Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Najbliższe okolice Smoczej Osady prezentowały się całkiem jasno i przyjemnie. Drzewa rosły tu znacznie rzadziej, niż w innych miejscach puszczy, a większość z nich była już wiekowa, więc korony zaczynały się dopiero kilka metrów ponad głową. Ziemia powoli zajmowana jest przez gęste zarośla, które powoli przejmują teren po szczątkach kamiennych ścian. Pozostałości dawnej Osady porzucone jeszcze w czasie wojny niszczeją we własnym leniwym tempie, będąc zarówno smutnym wspomieniem przeszłości, jak i bardzo spokojnym, melancholijnym widokiem. Zazwyczaj jest tu bezpiecznie, duże drapieżniki rzadko zapuszczają się tak blisko smoczego siedliska.
Offline
Nie zamierzał lądować w samej Osadzie. Co prawda wątpił, by wzbudziło to jakąś sensację, choć też mogło, ale po prostu nie miał ochoty rzucać się w oczy pierwszych lepszych przechodniów i prawdopodobnie być przez nich zaczepianym. Chatki pozostawały ostatecznością, najpierw postanowił przeszukać pozostałe tereny, w których ktoś taki jak Ragros mógł się kręcić. Miało to swoje wady, bo na dobrą sprawę mógł być wszędzie, ale... był dużym smokiem, to dawało jakieś pole do manewru w ograniczaniu opcji. Znalazłszy jakiś mniejszy prześwit między drzewami, ale wystarczająco szeroki, Ksej wylądował na sterczącej z ziemi kupie głazów. Kiedyś były sporym budynkiem, ale ten zapewne zapadł się do środka, pozostawiając to nijakie pobojowisko, które obficie teraz porastało zielskiem. Biały przez chwilę jeszcze poruszał skrzydłami, jakby upewniając się, że konstrukcja jest stabilna, po czym zwinął pierzaste kończyny i miękko zeskoczył na ziemię.
Rozejrzał się wokół po lesie, wciągnął powietrze do nozdrzy i wysunął język, badając obecne tu zapachy. Na razie nic ciekawego, ale nie zaszkodzi przejść się po szczątkach dawnej Osady. Może jeśli nie samego Ragrosa, to znajdzie chociaż jego niedawne ślady.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Długo nie zajęło, nim Ksejgaak wyczuł dość świeżą woń przywódcy Kirtanu, napływającą gdzieś z pomiędzy drzew. Wyglądało na to, że starzec wybrał się na spacer... A może załatwiał jakieś pilne sprawy w okolicy? Trudno powiedzieć, w każdym razie na pewno znajdował się dosyć niedaleko. Znalezienie go nie powinno sprawiać większych kłopotów, i jeśli Ksejgaak zdecydował iść się za śladem zapachu, już wkrótce dostrzegł połyskujące w promieniach słońca złote łuski mędrca, który w chwili obecnej, jak się zdawało, był zajęty - wraz z dwoma młodszymi smokami stał on nad cielskiem masywnego, futrzastego stworzenia, które smok polarny mógł rozpoznać jako jednego z większych roślinożerców, będących częścią tutejszej fauny; Młodziki, jeden o srebrnych łuskach i kręconych, czarnych rogach, przywodzących na myśl kły narwala, drugi zaś w trawiastym, zielonym odcieniu z pióropuszem ciągnącym się wzdłuż grzbietu, musiały właściwie dopiero co osiągnąć nastoletni wiek, bo były one znacznie mniejsze od potężnego złotołuskiego.
-...Nie najgorzej jak na pierwszy raz, ale Salem, następnym razem musisz zwracać uwagę na to, co dzieje się po twoich bokach, ten Kircuk w którymś momencie prawie cię zmiażdżył.-Dudniący głos Ragrosa wypełnił las, gdy ten przechylił łeb, wpatrując się w srebrnołuskiego. Młodzik, chyba trochę speszony, przyciągnął łeb bliżej szyi.
Offline
Trop znalazł się dość szybko, a więc szczęście postanowiło dopisać mu choć odrobinę. To dobrze, bo niedługo powinien wracać do domu, ale był na to jeszcze czas. Oby tylko Wolf nie zaczął znowu narzekać na jego nieobecności, ale cóż... po takim czasie powinien przyzwyczaić się, że nie stoi jednak na pierwszym miejscu. Tak czy inaczej, biały smok ruszył przez las w poszukiwaniu przywódcy Kirtanu.
