Nie jesteś zalogowany na forum.
Pomimo strat, jakie wolne smoki poniosły w wojnie - i pomimo faktu, że ich poprzednie miasto zostało zniszczone - garstka przetrwańców postanowiła odbudować aglomerację. Osada, choć nie tak wielka i rozbudowana jak jej pierwowzór, pełni funkcję schronienia dla części wolnych smoków, które zamiast w dziczy wolą mieszkać w grupie. Tutejsi mieszkańcy nie są już jednak raczej zainteresowani wojną - usiłują po prostu przetrwać. Wszelkiej maści rebelianci wynieśli się z wioski dawno temu, zniechęceni bierną postawą żyjących tu smoków.
INFORMACJE O AGLOMERACJI:
Od dłuższego czasu Medevar usiłuje wywrzeć presję na Kirtanie, namawiając ich do stworzenia jakiegoś systemu umożliwiającego rozpoznanie Kirtańczyków - póki co bycie członkiem grupy oznacza mniej więcej tyle, że odcisk łapy smoka znajduje się w jaskini niedaleko Osady, poza tym otrzymuje się specjalny naszyjnik potwierdzający członkostwo, jednakże nie ma obowiązku ich noszenia.
Smocza osada właściwie nie posiada żadnych typowo militarnych zabezpieczeń, są tutaj smoki pełniące funkcję strażników, jednakże mają oni raczej za zadanie odstraszać dzikie zwierzęta czy potencjalnie agresywne smoki, ewentualnie przeganiać złodziei niż pełnić funkcję typowo obronną.
Stosunek do smoków: oczywiście pozytywny, w szczególności do mieszkańców Osady. Smoki nie opowiadające się po żadnej ze stron są tu traktowane życzliwie, chociaż z pewnym dystansem, przynajmniej dopóki mieszkańcy nie są pewni, że te nie stanowią zagrożenia bądź nie są złodziejami. Smoki pochodzące z Medevaru, pomimo upływu czasu, są tu traktowane teoretycznie neutralnie, chociaż da się w tym wyczuć coś w rodzaju chłodu - przynajmniej do czasu, aż ktoś z Medevaru nie przebywa tu dłużej, i wtedy zostaje uznany za "swojego".
Stosunek do ludzi: Dość chłodny. Gady nie zaatakują przybyszów, jednakże nie powitają ich z otwartymi ramionami, niezależnie od tego, czy ci pochodzą z Medevar, czy spoza niego.
NPC:
-Ragros
-Smoki Pustki
-Mama Kaisa[Saria]
Offline
Trudno powiedzieć, ile czasu Wathara i Stark lecieli tak w deszczu - mimo wszystko pogoda była paskudna, oboje byli pewnie nadal przerażeni, Stark ogniem a Wath faktem, że właśnie jakby spojrzała śmierci w oczy, śmierci w postaci zębisk czerwonego; Żółta starała się w miarę jakoś uspokoić, jednakże to, że szybowali w trakcie burzy, i właściwie nie było pewne, czy nagle nie trafi ich piorun, trochę utrudniało jej zadanie.
W którymś momencie, gdy w końcu niebo - nadal deszczowe, ale chociaż trochę mniej burzowe - rozpogodziło się trochę, płetwiasta odważyła się zerknąć w dół, szukając jakiegoś miejsca gdzie może mogliby wylądować. Mimo tego, że tu jeszcze nie było całej tej zawieruchy, to logiczne było to, iż wiatr przewieje chmury w stronę, w którą lecieli... Na to przynajmniej wyglądało.
Wathara zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu jakiegokolwiek w miarę bezpiecznie wyglądającego miejsca. Trochę to zajęło, ale w końcu spośród drzew wyłoniły się jakby... Budynki?
Tak, to były budynki...
Wreszcie jakaś cywilizacja.
-Stark, wylądujmy tu.-Powiedziała płetwiasta, na tyle głośno, aby czerwony był w stanie ją usłyszeć. Skoro były tu domy, to oznaczało cywilizację, a cywilizacja oznaczała informacje. Informacje, których tak bardzo teraz potrzebowała.
Offline
Ciężar Wathary stopniowo zaczął dawać mu się we znaki, choć smoczyca była dość drobna. Stark nigdy wcześniej jednak nie służył za środek transportu, dlatego było to dla niego czymś nowym. Nie był to jednak wielki problem, ogromne skrzydła gada dawały sobie dalej doskonale radę, choć było to odczuwalne. Na szczęście dla Wathary, grzbiet Starka był dość szeroki, dlatego nie musiała obawiać się upadku. Problemem pozostawała burza, która z dystansem również stawała się mniej uciążliwa. Stark jednak w dalszym ciągu utrzymywał się blisko koron drzew, tak na wszelki wypadek.
Nie kierował nim już strach, w końcu płonące drzewo już dawno zostawili za sobą. Gad jednak w dalszym ciągu rozglądał się na boki. Musiał upewnić się, czy tamten smok z wybrzeża za nimi nie podążał. Z tego, co pamiętał, tamten miał wystarczająco duże skrzydła, by wzbić się w powietrze. Na całe szczęście wyglądało na to, że tamten został w tyle. I dobrze, oby nie wchodził im już w drogę.
Głos Wathary przerwał jego rozmyślania, a na jej słowa czerwony spojrzał w dół, po czym mruknął z niezadowoleniem. Tutaj? Naprawdę? Nie mogli znaleźć jakiegoś... normalnego miejsca? Widok budynków zdecydowanie nie spodobał się Starkowi, jednak po chwili z niechęcią zniżył lot, zataczając spore koło nad osadą, a następnie skierował się nad nieco oddaloną polanę.
Wylądował nieco bardziej ociężale niż zwykle, po czym syknął cicho, niemal potykając się o prawą łapę. No tak, nie była ona przyzwyczajona do takiego ciężaru, zwłaszcza po dłuższym czasie w powietrzu, dlatego Stark nie spodziewał się nagłego bólu. Na szczęście udało mu się utrzymać równowagę. Złożył skrzydła, po czym położył się na ziemi, pozwalając Watharze zejść z jego grzbietu. Zaraz jednak wstał, patrząc niespokojnie w stronę budynków.
Nie podobało mu się to. Budynki źle mu się kojarzyły, choć nie potrafił dokładnie stwierdzić, dlaczego. Ale nie musiał, sam fakt, że tu były, nie wróżył dobrze. Tam gdzie budynki, tam ich mieszkańcy. Stark nie lubił tłumów, a już na pewno nie tłumów kompletnie mu obcych stworzeń. Najchętniej by się stąd wycofał i odleciał, ale wiedział, że smoczyca za nim nie podąży. A nie chciał znowu zostać sam.
Offline
- DEMONICZNY ZABÓJCA PIEKIEŁ NAS ZNALAZŁ, ATAK! – Piękne podziwianie widoków mógł przerwać Starkowi i Watharze nagły krzyk, a raczej pisk. Stark mógł poczuć lekkie uderzenie i ukłucie czegoś mało ostrego w okolicach tylnej nogi. Nie było to bolesne, prawdopodobnie mógł nawet tego nie poczuć patrząc na jego wielkość czy twarde łuski. Nawet jeżeli to musiał usłyszeć małego intruza.
Do krzyku zaraz po chwili dołączyło parę piskliwych wrzasków. Z pewnością należały one do bandy małych dzieci. Przed dwoma rosłymi smokami wyskoczyło małe, szare pisklę z obrożą na głowie. Był to oczywiście bohater tych okolic, niejaki Nekson.
- REKSA, BIERZ GO! – Krzyknął w stronę siostry. I to była właśnie ona która uderzyła całym impetem swoimi rogami w Starka. Zionęła w jego stronę drobnym płomykiem ognia. Z drugiej strony otoczyła ich Ilwa wraz z Kaisem który ledwo nadążał. Nekson ułożył się w dumnej pozie rozstawiając skrzydła ile mógł by ukazać się większy przed swoim napastnikiem.
