przelatywał nad nimi. Co jakiś czas machając małymi skrzydłami, Liściak szybował w kierunku laguny. Wkrótce doleciał do granicznej części lasu i po chwili przygotowywania się, złożył skrzydła i znowu zniknął między liśćmi. Ostrożnie manewrował między gałęziami i ostatecznie wylądował na pniu jednego z większych drzew. Po chwili nasłuchiwania zeskoczył na ziemię i szybko poczłapał w kierunku plaży. Miał ochotę na ryby od samego ranka i nie mógł się doczekać aż zanurzy się w ciepłej wodzie, nawet jeśli będzie musiał się później martwić o swędzący biały nalot na łuskach.
Offline
Podróż przez dżunglę nie trwała długo, bagna znajdowały się w miarę niedaleko od miejsca, w które zmierzał Stark. Gad co jakiś czas oglądał się za siebie, by upewnić się, że smoczyca za nim nadąża. Może i była mniejsza i w teorii pewnie łatwiej byłoby jej przeciskać się pomiędzy drzewami, ale jednocześnie łatwo było się w nich zgubić. Zwłaszcza, jeśli nie znało się terenu. Sam Stark musiał raz na jakiś czas zatrzymywać się, by zbadać otoczenie i zapachy wokół. Fakt, nieraz już tu był, mimo to zazwyczaj trzymał się swoich bagien, dlatego wolał mieć się na baczności w razie, gdyby jego pamięć zaczynała szwankować.
Po jakimś czasie dotarli do docelowego miejsca. Mglista laguna. Przedarł się przez ostatnie drzewa na granicy dżungli, wychodząc tuż obok plaży. Zmrużył powieki, czując na sobie przyjemny powiew wilgotnego powietrza, po czym znów obejrzał się za siebie.
Gdy Wathara wyszła zza drzew, Stark odwrócił się przodem do niej.
-Tutaj. - powiedział, wydając z siebie pomruk. Choć z perspektywy smoczycy mogło brzmieć to groźnie, słychać było w tym odgłosie nutkę ekscytacji.
Popatrzył na smoczycę wyczekująco, po czym usiadł.
Offline
Gadzina uważnie podążała za czerwonym. Znalezienie go nie było mimo wszystko jakoś wyjątkowo trudne - nie dość, że był duży, to jeszcze wyróżniał się na tle zieleni, poza tym Wathara pamiętała już jego zapach, więc śledzenie go nie było większym problemem. Smoczyca zgrabnie prześlizgiwała się między drzewami i zaroślami, nie spuszczając z oczu jaszczura.
Właściwie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie przedstawili się sobie.
-Tak w ogóle... Mam na imię Wathara.- Powiedziała, gdy już właściwie chyba docierali na miejsce, bo las zaczął się przerzedzać, a woń morza wypełniła jej nozdrza. Przez chwilę w jej sercu zaiskrzyła iskierka nadziei,tylko po to, żeby zgasnąć równie szybko, jak się pojawiła.
To... Definitywnie nie było właściwe miejsce.
Czerwony usiadł, chyba oczekiwał na jakąś odpowiedź... Smoczyca poruszyła niespokojnie ogonem.
-Uh,to... Cóż, to nie mój dom..- Zaczęła, zastanawiając się, jak właściwie uratować w jakiś sposób tę już dość niezręczną sytuację.-...Ale i tak dziękuję, teraz jestem poza bagnami, więc dalsze szukanie będzie prostsze. - Taka grzeczność chyba wystarczyła, nie? Taką przynajmniej miała nadzieję. Zerknęła na niego, zastanawiając się, jaka będzie jego reakcja, a jednocześnie nabrała głębiej powietrza w nozdrza, pozwalając sobie na to, żeby przez chwilę rozkoszować się tym charakterystycznym morskim zapachem, który tak bardzo przypominał jej rodzinne strony...
Wathara poczuła ukłucie nostalgii.
Offline
Nie trwało to na tyle długo, póki w końcu mały smok nagle wysunął głowę z listowia na otwartą przestrzeń. Liściak stanął jak wryty, jego uszy od razu idąc do góry aby nasłuchiwać czy nie będzie tutaj miał towarzystwa. Lecz po chwili nasłuchiwania raczej nic niepokojącego nie usłyszał, tylko charakterystyczne szumienie fal w zatoce oraz latające ptaki nad wodą. Ich skrzeki prawie przyprawiały o ból głowy, ale to również oznaczało że było bezpiecznie wyjść.
Czując falę ulgi, mały smok wysunął z lasu na krótką trawę, która następnie ustępowała miejsca piaskowi z plaży. Coraz bardziej podekscytowany, Liściak przyspieszył tempo i potruchtał w kierunku wody. Słone powietrze nie było czymś do czego był zbyt przyzwyczajony, ale nie można było ukryć, że wyraźnie cieszył się z wyjścia nad wodę. Bez słowa smok zanurzył przednie łapy, wzdrygając się lekko na różnicę temperatur między nią i powietrzem. Jednak przyzwyczajenie się do tego nie trwało zbyt długo i z cichym odgłosem potruchtał dalej, póki nie był w stanie biec przez wodę.
Wyciągając szyję, Liściak zaczął brodzić w wodzie, która sięgała jego ramion. Przez jakiś czas nie mógł dostrzec charakterystycznych cieni w wodzie, ku swojej frustracji, lecz w końcu po jakimś czasie w kącie jego oka mignęło coś po prawej. Bez zastanawiania się smok wystrzelił swoją głowę pod wodę niemal jak harpun i po chwili miał w pysku małą i już martwą rybę. Zjadł ją na raz, lecz nie czuł się zaspokojony, więc kontynuował polowania. Niestety chyba inne ryby uciekły widząc co się dzieje, bo wokół Liściaka było widać jedynie piasek pod wodą. Czując frustrację, smok lekko rozłożył skrzydła i prychnął.
"Świetnie..." Mruknął cicho, brodząc dalej.
Woda powoli stawała się bardziej głęboka, aż ledwo co był on w stanie w ogóle sięgać dna łapami. Ale to go nie zniechęciło, bo Liściak umiał też nurkować. Już nie tak dobrze, ale nadal powinien być w stanie złapać coś. Może i był w ten sposób odsłonięty, ale nie było widać ani jednej podejrzanej sylwetki w pobliżu, więc nie powinno być problemu.
Niestety, po krótkiej chwili dosyć niepokojące odgłosy zaczęły dobiegać z lasu, głośny tupot oraz pojedyncze łamania gałęzi. Słysząc to Liściak zastygł, praktycznie unosząc się w wodzie i tylko z tylnymi łapami sięgającymi ledwo dna. Uszy podniósł na sztorc, a kiedy dostrzegł coś wychodzące z lasu od razu je położył, po części zanurzając swoją głowę w wodzie. Na widok wielkiej czerwonej bestii stojącej przy plaży żółte oczy smoka tylko się rozszerzyły ze strachu, ale mimo wszystko Liściak się nie poruszył. Może jeśli zostanie w takiej pozycji to go nie da się zauważyć albo będzie zbyt podobny do dryfującej gałęzi aby zwrócić na siebie uwagę.
Offline
Smoczyca w końcu dotarła na miejsce, w międzyczasie przedstawiając się mu. No tak, nawet nie wiedział, jak gadzina miała na imię. Nie, żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, nigdy nie przejmował się takimi błahostkami. Raz, że zazwyczaj interakcje z innymi stworzeniami nie trwały na tyle długo, by mógł poznać ich imiona. Sam też nigdy nie wychodził z taką inicjatywą. No ale skoro Wathara postanowiła przełamać pierwsze lody, pasowałoby odpowiedzieć.
Zerknął w bok i zmrużył powieki, wyraźnie widać było, że nad czymś się zastanawia. Czyżby zapomniał, jak ma na imię? Właściwie to tak. Nie miał nigdy okazji go używać, ostatnio zwracano się do niego w ten sposób lata temu. W wiosce, którą zniszczyły smoki. Tam właśnie dostał imię od ludzi, którzy wychowali go od pisklaka, i którzy zginęli w brutalnym ataku. Było to na tyle dawno, by wspomnienia te przestały być bolesne. Mimo to, wracając do nich myślami, czuł swego rodzaju niechęć. Jednak musiał to zrobić, by przypomnieć sobie, jakie dostał wtedy imię.
