Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Okolice miasta Medevar są właściwie całkowicie bezpieczne dla ludzi. Z powodu bliskości ludzkich zabudowań, ogólnej urbanizacji terenu i faktu, iż miasto nie znajduje się przy granicy terytorium Medevaru, dzikie smoki nie zapuszczają się w te rejony.
Medevar otoczony jest przez pola uprawne, drogi łączące wszelakiej maści miasta, miasteczka i wioski ze sobą, a także przez zabudowania.
Offline
Naprawdę nie powinien tego robić. Już dawno miał wymienić siodło, mało co mogło je już odratować. Niedługo też powinien podkuć konia. I dożyć do tego czasu. Przynajmniej tyle dobrze, że nie musiał płacić wynajmu, choć nocował w tylu różnych miejscach, że czasem wychodziło na to samo. A teraz właśnie siedział w tawernie i pił whisky, słuchając plotek...
— Ani chybi te gady z wojny się obudziły... tfu! — Rolnik uraczył podłogę swoją śliną. — Wiedziałem, że to w końcu będzie. Trzeba je było powybijać, a nie...
— Zamknij mordę! Wszyscy wiemy, że Kirtan nie istnieje od lat! — warknął na niego nieco starszy gość i przybił swoją rację do stołu kuflem piwa.
— No! — przytaknął mu ktoś jeszcze. — Smoki są przydatne i nikt mi nie powie, że nie, kiedy mi taki ten jeden... no jak mu było... no nieważne, on to mi owiec nawet pilnował — oświadczył, a paru innych pokiwało głową z powagą godną polityków.
— Pewno wziął se jakąś, liczyłeś ty je potem? — zaśmiał się jasnooki brodacz, który zwykł głównie żartować z każdej racji w dyskusji. Miał zresztą swoją gromadkę popleczników w przerywaniu innym swoim rechotem.
— Bzduryy... — warknął tamten rolnik. — Widziałem, jak rozpirzyli tą ostatnią stodołę, tylko smok by tak potrafił... — Pokręcił głową.
— Ano prawda, ja też widziałem. I poprzednie — zgodził się gość w skórzni. — Tylko patrzeć, jak zaczną napadać na większe miasteczka.
— Myślisz?
— A pewnie. Za dobrze się poczuły, to i się panoszą. — Mężczyzna zajrzał do kufla. — A może to te od tego pirata... Peroksus? Chyba tak mu było. On lubi gady.
— Może może. Wtedy to w jeszcze większej dupie będziemy, Peroksus ma łeb na karku — mruknął brodacz.
— Ma i dlatego wątpię — rzucił rolnik. — To by było głupie tak atakować. To na pewno te gady, pierony chcą wskrzesić swoje stado. Naszym kosztem!
Wokół poniosło się kilka pomruków przyznających rację.
— Niedoczekanie ich — warknął gość, który chyba najbardziej wahał się między stronami. Wraz z nim pokiwało głową paru innych.
— Jak mi jakiś wlezie na pole, to i widłami zaciukam!
— NO!
Co ja tu robię do...
— A ty tu co, jaszczurze? — Usłyszał zza ramienia i musiał pochylić skrzydło, by dostrzec mężczyznę z ciemnym zarostem i agresywnym spojrzeniem. — Może to ty dla nich szpiegujesz, co? Przygarnąłby cię Kirtan?
— Chyba za dużo wypiłeś... — Odwrócił się do niego. — A może po prostu jesteś idiotą?
Oczywiście, było grono ludzi, którzy kojarzyli go raczej pozytywnie, ale równie łatwo było znaleźć takich, co z chęcią spaliliby go na stosie za samo posiadanie kilku łusek na skórze. A okoliczności w niczym nie pomagały. Alkohol również.
Egon uchylił się przed źle wymierzonym prawym sierpowym i kopnął bruneta w brzuch tak, że ten poleciał na okoliczny stolik, przewracając czyjąś zupę. To był początek chaosu.
Ostatnio edytowany przez Egon (2022-03-25 20:46:09)
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Po paru chwilach ciężko już było ogarnąć, co się tak dokładnie dzieje wokół. Karczmarz coś krzyczał za barem, ale absolutnie nikt go nie słuchał, w powietrzu przeleciał kufel, zapewne już pusty, a gdzieś bliżej rozległo się kolejne głuche łupnięcie o drewniany blat.
Egon był zajęty facetem tuż przed nim, który okazał się lepszym przeciwnikiem niż z początku zakładał. Mimo iż wstawiony, to poruszał się całkiem szybko i dostatecznie precyzyjnie, by dorównać drakonowi, a chwilami nawet zmusić go do obrony. Skrzydlaty uchylił się przed kolejnym ciosem i wtedy też dostrzegł metaliczny błysk gdzieś nad swoją głową. Przychwycił szybko jego nadgarstek i wykręcił, lecz ostrze powędrowało w międzyczasie do drugiej ręki przeciwnika. Usłyszał dźwięk dartego materiału i poczuł ostry ból na prawym ramieniu, choć w tej chwili nawet nie zwrócił na niego uwagi. Chwycił za nóż, uderzył butem w kolano faceta i obrócił go tyłem do siebie. Ostrze lekko nacięło skórę, nim gwałtowna szarpanina zaczęła się na nowo. Mężczyzna upadł i pociągnął go za sobą, a kiedy kątem oka drakon dostrzegł inny nóż, instynktownie wbił ten przechwycony między żebra.
Ciało znieruchomiało, a zamieszanie wokół chyba jeszcze nie zarejestrowało tego, co się stało. Chyba powinien... zniknąć?
Podniósł oczy na krzyczących na siebie ludzi, po czym wstał i odsunął się pospiesznie od trupa. Znalazłszy wzrokiem drzwi na piętro, umknął na schody, słysząc za sobą tylko zaskoczone "hej!", wpadł do wynajętego wcześniej pokoju i porwał torbę z półki. Zostawił drzwi uchylone i wymknął się na balkon z korytarza. Wychodził na zaniedbany zaułek, toteż nikt nie zauważył tego krótkiego momentu, gdy jakiś facet opuścił się po barierze w dół i wmieszał w najbliższą uliczkę w stronę stajni. Późna pora bardzo pomagała. To nie była wzorowa postawa, ale zdawał sobie sprawę, że jego pozycja społeczna w żaden sposób mu nie pomoże w razie czego, a najpewniej mogłaby tylko zaszkodzić.
z.t.
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Strony: 1
[ Wygenerowano w 0.035 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 1.48 MB (Maksimum: 1.76 MB) ]