- Zabójco od Malwora, może i mnie znalazłeś, ale mnie nie pokonasz! – Wrzasnął do Starka ukazując groźnie zębiska. – Polegniesz a wraz z tobą twój władca! Nawet nie wiesz z KIM zadarłeś. Sam własnoręcznie zabiłem tysięczną armię smoczych szkieletów, a potem wielkiego Demona Otchłani.
- ON KOGOŚ PORWAŁ! – Wrzasnęła Ilwa patrząc w kierunku Wathary. – Puszczaj ją bandyto!
Biedna, porwana smoczyca była wystarczającym powodem by reszta smocząt dołączyła do ataku. Nekson oraz Ilwa dzielnie wbiły się swoimi rogami tak samo jak poprzednio Reksa. Po tej groźnej napaści wszyscy zaczęli wykonywać jakieś dziwne wygibasy wykrzykując niezrozumiałe dyrdymały. Wyglądało to trochę jak rytuał, albo przywoływanie potężnych zaklęć. Jedynym kto nie zaatakował był mały Kais, który tylko podbiegł na parę kroków i usiadł.
- Ilwa, co ty robisz? – Krzyknął za starszą koleżanką która była zajęta wchodzeniem w swoją mroczną formę.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
A więc wylądowali. Wathara, jako, że była na grzbiecie Starka, usłyszała jego ciche syknięcie i wyczuła "tąpnięcie" przy lądowaniu - smoczyca nie zwróciła na to wcześniej jakiejś szczególnej uwagi, ale teraz, gdy o tym pomyślała, to faktycznie - czerwony miał łapę pokrytą bliznami, i trochę kulał. Logiczne więc, że lądowanie też sprawiało mu kłopoty... W sumie, aż szokujące, że tak dobrze radził sobie z przeżyciem na tamtych bagnach w takim stanie... No i że wyrósł na takiego giganta.
Smoczyca, gdy ten się obniżył, zeskoczyła z jego grzbietu, rozkładając przy okazji odruchowo skrzydła, tak, żeby dodatkowo zamortyzować skok; Zaraz jednak obróciła się, i spojrzała na czerwonego. Ten był wyraźnie niespokojny, w sumie nie dziwiła się - to środowisko musiało być dla niego zupełnie nowe. Nie wydawał się być przyzwyczajony do miasta.
Wathara zaciągnęła się powietrzem, usiłując zorientować się właściwie, czego może się spodziewać - do jej nozdrzy dotarł zapach dymu, pieczonego mięsa, i wątła woń łusek, ale poza nią poczuła też coś innego, dziwnego i nowego - nie rozpoznawała tego zapachu, był jakby trochę... Ssaczy? Ale jednocześnie jakiś inny od tych, które znała.
Ogólnie tutaj wszystko pachniało inaczej, niż była do tego przyzwyczajona, ale chociaż niektóre wonie były trochę podobne do tych z jej domu.
Gadzina zerknęła na czerwonego.
-Spokojnie. Pójdę się rozejrzeć i zobaczę, jak sytuacja-... Nie zdążyła dokończyć, bo zarówno ona jak i jej gigantyczny towarzysz zostali otoczeni przez... Bandę dzieciaków??
Krzyki o jakichś zabójcach od Malwora i jakieś marne próby chyba-ataku zdezorientowały trochę Wath, która stanęła na tylnych łapach, przypatrując się gromadce i jednocześnie rozkładając trochę skrzydła, tak odruchowo.
-Hej, nikt mnie nie porwał!-Smoczyca przechyliła łeb, usiłując nadążyć za bandą smocząt, które teraz najwyraźniej ... Odprawiały jakiś dziwny taniec?-Gdzie są wasi rodzice, możecie tak wychodzić spoza domu samemu?- Żółta miała tylko nadzieję, że Stark ich nie rozdepta, to... Nie byłoby zbyt dobre patrząc na ich obecną sytuację.
Offline
Czerwony zerkał to na Watharę, to na budynki niedaleko, w dalszym ciągu licząc po cichu na to, że jednak smoczyca zmieni zdanie. Czego w ogóle tu szukała? Uciekali przed burzą, nie lepiej było znaleźć jakieś miejsce dalej? Najlepiej w cieniu drzew, czy nawet jakiejś jaskini? Stark by tak zrobił, w końcu to miało sens, prawda? Dlaczego więc chciała wylądować tutaj, w miejscu, gdzie jest pełno obcych? Czerwony też wyczuł obecność innych, i tak jak się spodziewał, wszystkie te zapachy były dla niego obce.
Słowa Wathary wcale go nie uspokoiły. Rozejrzeć? Za czym? Nie mogła się rozejrzeć gdzieś indziej? Dlaczego akura-
Nie mógł nawet dokończyć myśli, bo zaraz w jedną z jego łap coś wpadło. Stark niemal podskoczył zaskoczony, wydając z siebie syk, po czym odwrócił się w stronę napastnika, gotów do ataku. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy nikogo przed sobą nie ujrzał. Nie musiał jednak długo się zastanawiać. Czerwony spojrzał w ziemię, i dopiero wtedy ujrzał napastnika. W tym samym momencie gdzieś przed nim rozległ się krzyk, co odwróciło uwagę gada od tego małego czegoś. Przekrzywił głowę ze zdziwieniem. Nie zrozumiał zbyt wiele z tamtych słów, zresztą nie miał nawet czasu na to, by nad nimi rozmyślać. Dookoła niego zaraz rozległy się kolejne krzyki, na co Stark tym razem zareagował zdziwionym mruknięciem.
Spojrzał na smoka, który wyskoczył tuż przed nim. Był bardzo mały, chyba nawet mniejszy od Liściaka, ale zdecydowanie dorównywał mu pewnością siebie. Widok tego niewielkiego szczura dumnie rozkładającego swoje malutkie skrzydła pewnie rozbawiłby niejednego, ale nie Starka. Nie, gad stał skołowany, nie wiedząc, jak zareagować. Rozejrzał się dookoła, przyglądając się każdemu z piskląt z osobna.
Na kolejne słowa spojrzał znów na szarego pisklaka. Stark nawet nie starał się zrozumieć, o czym gadał ten mały, ale na widok wyszczerzonych zębów nieco się spiął. Znowu przypomniał mu się tamten smok z wybrzeża. Może i było to głupie, ale szczerzenie zębów było czymś, na co Stark nigdy nie reagował dobrze. Nie miał nigdy okazji spotkać innych przedstawicieli swojego gatunku, więc istniała szansa, że było to częścią ich mowy ciała, a Stark zwyczajnie kierował się instynktem, nawet jeśli go nie rozumiał. No ale faktem było, że zęby szczerzył do niego pisklak niewiele większy od kota, dlatego czerwony nie odpowiedział w żaden sposób, zamiast tego wpatrywał się ogłupiały w kurdupla.
Kolejny wrzask zwrócił jego uwagę. Tym razem był oskarżany o coś innego.
-Porwał...? - rzucił niemrawo, zerkając na Watharę.
Smoczyca była zdecydowanie równie skołowana, co on, ale jak to można było się spodziewać, starała się uspokoić sytuację. Nie wyglądało jednak na to, by cokolwiek to zdziałało. Gdy pisklaki znów zaatakowały, Stark zaczął się cofać, niemal przydeptując jednego z nich, który nie dołączył do napaści. Nie stało się tak tylko dlatego, że ten krzyknął, przez co czerwony zatrzymał krok i spojrzał za siebie. Ile jeszcze ich tu było...?
Offline
W oddali pojawiły się sylwetki kolejnych smocząt, ale trochę większych niż reszta. Dwie smoczyce przystanęły przypatrując się całej scenie. Niebieska coś szepnęła do drugiej, najwyraźniej jej bliźniaczki. Obie zachichotały.
