Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
Nie przysłuchiwał się specjalnie temu, co mówili między sobą Liściak i Wathara, zresztą pewnie i tak nie wiedziałby, o co im chodzi. No i miał teraz coś innego na uwadze. Jego towarzysze po chwili zorientowali się, że coś jest nie tak, i ich rozmowa ucichła. Przez pewien czas trwała cisza, dopóki nie odezwał się Liściak. Stark nie odpowiedział mu, właściwie nie do końca zarejestrował jego pytanie, choć domyślił się, o co chodziło. Był zbyt skupiony na wpatrywaniu się w miejsce, z którego dochodził zapach.
Dopiero pytanie Wathary na chwilę spojrzał na towarzyszy, zaraz jednak bez słowa ruszył przed siebie. Cokolwiek tam było, musiało chować się za większymi skałami, bo po zapachu mógł zorientować się, że przybysz znajdował się dość niedaleko. Tylko no właśnie, skoro to coś było poza polem widzenia, to czego mógł się właściwie spodziewać? Czy właściwie mądrze robił, podążając tropem przybysza? Pewnie nie, ale chciał upewnić się, że nie był to ten zmiennokształtny z Mglistej Laguny. A jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze może po prostu stąd odlecieć.
Dość żwawym krokiem zbliżał się do właściciela zapachu, który z każdym krokiem stawał się coraz bardziej wyraźny. Stark był już pewien, że przybysz znajdował się tuż za dużymi skałami przed nim. Udało mu się nawet usłyszeć chlupot wody obok i odgłos kroków. Czerwony zwolnił kroku, po czym oglądnął się za siebie, chcąc sprawdzić, czy Wathara i Liściak podążyli jego śladem. Czułby się na pewno raźniej.
Po chwili namysłu zbliżył się do skał, powoli je okrążając, po czym ukradkiem spojrzał na przybysza, który na szczęście był odwrócony do niego tyłem. Był to sporej wielkości smok, na oko podobnych rozmiarów do Starka, o czarnych łuskach i jasnej grzywie, a jego ogon uzbrojony był w kolec przypominający harpun. Stark przekrzywił głowę, przypatrując się uważniej twarzy przybysza, choć z tego miejsca niewiele widział. Wyglądało jednak na to, że gad jadł w tej chwili rybę, a więc istniała szansa na to, że go nie usłyszał. Ciężko było stwierdzić, czy była to ta sama istota, którą spotkali przy lagunie. Nie wyglądało na to, by gad pluł czarną mazią, do tego na oko wyglądał... normalnie?
Stark nie chciał jednak ryzykować, dlatego powoli się wycofał, chowając się znów za skałą, a następnie spojrzał w stronę towarzyszy. Najlepiej byłoby, gdyby i oni rzucili wzrokiem na obcego, w końcu mógł się mylić, tylko czy będą chcieli? Może lepiej było po prostu się stąd wynieść? Nie chciał siać jednak paniki, dlatego siedział cicho za skałą, czekając na reakcję pozostałych.
Offline
Wathara długo na odpowiedź na własne pytanie nie musiała czekać - właściwie już po chwili Stark zaczął iść w stronę zapachu.
To było... Dość niespodziewane. Sądziła, że gigant raczej będzie chciał uciekać, jednakże ten bez słowa zaczął iść w kierunku nieznajomego... Smoczyca zerknęła niepewnie na Liściaka, potem znów na czerwonego. Powoli ruszyła za nim, utrzymując jednak pewien dystans - uznała, że lepiej nie rozdzielać się w obecnej sytuacji, szczególnie że wczoraj właściwie dopiero co spotkali tę zmiennokształtną maszkarę.
Gdy Stark zatrzymał się i zaczął wyglądać zza skał, Wathara stanęła obok niego, i stanęła na tylnych łapach, wyciągając szyję. Starała się zrobić to tak, żeby nie było jej widać, mimo wszystko była dość drobna.
Ah, więc tak, to był inny smok.
Gadzina opadła ponownie na cztery nogi, i zerknęła na Starka pytająco. Czarny wydawał się nie być w żaden sposób "zmutowany", jednakże pewności mieć nie mogli dopóki nie podejdą bliżej i się mu nie przyjrzą... A to już wiązało się z pewnym ryzykiem, szczególnie że tamten był mniej więcej wielkości czerwonego. Poza tym nawet jeśli smok okazałby się być normalny, to nie wiedzieli do końca, jakie ma zamiary, mógł chcieć ich po prostu zaatakować... Smoczyca opuściła płetwy.
Offline
Jego uszy się podniosły na słowa Wathary. Pieczenie... Brzmiało dziwnie. Ale fakt, że to pieczenie umożliwiało zrobienie z dobrego jedzenia coś jeszcze lepszego bardzo się Liściakowi spodobał.
"Pieczenie... muszę kiedyś tego spróbować. Nie może być aż takie trudne, prawda?" Powiedział, patrząc na smoczycę z rozweseleniem w oczach. "Po prostu nie można temu się dać spalić, czyli zrobić kompletnie czarne."
Nie mogło to być bardziej skomplikowane, na pewno.
Nie było jednak wiele czasu na przedyskutowanie tego pieczenia. Zaniepokojenie Starka kompletnie odwróciło uwagę małego smoka od dyskusji oraz samej na wpół zjedzonej już ryby. Również napięty, Liściak odwrócił się w kierunku, gdzie Stark patrzył, węsząc. Liściak tylko nasłuchiwał, nie czując nic w powietrzu. Nigdy nie był w stanie wywęszyć czegoś, co nie miało serio silnej woni, więc w tej sprawie postanowił zaufać gigantowi. Dlatego zamiast węszania poruszał uszami, próbując dosłyszeć się czegokolwiek niepokojącego.
Ale nie słyszał niczego poza odgłosem fal rozbijających się o brzeg i skały. I poza mewami, które najwyraźniej już wyczuły truchło ryby leżącej na piasku. Ale morskie ptaki nie były w ogóle ważne w tym momencie.
"Lepiej, żeby to nie było to coś z wczoraj." Powiedział, pół tonu ciszej. Nie otrzymał oczywiście odpowiedzi, lecz Stark zaczął się skradać w tym samym kierunku. Wathara tak samo, więc po chwili zmagania się z samym sobą, Liściak prychnął cicho i potrząsnął głową. Zaczął również dreptać po piasku, starając się aby stawiać swoje łapy jak najciszej. Nawet zwinął swój ogon aby nie wywoływał więcej hałasu, kiedy cała trójka zmierzała ku pobliskim kamieniom wysokim na tyle, aby zasłonić nawet takiego olbrzyma jak Stark.
Ponieważ jednak szedł on trochę z tyłu, nie wspominając o swoim rozmiarze, Liściak nie zdołał dojść do kamieni kiedy Stark oraz Wathara zdołali najwyraźniej dostrzec to, co ich rozproszyło. Trochę przyspieszając, mały smok spojrzał w górę z uszami postawionymi na sztorc.
"I co, czy to tamto coś?" Zapytał cichutko, dalej idąc podczas gdy Stark się lekko cofnął. Liściak musiał to zobaczyć na własne oczy. Kiedy jednak lekko wystawił łeb zza kamieni, jego oczom ukazał się inny smok, pokryty czarnymi łuskami. Nie ruszał się jak połamany, nie harczał i nie pluł czarną substancją. Lecz mimo to kolce Liściaka się zjeżyły. To był nadal obcy, i do tego znacznie większy od niego. Mały smok cofnął się o krok, lecz jego długa szyja nadal pozwalała mu na spoglądanie zza kamienia.