Nie minęło wiele czasu, jak złote łuski błysnęły między drzewami. Nie był jednak sam, a wzrok Ksejgaaka przeniósł się na dwa podrostki oraz ich zwierzynę. A więc upolowali kircuka, nie tak najgorzej, choć ryzykownie. Z drugiej strony duże zdobycze były nieraz zbawienne, jeśli mieli więcej pysków do wykarmienia, więc raczej nie stracą na tej nauce. Jeśli coś takiego było w ogóle możliwe.
Prawdopodobnie rzucił się nastolatkom w oczy, a to prędzej czy później przykułoby uwagę starego smoka, więc nie zamierzał dłużej się czaić, niż do końca jego wypowiedzi.
— Witaj, Ragrosie — rzucił, podchodząc parę kroków na bardziej komfortową odległość dla rozmowy. — Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie chwilę — dodał zaraz spokojnie, nie uciekając już jednak wzrokiem na jego dwóch uczniów.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Gdy biały gigant wyłonił się spośród drzew, jeden z młodzików, ten zielony, chyba nie spodziewając się nagłego pojawienia się obcego, odskoczył na bok. Salem - bo tak najwyraźniej miał na imię ten srebrnołuski - zachichotał cicho pod nosem, widząc reakcję tamtego.
-Kretyn bez węchu, hehe.-Wysyczał cicho do kolegi z pióropuszem, za co jednak momentalnie został zdzielony przez łeb skrzydłem Ragrosa.
-Zachowujcie się, to nie lęgowisko.-Warknął. A potem wyprostował się, wpatrując się w futrzastego.
-Witaj, Ksejgaaku. Dawno nie gościłeś w tych stronach... Tak, oczywiście.-Smok rzucił okiem na swych uczniów. -Zostawcie nas samych.- Młodziki trochę niechętnie, ale posłusznie oddaliły się, znikając gdzieś w chaszczach.
Od czasu gdy widzieli się po raz ostatni, Ragros właściwie nie zmienił się za wiele. Może jedyną różnicą było delikatne wyblaknięcie łusek, poza tym jednak smok dalej jednak górował nad wieloma ze swych pobratymców, dorównując prawie wielkością Ksejgaakowi; Jego potężne, przypominające odrobinę baranie rogi dumnie zdobiły stary, pomarszczony łeb, kilka większych blizn jeszcze z czasów wojny stanowiło świadectwo jego wieku, jak i doświadczenia. Starzec skierował swoje brązowe ślepia na smoka.
-Zmieniłeś się od ostatniej wizyty, urosłeś.- Smok pamiętał Ksejgaaka jeszcze z czasów wojny, i chociaż ten już wtedy był dość spory, to teraz był... Cóż, jeszcze większy. Ragros przechylił lekko łeb, i wypuścił gorące powietrze z nosa - z jego nozdrzy wyleciały małe kłęby dymu.
Offline
Nagły ruch ze strony zielonego młodzika nie uszedł jego uwadze, choć Ksejgaak uparcie nie zwrócił tam wzroku. Mimo tej udawanej obojętności, w jego myślach pojawił się szyderczy uśmieszek. Mógł zgadywać, dlaczego polowanie było ryzykowne i mogło skończyć się nie najlepiej. Może zacznie szybciej wyciągać wnioski, chociażby po to, żeby znowu nie wyjść na głupka w swoim towarzystwie. Nie żeby Ksejgaak popierał szemranie, ale jego wpływu nie można było odmówić.
W każdym razie, Ragros zgodził się poświęcić mu chwilę, więc biały zaczekał cierpliwie, aż pisklaki się oddalą. Zerknął wtedy za nimi, by za moment znów obdarzyć starca swoim spojrzeniem i lekkim uśmiechem na kolejne słowa.
— Ty zaś jesteś taki, jak cię zapamiętałem. Zdałoby się, że nic mnie nie ominęło — odparł i spoważniał nieco bardziej. — Niestety nie przychodzę na towarzyską wizytę. Być może dane ci było słyszeć o zamieszkach w niektórych częściach Medevaru. Ataki na pojedyncze cele, sabotaże, symbole w kształcie K. Nie zrozum mnie źle, nie jestem tu po to, by was oskarżać — mówił spokojnie. — Pomyślałem, że możesz wiedzieć coś, co rzuciłoby światło na tę sprawę.
Na tym postanowił na razie zakończyć, uznając plotki za zbędne, a korzyści płynące ze zbierania informacji zbyt oczywiste. Cały czas spoglądał na Ragrosa, nie tylko dając mu znać o swoich szczerych intencjach i poszanowaniu rozmówcy, ale i obserwując jego reakcje.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Ragros odwzajemnił uśmiech, zaraz jednak westchnął ciężko, słysząc jego kolejne słowa.