Reksa dołączyła z pośpiechem do swojego brata który dalej stał przed Starkiem. Wathara, jak i Demoniczny Zabójca (Stark) nie wiedzieli że planowali swój Specjalny Atak. Rodzeństwo rozłożyło skrzydła ustawiając się w podobnej pozie.
- Poznaj mój gniew! – Reksa i Nekson zionęli małymi płomykami w stronę Starka, które daleko nie poleciały. Nawet nie dotknęła czerwonego giganta. Widząc że ten się cofa zaśmiali się triumfalnie. Ewidentnie ich wspaniałe moce działają.
Ilwa podbiegła do Wathary z pośpiechem chcąc ją uratować przed Demonicznym Zabójcą.
- Szybko! Chodź za mną, uratujemy Cię. On Ci tylko wyprał mózg i myślisz że Cię nie porwał. – Wrzasnęła w stronę smoczycy. Chwyciła ją pyskiem za końcówkę ogona i zaczęła uparcie ciągnąć w swoją stronę, żeby z nią poszła. Dzieciakowi zależało na bezpieczeństwie ofierze.
Kais widząc że Ilwa gdzieś odbiega poleciał za nią jak zwykle. Nie zauważył jednak, że Stark się cofa i dodatkowo wplątał mu się pod nogi. Maluch wrzasnął przerażony odskakując w porę. Całe jego włosy się najeżyły ze strachu i pewnie gdyby mógł to by się rozpłakał. Stanął z podkulonym ogonem i skrzydłami przy ciele.
- Ilwa, ja już nie chcę się bawić! Powiem mamie! – Krzyknął do koleżanki płaczliwym tonem. Ilwa go zignorowała, była zajęta ratowaniem Wathary. W sumie to nawet nie zauważyła że ten prawie się wpakował w kłopoty. Zazwyczaj i tak go ignorowała.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Z każdą sekundą Stark stawał się coraz bardziej nerwowy. Otoczony przez gromadkę smoków, zaczął się powoli czuć jak osaczone zwierzę, zapędzone w kąt i szukające ucieczki. Fakt, nie było to realne zagrożenie, w końcu były to tylko pisklaki, ale instynkt zaczął robić swoje i Stark zwyczajnie zaczynał mieć dość. Krzyk i płaczliwy głos smoczątka, które niemal rozdeptał wcale nie pomagał w tej sytuacji, był kolejnym bodźcem, na który czerwony zareagował negatywnie. Podobnie zresztą jak na śmiech, który dobiegał od dwójki przed nim. Nie mogło się to dobrze skończyć.
Stark zaczął niespokojnie mruczeć pod nosem, właściwie przypominało to stłumiony warkot. Rozglądnął się dookoła, jak gdyby szukał drogi do ucieczki. I wtedy właśnie rzuciła mu się w oczy Wathara, a raczej jeden z pisklaków, który ciągnął ją w tym momencie za ogon. Ciche burczenie przerodziło się w głośniejszy warkot, a sam Stark zaczął zbliżać się szybkim krokiem w stronę smoczycy. Nie przejął się tym, że na jego drodze stała tamta dwójka. Jeśli którekolwiek z piskląt nie odskoczyło, gad odepchnął je łapą na bok z groźnym warknięciem. Gdy już dotarł do Wathary i jej "napastnika", kłapnął ostrzegawczo szczękami w jego stronę, po czym rozłożył skrzydła i wydał z siebie głośny syk. Machnął ogonem na bok, na wypadek gdyby pozostałe smoczątka ponowiły atak.
Jego zachowanie mogło wydawać się agresywne, ale Stark starał się nie wyrządzić żadnemu z nich realnej szkody. No chyba, że tamci wytrącą go jeszcze bardziej z równowagi. W takim wypadku byłoby dość nieciekawie.
Offline
Wathara popatrzyła skonsternowana na sytuację przed jej oczami, na dwa smoczątka ziejące ogniem na Starka i samego czerwonego giganta odpowiadającego na to wszystko delikatnym acz narastającym warkotem. Niedobrze... Smoczyca chciała zareagować, ale w tym momencie poczuła, jak ktoś dość niezgrabnie chwyta ją za ogon i zaczyna ją za niego ciągnąć. Gadzina odwróciła łeb w stronę sprawcy "ataku", tylko po to, żeby ujrzeć tam małe, płetwiaste smoczątko, które najwyraźniej było zdesperowane, patrząc na te krzyki o porwaniu.
Mniej więcej w tym samym momencie Starka trafił szlag, i ruszył w stronę żółtej z zamiarem... Nasyczenia na smoczę? Wath spłaszczyła płetwy i łuski - instynktownie, bo czerwony mimo wszystko stał obok niej i okazywał dominację, i prawdę mówiąc robiło to wrażenie, nawet, jeśli nie było się bezpośrednio celem pokazu siły.
-Ej, Stark, spokojnie, to tylko dzieci...-Powiedziała Wathara trochę nerwowo, jednocześnie zastanawiając się, czy najpierw ratować płetwiastą, czy tego małego co prawie płakał, czy może dwójkę rozrabiaków ziejących ogniem, którzy usiłowali zaatakować czerwonego. Smoczyca stanęła przed czerwonym - już drugi raz tego dnia - jednocześnie zasłaniając smoczę, nadal przyczepione do jej ogona, swoim ciałem.
-Może chodźmy od tych dzieciaków, co? Nie służy ci to.-Dodała szybko, usiłując jakoś rozluźnić atmosferę. Jej plan był taki - odstawi Starka gdzieś w lesie, na uboczu, z dala od bachorów, sama natomiast spróbuje ogarnąć przedszkole i potem pójdzie do miasta, zdobyć jakąś mapę i garść informacji. Tak. To był dobry plan.
A przynajmniej taki się zdawał na chwilę obecną.
Offline
Reksa i Nekson nie spodziewali się zbytnio ataku Demonicznego Zabójcy. W porę odskoczyli wydając z siebie śmieszne piski które przerodziły się w śmiech. Bawiła ich ta zabawa, a szczególnie podobał fakt że gigant w tym bierze udział. Nie zinterpretowali tego jako agresji, albo po prostu mieli to w nosie. Ważne że jest zabawnie.
- Ha-ha-ha! Tylko tyle? Nie pokonasz mnie takim byle atakiem. – Skrzeknął w stronę Starka Nekson wymachując skrzydłami. – Gdybym chciał to zniszczyłbym ten świat w 5 minut!
Do Neksona podeszły dwie nowo przybyłe nastoletnie smoczyce. Obie się zaśmiały.
- Hej Nekson, widzę że Demony Ciemności znowu atakują osadę. – Mruknęła Dris z lekką nutą ironii. Te bachory zawsze były zabawne, szczególnie jak zaczepiały losowe smoki. Wszyscy w osadzie zaczynali ich mieć dość, więc nowe pyski na pewno się przydawały. Nekson lekko drgnął zaskoczony i odwrócił się w stronę bliźniaczek widocznie zawstydzony.
- O… S-siema! Tak, ratujemy te smoczycę przed Zabójcą! – Napuszył się dumny z siebie pomimo że głos mu zadrżał. Wskazał łbem na Watharę. – Chcecie nam pomóc? Wygrywamy.
Kris i Dris to były jedyne smoczyce przed którymi Nekson się uginał. Obydwie były takie urocze i fantastyczne! A Dris super się biła. W sumie nie mógł się zdecydować którą woli, najchętniej chodziłby z nimi dwoma naraz.
- Nie… Dzięki. – Uśmiechnęła się Kris. Odwróciła się chcąc wrócić do Osady.
- Zostawimy robotę wam. – Powiedziała Dris. Odwróciła się chcąc podążyć za siostrą i przy okazji uderzyła niby koleżeńsko Neksona ogonem. Młodszy smok wywalił się na ziemię z powodu uderzenia. Smoczyce ruszyły w swoją stronę szepcząc coś między sobą.