Z powodu napiętej atmosfery, trudno mu się dziwić, że nagle podskoczył spokojnie na metr i wygiął grzbiet wraz z ogonem do góry kiedy pobliska gromada mew z wrzaskiem wzbiła się w powietrze.
Offline
Czarny smok wciąż jadł swoją zdobycz, którą dopiero co jakiś dobry czas temu upolował za pomocą swojej końcówki na ogonie, która wyglądem mogła przypominać kształt ostrza od miecza lub głowni od topora. Reventus wciąż był po części z siebie dumny, że w końcu udało mu się upolować rybę w inny sposób niż to robił zazwyczaj. Spożywając swój posiłek czarny leżał na piasku, aby chwilę jeszcze odpocząć po "śniadaniu", ale także by mieć łatwiej z spożyciem ryby.
Dawno nie jadłem już ryby... Zapomniałem już po części jak to się ją spożywa. - pomyślał - Przez sporą część czasu byłem na diecie, która była pełna owoców, a to wszystko z powodu wojny. Miło jest wrócić do czegoś, co dawno się nie spożywało już...
Można by rzec, iż Reventus w pewnym sensie rozkoszował się smakiem ryby, którą upolował.
Niestety chwila wypełniona przyjemnymi uczuciami powiązana z posmakiem ryby w pysku czarnego nie potrwała zbyt długo - Rev miał dziwne wrażenie, jakby ktoś go obserwował z pewnej odległości, a oprócz tego jego instynkt podpowiadał mu, że smoki, które wcześniej wyczuł są bliżej niż wcześniej. To wszystko wywołało u niego nastawienie uszu na nasłuchiwanie ale i także na spojrzenie w miejsce, z którego czuł, że ktoś go podgląda - jednakże nic tam nie było, tylko skały, które mogły coś lub kogoś zasłaniać.
Nie podoba mi się to. Mam wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował. No i jeszcze do tego mój instynkt trochę wariuje już...
Po tych przemyśleniach usłyszał także wrzask gromady mew, która wzbiła się w powietrze, jakby coś je przepłoszyło. Nie miał w sumie pojęcia co do tego doprowadziło, ale odnosił wrażenie, że to może któraś z istot niedaleko od niego.
Dobrze, że chociaż już tą rybę zjadłem. Gdybym nie był do końca nasycony, to nie mógłbym się nawet za bardzo bronić. A pokazanie słabości u weterana jak ja by przyniosło może i nawet hańbę.
Reventus się w końcu podniósł i zaczął spoglądać dalej w kierunku skał nastawiając wciąż przy tym swoje uszy. Nie chciał przeoczyć żadnego dźwięku, który mógłby dochodzić z tamtej strony. Pytanie tylko, czy jego przeczucia były słuszne? Tego się dowie być może niebawem. Wolał też zachować ostrożność, a także i gotowość do samoobrony, jeżeli doszło by do jakiejś walki.
Offline
Na całe szczęście Wathara i Liściak w końcu go dogonili. Stark cierpliwie poczekał na to, aż oboje wyglądną zza skały, nie odpowiadając zielonemu na pytanie. Nie dlatego, że je zignorował, ale po prostu nie znał odpowiedzi. Zresztą tak czy inaczej jaszczur zaraz go wyprzedził i sam zerknął na obcego. Stark zerknął na niego pytająco, obserwując jego reakcję. Wiele po niej nie mógł powiedzieć, dlatego sam zaraz podszedł bliżej, stanął nad Liściakiem i znów zerknął zza skały.
W tym samym momencie jednak tuż obok rozległ się wrzask, a Liść wyskoczył nagle do góry, uderzając końcem ogona w pysk Starka. Czerwony cofnął się zaskoczony, niemal potykając się na piasku, po czym wbił w zielonego niezadowolony wzrok. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz usłyszał zza skały odgłosy. O nie, obcy musiał ich usłyszeć. A Liściak był właśnie idealnie w polu widzenia. O ile czarny smok jeszcze go nie zauważył, to była to tylko kwestia czasu. Stark zaraz wyciągnął łapę do przodu i przyciągnął Liściaka do siebie, chowając go za skałą. Nie wątpił, że zielonemu się to nie spodobało, ale miał nadzieję, że nie narobi on skrzeków.
Czerwony cofnął się jeszcze parę kroków, po czym spojrzał pytająco na Watharę. Ona była tu chyba najbardziej ogarnięta, może będzie wiedziała, co zrobić? Nie wyglądało na to, że ten smok był tym samym stworzeniem, które spotkali wcześniej, więc może uda jej się rozwiązać pokojowo sytuację? W razie czego zawsze może stanąć w jej obronie, prawda?
-Słyszał nas. - rzucił cichym pomrukiem do smoczycy, po czym zerknął w stronę skały. -Co... teraz? - dodał, wbijając wyczekujący wzrok w Watharę.
Offline
Wathara wzdrygnęła się, gdy stado mew nagle wzbiło się w powietrze. Nie spodziewała się tak głośnych dźwięków w obecnej sytuacji...Rozwój zdarzeń nie przebiegał po jej myśli.
Dosłownie chwilę później Stark zadał jej pytanie, bardzo ważne zresztą, od którego mogły zależeć ich dalsze losy - Wathara nie była pewna, czemu została trochę jakby liderką, ale spowodowało to, że momentalnie w jej oczach całe zajście stało się jeszcze bardziej poważne.
Szybko przeanalizowała sytuację w myślach - mogli uciekać, ale w praktyce smok zapewne byłby w stanie ich dogonić, a nie wiadomo było, jak był silny. Nawet, jeśli by chcieli walczyć, to w praktyce wyszłoby to zapewne żałośnie, patrząc na wielkość czarnego tylko Stark miał jakiekolwiek szanse, Wathara i Liściak zostaliby pewnie zmiażdżeni.
W takim razie pozostawała właściwie jedna opcja...
Wathara wzięła głęboki wdech, po czym wyszła zza skał, ukazując się obcemu w pełnej okazałości.
-Dzień dobry.- Powiedziała, jednocześnie starając się wyglądać jak najmniej groźnie, opuszczając płetwy i łuski.
Offline
Mewy zrywające się do lotu na tyle porządnie wystraszyły małego smoka, że na krótką chwilę zapomniał on kompletnie o nieznajomym. Zamiast tego, skupił się na odlatujących pierzastych pokrakach i syknął na nie cicho z dezaprobatą. No i co tak straszycie?
"Latające zasrańce." Mruknął, lekko trzęsąc głową jakdyby nigdy nic się nie stało. Tyle że tak naprawdę się stało, i Stark odzywający się po raz pierwszy od jakiegoś czasu przypomniał Liściakowi obecną sytuację. Przestał się puszyć i zamiast tego lekko położył po sobie uszy, zniżając się trochę. Biorąc pod uwagę podejście innych w okół, najwyraźniej nikt nie chciał za bardzo ryzykować atakiem. Przewaga zaskoczenia poszła się walić, ale za to mieli przewagę liczebności.
Nie wspominając o rozmiarze Starka.