-No tak, spodziewałem się, że może o to chodzić...-Smok usiadł ciężko, sapiąc cicho, przyciskając skrzydła do boków. -Nawet nie winię cię za przyjście z tym do nas, sam bym tak postąpił, gdybym był Medevarczykiem...- Starzec wypuścił kolejny obłoczek dymu, tym razem z pyska. -Cóż, chciałbym jakoś pomóc rozjaśnić ci sprawę, ale niestety sami błądzimy w ciemnościach, jeśli chodzi o te... Zamachy.- Smok zmarszczył brwi, i teraz Ksejgaak mógł dostrzec, jak na pysku złotołuskiego maluje się wyraz jakiegoś dogłębnego zmęczenia. Jak gdyby nie dosypiał przez wiele nocy. -Nie można tego inaczej nazwać, nie ma to większego sensu... Zresztą, sam wiesz, jak wygląda sytuacja, Kirtan wiele zyskał dzięki zakończeniu wojny.- Była to prawda, Ragros postarał się, aby Osada uległa rozwojowi dzięki wymianie z Medevar. Oczywiście, było to dość ciężkie do wprowadzenia w tych stronach, w tak krótkim czasie dużo smoków które walczyło w czasie wojny nadal żyło i miało się dobrze, więc starsze pokolenia trochę niechętnie podchodziły do zmian, ale dbali o to, aby młodzi mieli lepsze wykształcenie i perspektywy na przyszłość. -Już konsultowałem się w tej sprawie z Durovastem i zaostrzyliśmy patrole, niedługo Medevar ma też wysyłać tu swoich wojskowych... Nie wiem, kto mógłby chcieć wojny.-Złotołuski owinął ogon wokół łap.
-Póki co nie mamy nawet żadnych podejrzanych, chociaż gdy już dostaniemy wsparcie Medevaru... -Ragros zniżył głos, właściwie do szeptu. -Nie ogłaszałem publicznie tego, że poprosiłem o pomoc wasze wojsko. Przeprowadzimy kontrole w Osadzie... Chcemy odsiać potencjalnych zdrajców.- Ragros wiedział, że Ksejgaak, jeżeli chodzi o sprawy poufne, raczej się nie wygada - mimo wszystko był potężnym magiem, pracował dla korony, to była persona zaufana.
Offline
Kiedy Ragros usiadł, biały również sobie na to pozwolił, lokując się obok niego. Przez chwilę spoglądał na starego smoka, by ostatecznie zawiesić wzrok na leżącym truchle kircuka. Niektóre jego słowa mu się nie podobały, niekoniecznie dlatego, że były nieprawdziwe, po prostu ugryzło go zrównanie tego spotkania i przynależności do Medevaru, ale nie skomentował tego. Nie było potrzeby kłócić się o takie rzeczy, kiedy mieli ważniejsze rzeczy do omówienia.
Kolejne jego słowa nie zapowiadały się dobrze, ale nie przerywał jego wywodu, od czasu do czasu zerkając na złotołuskiego. Na wspomnienie Durovasta Ksej lekko uniósł uszy. Patrole. To dobrze, ale nie był przekonany do wprowadzania oddziałów do puszczy. To było zapewne konieczne, lecz mogło pociągnąć oczywiste problemy. Cała sytuacja wyglądała na taką, z której nie było dobrego wyjścia.
Ksej westchnął cicho, by za moment znowu zerknąć na Ragrosa, kiedy ten zniżył głos.
— Rozsądnie — odparł równie cicho. — Mam nadzieję, że to, jak i sama obecność wojska nie spowoduje niepokojów wśród zwykłych smoków. Są wśród nich tacy, którzy nawet nie wiedzą, co się dzieje. — Umilkł na moment. — Jeśli dowiesz się czegoś, daj mi znać... Choć nie sądzę, żeby oficjalna droga od razu przyniosła wymierne efekty. — Podniósł się z miejsca i zerknął na zdobycz. — Póki co, cierpią prości ludzie, a to najgorsze. — Podniósł wzrok na Ragrosa. — Uważajcie na myśliwych. Nawet Durovast nie upilnuje wszystkich swoich poddanych — dodał, myślami wychodząc ku podrostkom, których z pewnością więcej kręciło się w południowej puszczy i reszcie półwyspu.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Ragros przypatrywał się uważnie Ksejgaakowi, gdy ten mówił. Prawdę mówiąc nie mógł uwierzyć, że ten jeszcze nie tak dawno temu podrostek teraz wyrósł na tak dużego, i przede wszystkim rozważnego smoka - pamiętał go jeszcze z czasów wojny, i prawdę mówiąc wtedy Ksejkgaak go irytował. Był młodszy, dużo młodszy od niego, a zadzierał nosa - i to działało mu, zresztą, nie tylko mu, inne starsze gady też się na to skarżyły, na nerwy; Teraz jednak z białym rozmawiało się... Inaczej.