- Ugh ah! Dziewczyny czekajcie! – Nekson podniósł się pośpiesznie, ale niezdarnie. Popędził za starszymi koleżankami kompletnie zapominając o Demonicznym Zabójcy i akcji ratunkowej Wathary.
- Nekson, gdzie ty znowu idziesz?! A Zabójca? – Wrzasnęła za nim Reksa. No nie, znowu ich wystawił!
Ilwa dalej uparcie próbowała ciągnąć Watharę za sobą, ale kompletnie jej nie szło. Ile ona ważyła?! Smoczę się kompletnie zmęczyło i już miało usiąść, ale Demoniczny Zabójca ją kompletnie zaskoczył swoją nagłą agresją. Kiedy ten syknął wrzasnęła i uciekła na pewną odległość. Szybko odwróciła się w jego stronę by zacząć go naśladować. Zaczęła śmiesznie kłapać pyskiem wydając z siebie niby syki, a skrzydła rozstawiła na oścież. Szkoda że nie wzięła swojej torby ze swoimi znaleziskami. Miała tam taką toksyczną puszkę, od tego by poległ!
Agresja Starka wobec Ilwy już kompletnie sparaliżowała Kaisa. Maluch skulił się ile mógł, w sumie już nawet nie miał odwagi płakać. Chciał już tylko zobaczyć mamę, ale mama była za daleko. A co jeżeli coś się stanie Ilwie? Nie mógł jej tak zostawić.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Jego ostrzegawczy syk zadziałał, płetwiaste smoczątko puściło ogon Wathary i odbiegło z krzykiem, przez co Stark nieco się rozluźnił. Nie trwało to jednak długo. Pisklak zaraz odszczekał mu w odpowiedzi, również wydając z siebie coś na kształt syku. Znów się spiął, ale tym razem nie zareagował, gdyż po raz kolejny dzisiaj stanęła przed nim Wathara. Czerwony spojrzał na nią niepewnie. Miała rację, to były tylko dzieci, pewnie przesadzał, ale naprawdę miał już dość. Zerknął na smoczątko stojące za nią, które wykonywało w tej chwili nieudolny pokaz siły.
Sytuacja pewnie by się uspokoiła, gdyby nie śmiech, jaki dobiegł do niego z tyłu. Śmiech, i słowa, które z jakiegoś powodu zaczęły zaprzątać jego myśli, tak jakby gdzieś już je słyszał, ale nie potrafił przypomnieć sobie, gdzie. Wraz z tymi myślami, czuł, że znów opanowuje go stres. Odwrócił się, wbijając wzrok w machające skrzydłami smoczątko. Z jego gardzieli znów wydobył się warkot, jednak gad stał w bezruchu, wpatrując się w pisklaka. Ciężko było stwierdzić, co chodziło mu po myśli, nie można było wykluczyć, że zaraz się na niego rzuci. Atmosfera, przynajmniej w oczach Starka, stała się jeszcze bardziej napięta, a przybycie kolejnych dwóch smoków tylko pogorszyło sytuację. Warkot stawał się coraz głośniejszy, a czerwony nerwowo przestąpił z łapy na łapę. Widać było, że cały ten teatrzyk bardzo źle na niego wpływał.
Na kolejne słowa Wathary zareagował tylko nerwowym kłapnięciem szczęk w jej stronę, i dzikim spojrzeniem, jakim ją obdarował. Nie było to agresywne zachowanie, tak naprawdę więcej było w nim strachu. Czuł się w tej chwili zwyczajnie przytłoczony tym wszystkim. Nie tylko obecnością wyjątkowo irytujących dzieciaków, wydarzenia z poranka i poprzedniego dnia również powoli do niego wróciły, co tylko spotęgowało uczucie stresu. Stark miał zwyczajnie dość.
Potrząsnął łbem, wydając z siebie spanikowany pomruk, po czym zaczął się powoli wycofywać. Część smocząt opuściła scenę, jednak było już za późno. W myślach Starka włączył się instynkt ucieczki. Gad odwrócił się, rzucając przelotne spojrzenie pisklakowi, który leżał skulony na ziemi. Jak widać nie tylko Starkowi nie podobała się cała ta sytuacja.
Czerwony rozłożył skrzydła, po czym wzbił się prędko w powietrze, kierując się w bliżej nieokreśloną stronę. Nie chciał zostawiać Wathary samej, on też zresztą nie chciał znowu być sam, ale musiał znaleźć jakieś spokojne miejsce. Nie miał zamiaru zrobić nikomu krzywdy, a dłuższy pobyt w smoczej osadzie zapewne by się tak skończył.
//z.t.//
Offline
Wathara widziała, że Stark był coraz bardziej poddenerwowany, i nie podobało jej się to. Na początku wydawało jej się, że może chociaż trochę udało jej się go uspokoić, czerwony zaraz jednak znów się zestresował, i tym razem kłapnął na nią dość groźnie szczękami. Żółta cofnęła się odruchowo do tyłu, jednak znajomy był od niej o wiele większy i prawdę mówiąc nie chciała paść ofiarą złości tamtego. Zanim zdążyła zrobić cokolwiek więcej, łuskowaty zaraz jednak zaczął się samemu wycofywać, po czym rozłożył skrzydła i najzwyczajniej w świecie odleciał, zostawiając ją z tym całym przedszkolem.
No pięknie.
Czyli teraz została zupełnie sama... No, prawie zupełnie sama, bo niby był jeszcze Tim.
Ale ten wybitnie miał po prostu wywalone w całą sytuację, od dłuższego czasu po prostu leżał między jej rogami i właściwie drzemał. Dopiero teraz, gdy smoczęta zaczęły biegać dookoła i hałasować jak banda piskliwych szczurów, widmo otworzyło lekko rzędy swoich jaskrawo pomarańczowych ślepi, i przeciągnęło się lekko.
"I co tam, czyli jednak nie zjadł cię ten czerwony?" Długaśny jaszczur zachichotał cicho. Prawdę mówiąc gdy Stark wtedy wrzucił Wath na grzbiet, on sam odrobinę się przestraszył, jednakże zamiast w jakiś sposób zareagować po prostu owinął się mocniej wokół jej szyi.
Spodziewał się tego, że czerwony odgryzie jej łeb, najwyraźniej jednak się przeliczył.
-Cicho...-Mruknęła Wath pod nosem. No tak, bo ten musi się aktywować akurat w najgorszych możliwych momentach.
Smoczyca rozejrzała się dookoła - przynajmniej nie była na totalnym pustkowiu, tu jednak była jakaś cywilizacja. Jej wzrok spoczął na... Zwiniętym w kłębek pisklaku, wyraźnie młodszym od reszty.
Czy coś mu się stało w czasie całej tej akcji? Może Stark na niego nadepnął?
Szybko podreptała w kierunku malucha.
-Hej... Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?- Spytała, zmartwiona.
Offline
Osada smoków nie była miejscem, które Liściak często odwiedzał. Nie miał najzwyczajniej w świecie powodu aby tam iść, wiele gadów było większych od niego oraz również dosyć spora ilość z nich z jakiegoś powodu nie przepadała za takimi jak on. Ale to była tylko część mieszkańców. Nadal jednak sprawiało to, że Liściak przychodził tutaj tylko co jakiś czas.
Tym razem przyszedł, ponieważ...
W sumie nie miał powodu. Po prostu mały smok w pewnym momencie przemieszczania się po lesie, jak najdalej od palących się drzew, dziwnych podrób i swędzącego piasku, postanowił skręcić w stronę osady. Jednak kiedy wyszedł z pomiędzy drzew na bardziej otwartą przestrzeń, Liściak położył lekko uszy. Nagła obecność tylu większych gadów go niepokoiła. Coś, co miał w naturze. Lecz postanowił to zignorować i po prostu skierować się trochę dalej między chatki i domki, każdy bardziej chaotyczny od poprzedniego.