"Dobra, nas jest trzech, a tamten jest jeden. Jeśli to jest to coś ze wczoraj to od razu zobaczymy, ale jeśli to tylko jakiś zwykły typek, to nasza trójka spokojnie go może- Co ty robisz?!" Jego cichy wywód przerwała Wathara nagle wychodząca zza kamienia. Sycząc za nią, Liściak z przerażeniem zobaczył że nie tylko nie czmycha gdzieś aby się znowu schować, tylko nagle zaczyna gadać.
Powstrzymując się przed złapaniem się za głowę, mały smok po chwili myślenia wyskoczył dwoma susami zza kamienia. Uniósł ogon i szeroko roztawił łapy, starając się wyglądać na większego.
"Coś za jeden! Czego tu szukasz?" Zawołał, jego głos trochę bardziej piskliwy niż zazwyczaj. Obecność niby to sojuszników trochę dodało u odwagi, ale wyraźny widok na czarnego smoka tylko bardziej mu uzmysłowił jak duży jest obcy. Nadal jednak stał tam obok Wathary, łypiąc na czarnego smoka podejżliwie.
Offline
Nie musiał zbyt długiej chwili czekać, aby zidentyfikować jakie smoki ukrywały się przed Reventusem za skałami - usłyszał w końcu słowa jednego z nich, które brzmiały... zaskakująco dla niego. Nie spodziewał się, że wśród nich może być ktoś, kto nie wiedział co robić w danych sytuacjach, a przynajmniej takie odniósł wrażenie.
Dziwne... Myślałem, że te istoty są jakoś bardziej zorganizowane... - pomyślał, mając doświadczenie z bitwy był przyzwyczajony do tego, że większość smoków czy też i ludzi jakich spotkał jest bardziej zorganizowana i przygotowana na sytuacje tego typu. Jednakże to, co się działo tutaj nie przypominało w żaden sposób tego, co przeżył.
W tym wszystkim usłyszał także słowa drugiego, który wydawał już się bardziej taktycznie myśleć i wyglądało po jego głosie i reakcji jego, że miał trochę... więcej doświadczenia? A może to był tylko tupet? Ciężko mu stwierdzić.
Chwilę później czarny ujrzał w końcu jedno ze stworzeń, które należały do tej grupki - była to smoczyca o żółtej barwie łusek, która miała na swoim ciele sporą ilość płetw. Wyszła ona jako pierwsza i starała się wyglądać jak najmniej groźnie. Reventus domyślał się, że prawdopodobnie jest to smok wodny, jednakże nie miał całkowitej pewności, ponieważ wygląd to jedno, a umiejętności to drugie.
Słowa nieznajomej mu smoczycy zbiła trochę z tropu czarnego. Jej reakcja była dla niego czymś, co było częściowo niespodziewane. Rev się odsunął trochę w tył, aby zachować bezpieczny dystans. Nie wiedział, czy ona nie przypadkiem udaje i zaraz nie zaatakuje.
Wolę zachować czujność. Bywały już takie sytuacje, kiedy widywałem już istoty próbujące pokazać siebie jako spokojne i niewinne, żeby później "wbić nóż w plecy".
Zaraz po jego przemyśleniach zjawił się drugi smok z gromady - zielono-łuski gad, który swoją kolorystyką przypominał liść z drzewa. Co zabawne, odniósł wrażenie, iż go już gdzieś wcześniej widział, jednakże mógł się mylić, albo to po prostu jego pamięć płata mu figle. Jego zachowanie i słowa, które wypowiedział wywołały u czarnego lekki gniew, w tym wszystkim nawet i lekko warknął. A co zabawniejsze, pomimo iż ten zielony smok starał się udawać rozmiarowo kogoś, kim nie jest, to w rzeczywistości nie pomogło, a w dodatku czarny był zdecydowanie większy od niego, tak samo jak i od żółtej smoczycy. Domyślał się raczej też, że w końcu musiało paść to pytanie, aczkolwiek forma w jakiej ono było nie spodobała się za bardzo czarnemu.
- Czego tu szukam? - odparł po chwili starając się kontrolować swój gniew, który u niego wywołał zielony maluch - Chciałem sobie znaleźć miejsce, w którym bym mógł jakoś odsapnąć po tym, co przeżyłem tutaj. - po tych słowach w końcu się uspokoił. Nie chciał za bardzo kombinować z ukrywaniem prawdy przed nieznajomymi, których dopiero co przed chwilą spotkał, a poza tym taka informacja raczej nie pomoże im w żaden sposób, nawet jeśli byliby to wrogowie.
Spoglądał wciąż na tą dwójkę, aby móc kiedy zaatakują uniknąć w porę. Wciąż jednak pamiętał, że oprócz tej dwójki tutaj, wciąż za skałami chował jeszcze jeden z tej grupki.
Ostatnio edytowany przez Reventus (2022-08-05 15:22:34)
Offline
Przekrzywił głowę, w oczekiwaniu na odpowiedź smoczycy. Widać było, że się nad czymś zastanawiała, być może nad taktyką? Zaraz jednak odezwał się Liściak. Stark spojrzał na niego z zainteresowaniem. Zielony miał rację, ich trójka z pewnością miałaby przewagę, problem w tym, że chyba żaden z nich nie chciał walczyć. A przynajmniej Stark. Nawet nie chodziło o to, że się bał. Z tego, co widział, przybysz może i był dość wysoki, ale wyglądał też na dość lekko zbudowanego. Jeśli by do tego doszło, Stark raczej by sobie z nim poradził. No właśnie, "raczej". W tym dokładnie tkwił problem, Stark nie chciał niepotrzebnego ryzyka, dlatego w większości tego typu sytuacji zazwyczaj po prostu uciekał. Może i był w pewnym sensie tchórzem, ale instynkt zawsze nakazywał mu dbać o swoje bezpieczeństwo, a niepotrzebne walki szły temu na przeciw. Z tego też powodu walczył niemal wyłącznie w akcie samoobrony.
Z myśli wyrwał go syk Liściaka. Stark spojrzał na niego pytająco, a dopiero po chwili zorientował się, o co mu chodziło. Co ta Wathara wyprawiała? Czerwony niepewnie zerkał to na nią, to na Liściaka, który zaraz pobiegł za smoczycą. Słowa Wath jeszcze bardziej zbiły go z tropu. O co jej chodziło z tym "dzień dobry"? Czy to naprawdę była taktyka, nad którą tak rozmyślała? I czemu ten zielony głupek za nią pobiegł?
Stark stał przez chwilę jak skamieniały, nie wiedząc co robić. Dopiero po chwili się opanował, gdy zza skał dobiegł skrzekliwy głos Liściaka. No tak, ten oczywiście był najbardziej chętny do walki. Gdy tylko jednak usłyszał warknęcie przbysza, Stark zerwał się i dogonił dwójkę, po czym stanął nad Liściakiem, zasłaniając go jedną z łap. Uniósł szyję do góry i rozłożył skrzydła, po czym odpowiedział warknięciem. Niech obcy wie, że nie powinien z nimi zadzierać.
Wysłuchał jego słów, choć w dalszym ciągu groźnie na niego łypał. Nie wiedział, o co chodziło czarnemu, co takiego mógłby "tu przeżyć", dlatego się nie odzywał. Postanowił poczekać na rozwój sytuacji, i w razie gdyby został do tego zmuszony, stanąć w obronie swojej i towarzyszy. A jeśli trzeba będzie, to uciec.