-Stark. - rzucił krótko po chwili.
Po wyrzuceniu nieprzyjemnych wspomnień z głowy, spojrzał wyczekująco na smoczycę i jej reakcję na miejsce, w które przybyli. Ku jego ogromnemu rozczarowaniu, ta zaraz niezręcznie potwierdziła jego obawy. Czyli jednak się pomylił. Nie był pewien, czego się właściwie spodziewał, ale naprawdę liczył na to, że jednak byłby w stanie jej pomóc.
Ciężko powiedzieć, dlaczego aż tak zainteresowała go sytuacja Wathary. Do tej pory raczej nie przejmował się innymi, więc skąd ta zmiana? Możliwe, że w końcu dotarło do niego, jak samotne było jego życie. Z drugiej jednak strony, jakoś dotychczas wcale nie stanowiło to problemu. Być może specyficzne zachowanie Wathary przełamało tą barierę.
Nie wiedział, w jaki sposób odpowiedzieć smoczycy. Właściwie to nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji, więc nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Zamiast tego, mruknął z rozczarowaniem, po czym wstał bez słowa i skierował się w stronę plaży. Po cichu liczył na to, że smoczyca jednak tu zostanie, choć jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że ta raczej wolałaby znaleźć swój dom. Nie mógł jej zatrzymywać.
Gdy dotarł do plaży, kątem oka zauważył gałąź dryfującą metr czy dwa dalej. Początkowo nie poświęcił jej wiele uwagi, jednak gałąź po chwili mrugnęła. Stark przekrzywił głowę zaskoczony, po czym zbliżył się do niej powolnym krokiem.
"Gałąź" okazała się być małym, zielonym smokiem. Stark wydał z siebie cichy pomruk, po czym schylił głowę, chcąc przyjrzeć się tajemniczej jaszczurce.
Gdyby było to jego bagno, pewnie próbowałby przegonić przybysza, ale w obcym otoczeniu z obcymi zapachami, kierowała nim głównie ciekawość. Zielony gad miał szczęście, że Stark był w głębi duszy dość potulny. No i oczywiście, że nie znajdował się w tej chwili na bagnach.
Offline
Obserwowała czerwonego, to też spostrzegła, że ten jakby zastanawiał się, gdy ta mu się przedstawiła. Może jaszczur wolał nie zdradzać swojego imienia obcym? Trudno było jej powiedzieć, w każdym razie wolała tego nie kwestionować.
Czerwony, słysząc jej słowa, okazał właściwie tylko pewną dozę rozczarowania, i prawdę mówiąc Watharze ulżyło, gdy ten po prostu mruknął, a potem odwrócił się, skupiając się na czymś innym. Jakaś część jej spodziewała się ataku, i teraz żółta cieszyła się, że jej obawy się nie spełniły.
Smoczyca stała przez chwilę, wpatrując się w morze. Tim, który wcześniej leżał na jej głowie, teraz wyciągnął się wygodnie na jej grzbiecie, delikatnie muskając ogonem jej łuski. Smoczyca westchnęła cicho. Właściwie było tu pięknie ... Wathara wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała wyruszyć w wędrówkę, żeby zorientować się, gdzie ona w końcu do kurwy nędzy jest, ale ...
...Chyba zostanie tu na trochę dłużej...
Gadzina podeszła do brzegu, i zanurzyła przednie łapy w wodzie, jednocześnie nabierając głęboko świeżego powietrza do płuc. Wathara poczuła przyjemny dreszcz, gdy chłodna, morska woda zetknęła się z jej łuskami.
Smoczyca poczuła spokój.
Postanowiła wejść głębiej do wody, zanurzając najpierw tylne łapy, a potem całą resztę ciała.
"Ej, co ty robisz, pomoczysz mnie!" zaprotestował obudzony teraz Tim, rzucając wodzie zniesmaczone spojrzenie.
Wathara tylko wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a potem odepchnęła się łapami od dna, tylko po to, żeby zaraz zacząć unosić się na powierzchni tafli niczym przerośnięta kaczka.
To właśnie wtedy smoczyca odwróciła pysk w stronę Starka, chcąc chyba coś powiedzieć, ale zastygła z na wpół otwartym pyskiem, widząc, jak ten wpatruje się w jakiś obiekt na powierzchni wody.
-...Co to jest.- Powiedziała, trochę do siebie a trochę do czerwonego. Podpłynęła odrobinę bliżej. Gałąź...? Nie, gałęzie tak nie wyglądają, nie mają oczu ani uszu ...
Mały... Smok?
Wathara zachowywała w miarę bezpieczną odległość, mimo wszystko nie chciała zostać podrapana, jednakże unosiła się na tyle blisko, żeby dostrzec, że tamten jest przestraszony.
- Dzień dobry?- Powiedziała, przechylając lekko łeb w bok.
Offline
Temperatura wody była znacznie bardziej uciążliwa kiedy Liściak siedział w niej cały, a do tego w bezruchu. Niby nie była jakoś lodowata, ale nadal znacznie zimniejsza niż by mały smok wolał. Czując jak coraz bardziej mu umysł zwalniał, smok obserwował nie jednego, lecz jak się wkrótce okazało nawet dwa obce gady podchodzące do wody. Czując lekkie ciarki, mały smok zmusił swoje już ledwo ruszające się kończyny do lekkiego odepchnięcia się do tyłu. Poza tym nadal pozostał całkowicie nieruchomy.
Lecz niestety jego improwizowana strategia okazała się nieskuteczna. Czerwona bestia podeszła trochę bliżej i spojrzała na Liściaka. Ten pozostał nadal jednak nieruchomy, nie tylko ze strachu lecz i z zimna. I wtedy smok nie dość, że podszedł bliżej, wywołując przez to fale zalewające górną część pyska małego smoka, lecz nawet się nad Liściakiem nachylił. Jasne, że sztuczka się nie powiodła, Liściak machnął ogonem, gotów mignąć między wielkimi łapami smoka, ale jego ciało odmówiło posłuszeństwa, sztywniejąc. Panika zaczęła powoli obejmować małego smoka, który instynktownie otworzył swój pysk z głośnym sykiem i zaprezentował jego głęboko brązowe wnętrze, wraz z małymi zębami tylko na dolnej szczęce.
Spróbował rozłożyć również skrzydła, ale zimna woda nagle obmywająca jego boki była tak nieprzyjemna, że smok był zmuszony jednak nadal je zakrywać, chcąc zatrzymać chociażby trochę ciepła. Kilka razy kłapnął paszczą na dużego smoka, lecz z tej pozycji nie było to ani odrobinę onieśmielające.
Na widok drugiego smoka, Liściak zwrócił swoją nadal otwartą paszczę na żółtego intruza, nadal sycząc. Jednak kiedy smoczyca (jak to się nagle okazało) go powitała, Liściak przestał syczeć wściekle. Nadal trzymał swój pysk lekko otwarty przez kilka sekund, jego mózg pracował strasznie powoli. Kiedy jednak znaczenie słów do niego dotarły, Liściak spowrotem wyglądał na bardzo niezadowolonego.
"D-dzień dobry?!" Skrzeknął, jego uszy ponownie przylegające do jego szyi. "Co wy... chcecie?!"
Jego ciało coraz bardziej drżało, nie tylko z przerażenia ale i z zimna. Był cały zesztywniały, co nie pozwalało mu na ucieczkę.
Offline
Wathara przyglądała się reakcji małego smoka... Widać było, że był przestraszony - zresztą, powiedzmy sobie szczerze, kto by nie był - ale jej uwagę przykuło też coś innego.
Jaszczur wydawał się być wychłodzony.