Ponieważ w sumie jak tu był, mógł sobie skołować coś do jedzenia. Ryba, którą jadł z tymi dziwakami na plaży już dawno została wyłącznie wspomnieniem, a lenistwo małego smoka sprawiło, że od polowania łatwiej jest po prostu coś zwędzić. Już udawało mu się takie coś odpalić, więc i tym razem powinno nie być problemu.
Offline
(W pobliżu Wathary.)
Ilwa podreptała niespokojnie kiedy Demoniczny Zabójca nagle sobie odleciał. To oznaczało że wygrała? O kurde, wielkie zwycięstwo!
- Ej chłopaki, widzieliście?! Pokonałam Demonicznego Zabójcę! - Płetwiasta wrzasnęła do swoich kompanów. Odwróciła się w kierunku gdzie powinni teoretycznie być... Ale nikogo tam nie było. No nie, znowu ją zostawili?
- Chłopaki? - Zawołała znowu pytająco rozglądając się. Pobiegła w kierunku osady chcąc ich poszukać i zostawiając jednocześnie Kaisa na pastwę losu Watharze.
Kaisowi zrobiło się odrobinę lepiej kiedy Stark odleciał, ale nadal był zbyt sparaliżowany żeby się nawet podnieść. Spojrzał za Ilwą która właśnie gdzieś biegła. Załkał pojedynczo jakby miało to ją zatrzymać. Ale nie zatrzymało. Pytanie Wathary odwróciło jego uwagę. Spojrzał na nią kompletnie rozklejony.
- Ja chcę do mamy. Ja już nie chce się bawić. - Zapłakał ledwo zrozumiale. Pomijając traumatyczne przeżycia Wathara mogła stwierdzić że nic mu nie jest. Żadna fizyczna krzywda mu się nie stała.
(W pobliżu Liściaka.)
Przez osadę szły bliźniaczki z Reksą i Neksonem za nimi. Przywódca bandy opowiadał właśnie z dużą pasją o walce z Demonicznym Zabójcą oraz jego pięknej wygranej (pomimo że olał sprawę w połowie potyczki). Kris i Dris słuchały niby z zainteresowaniem, ale szukały tak naprawdę okazji żeby napuścić dzieciaki na kolejną ofiarę. Im oczom ukazał się chuderlawy, zielony smok. Bywał tutaj nieraz i wyglądał odrobinę podejrzanie. Dzieciaki lubiły go zaczepiać nazywając go Szpiegiem Malwora.
- Ej Nekson, Szpieg znowu atakuje wioskę. Może lepiej się nim zajmijcie? - Mruknęła Kris w stronę Neksona. Mały smok spojrzał w stronę Liściaka i wrzasnął przechodząc w pozę do ataku.
- To znowu ty! Mało ci mojej potęgi?! - Wrzasnął Nekson i jak na rozkaz popędził z siostrą w stronę Liściaka. Obydwie starsze smoczyce się zaśmiały z sukcesu ich prowokacji.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
To było idiotyczne. Wiedział, że bójka w barze w końcu o sobie przypomni, ale naprawdę liczył na to, że komisarz choć trochę go lubił. Zbadaj osadę? Egon miał ochotę zapytać, czy to jakiś nowy rodzaj prac społecznych, czy jednak cicha egzekucja, ale powstrzymał się od komentarzy. Może niepotrzebnie odwiedził Siengar, pewnie też nie powinien wspominać, że był w wiosce nad Mirovą, ale trudno. Przynajmniej dowiedział się w międzyczasie, że nic poważniejszego mu się nie stało. Żebra powoli przestawały boleć nawet podczas jazdy.
— To bez sensu, Czarny — mruknął pod nosem. — Jaki idiota ukrywałby się w tak oczywistym miejscu?
Egon pokręcił głową. Słyszał o tych wszystkich plotkach o Kirtanie, mazach na ścianach czy czymś tam, ale nie wierzył, że ktokolwiek dałby się tak łatwo dostrzec. Już sam fakt, że Gavbryge, choć porządnym był człowiekiem, to wpadł na to bez niczyjej pomocy. Zdecydowanie powinien zatrudnić śledczego. Albo przejść na emeryturę.
Cień przeleciał nad lasem, na moment przyciągając większość uwagi drakona. Nie było to nic niespodziewanego, w końcu w puszczy żyło wiele smoków, ale ten był całkiem spory. Koń szedł ostrożnie, czuć było jego zestresowanie, a Egon coraz mocniej zastanawiał się, czy nie powinien znaleźć sobie innego wierzchowca. Z tym jednak łączyło go trochę sentymentu.
W pewnym momencie coś ryknęło w krzakach nie tak daleko od nich. To nie był smok, raczej nie, ale nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo Czarny spłoszył się zupełnie i poniósł go na oślep przez krzaki.
— Stój, do cholery! Zatrzymaj się! PRRR... — wołał, jednocześnie unikając gałęzi i starając się nie spaść, kiedy wierzchowiec chaotycznie wymijał przeszkody.
Wypadli na otwartą przestrzeń i dopiero wtedy zwolnił, by w końcu stanąć dobry kawałek od lasu, ale i nie na środku polany... To by było ciężkie, bo była duża, ale drakon szybko zrozumiał, że to raczej nie jego rozkazy zatrzymały konia, a coś zupełnie innego. Niewiele od niego większy gad o żółto-błękitnych łuskach znalazł się zaledwie kilkanaście metrów od nich, a Czarny stanął jak wrtyty, chyba zbyt zaskoczony i przerażony, żeby dalej uciekać.
Egon wyprostował się powoli, zerkając na chaty kawałek dalej i znowu na jaszczurę. Przynajmniej nie zgubił drogi. Teraz jeszcze tylko wiarygodne kłamstwo.
— Witaj... To smocza osada, tak? — rzucił z nutą niepewności, delikatnie gładząc końską grzywę. Na chwilę zerknął na pisklaka obok niebieskiej i posłał mu lekki uśmiech. Mały wyglądał na niezbyt szczęśliwego i Egon miał cichą nadzieję, że nie wystraszył go jeszcze bardziej, bo mamusia z pewnością nie byłaby z tego szczęśliwa.
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Ta mała płetwiasta, która najpierw usiłowała ciągnąć Wath za ogon, a potem syczała na Starka, teraz odbiegła, zostawiając malucha na pastwę losu. Żółtej zrobiło się go żal, w sumie patrząc na to, jak się zachował w czasie tej zabawy i na to, jak reszta dzieciaków go traktowała, chyba nie powinien się z nimi bawić...
Smoczycy ulżyło trochę, gdy tamten uniósł łepek i zaczął do niej mówić. Widziała, w jakim był stanie - definitywnie go to wszystko bardzo przestraszyło, i Wath, mimo tego że doświadczenie z zajmowania się dzieciakami miała marne, wiedziała w tym momencie, że nie mogła go tu tak zostawić. Po pierwsze - bo był za młody, po drugie był strasznie bezradny w całej tej sytuacji, a po trzecie... Kurde no, zostawienie zapłakanego dzieciaka na skraju wioseczki? Nie, nie mogła tego zrobić.
Wath usiadla przy nim.
-Nie no, ja rozumiem... Przestraszyłeś się, też bym się przestraszyła...Stark jest jednak naprawdę duży.-Powiedziała, po czym pochyliła łeb do pisklaka. Chciała mu pomóc, ale z drugiej strony... No nie chciała zabrzmieć jak jakiś podejrzany typ.-Możesz wstać i chodzić? Jeśli tak to mogę z tobą iść do twojej mamy. Tak żeby cię już nikt nie zaczepiał po drodze. A jak nie to mogę ponieść cię na grzbiecie w sumie, ale wtedy musisz pokazać mi drogę. Bo jestem tu pierwszy raz.-Miała świadomość, że właściwie dopiero co poznała dzieciaka, na dodatek ona była jednak osobą obcą, a cholera wie, czy nie kręcili się tu jacyś zwyrodnialcy, więc równie dobrze maluch mógł wziąć i po prostu od niej uciec słysząc propozycję. No ale nie wiedziała, jak to inaczej ująć. Uspokajać go czymś w stylu "spokojnie, nic ci nie zrobię" też nie chciała, bo odnosiła wrażenie, że wyjdzie jeszcze bardziej dziwnie.