Offline
Wathara, widząc reakcję czarnego na jej powitanie, przechyliła lekko łeb. Cofnął się do tyłu, jak gdyby się jej obawiał? Cóż, to mogło zwiastować jakąś dozę wrogości... Smoczyca chciała już zacząć mówić, ale zaraz napięcie wzrosło, ponieważ Liściak postanowił wyskrzeczeć coś prowokującego, na co czarny zareagował warknięciem. Mniej więcej w tym samym momencie pojawił się Stark... No tak, jak ma być "zabawa", to na całego.
Wathara westchnęła cicho.
-Proszę wybaczyć zachowanie kolegów, sami jesteśmy podobnie zagubieni w sytuacji, co Pan... Nie szukamy walki.-Smoczyca zaczęła, przestępując z łapy na łapę.-Cały ten teatrzyk z zakradaniem się i w ogóle wyniknął z tego, że widzieliśmy tu niedaleko... Uh, jakieś dziwne... Chore stworzenie, i prawdę mówiąc spodziewaliśmy się ujrzeć właśnie je zamiast Pana.- Wathara starała się załagodzić sytuację, mimo wszystko walka ze sporej wielkości smokiem nie była rzeczą, którą smoczyca chciałaby robić...
-Ogólnie nie szukamy problemów.- Żółta poruszyła lekko ogonem, jakby trochę niespokojnie.
Offline
Pomimo faktu jak bardzo różnili się rozmiarem oraz idącą wraz z tym przewagą w potencjalnej potyczce, Liściak nadal łypał na obcego wrogo. Nawet jeśli nie zachowywał się on tak jak to coś z dnia wcześniej, nawet jedno spotkanie wyraźnie wyprowadziło małego smoka z równowagi na tyle, aby ten był jeszcze bardziej nieufny.
Jednak kiedy ten drugi warknął spowrotem, Liściak lekko położył po sobie uszy. Ta cała brawura wywołana chwilą zachwiała się, a świadomość o jak znikome jego szanse były spowrotem uderzyły małego smoka. Całe szczęscie Stark również postanowił wyciągnąć swój wielki zad zza kamienia, stając nad Liściakiem. To bardzo podniosło go na duchu, ale mimo wszystko Liściak zrobił krok do tyłu, nadal robiąc z siebie większego.
"Ta jasne, pewnie po przemienieniu się w coś innego." Szczeknął, starając się nadal brzmieć pewnie.
Wtedy jednak Wathara znowu się odezwała, najwyraźniej próbując uspokoić całe towarzystwo. I dobrze, nawet jeśli mieli przewagę liczebną to i tak zawsze jest lepiej uniknąć walki. Nie żeby to specjalnie ukoiło Liściaka, który nadal podejrzliwie patrzył na czarnego smoka. Ale rozmowę zostawił Watharze.
Offline
Czarny w końcu się doczekał pojawienia się ostatniego smoka z tej gromady, która tutaj już była wcześniej przed jego przybyciem. Wyglądało to tak, jakby stanął on w obronie małego kurdupla... kurdupla, który swoim zachowaniem po części zdenerwował Reventusa. No właśnie... smok wciąż czuł lekki gniew do tego zielonego gada, aczkolwiek starał się opanować swoje emocje, ponieważ w przeciwnym razie już by od razu go zaatakował, a tym samym by sobie narobił kolejnych kłopotów.
Dodatkowo ten, który stanął w obronie najmniejszego z tej grupki odpowiedział także warknięciem oraz przyjął pozycję defensywną. Możliwe, że się znali już w miarę dobrze. A co ciekawsze, jest on tylko odrobinę mniejszy od czarnego oraz ma masywniejszą budowę ciała od niego.
W końcu się zjawił ten brakujący... - powiedział w myślach - Widać, że będzie chronić tego knypka, jeżeli go zaatakuję, jednakże nie mam jakoś i tak parcia by to zrobić... no chyba, że mnie jeszcze bardziej wkurzy, ale z drugiej strony bym sobie tylko narobił kolejnych blizn.
W tym samym czasie kiedyś rozmyślał usłyszał słowa żółtej smoczycy, która to jako pierwsza wyszła zza skał. To co powiedziała było dla Reventusa lekkim zaskoczeniem. Najwidoczniej tylko ona tutaj potrafiła zachować powagę sytuacji w całym tym zamieszaniu, które się tu zaczęło odbywać. Czarny wysłuchując tego spoglądał na żółtą z przekrzywionym łbem, był w pewnym sensie zdziwiony, a poza tym sposób jej wypowiedzi był dość... nietypowy?
- Nie rozumiem... - odparł - Jakie znowu chore...
W momencie kiedy chciał skończyć swoje pytanie zielony mały smok przerwał mu swoim tekstem dotyczącym przemiany. Rev spojrzał na niego z lekkim zdenerwowaniem w oczach. Widać było, że ten mikrus dalej próbował udawać kogoś kim nie jest, co nie za bardzo pomagało w tym wszystkim. Rev spojrzał na smoka kurdupla.
- Maluchu, czasem lepiej uważaj co i jak mówisz, bo w przeciwnym razie mogą Ciebie spotkać pewne konsekwencje tego... - czarny starał się to powiedzieć najspokojniej jak mógł ukrywając tym samym złość, jaką ponownie w nim wybudził ten kurdupel. Po tych słowach spojrzał na tą całą gromadkę, a zaraz po tym na żółtą smoczycę.
- Ciężko powiedzieć, że "nie szukacie problemów". Patrząc tutaj po waszym zielonym kompanie i jego wybuchowym charakterze mam wrażenie, że wygląda to z deko inaczej. - po tych słowach westchnął, aby się bardziej uspokoić, a następnie zrobił parę kroków w tył, aby zachować bezpieczny dystans na wypadek, gdyby jednak doszło do jakiegoś sporu - Jednakże wracając - jakie znowu chore stworzenie? Wiem tylko tyle, że potrafi się przemieniać w coś innego jak już ten mały wspomniał.
Co tu się u licha dzieje? Co to jest za jakaś szopka? Ta grupka smoków naprawdę jest źle zorganizowana czy mi się wydaje? - dodał to już sobie w myślach. Wolał tego nie mówić na głos, bo mogło by to jeszcze bardziej tylko rozjuszyć tą dwójkę - Wybuchowy z charakteru zielony smok, silna czerwona niemowa i żółta smoczyca, która stara się opanować tą całą sytuację... Ta grupka na serio mnie dziwi... nie spotkałem jeszcze do tej pory w swoim życiu tu na wyspie takich istot...
W całym tym zamieszaniu jednakże Rev zaczął się starać opanować i zacząć myśleć, zamiast kierować się emocjami. On, jak i ta smoczyca, która tu najwięcej się odzywała z tej grupy nie chcieli jednak, żeby stoczyła się tutaj jakaś bójka. A na tą chwilę sporo rzeczy wskazywało na to, że małymi krokami zbliżają się do tego.
Ostatnio edytowany przez Reventus (2022-08-12 16:46:33)
Offline
Zerknął na Watharę, słuchając, jak ta stara się chyba uspokoić sytuację. Czemu ona zawsze była taka... miła? Co z tego miała? I dlaczego za każdym razem to działało? Bo i tym razem poskutkowało, czarny smok przestał warczeć i zaczął jej normalnie odpowiadać. Stark naprawdę tego nie rozumiał, a po wszystkim, czego doświadczył poprzedniego dnia, zaczął zastanawiać się, czy to nie jest jakaś kolejna zdolność. No bo skoro potrafi pluć ogniem, to może potrafi hipnotyzować słowami? Stark też potrafił coś podobnego, chociaż na znacznie mniejszą skalę i bez użycia słów. Może to dlatego wtedy na bagnach jej nie zaatakował?