Jego ruchy wydawały się być mozolne, poza tym zielony się cały trząsł, i prawdę mówiąc smoczycy zrobiło się go żal. Smok definitywnie nie był przystosowany do przebywania w wodzie w przeciwieństwie do Wath i Starka, a żółtej prawdę mówiąc nie uśmiechało się zbytnio bycie przyczyną czyjegoś zgonu. Szczególnie patrząc na to, że ten ktoś był mimo wszystko mniejszy od niej, i do tego, jak się okazało, potrafił mówić.
Ogólnie? Nie podobała jej się ta sytuacja, więc postanowiła zadziałać, ignorując trochę ewentualną reakcję Starka - niby znała giganta mniej niż dzień, ale już się przekonała, że ten jest małomówny, i podejrzewała, że pewnie nie zareaguje jakoś specjalnie szybko na cierpienie zielonego.
-Tylko przechodzimy.-Zaczęła, a potem przybliżyła się odrobinę do smoczyska.-...Pan jest chyba przemarźnięty, nie woli pan wyjść na ląd albo coś, mogę pana podwieźć na brzeg...? Wygląda pan - bez obrazy oczywiście, ale wygląda pan tak, jakby miał się pan zaraz utopić.- Smoczyca przechyliła lekko łeb, wpatrując się w smoka ze zmartwioną miną.
Czy była zbyt dosadna? Może powinna jakoś inaczej to załatwić, powiedzieć jakoś delikatniej, w końcu zielony był właściwie zupełnie dla niej obcy... Ale z drugiej strony, wydawało jej się, że w tym wypadku dość szybkie przejście do sedna sprawy i przysłowiowe "nie owijanie rzeczy w bawełnę" było uzasadnione. W końcu tamtemu mogło coś się stać, był mniejszy od nich i raczej nie sprawiał wrażenia pływaka, więc pewnie wychładzał się szybciej, niż oni.
Offline
Schylony niemal do poziomu wody, Stark przyglądał się z ciekawością jaszczurce. Ta jednak po chwili syknęła, na co Stark instynktownie zareagował mruknięciem, cofając do tyłu szyję. Gdyby smok przed nim był większy, Stark z pewnością zareagowałby bardziej defensywnie, jednak w tej sytuacji szybko uświadomił sobie, że zielony nie stanowi żadnego zagrożenia. Dlatego też gad ponownie się nad nim nachylił.
Wathara po chwili do nich dołączyła i... przywitała się z jaszczurką? No tak, nie mogło go to dziwić, w końcu podobnie zwróciła się nieco wcześniej do niego. Nie rozumiał tego typu nastawienia. Nawet nie to, że się z nim nie zgadzał, zwyczajnie wydawało mu się to po prostu dziwne. Czy takie coś było poza bagnami zwyczajem?
Gdy zielony przestał syczeć i odpowiedział smoczycy, Stark zerknął na nią kątem oka z wyczekiwaniem, wciąż pozostając nachylony nad wodą. Głównie dlatego zauważył po chwili, że gad cały się trząsł. Początkowo uznał, że to pewnie ze strachu, jednak szybko zorientował się o co chodzi, gdy zamoczył jedną z łap w wodzie. No tak, była chłodna. Dla niego nie był to problem, ale smok wielkości tego przed nim z pewnością by się nie zgodził. Wathara musiała również dojść do podobnego wniosku, sądząc po jej kolejnych słowach.
Stark nie odezwał się, zamiast tego wydał z siebie przyjaźnie brzmiący pomruk, tak jakby chciał potwierdzić, że on również nie miał złych zamiarów. Chwilę później cofnął się parę kroków i usiadł na piasku obok.
Po części chciał "wyłowić" jaszczurkę z wody. Może i był małomówny, może nie rozumiał sensu w dziwnej mowie Wathary, ale też po części współczuł zielonemu. Z drugiej strony, domyślał się, że jakakolwiek interakcja z nim była złym pomysłem, chociażby ze względu na różnicę wielkości. Postanowił więc pozostawić sytuację Watharze. Była ona od niego sporo mniejsza, więc nie wyglądała pewnie aż tak groźnie. Stark nie chciał przypadkowo pogorszyć sytuacji, a wiedział, że cokolwiek by nie zrobić, mogłoby to skończyć się nieciekawie. Liczył też na to, że w ten sposób zachęci zielonego do współpracy z Watharą.
Offline
Powoli tracąc czucie w nogach, Liściak nadal dzielnie stawiał czoła swoim nie tak bardzo przeciwnikom. Przyciskając uszy do szyi patrzył to na żółtą smoczycę, to na czerwonego giganta. Ponad połowy tego co mniejsza gadzina powiedziała nie w pełni zrozumiał, i kiedy się trochę do niego zbliżyła, Liściak spróbował znowu odepchnąć się od dna aby zachować dystans. Nie było to przyjemnie czuć tylko po części jak jego mięśnie się spięły aby taki ruch wykonać.
Wydając dziwny dźwięk, coś pomiędzy śmiechem i szczeknięciem, Liściak lekko pokręcił głową.
"Prędzej p-padnę z zimna zanim się... utopię." Powiedział po prostu, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Był przerażony, ale wyziębienie sprawiło, że coraz trudniej było się nie tylko ruszać, ale i myśleć.
Rzucając kolejnym nieufnym spojrzeniem na czerwonego olbrzyma, Liściak lekko przymknął oczy, a jego uszy zamiast przylegać do szyi zaczęły bardziej zwisać. Niemal słychać było jak mu się koła kręcą w głowie kiedy próbował się zmusić do głębszego myślenia. Drżenie z zimna nie pomagało się w ogóle skupić, nie wspominając o ledwo wyczuwanym dnie pod jego łapami.
W końcu zielony smok westchnął drżąco i spojrzał spowrotem na małą smoczycę.
"Nnnie jestem pewien... czy dopłynę sam... do brzegu. Łapy ledwo s-się... ruszają."
Przyznanie się do tego było upokarzające nawet w obliczu takiego zagrożenia. No i rozmawiał nie tylko z potencjalnymi łowcami, ale i kompletnymi nieznajomymi. Nawet jeśli czerwony gigant wcześniej wydał przyjazny pomruk, Liściak nadal nie czuł się ani odrobinę bezpiecznie. Ale w tej sytuacji nie mógł marudzić. Byleby dosięgnąć suchego lądu i się ogrzać.
Offline
Czerwony odsunął się trochę - Wathara rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie. W sumie może lepiej, zielony wydawał się być już w złym stanie, a różnica wielkości pewnie potęgowała strach... Smoczyca skupiła całą swoją uwagę na małym smoku, którego stan wydawał pogarszać się z sekundy na sekundę. Żółta opuściła lekko płetwy - można by to pewnie przyrównać do zmarszczenia brwi - i zmrużyła oczy. Już po tym, jak brzmiały pierwsze słowa obcego wnioskowała, że było źle, ale gdy ten odezwał się teraz... Sytuacja była dramatyczna.
Smoczyca doszła do wniosku, że liczy się każda sekunda. Oklapnięta sylwetka tamtego i jego mozolne ruchy tylko bardziej utwierdzały ją w przekonaniu, że zielony umiera, a jego słowa właściwie potwierdziły tę tezę.
-Pozwoli Pan, że pomogę.- Powiedziała, po czym szybko zanurzyła swój łeb i szyję pod wodą, tylko po to, żeby zaraz unieść je pod małym smokiem, właściwie wyławiając go z wody.
Tim, widząc, że Wath coś kombinuje, strategicznie przeniósł się na jej grzbiet. Od kiedy trafili do tej krainy siedział zaskakująco cicho, ale wynikało to z czysto technicznej sprawy - duch oszczędzał energię. Nie był pewien, ile czasu tu spędzą, a nie chciał znacznie osłabnąć... Mimo tego zaskrzeczał głośno i cały najeżył się, gdy Wathara poruszyła łbem i szyją, powodując, że obcy zjechał bardziej w stronę jej grzbietu. Zielony był dość lekki, więc Wathara nie miała z tym większego problemu.
Smoczyca szybko wstała, i brodząc w wodzie szybko wyszła na brzeg. Gadzina znalazła jakieś w miarę oświetlane przez wieczorne światło słońca miejsce, po czym obniżyła przód swojego ciała, tak, żeby jaszczur bez problemu mógł się z niej zsunąć.