-Chyba, że chcesz tu zostać, a ja pójdę tam do wioski, i poszukam kogoś dorosłego?-Przechyliła lekko łeb, ignorując widmowy ogon Tima, który teraz kołysał się jej między oczami.
"Jeszcze jako niańka dorabiasz słuchaj, no normalnie cały komplet umiejętności. Jeszcze ogrodniczką zostań, o. Wtedy na pewno znajdziemy drogę do domu." Paskud odezwał się, drapiąc ją po czole swoimi drobnymi pazurkami.
No co za szczur no.
Smoczyca oczekiwała, że następne co usłyszy, to jakieś słowa od tego dzieciaka, jednakże przeliczyła się.
Najpierw wyczuła specyficzny, ssaczy zapach, zaraz jednak usłyszała coś jak uderzenia twardych racic o ziemię, to też odwróciła się w tamtą stronę, oczekując jakiegoś zwierzęcia, odruchowo też wstała, zasłaniając Kaisa swoim cielskiem; Jednakże już po chwili Wathara zrozumiała, że jej oczekiwania były kompletnie inne od rzeczywistości.
Na wszystkich przodków, widma i duchy, BOGOWIE, co to było???
Wathara zastygła w połowie ruchu, wpatrując się z czymś w rodzaju zdziwienia wymieszanego z przerażeniem wymalowanym na pysku. Znaczy, dla Egona, który był człowiekiem, wyglądało to pewnie po prostu tak, jakby mu się po prostu przyglądała, tyle, że była jakaś oklapnięta.
-Nie...Nie mam pojęcia... Proszę Pana.-Powiedziała w końcu, dość niepewnie, rzucając spojrzenia raz dziwnej małpie, raz temu potworowi, na którym ta małpa siedziała. Z jakiegoś powodu stworzenie budziło w Watharze... Lęk... Bo... Co to właściwie było? Czemu miało taki pysk? I kopyta??? Nie miało skrzydeł, ale było jej wielkości? I wyglądało trochę jak smok, ale jakby nie do końca...
Zresztą, ta małpa też nie lepsza, miała jakąś dziwną, płaską twarz, ale do tego tylko jedno skrzydło? I kępkę futra na czubku głowy, co wydało się Watharza co najmniej niedorzeczne.
Smoczyca trochę niespokojnie przesunęła ogon po ziemi.
Offline
Czmychając między łapami większych gadzin, Liściak szedł dalej i uważał aby nie zostać zdeptanym. Generalnie to mu nie groziło, ponieważ w lesie i tak trzymał się głównie koron drzew, ale tutaj nie mógł nawet iść po dachach chatek bez zwrócenia na siebie uwagi jakiegoś wielkiego gbura.
Jakby na zawołanie jakaś smoczyca, która mogłaby go spokojnie zmieścić w swojej paszczy odwróciła się i spojrzała z góry na Liściaka z nie ukrywanym obrzydzeniem na jej pysku. Była gotowa coś powiedzieć, było to widać, więc Liściak syknął na nią, kłądąc po szyi uszy i potruchtał w inną stronę.
Niech coś trafi tych tutaj. Ale jedzenie mieli pyszne, ciężko jest temu zaprzeczyć.
Nie miał jednak czasu na rozmyślanie o tym, ponieważ bez żadnej zaposiedzi usłyszał jakieś wrzaski. Mały smok się zatrzymał i wyciągnął szyję, zbity z tropu o co w ogóle chodziło. Ale kiedy tylko dostrzegł smoka swojego rozmiaru, pisklaka, zrozumiał co się zaraz miało zadziać. Zniżył łeb i rozłożył skrzydła, kładąc swoje uszy spowrotem na szyi.
"Zostawcie mnie w spokoju, bachory! Ja nic nie robię!" To nie była prawda, ale ostatnie czego chciał to mieć doczynienia z tą bandą. Dlatego też bez czekania na odpowiedź ruszył szybko przed siebie, chcąc uciec jego prześladowcom. "Szkarady!"
Offline
{W pobliżu Wathary)
Postawa Wathary w stronę Kaisa pomogła mu się trochę uspokoić. Szczególnie że tego dużego nie było nie czuł się już tak zagrożony. Żółta smoczyca nie wydawała się taka straszna. Maluch podniósł się powoli i spojrzał gdzieś w bok jakby się bał że Stark wróci lada moment. Może Ilwa i reszta z nim walczą akurat a on wróci bezpiecznie do mamy. Ale oni są dzielni…
- Mogę… Na grzbiecie? – Zapytał nieśmiało. Kaisowi oczy zabłysły na propozycję. Wathara wydawała się taka wysoka, nie aż tak jak mama ale nadal super. Smoczę podreptało niecierpliwie w miejscu i podeszło w podskokach do smoczycy. – Tak, na grzbiecie. Wtedy na pewno znajdziemy mamę!
Kaisowi nic co prawda nie dolegało że musiał akurat na grzbiecie wrócić do wioski, ale propozycja wydała mu się zbyt fajna żeby nie skorzystać. Rzadko kiedy miał takie atrakcje, mama raczej mu nie pozwalała na takie wybryki, a wszyscy bracia już dawno gdzieś odlecieli.
Niestety jego ekscytację przerwały hałasy. Kais pisnął uznając że to Stark który wrócił po niego. Szybko pobiegł za jedną z nóg Wathary żeby się schować. Teraz zaczął się martwić że jego przyjaciele jednak zostali pokonani. Wyjrzał po chwili żeby ujrzeć… Konia i człowieka. Ten fakt wcale nie pocieszył Kaisa. Co prawda czasem się zdarzali tutaj tacy goście, ale to nie były zazwyczaj za fajne wydarzenia. Dzieciak tym bardziej zaczął żałować że nie mu tutaj jego przyjaciół.
(W pobliżu Liściaka)
Nekson zaśmiał się na ucieczkę Szpiega. Uznał to za kolejny ze swoich triumfów. Nie był to jednak powód że odpuści gnębienie Liściaka. Zaczął go gonić jak najszybciej mógł.
- Gdzie uciekasz sługo Ciemności? Myślisz że mi zwiejesz? – Wrzasnął za nim. Chociaż prawda była taka że nie umiał za bardzo nadążyć za Liściakiem. Wciąż był byle pisklakiem. Smok wrzasnął z lekkiej frustracji i zionął ogniem przed siebie jakby miało mu to pomóc dogonić Szpiega.
Za Neksonem pędziła dalej jego siostra która coś sama wrzeszczała. Od dłuższego czasu próbowała dogonić brata. Jak się wreszcie zatrzyma to mu walnie w ten pusty łeb.
Kris i Dris podśmiechując się z udanej prowokacji uciekły żeby przypadkiem nie dostały reprymendy od jakiegoś dorosłego smoka. Już od jakiegoś czasu zaczęły dostawać wciry od starszych że nagabują dzieciaki na mieszkańców czy gości w wiosce. Niektórzy nawet mieli je bardziej dość niż same dzieci.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
Reakcja smoczycy była niespodziewana i o tyle bardziej niepokojąca, że nie bardzo wiedział, jak ma to zinterpretować. Wyglądała, jakby rozważała, co on tu robi i co z nim począć. To już samo w sobie nie było dobre, Egon był gotów w każdej chwili zawrócić albo w inny sposób próbować opanować sytuację, gdyby zrobiła się niebezpieczna.
Zerknął znów na smoczątko, które ukryło się za łapami żółtej. Nie było do niej zbyt podobne, ale może to przypadek. A może faktycznie nie należało do niej, licho wie, zresztą to nie była jego sprawa.