Zdecydowanie się zapędził myślami, z czego wyrwała go rozmowa między Watharą a obcym. Cokolwiek smoczyca robiła, było to chyba najlepsze rozwiązanie, dlatego Stark nie zamierzał tego psuć. Opuścił powoli skrzydła, przyjmując postawę neutralną, po czym wbił wzrok w czarnego. Zaraz jednak znów usłyszał skrzek Liściaka, który chyba nie potrafił zamknąć ani na chwilę dzioba. Stark mruknął, po czym uniósł łapę do góry i... przycisnął zielonego do piasku. Może to go chociaż na chwilę uciszy.
Na całe szczęście przybysz odpowiedział w miarę spokojnie, jednak Stark nie chciał ryzykować. W oczach czarnego gada widział złość, więc istniała szansa, że pokojowa atmosfera może nie potrwać zbyt długo. Niech Wathara zajmie się sytuacją, tak było najlepiej. On wolał się nie odzywać, zresztą i tak nie miał niczego do powiedzenia. Tak jak zawsze zresztą.
Offline
Watharze na chwilę ulżyło, gdy czarnołuski zaczął z nią rozmawiać, jednakże spokój nie trwał długo - gdy tylko smoczyca chciała kontynuować wypowiedź co do chorego zwierzęcia, i jakoś pociągnąć dalej wątek, Liściak postanowił oczywiście się wtrącić. I znów zrobił to w dość nieprzyjemnym tonie. Wathara miała już coś mówić, ale na szczęście Stark ją uprzedził, i gadzina zaraz usłyszała "plask" o piasek, gdy czerwony przygniótł jaszczura łapą.
-Tylko go nie zmiażdż.-Mruknęła, patrząc na tę dwójkę, po czym odwróciła pysk do Reventusa. -Proszę wybaczyć zachowanie kolegi, jest trochę... Nadpobudliwy, No i zdezorientowany, jak my wszyscy.-Wathara westchnęła cicho.-Wracając... Reakcja zarówno nasza, jak i kolegi wynika z faktu, że wczoraj wieczorem natknęliśmy się tu niedaleko na coś dziwnego -- tak jak kolega już wspomniał... Prawdopodobnie czymkolwiek to było, musiało być zmiennokształtne, bo wyglądało jak ja, tylko że bez jakichkolwiek blizn... No i pluło czymś czarnym z pyska.-Wathara opuściłal płetwy, jednocześnie krzywiąc się trochę na tyle, na ile pozwalała jej na to anatomia jej pyska.-Nie wyglądało to zbyt ciekawie, to... Stworzenie wyglądało trochę tak, jak by miało połamane wszystkie kości... Zostawiło nas w końcu w spokoju, no ale sam Pan rozumie.-Tu spojrzała wymownie na Reventusa.-Trudno powiedzieć, czy jeśli nie podszyło się pode mnie, to czy nie podszyje się też pod inne smoki, w tym Pana. Stąd nasza... Uh... Nazwijmy to, ostrożność, no i stąd też zachowanie kolegi...-Tu Wathara zerknęła na Liściaka.
Offline
Rev kątem oka zauważył, że dyskusja z żółtą smoczycą uspokoiła czerwonego smoka, który był tylko odrobinę mniejszy od czarnego - zaczął przyjmować postawę inną od defensywnej, co go zaskoczyło, ale i także uspokoiło.
Najwidoczniej stwierdził, że atmosfera się uspokoiła i już nie za bardzo konieczności na tą chwilę bronienia siebie i tego małego kurdupla... - pomyślał - Ja wolę jednak dalej starać się zachować dystans od tej trójki i być gotowym na wszystko. Nie wiadomo na jak długo taki stan się utrzyma - mogą znienacka w każdej chwili zaatakować...
W tym wszystkim zapomniał częściowo o tym małym zielonym smoku, który to był najbardziej agresywny z tej całej gromadki. Gdy tylko o nim pomyślał usłyszał, jak coś zostaje wepchane w piasek. Gdy tylko spojrzał w kierunku źródła zauważył, że czerwony smok przycisnął zielonego do piachu, aby się zamknął.
Widzę, że nie tylko mnie zirytował swoim zachowaniem... - powiedział do siebie, na ten widok aż mu się pojawił lekki uśmiech na twarzy - I dobrze. Niech przemyśli to, co gadał i jak się zachował ten kurdupel.
W tym samym czasie spoglądając jeszcze na tą dwójkę usłyszał także słowa żółtej smoczycy, przez co po chwili spojrzał w jej stronę, aby wysłuchać w końcu odpowiedź na swoje pytanie. Pytanie, które go nurtowało od czasu, kiedy to ona zaczęła o tym mówić, ale ten zielony mały smok jej przerwał.
Cała ta historia, którą opowiedziała była dla czarnego czymś, co było niecodzienne - istota, która pluła czymś czarnym z pyska i w dodatku jest zmiennokształtna, a do tego jeszcze potrafi się podszywać pod innych? Nie brzmiało to dobrze. Nawet Reva przeszły częściowo ciarki po plecach.
- To wiele tłumaczy... - zaczął po dłuższej chwili ciszy, która nastąpiła w rozmowie między nim a smoczycą - Ta istota, którą spotkaliście wyglądała jak coś na wzór upiora lub koszmaru mam wrażenie. Przypuszczam jednak, że jest jakaś możliwość odróżnienia jej od innych, kiedy to będzie wyglądać jak jedno z poznanych już wcześniej.
Gdy przypomniał sobie słowa "zachowanie kolegi" zmarszczył lekko "brwi". Dalej nie miał pewności czy faktycznie to wybuchowe zachowanie tego zielonego, który był w tej chwili przyciśnięty do piasku było właśnie spowodowane tymi wydarzeniami, które sami przeżyli ostatniego wieczoru. Odnosił wrażenie, że raczej miał już taki charakter we krwi. Na krótką chwilę spojrzał w kierunku czerwonego i zielonego smoka pod nim, aby zaraz ponownie zwrócić swój wzrok w kierunku żółtej.
- Czyli mam rozumieć, że uciekliście z miejsca, gdzie spotkaliście to... coś? Nie dziwię się, spora część by zrobiła podobnie na waszym miejscu przypuszczam. - powiedział to spokojnym głosem, nie chciał w żaden sposób rozjuszyć tej grupki, a poza tym, nie miał do końca pewności, jak dokładnie to wszystko wyglądało. Wiedział tylko tyle, co ta dziwna istota potrafi i kiedy ją spotkali - Zachowanie ostrożności po tym spotkaniu jest też jak najbardziej sensowne. Ale jak już mówiłem wcześniej, gdybyście wiedzieli, jak dokładnie się zachowuje ta istota, to byście od razu się zorientowali, że ja nią nie jestem...
Po tych słowach westchnął. Czuł się trochę jak jakiś opiekun lub niania mówiąc tą, o ile to można nazwać, poradę, które w sumie była rzeczą oczywistą, a przynajmniej dla niego. Wciąż jednak zachowywał czujność na wypadek, gdyby doszło do jakiejś walki, czego praktycznie nie chciał.