Offline
Pomimo obecnej sytuacji, mały smok nadal był wyraźnie nieufny, nawet jeśli z każdą upływającą chwilą tracił sił i ciepło. Dlatego też, nawet kiedy obca smoczyca podłożyła swój łeb i szyję pod niego, Liściak zmrużył oczy i skrzeknął cicho na nagły ruch w górę. Lecz zaskakująco nie zaczął na to marudzić, tylko spróbował leżeć na żółtej gadzinie trochę bardziej wygodnie. Niestety jego członki były bardzo zesztywniałe, więc zanim on się wygodnie ułożył, to Wathara już była poza wodą i zaczęła się znowu powoli zniżać.
Nadal trzymając uszy po szyi, Liściak niezgrabnie z niej zeskoczył i prawie się wywrócił na piach z impetem. Całe szczęście jednak Liściakowi udało się rozłożyć skrzydła i zachować równowagę, lecz nadal wyglądało to dosyć zabawnie. Tak samo jak jego nagłe staranie aby się otrzepać z zimnej wody, która sprawiała, że bycie na suchym lądzie miało wrażenie jeszcze bardziej zimnego.
"O-okropieństwo, i w cale..." Smok warknął do siebie i się nagle położył na piasku aby zacząć się w nim niezdarnie tarzać, który niemal jak gąbka zaczął pobierać wodę z jego łusek i do nich się przyklejać. "W-w cale nie było warto."
Nawet jeśli zaspokoił małą chcicę na ryby, nie zjadł ich dużo przed tym całym cyrkiem. W ogóle nie było warto tu przychodzić, nie dość że jest wyziębiony to jeszcze ma dwa ogromne gady na karku.
Racja, dwa obce, znacznie większe od niego smoki.
Kolce i uszy smoka stanęły trochę do góry kiedy on spowrotem leżał na brzuchu i spojrzał na nieznajomych, nadal nieufny. Jego ciało nadal się trzęsło, trudno było powiedzieć czy to było przez zimno czy strach, który powrócił kiedy mały smok miał w końcu grunt pod łapami. Ale nawet jeśli to było bardzo kuszące, nie dał dyla przy pierwszej możliwej okazji i po prostu kichnął.
"D-dzięki. Zimna ta woda, jak na te... tereny."
Nawet w zimniejsze miesiące było tutaj cieplej niż w innych częściach lasu, więc to była dosyć nieprzyjemna niespodzianka. Ale powinien był to przewidzieć. No cóż.
Czujnie obserwując nieznajomych, znowu posypał się piaskiem za pomocą skrzydeł. Ruch oraz wysychanie świetnie działało przeciw zimnie, ale nadal Liściak był zesztywniały i lekko ospały.
Offline
Wathara podniosła się, gdy tamten zszedł z jej grzbietu, i zaczęła bacznie mu się przyglądać, sprawdzając, czy zielony nie mdleje ani nic. Przechyliła lekko łeb, patrząc jak ten turla się w piasku.
-Dobrze, że tu przyszliśmy, bo naprawdę by się Pan utopił.- Stwierdziła, a potem mrużyła lekko oczy. Jaszczur dalej wydawał się być wyziębiony... Niepokoiło ją to.
-Nie ma za co.-Powiedziała, słysząc następne słowa obcego. A potem zaczęła się rozglądać, jakby czegoś szukając.
Między plażą a skrajem lasu leżało całkiem sporo patyków i drewien różnej maści, więc gadzina postanowiła to wykorzystać.
-...Proszę dać mi chwilkę.- Powiedziała, a potem ruszyła szybko w wypatrzone przez siebie miejsce. Już po chwili żółta zajęta była zbieraniem drewna. Wathara przyniosła kilka większych patyków w pysku na w miarę puste miejsce obok Liściaka, i ułożyła je w zgrabny stosik łapami, po czym szybko wróciła na skraj lasu, aby powtórzyć szereg czynności.
Planowała zrobić małe ognisko.
Offline
Stark w dalszym ciągu siedział bez słowa na brzegu, przypatrując się uważnie sytuacji, która miała miejsce tuż przed nim. Nawet, gdyby chciał bardzo pomóc, nie mógł zbyt wiele zrobić. Niestety w tego typu przypadkach jego spore rozmiary stawały się przeszkodą. Raz, że nie miał za bardzo jak wyłowić smoka bez wyrządzenia mu krzywdy, a dwa, sama jego obecność przyprawiała z pewnością zielonego o strach.
Nie pozostało mu więc nic, jak obserwować. Wsłuchiwał się dokładnie w każde wypowiedziane słowo, tak jakby próbował je zapamiętać. Wiadomo już było, że jego zasób słownictwa jest dość skromny, więc każde zapamiętane zdanie może mu się przydać. Najwięcej trudu sprawiało mu to, co mówiła Wathara. Nie tylko przez jej dziwne nastawienie do wszystkich wokół. Tym razem rozpraszało go jedno słowo, którego za nic nie mógł zrozumieć, a które pojawiało się w jej wypowiedziach co chwilę. Pan. Właściwie nie było to jedyne nieznane mu słowo, ale pojawiało się ono na tyle często, by przykuć jego uwagę i dręczyć jego myśli.
Nie mając dobrej okazji na to, by zapytać ją o dziwne słowo, Stark powrócił do obserwacji. Może innym razem.
Watharze udało się wyciągnąć jaszczura z wody, na co Stark zareagował radosnym mruknięciem, które przeciągnęło się, gdy zielony zaczął tarzać się w piasku. Stark przekrzywił głowę, po czym położył się na piasku, podobnie jak jaszczur. Nie tylko pozwoliło mu to przyglądnąć mu się jeszcze lepiej, ale zmniejszyło też dystans między nimi, przez co Stark wydawał się choć odrobinę mniejszy. W końcu nie chciał, żeby zielony wstał i uciekł z powrotem do lasu. Cała ta sytuacja, począwszy od spotkania z Watharą aż po akcję ratunkową, wzbudziła w gadzie zainteresowanie, którego nie doświadczył nigdy wcześniej. Do tego stopnia, że zaczął zastanawiać się, ile go omijało, kiedy siedział sam na bagnach i odstraszał każdego przybysza. Gdyby wiedział jak ubrać to w słowa, podziękowałby Watharze za wyciągnięcie go chociaż na chwilę z bagien. Na chwilę, bo jednak był to jego dom. Nie mógł go tak po prostu zostawić, nieważne jak daleko zaciągnęłaby go ciekawość.
Stark schylił się i położył głowę na piasku, po czym powoli przyczołgał się niczym szczeniak w stronę zielonego. Wciąż trzymał bezpieczny dystans, tak, by ten wiedział, że czerwony gigant nie ma złych zamiarów.
Wathara po chwili odeszła w stronę skraju las. Stark odprowadził ją wzrokiem, po czym ponownie spojrzał na zielonego.
-Jestem Stark, a ty? - rzucił, wpatrując się wyczekująco w jaszczura. Nie wiedział, jak inaczej do niego zagadać.
Prawdę mówiąc, pewnie nie odezwałby się, gdyby nie musiał, ale nie chciał gada do siebie zniechęcić. Nie wiedział, do jakiego stopnia przyjazne odgłosy i ostrożne zachowanie wystarczały, by przekazać dobre intencje. Zwłaszcza, że zielony dalej patrzył na niego niepewnym wzrokiem.
Smoczyca po chwili wróciła i ułożyła patyki... w stos? Nie wiedział, o co dokładnie chodziło, ale postanowił poczekać, aż ta skończy. W międzyczasie w dalszym ciągu leżał na piasku, poruszając co jakiś czas ogonem. Był on na pewno przyjemniejszy w dotyku, niż błoto, do którego był już przyzwyczajony.
Stark mruknął i wbił zaciekawiony wzrok w zielonego.