Proszę pana? Zerknął na pierwsze chaty i znowu na nią. Czarny parsknął i poruszył nogą ze skarpetką, jakby chcąc się cofnąć, ale drakon mu na to nie pozwolił.
— Nie? Cóż, hm... Myślałem, że jesteś stąd... pani — dodał trochę niepewnie, trochę nawet głupio czując się z tym zwrotem, bo nigdy mu jakoś nie pasowały do gadów. Nawet jeśli były równie inteligentne, co oni, to brzmiało jakoś tak zbyt ludzko. — Ale w takim razie... pewnie nie będziesz mieć nic przeciwko, żebym się wprosił? — rzucił z lekkim uśmiechem, próbując tym rozluźnić dziwnie napiętą atmosferę.
Chciał podjechać bliżej, ale koń zaprotestował kategorycznie i zarzucił głową z cichym rżeniem. Cofnęli się nieco i Egon poklepał go po szyi, by zaraz zsiąść z siodła. Kategorycznie potrzebował innego wierzchowca.
— Nie przejmuj się nim, pani, czasem jest strasznie tchórzliwy — podjął i zaplątał wodze o jakieś badylaste młode drzewko. Poruszył skrzydłem trochę niespokojnie. Kątem oka wciąż uważnie obserwował smoczycę, by nie dać się zaskoczyć. Miał nadzieję, że jego koń nie stanie się obiadem, kiedy on pójdzie do osady.
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Rev praktycznie przez turbulencje spowodowane przez burzę, które utrudniały mu wciąż lot, musiał w pewnym sensie wykonać "awaryjne" lądowanie w miejscu, w którym to mieszka od długiego okresu czasu. Można praktycznie by rzec, że na początku chciał polecieć w inne miejsce, w którym mógłby jakoś jeszcze krótką chwilę odpocząć od tego, co się wydarzyło jakiś okres czasu na wybrzeżu, gdzie to też spotkał wtedy tą trójkę smoków, ale aura pogodowa niestety zmieniła jego plany.
Psia krew... ta pogoda naprawdę musiała mieć wtedy swój kaprys. - pomyślał - Aczkolwiek z drugiej strony przynajmniej spowodowała, że nie doszło do walki. Ale ciężko mi stwierdzić, czy praktycznie to wybawiło mnie z opresji czy też nie.
Czarny jeszcze przez chwilę dłuższą rozmyślał zanim wylądował przed wejściem do osady, a dokładniej trochę dalej niż zazwyczaj - nie chciał za bardzo zostać przywitanym przez innych mieszkańców tego miejsca, ponieważ potrzebował chwili spokoju. Jego rozmyślenia przerwał znowu instynkt, który w tej chwili odrobinę za bardzo wariował - wszak był w miejscu, gdzie było można by rzec spora ilość istot, a zwłaszcza smoków. Wśród nich były także te, które... spotkał wcześniej na wybrzeżu?
Co tu się... - powiedział do siebie zaskoczony - Skąd oni się tu u licha wzięli? A już myślałem, że będę mógł mieć chociaż na chwilę spokój od tej gromadki smoków, które nie były jakoś dobrze taktycznie przygotowane... - po tym westchnął - Co ciekawsze, nie wyczuwam ani nie widzę tutaj nigdzie tego największego z nich - czyżby ich opuścił? No cóż, nie mój problem w sumie, ale wolę na razie trzymać się w bezpiecznej odległości, żeby zobaczyć co się dzieje.
Rev nie ukrywał, że wciąż był z deka zaskoczony faktem, że żółta smoczyca oraz zielony mały smok przybyli tutaj do tego miejsca. Czuł też po części lekki gniew, ale on był bardziej spowodowany ochroną tego miejsca przed nieproszonymi gośćmi. Przez chwilę nawet odniósł wrażenie, że prawdopodobnie mogą być obaj także z Kirtanu jak on, jednakże po paru chwilach odrzucił te myśli - brzmiało to nonsensownie i nie pasowało zbytnio.
W międzyczasie zauważył też obecność dość nietypowej istoty, wyglądała ona praktycznie na człowieka, aczkolwiek pewien element nie zgadzał mu się w jego wyglądzie - skrzydło, które odstawało bardzo od reszty. Ciężko mu było w sumie dostrzec, ponieważ Rev był od tej gromadki trochę oddalony.
Ok, to, co się tutaj dzieje jest bardzo, ale to bardzo nietypowe. To jest już coś, czego nie widziałem jeszcze żyjąc tutaj na tym półwyspie.
Offline
Wathara oczywiście usłyszała słowa małego smoczka, jednakże była na tyle skupiona na istotach stojących przed nią, że chwilowo mu nie odpowiedziała.
Słysząc słowa dwunoga, trochę uniosła płetwy, relaksując się odrobinę. Wyglądało na to, że czymkolwiek to coś było, nie miało złych zamiarów... No, przynajmniej na razie. Na dodatek Wath odniosła wrażenie, że dwunóg jest tak samo skołowany, co ona, co trochę dodało jej otuchy.
Słysząc jego następne słowa, kiwnęła lekko łbem. -Nie no, proszę iść... Ja nie mam nic przeciwko. Mówię, jestem tu pierwszy raz.-Wathara w sumie na chwilę się zrelaksowała, tylko po to, żeby zaraz znów się spiąć - jej łuski i płetwy ponownie gwałtownie przylgnęły do jej ciała, gdy dziwny wierzchowiec spłoszył się i zaczął się rzucać. Smoczyca odruchowo zrobiła krok w tył, jednakże widząc, że dwunóg panuje nad sytuacją, zaraz poczuła się odrobinę pewniej.
-Ah, dobrze... Byleby nas nie stratował.-Powiedziała, zerkając na kopyta istoty. Kopnięcie czymś takim na pewno by bolało, nie wspominając już o tym, co to by zrobiło takiemu smoczątku...
...Właśnie, smoczątko.
-Skoro... Idzie Pan już do osady, miałby Pan coś przeciwko, jeśli zabralibyśmy się z Panem? Ten mały oddzielił się od matki, i chcę go odprowadzić, ale prawdę mówiąc... No, jak już wspominałam, nie jestem zbyt zorientowana w okolicy.-Powiedziała smoczyca do Egona, zerkając to na pisklę chowające się między jej nogami, to na człowieka.
Offline
"Jaki sługa! Ja nie jestem żadnym sługą! Zostawcie mnie!" Liściak wrzasnął, lekko odwracając łeb za siebie. Pisklak zostawał powoli w tyle, więc mógł sobie na to pozwolić choć nie zwalniał tempa. Nie mógł biegać tak szybko jak niektóre smoki przez jego kulejącą łapę, ale nie można było go również nazwać wolnym, w żadnym wypadku.
Ku jego uldze tylko dwa pisklaki go goniły, reszta tej bandy się ulotniła. Przynajmniej miał taką nadzieję. Spowrotem skupił się na śceżce przed sobą, wymijając pozostałe gady. Większość nie zwracała za dużo uwagi na to, co się działo, lecz jedna czy dwie smoczyce prychnęły na niego z dezaprobatą. Wyglądały znajomo, ale Liściak miał co innego na głowie, więc po prostu je zignorował.
W końcu jednak dostrzegł stertę ułożonych kłód leżących przy jednym z domków. Z satysfakcją machnął skrzydłami i wskoczył na jej szczyt, a następnie machnął jeszcze raz i znalazł się bezpiecznie na pochyłym dachu chatki.
Wystawiając język na goniące go pisklaki, wdrapał się jeszcze wyżej na czubek dachu i dopiero tam, poza wzrokiem tłumu gadzin i, co najważniejsze, małej bandy, pozwolił sobie na małe zrelaksowanie się. Liściak potrząsnął łbem, po czym z zadowoleniem się rozejrzał z nowego punktu widokowego. Nie zajęło mu dużo czasu na wypatrzenie znajomej żółtej smoczycy, zaskakując Liściaka. Co ona tu robiła? Lepsze pytanie nasunęło mu się chwilę później, kiedy ten dziwny czarny smok z plaży również się pojawił w wiosce.