Offline
Dyskusja nad naturą Reventusa trwała w najlepsze, jednak nikt chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że otaczająca ich natura nie zamierzała czekać, aż dojdą do porozumienia. Zbierające się od pewnego czasu ciemne chmury płynęły znad horyzontu z coraz większą prędkością, a lekki powiew nad wybrzeżem przerodził się w porywisty wiatr, zamiatający piaskiem prosto w smocze oczy i nozdrza. Nieco większa fala rozbiła się o skalisty brzeg, będąc zapowiedzią gwałtownej burzy, jaka formowała się tuż nad ich głowami. Wraz z kroplami rozbryźniętych fal zaczął padać deszcz, początkowo dużymi, rzadkimi kroplami, by potem zrobić się gęstszym.
Może byłoby to do zniesienia po znalezieniu osłony wśród skał, lecz taka mogła nie wystarczyć. Wiatr wzmagał się z każdą chwilą i burzył morze, stwarzając jawne zagrożenie zalaniem wybrzeża.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Na komentarz Wathary, Stark ściągnął łapę z Liściaka. Miał nadzieję, że nie będzie musiał tego powtórzyć. Nie można było ukryć juednak, że im dłużej trwała rozmowa między Watharą a tym drugim, tym bardziej Stark tracił zainteresowanie sytuacją. Oczywiście dalej zerkał nieufnie na czarnego smoka, w końcu kto wie, czy mu coś nagle nie odbije, ale chcąc podążać za rozmową, powoli zaczął się po prostu gubić. Wymiana zdań na temat tamtego czegoś z laguny była zbyt złożona jak na jego gadzi móżdżek.
Przyglądał się przybyszowi, gdy ten ciągnął swój wywód. W sumie nie wydawał się jakoś wiele większy od niego, tak z bliska to wyglądał na dość drobnego. Może i mógł sięgnąć wyżej od Starka, ale to by było na tyle. Gdyby miało dojść do walki, Stark bez problemu powaliłby go na ziemię. Nie żeby Stark się do tego szykował, tak jak pozostali nie chciał bójki, ale jednak zawsze dobrze było ocenić przeciwnika. Tak w razie czego. A tak w ogóle, co to za błyskotka na szyi czarnego? Stark nigdy nie widział czegoś takiego, ale podobało mu się to, jak wisiorek migotał na słońcu.
No właśnie, słońcu. Przecież przed chwilą świeciło słońce. Stark oderwał wzrok od błyskotki i spojrzał w górę. Chmury, pełno ciemnych chmur, do tego nagle zrobiło się dość wietrznie. Gad wciągnął powietrze nosem, wpatrując się w niebo, gdy nagle usłyszał huk fali uderzającej w skały, na co się wzdrygnął. Wiatr szumiał coraz głośniej, a do tego zaraz się rozpadało. Stark potrząsnął szyją, strzepując krople deszczu, choć na nic się to nie zdało. Coraz mniej mu się to podobało. Nie miał nic przeciwko byciu mokrym, ale grube krople deszczu i silny wiatr były bardzo nieprzyjemne. Spojrzał na Watharę, po czym mruknął wyczekująco, a następnie zerknął na czarnego gada. Zdecydowanie chciał się stąd zabrać, ale co z tamtym? Po prostu go tak zostawią? A co jeśli poleci za nimi?
Burzowa atmosfera stawała się coraz bardziej niespokojna, co z każdą sekundą jeszcze bardziej udzielało się Starkowi. Nie pomagał fakt, że byli na otwartej przestrzeni. Gad czuł się nieswojo i chciał poszukać schronienia jak najszybciej, ale nie chciał zostawiać swoich nowych towarzyszy. Bo co jeśli nie uda mu się ich potem odnaleźć? Nie chciał znów zostać sam.
Offline
Ton w jakim ten czarny dziwiak się do niego zwracał jeszcze bardziej irytował Liściaka. Prawie mogłoby się zdawać, że tak jak futro jego łuski również się zjeżyły. Ale zamiast tego tylko kolce na jego szyi postawił się do góry, a długi ogon małego smoka świstał na boki. Prawie jak bicz.
"Maluchu?! Za kogo ty się uważasz, ty przerośnięta, zadufana-" Nie zdołał dokończyć, ponieważ nagle pojawił się cień, a wraz z nim duży ciężar na całym ciałku małego smoka. Ze skrzekiem Liściak został przyszpilony do piasku, którego trochę dostało mu się do pyska. Znowu! Co to ma być?!
"Co ty robisz?! Chcesz mnie zabić?!" Zaskrzeczał znowu, kiedy zrozumiał co się dzieje. Niestety, albo raczej stety dla wszystkich obecnych, wielka łapa Starka dosyć dobrze zagłuszała Liściaka, który wił się pod nią jak jakiś wąż, jego ogon walił wściekle o piasek. Był tak przyszpilony przez nie wiadomo jak długo, lecz kiedy tylko poczuł jak ciężar znika, Liściak skoczył wręcz komicznie na cztery łapy. Od razu zaczął wypluwać piasek, ponieważ kiedy miał na sobie cudzą wielką łapę nie był raczej w stanie tego zrobić.
"Prawie mnie zmiażdżyłeś!" spojrzał się na Starka z wyrzutem, znowu unosząc wysoko ogon. Nie miał jednak czasu gniewać się na wszystkich zebranych (nawet Watharę za to, że nic nie zrobiła). Mocne podmuchy wiatru wraz z nagle lecącym z nieba pojedyńczymi kroplami deszczu odwróciło uwagę Liściaka, w końcu studząc jego gniew. Czy powinni w ogóle tutaj być, znaczy nad morzem, w trakcie burzy? Liściak nigdy takiej morskiej nie widział, więc nagła zmiana pogody go lekko zaniepokoiła.
Offline
Wathara zaczęła słuchać Reventusa, i już zupełnie jej ulżyło, gdy uświadomiła sobie, że ten chyba faktycznie był skłonny do rozwiązania... "konfliktu" poprzez rozmowę; Kiwnęła lekko pyskiem, słysząc jego słowa.
-Tak, to prawda, to coś nie było w stanie skopiować moich blizn, więc nie fałszuje chyba istot dokładnie... Co nie zmienia faktu, że jest to... No, niecodzienne. I trudne do rozpoznania w wypadku obcych.- Wathara usiadła, widać było, że czuła się w miarę zrelaksowana w obecnej sytuacji, w końcu największy moment "napięcia" chyba już przeminął. Spojrzała na czarnego, wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia.
-Niby owszem, niby bylibyśmy w stanie to rozpoznać, ale proszę zauważyć, że widzieliśmy to wynaturzenie przyrody tylko raz... Właściwie trudno powiedzieć, jakiego asa w rękawie może jeszcze chować.-Smoczyca przechyliła lekko głowę w bok.
Kap. Kap.
Mniej więcej wtedy na jej pysk spadły pierwsze krople deszczu. A potem kolejne, i kolejne.
Wathara spojrzała na morze i chmury - oj, znała podobny widok i to aż za dobrze - szykowała się ostra nawałnica, spędzanie czasu w tak odsłoniętym miejscu w trakcie, jak się zapowiadało, dość potężnego załamania pogody, mogłoby być groźne.
-Wygląda na to, że będzie burza... Proponuję poszukać jakiegoś schronienia.- Powiedziała, zerkając to na Starka, to na Reventusa.
Liściaka zignorowała, bo ten tylko dalej się wściekał, uznała więc, że najlepiej będzie go po prostu zignorować, przynajmniej póki co.