Offline
Stwierdzenie, że by się najprawdopodobniej utopił gdyby pozostał dłużej w wodzie sprawiło, że Liściak znowu wydał dźwięk podobny do szczeknięcia. Chyba to był jego sposób na śmianie się, lecz pomimo tego mały smok nadal trzymał uszy nisko, wyraźnie niezadowolony ze swojej obecnej sytuacji.
"Ja tak łatwo nie... nie topię się. Po prostu w-woda była... zimna." warknął, ale jego rozgoryczenie było bardziej skierowane na niego samego. Lecz trudno było mu się dąsać kiedy nagle żółta gadzina wstała i gdzieś poszła. Z zaciekawieniem Liściak uniósł łeb i odprowadził ją wzrokiem, jego uszy i kolce razem lekko się unosząc. Nie rozumiał co ona próbowała robić, czy na co jej nagle trochę badyli.
Tracąc zainteresowanie, mały smok znowu lekko machnął skrzydłami, obsypując się świeżym piaskiem i przy okazji również pozbywając się tego mokrego ze swoich łusek. Już czuł się znacznie lepiej, ale nadal poruszanie się było dosyć sporym wyzwaniem. Kusiło po prostu uciec i zostawić tą dziwną dwójkę, ale smok był świadom jak by się to skończyło. Pewnie z jego pyskiem pełnym piasku po kilku niezgrabnych susach oraz kompletnie zniszczoną godnością.
Cicho warcząc do siebie, Liściak zacisnął łapy na ciepłym piasku, lecz jego uwaga nagle poszła gdzie indziej. Z wysoko postawionymi uszami i kolcami na szyi, obserwował on jak nagle czerwony olbrzym zaczął ku niemu się czołgać. Nie wyglądało to ani trochę agresywnie, ale nawet w tym przypadku taki ogrom zbliżający się ku niemu sprawił, że Liściak zaczął machać końcem ogona, lekko tak samo zaniepokojony jak i zdziwiony. Dodatkowo podłożył swoje łapy pod siebie, wyglądając niemal jak leżący kot, nadal bacznie obserwując to co czerwony smok w ogóle wyczyniał. I jak się okazało, jego zdziwienie tylko rosło kiedy nagle gigant się odezwał. Liściak przekrzywił jedno ucho w bok tak samo jak cały łebek, po czym otworzył pysk aby go zaraz zamknąć.
Imię? Nigdy nikt się o to nie pytał, albo przynajmniej mały smok takiej sytuacji nie pamiętał. Nie miał również okazji często z niego korzystać, więc małemu smokowi zabrało krótką chwilę namyślania się, aby je w ogóle sobie przypomnieć. Stark nadal patrzący na niego z tak bliska nie pomagał się skupić.
"Hmmm... Liściak." W końcu powiedział, po czym lekko zmrużył oczy, znowu się zastanawiając. "Z tego co pamiętam w... w każdym razie."
Nie rozumiejąc po co w ogóle temu Starkowi było potrzebne wiedzieć jego imię, Liściak znowu lekko położył uszy, po czym potrząsnął łbem i szyją. Spowodowało to mały deszczyk wilgotnego piasku. Znaczna ulga, nawet jeśli jego łuski zaczynały już swędzić.
"A ta to co za jedna?" W końcu się spytał, niby od niechcenia spoglądając na Watharę, nadal zajętą swoimi badylami.
Offline
Wathara jeszcze przez dłuższą chwilę zbierała patyki, ignorując w sumie w większości to, co działo się dookoła niej, zwracając uwagę tylko na ewentualne dźwięki mogące sugerować atak, czy kogoś skradającego się w jej stronę. Sądząc po rozmowie tamtych, właśnie byli w trakcie zapoznawania się ze sobą, więc zagrożenia RACZEJ nie powinno być...
Hm. A więc tamten zielony miał na imię Liściak. Tyle udało jej się wysłyszeć z ich konwersacji, przynajmniej do czasu, aż nie wróciła do samców z zebranym drewnem. Gdy zaczęła kierować się w ich stronę, jaszczur spytał się Starkowi o nią.
Postanowiła, że się wtrąci.
-Wathara. Miło mi.- Powiedziała, układając ostatnie patyki w miarę ładnie wyglądający stos. Smoczyca usunęła jakieś zielsko rosnące nieopodal, tak, żeby nic nie zajęło się od płonącego drewna, gdy już rozpali ogień... A potem gadzina otworzyła pysk, i plunęła płomieniem na gałęzie. Z jej pyska posypały się iskry, a patyki dość szybko rozogniły się, promieniując ciepłem i światłem.
Gadzina odsunęła się trochę, chcąc zrobić miejsce dla zielonego.
-Teraz będzie przynajmniej ciepło. Proszę się wygrzać, szybciej wróci Pan do formy...- Powiedziała, patrząc na Liściaka.
Offline
Ku jego ucieszeniu, zielony smok nie uciekł przerażony na jego widok. Była to ostatnia rzecz, do której Stark chciał w tej chwili doprowadzić, ale na szczęście do tego nie doszło. Stark wpatrywał się zaciekawiony w jaszczurkę. Jej reakcja na jego pytanie była dość zabawna. Sam jaszczur był właściwie dość zabawny, głównie przez to, jak maleńki był w porównaniu do czerwonego. Stark rzadko kiedy miał okazję wchodzić w interakcję z istotami, które były tak małe. Czasem zdarzyło się, że jakieś ptaki lądowały na terenie bagna, ale zazwyczaj kończyło się tym, że prędko odlatywały na widok gada. Nawet rozmowne wrony nie odważyły się nigdy do niego zagadać, zamiast tego uciekały z wrzaskiem.
Zielony w końcu mu odpowiedział, po dłuższym zastanowieniu.
-Liściak. - Stark powtórzył cicho pod nosem, tak jakby chciał zakodować je w pamięci.
W sumie imię do niego pasowało. Przypominał on liście na drzewach. Stark przez chwilę zastanowił się nad swoim własnym imieniem. Co ono właściwie znaczyło? Jeśli cokolwiek? Dlaczego został tak nazwany?
Z myśli wyrwało go pytanie zielonego, na co Stark nie zdążył odpowiedzieć. Czerwony spojrzał na Watharę, która w końcu do nich wróciła, po czym zerknął na kupkę patyków obok niej. Co ona właściwie-
Na widok płomieni, które pochłonęły stertę drewna, Stark zerwał się jak oparzony z odgłosem, który przypominał syknięcie. Cofnął się w popłochu, wbijając spanikowany wzrok w iskrzące się ognisko.
Z jednej strony było to czysto instynktowne zachowanie. Dzikie zwierzęta bały się ognia. Był niebezpieczny, nie przebaczał nikomu, pochłaniał wszystko na swojej drodze. Nikt, kto cenił swoje życie, z nim nie igrał. Stark, z oczywistych powodów, także czuł paniczny strach przed płomieniami. Głos w głowie kazał mu uciekać jak najdalej.
Ale nie mógł. Zamiast tego utrzymywał rozszerzone źrenice wbite w płomienie, stojąc niczym skamieniały. W jego przypadku chodziło o coś więcej. Widok ognia cofnął go do przeszłości, do wioski Feldor. A dokładniej do dnia, kiedy ta została zrównana z ziemią. Płomienie pochłaniające budynki, zwierzęta, ludzi. A pomiędzy nimi smoki, które z jakiegoś nieznanego mu powodu, postanowiły zmasakrować niczemu winnych mieszkańców.
Stark nie spuścił wzroku z ogniska ani na sekundę, a z jego gardzieli zaczął dochodzić niespokojny pomruk.
Offline
Nadal obserwując bacznie czerwonego smoka, Starka, Liściak pozostał nieruchomy i tylko jego ogon drgał co wywoływało ruch piasku, tworząc mały dołek. Na dźwięk swojego imienia jednak jego uszy poszły lekko do tyłu, może przez irytację albo małe zdziwienie.
"Tak, Liściak." Pomruknął, nie rozumiejąc po co w ogóle to ten Stark powiedział. Nadal był trochę zdziwiony, że czerwony gigant mógł nawet mówić, bo zachowywał się dosyć dziwnie jak dotąd.