Co to ma być?!
Kładąc po sobie uszy i kolce, Liściak prychnął cicho, po czym rozłożył skrzydła. Chwila przygotowywania się i już sunął w dół, ku Watharze. Kiedy wylądował (dosyć niezgrabnie przez bolącą łapę), podszedł do Wathary.
"A co ty tu robisz? Myślałem, że- co to jest?!" Nie zdążył nawet się spytać jakim cudem dostała się do osady, kiedy zorientował się, że przed nimi stała jakaś szkaradna bestia. Dwugłowa! Z jednym skrzydłem! I jedna z tych głów niepokojąco była podobna do ludzkiej!
Offline
Kais poruszył się niespokojnie wokół Wathary bo pomimo dziwacznego nieznajomego bardzo chciał wspiąć się na grzbiet smoczycy i obserwować okolicę jak duży smok. Żółta dodawała mu otuchy więc nie bał się specjalnie Egona. Dotknął parę razy łapką kończynę Wathary żeby spróbować zwrócić na siebie uwagę.
- Czy mogę już na grzbiet... Proszę? - Zapytał się z ewidentną niecierpliwością w tonie. Dodał szybko jedno z trzech ważnych słów które mama go nauczyła. Czasem zapominał o używaniu ich, ale wiedział że są wymagane do bycia grzecznym. Zresztą Wathara na pewno mu już pozwoli się wspiąć na grzbiet kiedy poprosi. Niestety zaraz jego uwagę odwrócił koń który zaczął się strasznie wydzierać. Kais skulił się odrobinę żeby przypadkiem zwierzę go przypadkiem nie zauważyło. Nie pomagał fakt że zaraz pojawił się kolejny nieproszony gość. No nie! To ten Sługa Ciemności którego Ilwa i inni szukają. Jak ich znajdzie po obiedzie to musi im koniecznie powiedzieć że tu jest.
Nekson biegł ile sił, ale niestety Liściak mu po prostu zwiał. Pisklę się jednak nie poddawało kontynuując pościg. Nie zauważył że Sługa Ciemności już dawno zwiał gdzieś na dach.
- Szybko Reksa! Tędy, widzę go! - Wrzasnął do swojej siostry nie chcąc się skompromitować, że go zgubił. Obydwa smoczątka zniknęły pomiędzy chatami żeby później wbiec w las.
JAK CZYTAĆ
BLAZE / AMIRA
[ rozmowy prowadzone w myślach między smoczycami ]
Offline
No dobra, nie było tak źle. Pisklak nie panikował, przynajmniej nie jakoś bardzo, Czarny jeszcze nie uciekł, a smoczyca nie była chętna, by pożreć którekolwiek z nich. Nie było źle, choć nadal nie ufał całemu temu miejscu i jego mieszkańcom. Oby tylko żaden go nie rozpoznał.
Pokiwał głową z lekkim uśmiechem w odpowiedzi na jej pierwsze słowa.
— Świetnie, to znaczy, dziękuję. — Właściwie sam nie wiedział, co było stosowniejsze. Całe te konwenanse bywały irytująco skomplikowane.
Przytrzymał konia i zaczekał, aż ten ogarnie się choć trochę. Ruch ze strony żółtej nie został niezauważony, zresztą za chwilę się odezwała, a Egon zerknął na nią i zaś nieco w bok, gdzie pojawił się kolejny smok. Był jak noc i wielki jak... no powiedzmy rybacka chatka. W każdym razie spory, zdecydowanie jeden z większych, jakie widział. Niezbyt dobrze.
— Hm? A tam, bez obaw, uciekłby jak najdalej od was. — Machnął ręką na jej obawy przed tratowaniem i jeszcze raz sprawdził przywiązanie do badyla. Wtedy też padła całkiem ciekawa propozycja. — Właściwie czemu nie, chodźmy. Tak na marginesie mam na imię Egon... — umilkł po chwili i nawet nie bardzo zdążył się odsunąć od konia, nim nie zjawił się kolejny gad. Mała zielona jaszczurka, cudownie. — To? — Egon obejrzał się na Czarnego. — Koń — rzucił, perfekcyjnie paląc głupa. — Wiesz, taki trochę jeleń, tylko domowy. — Wzruszył ramionami, podchodząc do nich parę kroków i zerknął na żółtą, bo to jednak chyba był jej znajomy, może wolała z nim zostać.
He said: "son, have seen the world? Well, what would you say if I said that you could?
Just carry this gun, you'll even get paid." I said "That sounds pretty good..."
Black laether boots spit-shined so bright, they cut off my hair but it looked alright.
We marched and we sang, we all became friends
as we learned how to fight...
Offline
Rev najwidoczniej dobrze zrobił, że jednak wylądował w dalszej odległości od Osady, w której to też mieszka od kiedy się tu przeprowadził z przymusu. Przymus ten praktycznie był spowodowany ucieczką od śmierci ze strony innych smoków, które polowały na jego rasę. Szczerze powiedziawszy nie chciał o tym wspominać, ponieważ wywołuje to u niego poczucie wstydu z powodu tego, że nie mógł nic zrobić będąc jeszcze wtedy młodym gadem.
Wracając jednak do tematu odległości - Czarny smok objął w pewnym sensie dobrą, o ile to można tak nazwać, taktykę. Po prostu można by rzec, że sprzyjało mu szczęście, ponieważ nikt go nie zauważył... a przynajmniej do pewnego czasu.
Reventus praktycznie starał się jakoś usłyszeć to, o czym rozmawiają tamtejsze istoty. W międzyczasie rozglądał się po okolicy, aby sprawdzić, czy może ktoś go nie zauważył już. W pewnym momencie jego wzrok padł na dach jednego z budynków osady, na którym to właśnie było widać zielonego mikrusa. Zdawało mu się właśnie, że patrzył w jego stronę.
A ten tu skąd...? - zapytał się samego siebie w myślach. Pomimo iż odległość między nimi była dość spora, to i tak Reventus był w stanie rozpoznać tego smoka. Smoka, którego spotkał na wybrzeżu i nie zachowywał się wobec niego zbyt miło - Jak on się tutaj dostał...? Chwila... Czy on nie przypadkiem jest także z Kirtanu?
Te przemyślenia jeszcze go nurtowały przez chwilę, jednakże pokręcił łbem. Nie było na to w tej chwili czasu, kiedy musi w pewnym sensie pilnować, żeby w miarę konieczności ruszyć w obronie Osady gdyby doszło do ataku.
Jednakże wychodziło na to, że sytuacja jest na razie... spokojna? Ciężko mu było to jednoznacznie stwierdzić - przez wojnę między obiema stronami konfliktu czarny smok stracił w pewnym stopniu ufność do istot, które spotyka pierwszy raz. Starał się zachować ostrożność, ponieważ już kilka razy spotkał się ze zdradą.
Spojrzał raz jeszcze na żółtą smoczycę oraz dość nietypowego człowieka z jednym skrzydłem. Najwidoczniej mieli w planach wejść do środka Osady. W całym tym zamieszaniu nie zauważył, że ten mały zielony smok, który wcześniej był na dachu jednego z budynków, jakąś chwilę temu zjawił się u tej dwójki.
Będę musiał mieć ich na oku. Nie wiem czy nie mają w planach złych zamiarów. - westchnął - O ile ta żółta ostatnio wyjaśniła mi całą sytuację kiedy spotkaliśmy się tam na wybrzeżu... tak i ona jak i ten drugi wciąż są dla mnie obcy.
Offline
[ Wygenerowano w 0.270 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 8.39 MB (Maksimum: 8.85 MB) ]