Offline
Cisza, która zapadła po jego słowach wywołała lekki niepokój u czarnego. Zaczął się zastanawiać, czy aby to, co powiedział oraz doradził nie przypadkiem mogło wywołać u smoczycy, a zarazem i u reszty grupy także przygotowania się do ataku.
W tym wszystkim nie zauważył, że czerwony smok w końcu "uwolnił" w pewnym sensie zielonego kurdupla z piaskowych odmętów. Dopiero słowa tego małego przypomniały Reventusowi o jego istnieniu, ponieważ skupił się przez ten dłuższy okres czasu na dyskusji z żółtą. To, co wypowiedział wywołały u niego pojawienie się złowieszczego uśmiechu z pokazaniem kłów. Praktycznie miał pomału dosyć jego zachowania, coraz bardziej kusiło go, by dać mu lekcję, żeby jednak miał trochę szacunku oraz doceniał przeciwników tak samo, jak on.
Jednakże chwilę później ten uśmiech zniknął z jego pyska. Wolał jednak tego nie robić, kiedy zaraz obok tego kurdupla jest jeszcze ta dwójka. Trzech na jednego nie byłaby fair, a poza tym, to nie chciał się za bardzo walczyć. Postanowił po prostu, że nauczy go manier w inny sposób - bardziej słowny niż przez czyny, ale to dopiero, kiedy zostaną sam na sam.
W tym wszystkim usłyszał jeszcze jego narzekania wymieszane z krzykiem w stronę czerwonego. Praktycznie nie zdziwiło to po części czarnego, aczkolwiek wepchanie go do piachu było prawdopodobnie jedynym sposobem, aby go uciszyć.
Przez to wszystko, co ten mały wypowiadał prawie nie usłyszał odpowiedzi żółtej smoczycy. To był cud jednak, że w całym tym zamieszaniu wciąż zrozumiał co ona mówiła do niego. Rev dopiero po chwili spojrzał w jej stronę.
Gdy chciał coś w końcu odpowiedzieć na jej słowa - w tej samej chwili spadły na jego pysk kilka kropli wody. Zaraz później się zorientował, że zaczyna się robić ciemniej przez chmury, a otoczenie zaczynało wyglądać niezbyt bezpiecznie ze względu na wiatr i deszcz, które zaczynały nabierać z coraz to większą siłą.
Nie dobrze... Akurat teraz musiała sobie tutaj burza przyjść. Psiakrew... - pomyślał. Usłyszał też częściowo ostrzeżenie smoczycy o zmianie pogody. Praktycznie wyjęła z ust (o ile to można nazwać) czarnego słowa o znalezieniu schronienia. Sam po części chciał to zaproponować, nawet jeśli wciąż nie ufał za bardzo tej gromadce.
- Czas na dalsze rozmowy lub przemyślenia zostawimy sobie na inną okazję. Ta burza nie będzie łagodna mam wrażenie. - odparł starając się jakoś przebić przez ten hałas, który był wywołany burzą, aby grupa nieznajomych mu wciąż smoków mogła zrozumieć - Znalezienie miejsca, gdzie można będzie przeczekać to zjawisko atmosferyczne jest teraz priorytetem.
Miał nadzieję w tym wszystkim, że jego wypowiedź, która zabrzmiała trochę jak częściowo rozkaz, nie rozwścieczy nikogo z grupy i wspólnie ogarną sytuację w jakiej się znaleźli. Obawiał się jednak, że z tej całej gromadki to właśnie ten zielony kurdupel znowu rzuci jakimiś pogróżkami w kierunku czarnego, co w tej chwili byłoby nie na miejscu. Muszą się śpieszyć, bo inaczej albo pochłonie ich woda, zdmuchnie ich wiatr w jakieś inne miejsce z pewnymi obrażeniami lub porazi ich piorun. Muszą szybko znaleźć miejsce, w którym się schronią przed burzą, nie mają ani chwili do stracenia.
Offline
I w tym momencie, gdy wydawało się, że pogoda gorsza już być nie może...
Trzask, powietrze rozciął ognisty zygzak, który swoimi parzącymi mackami objął zaraz jedno z wyższych drzew tuż obok wody. Powietrze wypełnił dziwny zapach, huk towarzyszący uderzeniu właściwie mógł praktycznie prawie że ogłuszyć gromadkę na chwilę.
Drzewo, gdy tylko zostało trafione piorunem, stanęło w płomieniach, jednocześnie siła uderzenia była na tyle duża, że jakieś pomniejsze fragmenty kory i gałęzi poleciały na boki, wpadając w piach.
Jednocześnie deszcz znacząco przybrał na sile, teraz to już nawet nie była ulewa, to było coś więcej, jak by ktoś spuścił im wiadra wody na łby.
Offline
Nasilająca się burza sprawiła, że Stark kompletnie ignorował wymianę zdań pomiędzy Watharą a obcym. Na skrzek Liściaka skierowany w jego stronę tylko spojrzał na zielonego nieco nieogarniętym wzrokiem. Przecież nic mu nie było, więc po co wrzeszczał? Stark przecież nie był głupi, nie skrzywdziłby go w ten sposób. No ale mniejsza, mieli teraz inny problem na głowie.
Zerknął przelotnie na czarnego smoka, zauważając jego uśmiech. A tego co tak bawiło? Tak jak jego poprzednie słowa można było uznać za pouczenie, choć dość aroganckie, to jednak złowieszczy uśmiech wyjątkowo nie spodobał się Starkowi. Zmrużył oczy, a jego gardzieli wydobył się cichy warkot. Trudno było powiedzieć, czy aż tak łatwo było wzbudzić u niego nieufność, czy to może burza tak na niego wpływała, ale Stark wydawał się być gotowy do ataku. Wciąż warcząc, zbliżył się do czarnego o krok, zasłaniając znów łapą Liściaka. Uśmiech zaraz zniknął z pyska tamtego, ale czerwonemu nie wydawało się robić to różnicy.
Nerwowa atmosfera stawała się coraz bardziej nieprzyjemna, i być może doszłoby do awantury, jednak w tym samym momencie rozległ się głośny huk, poprzedzony trzaskiem. Stark niemal podskoczył w miejscu, wydając spanikowany pomruk, który po chwili przerodził się w syk. Gad z przerażeniem cofnął się parę kroków do tyłu, prawie przydeptując Liściaka, a jego szeroko rozwarte oczy wbite były w płomienie pochłaniające pobliskie drzewo. W przeciwieństwie do wczorajszej sytuacji z ogniskiem, nie mógł liczyć na uspokajający głos Wathary, huczące grzmoty oraz narastająca panika sprawiały, że nie dochodziło do niego nic poza trzaskiem płomieni.
Syk, jaki wydawał z siebie czerwony, nasilał się z każdą sekundą, powoli przeradzając się w swego rodzaju gardłowy skowyt, a sam gad zaczął przestępować z nogi na nogę, nie wiedząc, co robić. Z jednej strony, chciał uciec do lasu. Jeszcze nigdy do tej pory nie został zaskoczony przez burzę na tak otwartej przestrzeni, dlatego instynkt nakazywał mu ukryć się znów między drzewami. Jednocześnie, choć na zewnątrz wydawać by się mogło, że całkowicie objęła go panika, to jednak podświadomie dalej zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli teraz się schowa, to może zgubić nowo poznanych towarzyszy. Co teraz? Co ma robić? Uciec? Zostawić towarzyszy? Do diabła z tym obcym, jego to i piorun mógł trzasnąć, ale co z Watharą i Liściakiem? Chciał zobaczyć, co oni robią, czy też panikują tak jak on, ale nieważne, jak usilnie próbował, nie mógł oderwać wzroku od płomieni. Dość oczywiste było, że jakikolwiek był plan działania, nie można było w tej chwili na nim polegać.