Lecz to nie on odpowiedział na pytanie, tylko właśnie żółta smoczyca, która bawiła się w coś z badylami które znalazła. Liściak spojrzał na nią i lekko przekrzywił głowę kiedy ta powiedziała swoje imię. To było nietypowe, jeszcze nigdy go nie słyszał. Ale cóż, podobnie nie słyszał imienia takiego jak "Stark", więc nie było tu zbyt wiele aby nad tym dumać. Więc po prostu Liściak nagle wygiął się lekko i sztywną jeszcze łapą podrapał się po szyi.
"Wathara, co? No dobra." Powiedział niby od niechcenia, wydając niezadowolony syk kiedy jego łapa najwyraźniej nie była w stanie sięgnąć odpowiedniego miejsca, które go swędziało. Ale w sumie w tej chwili prawie całe ciało go swędziało przez kąpanie się w morskiej wodzie. Już widać było biały nalot na zielonych łuskach, zwłaszcza na grzbiecie. Niech to szlag.
Jednak szybko to co Wathara wyprawiała ze swoimi patykami przykuło uwagę małego smoka, który w końcu sięgnął to bardziej uporczywe miejsce na szyi i następnie odwrócił swój łeb aby obserwować jej poczynania. Na nagłe pojawienie się ognia Liściak się podniósł, unosząc swój ogon wyżej nawet jeśli nie wyglądał na specjalnie zaniepokojonego. Albo przynajmniej dopóki Stark również się podniósł z sykiem, co sprawiło, że mały smok odskoczył do tyłu z sterczącymi do góry uszami i kolcami. Nawet otworzył lekko pysk, ale zaraz go zamknął kiedy Stark nie rzucił się na niego tylko został na swoim miejscu jak zmieniony w kamień. Nadal jednak Liściak pozostał na swoich sztywnych łapach, nie zwracając na ciepło idące z ogniska. Zamiast tego lekko rozłożył skrzydła, nie spuszczając oczu ze Starka. Nie powinien stracić czujności, nie przy obcych nawet jeśli znali swoje imiona.
"A tobie co odbiło? To tylko ogień." Szczeknął, spoglądając na Watharę przelotnie. "I do tego mały. Są większe w lesie czasami." Jeśli piorun strzeli w drzewo to czasami pojawiają się ogromne płomienie, podobnie kiedy pojawi się inna bestia co umie nim plunąć tak jak sama Wathara. Takie małe coś to nic, więc reakcja olbrzyma porządnie Liściaka zaniepokoiła.
Offline
Wathara zadowolona wpatrywała się w dopiero co rozpalone ognisko, jednakże jej szczęście nie trwało długo - dosłownie w momencie, gdy miała zamiar sama położyć się przy ogniu, Stark nagle zerwał się i syknął, najwyraźniej spłoszony przez płomienie. Zaraz też zaczął się w nie intensywnie wpatrywać.
Prawdę mówiąc jego reakcja trochę przestraszyła smoczycę, głównie dlatego, że nie spodziewała się jej. Czerwony wydawał się... No, powiedzmy mniej cywilizowany, jednakże Wathara nie podejrzewała go o instynktowny strach ognia, była przyzwyczajona do tego, że smoki ognia się nie boją - no, przynajmniej nie w jej świecie. Wynikało to z bardzo prostego faktu, wszystkie gady żyjące w miejscu, z którego pochodziła, potrafiły plunąć płomieniami. Oczywiście istniały pewne różnice gatunkowe, jednakże wszystko sprowadzało się do tego samego mechanizmu, występującego właściwie u każdego typu gadziny - z tego też powodu jaszczury u niej w domu raczej nie miały w zwyczaju panikować na widok ognia, nawet, jeśli same nie były odporne na palące działanie iskier.
Smoczyca napuszyła się lekko, instynktownie podnosząc płetwy i łuski, i już chciała sama odskoczyć do tyłu, jednakże w ostatniej chwili się powstrzymała.
Zmierzyła czerwonego giganta skołowanym spojrzeniem. Chodziło o płomienie, prawda? Nie chciała gasić ognia, dopiero co go rozpaliła... Widziała, jak tamten nie mógł oderwać wzroku od iskrzących jęzorów, słyszała też, jak zaczął warczeć - nie podobało jej się to, odniosła wrażenie, że ten może zaraz skoczyć w ognisko i je rozdeptać.
Nie była pewna, czy ryzykowanie było dobrym pomysłem, ale z druugiej strony... Trzeba było go jakoś uspokoić, albo chociaż spróbować.
Smoczyca wstała, i zrobiła kilka kroków w stronę Starka, stając tak, aby oddzielić go od ognia, Jednocześnie upewniła się, że w razie czego miała wolną drogę z boku, tak, aby mogła gwałtownie odskoczyć. Smoczyca stanęła na wprost gada, jednocześnie unosząc tułów, tak, że teraz utrzymywała się na tylnych kończynach, dzięki czemu była wyższa.
A potem rozłożyła na boki skrzydła, tak, żeby zasłonić płomienie.
-Uh... Hej, wszystko w porządku.-Zaczęła trochę niepewnie, nie wiedząc, jak do końca przemówić do smoka. Przede wszystkim zależało jej na tym, żeby odwrócić jego uwagę, wyrwać z tego swoistego "transu", w którym się znalazł. -To tylko ognisko, nie ma się czego bać... Tak sądzę.-Mówiła łagodnie, ale wyraźnie, tak, żeby tamten ją usłyszał. W którymś momencie nawet zastanawiałą się, czy nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, ale gapienie się smokowi o wiele większemu od niej prosto w ślepia było jakoś dziwnie przerażające, więc zamiast tego strategicznie wpatrzyła się gdzieś w punkt nad jego pyskiem.
Offline
Niedaleko Liściaka leżała Wathara z patykiem z nabitym na nim mięsie w pysku. Leżąc przy ognisku przystawiała je do ognia żeby się ładnie przysmażyło. Po chwili je położyła żeby dalej się smażyło, a ona nie musiała mieć badyla cały czas w buzi, ohyda. Nie wiadomo kiedy się tu dokładnie pojawiła. Na pewno wykorzystała okazję że wszyscy się skupili na panikującym Starku.
- Kocham biwaki. Jakże one łączą ludzi... - Westchnęła kierując te słowa do Liściaka, na jej pysku pojawił się lekki uśmiech. Można było usłyszeć lekką ekscytację w jej głosie. Spojrzała w kierunku Starka i tej kopiary opierając łeb o łapę. Jej płetwy na głowie były lekko opuszczone. Obserwowała z uśmiechem co się wydarzy dalej. Z lekkim trudem powstrzymywała chęć roześmiania się jak to miała w zwyczaju.
To był jeden z tych dni kiedy jej się nudziło. Nie miała sporo spraw na głowie więc mogła wykorzystać czas wolny na poznanie nowych smoków. Szczególnie tych co byli na jej terenie (nie łudźmy się, wszędzie jest jej teren). Tego zielonego chyba kojarzyła, raczej był z okolic. Ten czerwony? W ogóle. Ciekawe czy w ogóle był interesujący. Wathara była otwarta na nowe doświadczenia. Ta żółta kopiara? Hm... Miała z nią jakieś dziwne skojarzenia. Ona była stąd w ogóle? Czy się już wcześniej nie widzieli? Co za zagadka na ten smoczy zjazd. Biwaki są takie ekscytujące.
Offline
Choć pomruk, jaki wydawał z siebie Stark, brzmiał dość groźnie, czerwonemu ani przez chwilę nie przeszło przez myśl, by zareagować agresją. Wręcz przeciwnie, najchętniej uciekłby jak najszybciej pomiędzy drzewa, z powrotem na swoje tereny, nigdy więcej ich nie opuszczając. Problem w tym, że nie mógł się ruszyć. Co jeśli płomienie dotrą do lasu? Co jeśli wpakowałby się w pułapkę, z której nie byłoby ucieczki? Być może tego się obawiał, ale bardziej prawdopodobne było to, że to przerażenie odmówiło jego nogom posłuszeństwa.