-Liczymy się z pewnymi niepokojami... W razie czego nasze patrole mają uspokoić mieszkańców.-Powiedział, na następne słowa maga kiwając głową. -Ktokolwiek za tym stoi, chce obrócić naród przeciw nam, zaczęcie od prostych ludzi to podstępna ale skuteczna strategia.-Mruknął, wyraźnie niezadowolony i zniesmaczony.
Na następne słowa białego prychnął. -Nawet pomimo stanu zagrożenia stare zasady zobowiązują, wiesz, co czeka tych, którzy zaatakują mieszkańców.- Kary za polowania na smoki były surowe, od czasu zakończenia wojny Ragros osobiście o to zadbał. W trakcie konfliktu naoglądał się zbyt dużo dramatów rodzin rozbitych przez wojnę, straumatyzowanych z powodu śmierci smocząt jak i starszych członków rodziny.
-Jeżeli będziesz w stanie... Spróbuj również samemu poszukać sprawców.-Powiedział złotołuski, wypuszczając kłęby dymu spomiędzy zębów.-Wiem, że z twoją pozycją jesteś w stanie dotrzeć do wielu osób w Medevarze... Może uda ci się czegoś dowiedzieć. Nigdy nie wiadomo, gdzie może czaić się wróg.
Offline
Ksej słuchał odpowiedzi złotołuskiego i zastanawiał się zarazem. Nie tylko nad sytuacją, ale i samym przywódcą. Czy zmienił się od czasów wojny? Czy raczej powojennych... Z pewnością będzie go teraz lepiej wspominać, ale nie o to mu chodziło, teraz liczyły się zdolności przywódcze i taktyczne Ragrosa, a ten nie robił się coraz młodszy. Choć nie wątpił w jego umysł, to jednak wielu mogło w nim upatrywać pionka Durovasta oraz słabą figurę, łatwą do obalenia. To był niepokojący wniosek, ale zawierał w sobie na razie tylko możliwości.
— Prawda — mruknął odnośnie skuteczności strategii. Zerknął znów na Ragrosa, jakby upewniając się, że ten mówi poważnie i... chyba mówił. Czy to naiwność? — Wiem. Za morderstwa ludzi morderstwa ludzi grożą równie surowe kary, ale te i tak się zdarzają, czyż nie? I to dość często — wymruczał w odpowiedzi, nie zamierzając więcej ciągnąć tematu. Obaj wiedzieli swoje, chciał go tylko ostrzec, a co przywódca z tym zrobi, to już jego decyzja.
Zaraz nastawił lekko uszu, kiedy smok wyszedł z niejaką prośbą. Oczywiście, że zamierzał ich szukać, ale teraz pozostawało pytanie, czy powinien się z tym obnosić. A także z tym, czego się dowie. Ksejgaak nie chciał oskarżać nikogo, kto z założenia miał chronić Baenuru przed kolejną wojną, ale byłby naiwny jak dziecko, wmawiając sobie, że władza nie może nikogo zdradzić.
Lekko zakołysał ogonem. Ragros miał całkowitą rację. Nigdy nie wiadomo.
— Zamierzam — odparł spokojnie i na moment uniósł łeb, wyłapując zbierający się wiatr. Niósł zapach młodzików, którzy wciąż byli gdzieś w pobliżu, ale nic poza tym. — Jeśli dowiem się czegoś przydatnego, odszukam cię. Tymczasem bywaj — dodał i skinął mu głową, by ruszyć w las. Z początku szedł swobodnie, ale szybko przeszedł do truchtu i biegu, kierując się do wyższego punktu ruin, który pozwoli mu swobodnie opuścić las.
z.t.
Please, don't waste your breath
on the things I don't regret,
baby, I'm just here for the ride
I'm just here for the ride
Offline
Strony: 1
[ Wygenerowano w 0.114 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 3.4 MB (Maksimum: 3.73 MB) ]