Offline
Ten czarny smok mu się nie podobał. W ogóle. Liściaka przeszły ciarki jak ten się do niego uśmiechnął, nie był na tyle głupi aby nie wiedzieć, że to było jeśli już to bardziej suszenie zębów niż uśmiech. Nie żeby mały smok chciał po sobie pokazać jak go zdenerwował ten widok, lecz jego uszy poszły do tyłu wraz z długimi kolcami na szyi. Będzie musiał uważać na tego dziwaka.
Jednak burza morska zaraz zmieniła charakter spotkania. Tak samo jak inne smoki, Liściak niepewnie rozglądał się, czasami patrząc w niebo. Nigdy nie musiał się martwić o to, że trafi go piorun. Był na to za mały, ale za to efekty jego uderzenia w coś innego nadrabiały zagrożeniem. Dlatego też mały smok podskoczył kiedy dosyć niedaleko od nich duże drzewo nagle stanęło w płomieniach.
"Dobra, mam dosyć." Oznajmił do nikogo. "Ja spadam."
I bez oglądania się odbiegł od grupy. Starał się trzymać jak najdalej od palącego się drzewa, płomienie nadal je pochłaniały pomimo wody lejącej się z nieba. Wiedząc, że deszcz nie zawsze pomoże w takiej sytuacji, Liściak czmychnął w inną stronę, chcąc uniknąć byća blisko płomieni. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swojej norce albo w jednej z dziupl, z których korzystał od czasu do czasu.
Nie czekając na innych, wkrótce małego smoka już nie było.
//z.t.
Offline
Długa cisza jaka nastała po słowach czarnego wywołała lekki niepokój u niego. Odnosił wrażenie, że nieznana grupka smoków, którą spotkał dzisiaj najwidoczniej albo go nie usłyszała o czym mówił, albo po prostu miała Reventusa po prostu w nosie. Mogło też być tak, że przez ten hałas jaki jest spowodowany występującym załamaniem pogody zagłuszył to, co mówił.
Nie wygląda to dobrze... - pomyślał - Nawet jeśli wciąż ja jestem obcy dla nich, a oni dla mnie, to powinniśmy chyba raczej współpracować jednak, żeby znaleźć jakieś schronienie.
W całych tych przemyśleniach zauważył kątem oka, że czerwony zaczął się powoli do niego zbliżać. Nie podobała mu się ta reakcja, dlatego też odsunął się trochę do tyłu, by zachować bezpieczny dystans. Zaczął przeczuwać, że jego słowa, albo któraś z reakcji czarnego mogły spowodować u tego smoka taką reakcję. Nie podobało mu się to. Walka w taką pogodę nie jest dobrym rozwiązaniem.
A tego co ugryzło...? - powiedział do siebie w głowie - Czyżby postradał zmysły czy co? W takich warunkach ciężko ogólnie o pewne rzeczy, a tym samym o...
W momencie kiedy chciał dokończyć swoje przemyślenia grzmot pioruna przerwał mu, a tym samym lekko przestraszył. Nie spodziewał się, że może uderzyć tak blisko. A w dodatku jeszcze w pobliskie drzewo!
Cholerny piorun... jeszcze tego brakowało. - po tych myślach warknął w kierunku rośliny, która teraz stała w płomieniach. Nie zauważył przy tym, że nie tylko jemu się to nie spodobało - czerwony smok, który wcześniej chciał zaatakować Reventusa teraz "syczał". Praktycznie można by rzec, że ten piorun praktycznie był tym, co powstrzymało przed rozpoczęciem walki w trakcie tej niesprzyjającej aurze.
Oprócz tego nie zorientował się, że jeden z spotkanej przez niego grupki nagle zniknął. Dopiero po chwili zauważył, że brakuje wśród nich tego zielonego kurdupla, który zalazł częściowo za skórę czarnemu swoim zachowaniem.
I dobrze, niech ucieka. Może przemyśli to, co...
Nie dokończył swoich przemyśleń, ponieważ ulewa zaczęła się przeistaczać w coś gorszego. Wyglądało to tak, jakby ktoś chciał na tą całą gromadkę wliczając czarnego wylać wiadro wody, albo przerzucić ich przez ścianę wody. Reventus w tym wszystkim zaczął próbować przedostać się na wyższe tereny, omijając tym samym palące się drzewo. Wolał już sam próbować szukać jakiegoś tymczasowego schronienia w całym tym zamieszaniu, a dodatkowo nie chciał być podtopiony, ponieważ zaczął powoli zauważać, że gleba, na której stali zaczęła zanikać pod wodą.
Ostatnio edytowany przez Reventus (2022-09-01 22:03:43)
Offline
Wathara dostrzegła uśmiech Reventusa - wybitnie skierowany w stronę Liściaka - jednakże prawdę mówiąc wolała taką oznakę złości, niż otwartą bójkę. Czarny wydawał się być skory do rozmowy i do pokojowego rozwiązania sytuacji, to też smoczyca na tym chciała się skupić... I wtedy Stark zaczął warczeć.
Smoczyca odwróciła się w jego stronę, i już miała coś powiedzieć, spróbować go jakoś uspokoić - samiec sprawiał wrażenie odludka, więc może uznał wyszczerzone kły jako sygnał do walki? Nie była pewna, jakie zwyczaje miała jego kultura - ale gdy tylko otwarła pysk, chcąc dać czerwonemu reprymendę, niebo rozdarł złowieszczy błysk i huk.
Smoczyca mimowolnie odskoczyła w bok, strosząc płetwy i rozszerzając skrzydła - to był odruch, ot, typowa reakcja uciekaj albo walcz. Dopiero po kilku sekundach gadzina uświadomiła sobie, że łomot spowodowany był piorunem, który uderzył bardzo blisko nich - zbyt blisko dla jej poczucia komfortu i bezpieczeństwa.
Potem kilka rzeczy nastąpiło jednocześnie - Liściak po prostu uciekł, Reventus również ratował się ucieczką, natomiast Stark znów spanikował na widok ognia. Wathara musiała działać w miarę szybko, wyglądało na to, że ziemia nie będzie w stanie wchłonąć całej wody, i że zaraz będą mieli tu powódź... Smoczyca niby potrafiła dość dobrze pływać, ale jednak mimo wszystko taka sytuacja była po prostu niebezpieczna.
Gadzina szybko wyskoczyła przed Starka, rozkładając skrzydła tak, żeby zasłonić płomień - to była dokładnie taka sama sztuczka, jaką zastosowała, gdy czerwony spanikował przy ognisku. Miała nadzieję, że to podziała...
-Hej, hej, spokojnie!-Powiedziała dość głośno, tak, żeby być słyszalna mimo ulewy. -Musimy się stąd zabierać, dobra? Zanim nas zaleje.-Chciała tymi słowami jakoś odwrócić uwagę smoka od płomieni, może jeśli skupi się na jakimś zadaniu to będzie mu prościej?
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
[ Wygenerowano w 0.186 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 8.34 MB (Maksimum: 8.8 MB) ]