Gad zaczął po chwili dyszeć, co przerwała reakcja Liściaka. Stark nie spuścił wzroku z ognia, ale przestał wydawać z siebie odgłosy. Widać było więc, że usłyszał zielonego. Wydawać się nawet mogło, że chciał coś powiedzieć, ale z jego gardzieli nie wydobyło się ani jedno słowo.
To tylko ogień. Jak to tylko ogień? Jak można było coś takiego zlekceważyć? Stark nie potrafił tego zrozumieć. Nawet gdyby byłby w stanie coś z siebie wydusić, nie wiedziałby pewnie jak na to odpowiedzieć.
Po chwili Wathara również zareagowała na jego zachowanie, początkowo podobnie jak Liściak. Jednak niedługo potem zaczęła się zbliżać w jego stronę. Przez dłuższy czas Stark nie zwracał na nią większej uwagi, przynajmniej dopóki ta nie stanęła tuż przed nim... na dwóch łapach?
Stark niepewnie przeniósł na nią wzrok, choć wciąż kątem oka zerkał na płomienie. Nie mógł tak po prostu stracić ich z pola widzenia. Po chwili jednak Wathara rozłożyła skrzydła, zasłaniając nimi ognisko.
W pierwszej chwili Stark instynktownie zrobił to samo. W końcu w jego rozumieniu rozłożenie skrzydeł miało na celu onieśmielenie przeciwnika, dlatego miał w głowie zakodowane to, by odpowiedzieć na takie zachowanie. Jednak na słowa smoczycy czerwony powoli opuścił skrzydła.
Jej głos był łagodny i uspokajający, czego Stark się nie spodziewał. Choć nie sprawiło to, że zapomniał o ogniu, wyraźnie wyrwał się z transu, poświęcając smoczycy więcej uwagi. W dalszym ciągu jednak nie rozumiał, jak mógł nie bać się ognia. Czy oni w ogóle rozumieli, jakie on stanowił zagrożenie?
Ale zaraz, przecież ten ogień wziął się z pyska Wathary. Dlaczego nie widział więc na nim oparzeń? Przecież to nie miało sensu. Widział na własne oczy, jakiego zniszczenia dokonały płomienie w wiosce, w której się wychował. Swąd dymu i spalonego mięsa. Dlaczego Watharze nic nie było? Czy ten ogień był inny? Ale wyglądał tak samo... Choć smoczyca nazwała to inaczej. Ognisko. Czy to był inny rodzaj ognia?
-Jak to zrobiłaś? - spytał po chwili ostrożnie, wolno formułując zdanie.
Powoli przysiadł na ziemi, wbijając wzrok w smoczycę. Fakt, dalej bał się płomieni i nie zamierzał podejść do nich ani kroku bliżej, ale w głosie Wathary było coś uspokajającego. Liczył więc na to, że przynajmniej wyjaśni mu ona, skąd wzięły się ten przerażający ogień.
Przy okazji zerknął również na Liściaka, który również się w niego wpatrywał. On też nie bał się płomieni. Może naprawdę nie było czego się obawiać? Stark nie wiedział, co myśleć. Z jednej strony instynkt działał swoje, ale skoro pozostali potrafili zachować spokój, może faktycznie nie było powodu, by tak reagować?
Offline
Dziwne i niepokojące zachowanie dużego smoka, Starka, kompletnie pochłonęło uwagę Liściaka. Nadal stał on w miejscu, strzygąc nie tylko uszami ale i swoimi kolcami, nie spuszczając żółtych oczu ze sceny dziejącej się przed nim. Skrzydła jednak przyciskał do boków, nie mając raczej w zamierzaniu odlatywać. Reakcja na nagłe pojawienie się ognia była dziwna, niby płomień nie był specjalnie częstym widokiem w lecie, lecz nadal mogły się w nim pojawić gady umiejące nim plunąć, nie wspominając o ludziach i ich płonących patykach.
Wathara pojawiająca się między olbrzymem a ogniskiem nie uspokoiło małego smoka, podobnie jak Stark nagle rozkładający skrzydła. To sprawiło, że Liściak również je lekko rozłożył, niemalże nieświadomie naśladując ostrzegawczy gest, ale jednak na tym poprzestał. Nie powinien być zaskoczony, ale nadal ciężko było małemu smokowi ukryć dalsze zdziwienie kiedy Stark jednak pozostał na miejscu, nie robiąc nic żółtej smoczycy stojącej przed nim. Ba, nawet pokiwał głową energicznie na jej słowa, w końcu lekko opuszczając długie kolce na szyi.
"No przecież to powiedziałem." Zaskrzeczał, odwracając jedno ucho do tyłu. "Nic tylko sterta badyli, które się palą."
Jakim cudem coś takiego mogło wywołać taką reakcję, Liściak nie miał pojęcia. Nie spędzał dużo czasu z innymi smokami, więc może to on był tutaj dziwakiem, ale nie pamiętał aby ktoś kiedyś podobnie zareagował w ten sposób.
Jednak pomimo bardzo powoli tracącej napięcia atmosfery, Liściak pozostał na swoich nogach, nie odrywając oczu od Starka. Trudno było mu się uspokoić po czymś takim, ale przynajmniej olbrzym przestał wydawać niepokojące odgłosy. Nie żeby to specjalnie uniosło Liściaka na duchu, ale przynajmniej coś. Przez to całe zamieszanie nie dostrzegł pojawienia się kolejnej osoby, tuż obok niego. Na słowa dobiegające z jego lewej strony, mały smok lekko przekrzywił głowę, trawiąc słowa.
"Co to są biwaki, bo nigdy o tym nie-" Słowa uwięzły mu w gardle kiedy odwrócił łeb i spojrzał na Watharę leżącą obok niego, kompletnie spokojną. Minęła krótka chwila podczas której Liściak gapił się na smoczycę, po czym zerknął spowrotem w kierunku Starka, z tą samą smoczycą nadal przed nim. Panika uderzyła go znowu i z wrzaskiem mały smok odskoczył do tyłu, jego kolce i uszy oraz tym razem również i skrzydła postawione do góry.
"Co to ma być?!" Wykrzyknął znowu, machając łbem między jedną Watharą i drugą.
Offline
Gdy Stark również rozłożył skrzydła, Wathara wzdrygnęła się trochę - nie była na to gotowa - jednakże smok zaraz je opuścił, i jakby uspokoił się trochę. To usatysfakcjonowało żółtą, w końcu o to właśnie jej chodziło, chyba udało jej się wyrwać go z tego dziwnego marazmu... To dobrze. Nawet bardzo dobrze.
Smoczyca poczekała chwilę, aż tamten do reszty opanuje targające nim emocje, i gdy czerwony usiadł, ta obniżyła skrzydła i mruknęła z zadowoleniem, jakby usiłując dać znać Starkowi, że wszystko już w porządku. Opadła na cztery łapy, nadal stojąc jednak przed ogniskiem, tak, żeby stanowić swoistą barierę między ogniem a gadem. Chciała, żeby tamten czuł się chociaż trochę bezpiecznie.
Opuściła lekko płetwy, pozwalając samej sobie zrelaksować się odrobinę, gdy gigant zadał jej pytanie. Och, czyli jaszczur chyba nie do końca rozumiał mechanikę ziania ogniem... Dziwne. Myślała, że wszystkie smoki potrafią to robić? Może Stark był na coś chory? Słyszała o zaburzeniach rozwoju części gardzieli odpowiedzialnej za miotanie płomieniami, jednakże nigdy się nad tym jakoś bardziej nie zastanawiała, a pytanie się jaszczurowi wprost byłoby jakieś takie niegrzeczne. Z drugiej strony, nawet jeśli smok nie potrafiłby miotać płomieniami, to chyba powinien widzieć swoją rodzinę albo chociażby znajomych dokonujących tej czynności, prawda?
Wathara poczuła się odrobinę zagubiona. Gdzie ona wylądowała...? Już pomijając fakt że nie widziała nigdy ras podobnych do jej dwóch nowych towarzyszy, ale ...
Cholera.
Gdzie ona była...
-No... Umiem ziać ogniem.-Zaczęła ostrożnie, zastanawiając się, jak właściwie inaczej opisać tę zdolność. Powinna wdawać się w technikalia? Czy gigant zrozumiałby procesy biochemiczne stojące za tą reakcją? Właściwie mechanizm ten był cały czas badany przez naukowców w jej domu, jednakże ogólny schemat działania był w gruncie rzeczy poznany.-Mam takie gruczoły w pysku, produkują związek chemiczny i zachodzi reakcja...- Mówiąc to cały czas obserwowała Starka, usiłując poznać po jego minie, czy w ogóle załapał, o co jej chodzi.
"Oho, robi się ciekawie." Usłyszała nagle z swojego grzbietu, jednocześnie czując jak Tim leniwie przesunął się po jej łuskach niczym kot.
I wtedy usłyszała głos. Swój głos.
Momentalnie zastygła, to nie było coś, czego się spodziewała. Odwróciła szybko łeb, prostując gwałtownie płetwy i łuski, odruchowo usiłując wydać się większa. Za ogniem, niedaleko Liściaka, dostrzegła samą siebie... Chociaż nie, powinna raczej powiedzieć, coś imitującego ją.
Nie, żeby szczególnie ją to zaskoczyło, wiedziała, że widma potrafiły wyczyniać różne cuda, ale mimo wszystko nie spodziewała się tego. Ostatnimi czasy starała się raczej nie wchodzić nikomu w drogę, to też istota naśladująca jej wygląd była co najmniej dziwnym zjawiskiem... No i fakt, że inni najwyraźniej też bez problemu widzieli zjawę - jak silna musiała ona być? Nie podobało jej się to.
Gadzina mogła przysiąc że dookoła jej sobowtóra roztaczała się delikatna aura podbarwiona jakby na niebiesko. Co to właściwie oznaczało? Że stworzenie używało w chwili obecnej jakiegoś czaru? Pierwszy raz spotkała się ze zjawiskiem aury wyglądającej w taki sposób.
Z jednej strony nie chciała podpaść jakiemuś bożkowi, z drugiej strony fakt, że czymkolwiek to było miało czelność się pod nią podszywać odrobinę ją zirytował.
"No takich atrakcji to dawno nie było, hmm?" Stwierdził jej towarzysz, szczerząc swoje drobne kiełki w dość nieprzyjemnym uśmiechu. Timmethrax przeciągnął się ospale, a potem wstał, po czym wspiął się na łeb Wathary, żółta czuła jego drobne szpony drapiące jej łuski. Widmo wyciągnęło łeb, chcąc jakby przyjrzeć się lepiej przybyszowi. Uniósł uszy, jednocześnie wpatrując się w dziwne zjawisko rzędami swych jaskrawych oczu. Wyciągnął język, jakby smakując powietrze. A potem przechylił lekko łeb. Ciekawe... Zastanawiało go to. Czymkolwiek było stworzenie, które przed nimi stało, nie emanowało taką energią, jak miały to w zwyczaju stworzenia z ich świata. Timmethrax właściwie już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że nie są już u siebie - po prostu postanowił, że nie podzieli się tą uwagą z Watharą, bo wiedział, że ta zapewne by go nie posłuchała, stwierdziłaby, że znów ją w coś wkręca. Jaszczur jednak miał pełną świadomość tego, że cokolwiek tu napotkają, może różnić się od tego, co występowało w ich świecie. A to było problemem.
Czymkolwiek to było w każdym razie, na pewno było silne. Czuł to.
"Uważaj."Mruknął do żółtej. Ta cicho prychnęła, trudno powiedzieć, czy to w odpowiedzi na słowa jaszczura, czy też w reakcji na tę komedyjkę, której świadkami zapewne zaraz się staną.
Smoczyca syknęła głośno, wyraźnie, rozkładając ponownie skrzydła - tym razem już faktycznie usiłując wydać się większą. Nie chciała od razu atakować, jednakże dobrze by było spróbować odstraszyć to... Coś. Jej sobowtór uśmiechał się. Było w tym coś niepokojącego, jakby... Nienaturalnego.
-Czym jesteś. Odejdź.- Wywarczała do sobowtóra, jednocześnie mentalnie przygotowując się do ewentualnej konfrontacji.
Offline
Powoli poruszył ogonem, wpatrując się w Watharę. Co jakiś czas jego wzrok przykuwały pojedyncze iskry i dym z ognia, którego smoczyca nie była w stanie zasłonić swoim ciałem. Jednak sam fakt, że nie widział bezpośrednio płomieni nieco go uspokoił. Powoli zaczął nawet przyzwyczajać się do ich dźwięku, choć w dalszym ciągu wzdrygał się na każdy głośniejszy trzask.
Zauważył na pysku Wathary zdziwienie, pewnie spowodowane pytaniem, które zadał. Stark nie rozumiał tego. Skąd takie zaskoczenie jego reakcją? Czy instynktowny strach przed ogniem nie był czymś normalnym? Czy skądkolwiek ona pochodziła, takie coś nie było normą?
Odpowiedź na jego pytanie wcale go nie usatysfakcjonowała. Wręcz przeciwnie, słowa smoczycy jeszcze bardziej zbiły go z tropu. Ziać ogniem? Co to w ogóle znaczy? Na kolejne słowa tylko przekrzywił skołowany głowę i wydał cichy pomruk. O czym ona mówi? Stark nie zrozumiał chyba ani jednego słowa, jakie wypowiedziała Wathara. W jego mniemaniu były to po prostu dziwaczne dźwięki, których za nic nie potrafił z czymkolwiek skojarzyć. Skąd ona się urwała? A może to on był aż tak w tyle ze wszystkim?
Nawet gdyby wiedział jak jej odpowiedzieć, nie miałby okazji, gdyż smoczyca po chwili zamarła i odwróciła się gwałtownie. Stark zaskoczony zerwał się z piasku i cofnął krok do tyłu, podążając wzrokiem w kierunku, gdzie patrzyła teraz Wathara. Dopiero wtedy zauważył... zaraz, co?
Zdumiony przysiadł ponownie na piasku, wbijając wzrok w... Watharę? Nie... Ale przecież...
Po drugiej stronie ogniska, które swoją drogą znów przerażająco rzucało mu się w oczy, siedziała Wathara. Ale nie ta Wathara. A może ta sama? Nie, przecież smoczyca była tuż przed nim. Nie mogła być w dwóch miejscach jednocześnie. A mimo to nie-Wathara wyglądała i brzmiała tak samo, jak Wathara. Liściak widocznie musiał mieć podobny kryzys mentalny, bo zerwał się z wrzaskiem do góry.
Stark nie miał pojęcia, co myśleć. Przecież to było niemożliwe. Dwie Wathary? Nie dość, że potrafi ona pluć ogniem, to są ich teraz dwie? O co w tym wszystkim chodziło? Gdyby nie reakcja "jego" Wathary, pewnie uznałby, że to jakaś kolejna niewyjaśniona sztuczka, ale smoczyca była chyba tak samo zdziwiona, jak on.
Gwałtowna reakcja gadziny sprawiła, że z jego gardzieli znów wydobył się nerwowy pomruk, który z każdą sekundą brzmiał coraz groźniej. Bojowa postawa Wathary również mu się udzieliła, gdyż po chwili powoli wstał, warcząc coraz głośniej i unosząc skrzydła, po czym wbił wzrok w przybysza. Kimkolwiek była "druga" Wathara, nie była jak widać mile widziana. Pomimo to, w głowie Starka wciąż toczyła się walka myśli, z każdą chwilą coraz bardziej chaotyczna.
Nie zbliżył się jednak ani krok w stronę drugiej Wathary. Wciąż utrzymywał dystans od ognia, który co chwilę przypominał o sobie głośnym trzaskiem. Prawdę mówiąc nie wiedział, czego w tym momencie obawiać się bardziej, obcego (obcej?) czy ognia.
A mógł zostać na bagnach.
Offline
[ Wygenerowano w 0.221 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 8.38 MB (Maksimum: 8.85 MB) ]